True Star

Rozdział 139 – Pułapka ukryta w słowach9 min. lektury

Lu Tian Chen wpatrywał się w Tang Fenga. Chciał uzyskać jakiegoś rodzaju odpowiedź, patrząc mu w oczy, lecz nie mógł odnaleźć niczego za tymi pięknymi tęczówkami. Nie był to pierwszy raz, gdy wystawiał aktora na próbę, lecz tym razem było nieco inaczej. Zamiast mierzyć go badawczym spojrzeniem, wpatrywał się w niego z poczuciem uznania oraz obsesyjnością, przekazując przy tym emocje, których istnienia nawet on sam nie podejrzewał. Jako aktor Tang Feng wierzył, że rozumie uczucia skrywane za różnego rodzaju spojrzeniami. Co mógł mieć na myśli Lu Tian Chen, przyglądając mu się w tak głęboki sposób? Intensywność spojrzenia mężczyzny sprawiła, że nie był w stanie odwrócić wzroku. Było ono niczym płomień, który usiłował spalić go żywcem. Chciał umknąć poza zasięg ognia, lecz odniósł wrażenie, że przywarł do swojego miejsca. Kto nie pragnął miłości innego człowieka? Ludzie w naturalny sposób przywiązywali większą uwagę do jednostek, które okazywały im dobroć. Pamiętali, kto uśmiechnął się do nich o poranku, kto kupił im śniadanie, albo kto pomógł im w niesieniu torby. Wiązali tę twarz ze wspomnieniami i przywoływali ją, gdy ponownie stykali się z daną osobą. Ludzie naturalnie pożądali uwagi, miłości, uznania. Gdy Tang Feng wkroczył na ścieżkę aktorstwa, czy również pragnął uzyskać w ten sposób uwagę, której nie zdołał otrzymać w swoim codziennym życiu? Jako porzucona sierota już wcześniej został pozbawiony uznania, na które zasługiwał z racji bycia istotą ludzką. Musiał udowodnić, że nie jest bezwartościowy w oczach społeczeństwa. Jego egzystencja miała sens. Nie urodził się tylko po to, by zostać porzucony. Ludzie często mówili, że Fiennes był cudem. Porzucone dziecko przeistoczyło się w aktora kochanego przez miliony. Jako Fiennes wiedział, że jest kochany przez fanów, lecz pragnął miłości otaczających go ludzi znacznie mocniej niż miłości widzów, oddzielonych od niego za pomocą ekranu. Jedynie bliskie mu osoby wiedziały, jaki był w prawdziwym życiu, a nie jako Fiennes stworzony przez media oraz jego agencję.

Dobranoc. – Lu Tian Chen pochylił się i pocałował go w czoło. Wstał z łóżka i wyłączył światło.

Tang Feng wpatrywał się w sufit w ciemnym pokoju.

Lu Tian Chen, co to dokładnie ma znaczyć?

To rozgrzewka przed twoim jutrzejszym wystąpieniem – odparł spokojnie mężczyzna, tak jakby było to zupełnie logiczne.

Wiesz, co mam na myśli, więc nie zmieniaj tematu. Wyjaśnij jasno, nie jesteśmy przecież dziećmi.

Tang Feng zamrugał silnie, po czym znowu otworzył oczy. Odwrócił się plecami do Lu Tian Chena i zaciągnął koc pod brodę. Ponieważ spali w jednym łóżku, mieli dwa zestawy koców. Miał w zwyczaju przytulać swoje koce w czasie spania i nie lubił dzielić się nimi z inną osobą. Innymi słowy, musiał przytulać się do czegoś, aby zasnąć.

Skoro tak, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? – Niski głos Lu Tian Chena brzmiał w mroku niczym recytacja poezji.

Każde słowo było historią, było poematem.

Czy… czy masz wobec mnie uczucia? – Tang Feng prychnął lekko z irytacją.

Po zadaniu tego pytania odkrył, że w istocie nie chce poznać odpowiedzi. Nie byłby zadowolony ani z negatywnej, ani pozytywnej odpowiedzi.

Jeżeli masz na myśli, czy chcę się z tobą przespać, odpowiedź brzmi „tak”. – Bezpośrednie słowa Lu Tian Chena sprawiły, że się uśmiechnął. – Pamiętasz, co powiedziałem? Mogę być biznesmenem, ale jestem również mężczyzną. Jeśli uwodzisz mnie z takim entuzjazmem, nie mam nic przeciwko biurowej miłości z jednym z moich pracowników.

Usłyszenie tej wypowiedzi z ust Lu Tian Chena wywołało w nim wrażenie, że słyszy sarkastyczny żart. Schował głowę pod kocami.

Powiedziałem, że nie próbuję cię uwieść. Może wrócisz do swojego pokoju i pójdziesz spać? – powiedział nieco stłumionym głosem.

Nie minęły nawet dwie sekundy, a poczuł ciepło rozchodzące się po plecach i zmierzające w stronę rąk oraz nóg. Mężczyzna obejmował go od tyłu. Pomimo paru warstw koców, gorąco między nimi niemal parzyło.

Ostatnio jesteś naprawdę kruchy.

Och… Próbuję lepiej wczuć się w swoją postać. Możesz mnie puścić? Jest za gorąco.

Gorąco? Od kiedy zacząłeś spać w piżamie? – Lu Tian Chen zaśmiał się pod nosem. Tang Feng wyczuwał jego ciepły oddech na karku. – Obawiasz się, że czegoś spróbuję? A wiedziałeś o tym? Człowiek jest najmniej pociągający, gdy jest zupełnie nagi. To w złym guście i sprawia ordynarne wrażenie.

Czekaj sekundę… – Tang Feng zmarszczył brwi. – Czy próbujesz skłonić mnie do zdjęcia ubrań?

Naciągane rozumowanie mężczyzny w ogóle nie brzmiało przekonująco.

Możesz tak to potraktować.

Niebiosa, nie miał pojęcia, że człowiek tak poważny, jak Lu Tian Chen także ma swoją gruboskórną i zboczoną stronę. Naprawdę nie powinno się oceniać ludzi na podstawie wyglądu. Zakrył twarz obiema dłońmi. Co w rzeczywistości się działo?

Nie, mam wrażenie, że próbujesz wciągnąć mnie w pułapkę. Od teraz nie odpowiem na żadne z twoich pytań. Po prostu zaśnijmy, w porządku?

***

FILM: ALEJA SZATANA

SCENA 12

WEW. KLASZTORU – NOC

Mijał dzień za dniem. Wraz z nadejściem nocy, mnisi z klasztoru powrócili do swoich pokojów. Wszystko, co pozostało w kaplicy to jasno płonące świece, tańczące w słonej bryzie oceanu oraz jeden samotny mnich. Tang był w klasztorze już od trzech miesięcy. Wierzył w to, że wieści o jego występku nigdy nie przekroczą przez ocean i nie dotrą do miejsca, w którym się znajdował. Musiał wierzyć, że właśnie tak jest. Ubrany w prosty, czarny habit, klęczał przed figurą Boga i się modlił. Modlił się, żeby przebaczono mu jego kłamstwa, ponieważ okłamał wszystkich z tutejszego klasztoru. Dzięki fałszywemu listowi nikt nie poznał prawdy. Niekiedy budził się w środku nocy, a w uszach dzwoniło mu od oskarżeń dawnych kompanów. Oskarżali go, że jest brudny. Podłe słowa oraz ostre spojrzenia zdawały się grozić, że pochłoną go niczym pobliski ocean. Topił się w wodzie, opadając coraz głębiej i głębiej. Nie mógł oddychać, a światło przed jego oczami stopniowo przygasało. Wreszcie zatonął w zimnym, bolesnym świecie wypełnionym ciemnością.

Tang kontynuował modlitwy, a także uczył się na pamięć Pisma Świętego. Chłodny wiatr na zewnątrz rozbijał się o okna i sprawiał, że stare, drewniane obramowania skrzypiały w wyrazie protestu. Niektóre ze świec pogasły. Po półgodzinnej modlitwie czuł się dużo lepiej. Czuł, że jego serce uspokaja się z każdym kolejnym słowem. Uchylił powieki i rozejrzał się dookoła – był jedyną osobą, która pozostała. Zbliżał się czas na powrót do własnego pokoju. Następnego dnia rano musiał obudzić się wcześnie by podlać ogród. Mnisi w klasztorze wiedli samowystarczalne życie. Jako obcokrajowiec i nowo przybyły, był odpowiedzialny za ogromną ilość pracy. Tang nie narzekał, ponieważ wiedział, że to przeznaczona dla niego boska kara. Poszedł w stronę świeczników. Podniósł jeden z nich i dmuchnął, a tańczący płomień prędko wygasł, pozostawiając po sobie tlący się knot. Odwrócił się, po czym zgasił pozostałe świece. Wkrótce usłyszał za sobą odgłos kroków. Były wyraźne i pewne niczym nadciągnięcie nagłego wiatru. Tang spojrzał w kierunku, z którego dobiegały. Osoba, którą ujrzał, była od stóp do głów zawinięta w czarny habit wraz z wielkim kapturem, ujawniającym jedynie jej podbródek. Przeszła przez drzwi i zatrzymała się trzy kroki przed Tangiem, a następnie wyciągnęła blade ręce, aby zdjąć kaptur. Znał tego mężczyznę – był to pierwszy człowiek, którego zobaczył po swoim przebudzeniu, Chris. Nie licząc pierwszych paru dni, Chris więcej się do niego nie odezwał. Tang rozumiał, że nikt nie lubił rozmawiać z kimś, kto nie mógł odpowiedzieć. Jednak często zauważał Chrisa, stojącego w różnych miejscach i obserwującego go głębokim wzrokiem. Uwaga z jego strony sprawiała, że Tang był spięty i nieswój. Czuł, jak jego serce gna szaleńczo, usiłując wyskoczyć z klatki piersiowej.

Jesteś tutaj.

Chris zbliżył się do niego. Tang wpatrywał się w mnicha, nie wiedząc, co powinien zrobić. Zapomniał o palącej się świecy, która pozostała w jego dłoni. Roztopiony wosk spłynął po świeczniku i opadł na jego rękę. Tang wzdrygnął się z bólu, instynktownie wypuszczając białą świecę, która upadła na posadzkę i się rozpadła. Wosk spłynął po niej niczym łzy i wytworzył kałużę na zimnej, twardej powierzchni. Tang utkwił spojrzenie w złamanej świecy. Pochylił się, by podnieść kawałki, lecz Chris złapał go za nadgarstek. Głos, kuszący jak głos samego diabła, zabrzmiał tuż obok jego ucha.

Wiem… wiem, że masz tajemnicę. Może zdołałeś oszukać innych tamtym listem, ale nie zdołałeś zaślepić moich oczu, Tang.

Tang podniósł głowę i popatrzył na mężczyznę. W jego oczach toczyła się bitwa, cierpliwość walcząca ze strachem oraz słabością. W tej samej chwili jasnowłosy chwycił twarz Tanga i pocałował go w usta, a ten zaczął wyrywać się z uścisku, przez co jeszcze więcej świec upadło na podłogę. Potoczyły się wzdłuż podłogi, rozświetlając mroczne wnętrze kaplicy. Wiatr szaleńczo rozbijał się o mury, podczas gdy złamane światło księżyca tworzyło odbicie ich splecionych cieni na figurze przedstawiającej Boga. Niebo rozjaśniło światło błyskawicy.

Tłumaczenie: Berenice96

Tom I
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Rozdział 114
Rozdział 115
Rozdział 116
Rozdział 117
Rozdział 118
Rozdział 119
Rozdział 120
Rozdział 121
Rozdział 122
Rozdział 123
Rozdział 124
Rozdział 125
Rozdział 126
Rozdział 127
Rozdział 128
Tom II
Rozdział 129
Rozdział 130
Rozdział 131
Rozdział 132
Rozdział 133
Rozdział 134
Rozdział 135
Rozdział 136
Rozdział 137
Rozdział 138
Rozdział 139
Rozdział 140
Rozdział 141
Rozdział 142
Rozdział 143
Rozdział 144
Rozdział 145
Rozdział 146
Rozdział 147
Rozdział 148
Rozdział 149

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.