Gino zacisnął zęby z bólu, podczas gdy Tang Feng mocno pocierał uderzone miejsce.
– Czy tak powinieneś traktować swojego wybawcę?
– Czy to nie ja cię ostatecznie uratowałem? Inaczej nic by z ciebie nie zostało po tym, jak Charles by z tobą skończył.
– Dlaczego znasz takiego agresywnego drania? W ogóle do ciebie nie pasuje. Tang, powinieneś trzymać się z daleka od takich ludzi. Oni wszyscy są bezdusznymi wampirami, które wyssą cię na wiór i zostawią, abyś gnił na podłodze.
Gino wpatrywał się w drugiego aktora. Usta Tang Fenga były nieco zapuchnięte. Potrzebował zaledwie chwili, by domyślić się, jak do tego doszło. Czuł się tak, jakby ten cholerny Charles kopnął go nie tylko w brzuch, ale też w klatkę piersiową – inaczej nie sprawiałaby równie ciężkiego wrażenia.
– Czuję się tak, jakbym miał obrażenia wewnętrzne. Bardzo boli mnie klatka piersiowa. Cholera, pozwę go!
Nie tylko bolało go w piersi, ale miał także problemy z oddychaniem. Miał wrażenie, że zaraz umrze.
– Nie bądź dzieckiem. Jeśli go pozwiesz, prawdopodobnie obaj skończycie z takim samym wyrokiem. Proszę nie zapominać, kto wykonał pierwszy ruch, panie Michaelu Gino.
Tang Feng był zaskoczony arogancją Gino, który uderzył Charlesa bez żadnego pytania. Charles również lubił żywić urazę – imię Gino prawdopodobnie znajdowało się już na jego czarnej liście. Zdecydował, że po powrocie do domu musi dać mu parę porządnych kopniaków. Zerknął na Gino, wpatrującego się w niego jak dziecko skarcone za coś, czego nie zrobiło. Zgodnie z oczekiwaniami, jego dobroduszny wizerunek w czasie ich pierwszego spotkania w Chinach był czymś, co Tang Feng samodzielnie wyczarował. Samowolne i wymagające przerośnięte dziecko, które właśnie przed nim siedziało, było tym Gino, którego znał z przeszłości. Aktor urodził się w zamożnej rodzinie i otrzymał najlepszą edukację – w rzeczy samej miał szczęście, że wiódł takie życie. Rzecz jasna oznaczało to zarazem, że w rezultacie rozpieszczania przez rodzinę oraz menadżera jego postawa była okropna.
– Następnym razem wgniotę go w ziemię! – obiecał sobie Gino.
Tang Feng zaśmiał się pod nosem. Charles nie wyrobił sobie mięśni poprzez ćwiczenie na siłowni, co było oczywiste po tym, jak walczył wcześniej z Gino. Drugi mężczyzna wyraźnie nauczył się swoich ciosów od trenera na siłowni, z naciskiem na przestrzeganie zasad oraz poprawną formę. Z drugiej strony Charles walczył jak uliczny gangster. W jego sposobie walki nie istniały zasady ani wzory, lecz Tang Feng po jednym spojrzeniu wiedział, że ma on duże doświadczenie. Każde uderzenie i kopnięcie, które otrzymał Gino, mogło być śmiertelne. A jeśli chodziło o sportowe zachowanie… Kto miał czas, by przejmować się czymś takim w czasie walki z prawdziwymi nożami oraz pistoletami? Tak czy inaczej, nie byli przeciwnikami rozgrywającymi sprawiedliwy pojedynek na jakiś zawodach.
***
W związku z walką, Gino miał problemy podczas nagrywania popołudniowych scen. Skończyło się na tym, że odbył długą rozmowę z reżyserem na temat swojej roli oraz tego, co powinien przedstawić. W rezultacie Tang Feng mógł wcześniej opuścić plan. W domu czekał na niego agresywny niedźwiedź o imieniu Charles. Tang Feng był zmuszony podpisać z nim niesprawiedliwy kontrakt w czasie lunchu, aby niedźwiedź „spokojnie” sobie poszedł. Podczas gdy zbierał swoje rzeczy i przygotowywał się do wyjścia ze swoim asystentem, Lu Tian Chen przyjechał, aby go odebrać.
– Prezesie Lu, nie jesteś zajęty?
Tang Feng usiał w samochodzie obok mężczyzny. Ta ich rutyna trwała już od kilku dni. Lu Tian Chen odbierał go, kiedy tylko miał czas. Chociaż teoretycznie nie powinien mieć aż tyle wolnego czasu jako CEO w ogromnej firmie.
– Muszę tylko wyznaczać zadania dla moich pracowników i czekać aż pieniądze wpłyną na konto. – Lu Tian Chen powoli wyjechał z lokalizacji filmowej. Podczas gdy przekręcał kierownicę, zerknął na Tang Fenga. – Jestem inwestorem, biznesmenem. Nie robotnikiem, dobrze?
– Jasne, oczywiście, to ja jestem robotnikiem.
Cholerni kapitaliści, którzy widzą tylko jak wyzyskiwać klasę pracującą.
Prezes uśmiechnął się, nie odpowiadając. Tang Feng niespodziewanie odkrył, że dogadywał się w bardziej naturalny, spokojny sposób zarówno z Lu Tian Chenem, jak i Charlesem. Początkowe konflikty oraz ostrożność, które pomiędzy nimi istniały, zanikały wraz z codziennymi rozmowami. To powinno się liczyć na plus. Być może mogli stać się dobrymi przyjaciółmi, z naciskiem na „dobrych przyjaciół”.
– Charles przyjechał dzisiaj, żeby cię odwiedzić, prawda? Powiedział, że zrobi ci niespodziankę – powiedział Lu Tian Chen.
– Tak, niespodziankę. Chociaż trafniej byłoby określić to jako nieprzyjemny szok. Pobił Gino, choć Gino rzeczywiście wykonał pierwszy ruch. Ale ostatecznie i tak wszystko to było nieporozumieniem. – Tang Feng westchnął, zerkając za okno.
Temperatura nie obniży się do wieczora. Wiatr, który owiewał jego twarz, niósł ze sobą gorąco. Prędko podniósł szybę.
– Charles ma twardą pięść.
Tang Feng uśmiechnął się i spojrzał na Lu Tian Chena.
– Brzmi, jakbyś wcześniej z nim walczył?
– Są takie chwile, gdy mężczyźni muszą porównać swoje pięści. – Lu Tian Chen również się uśmiechnął, wyglądając, jakby coś wspominał.
Tang Feng wyobraził sobie, jak ci dwaj się biją.
– Gdzie walczyliście? Na ringu? Kto wygrał? – zapytał z ciekawości.
– A kogo wolałbyś jako zwycięzcę?
– Hmm… Mogę się założyć, że był remis. Nigdy nie widziałem, jak walczysz, ale pamiętam twoje słowa, że jesteś w tym dobry. Jeśli chodzi o Charlesa, dopiero co miałem okazję zobaczyć go w czasie walki. Zgaduję, że obaj jesteście na podobnym poziomie – przeanalizował, marszcząc brwi.
Lu Tian Chen zaśmiał się głęboko, wydając się dosyć rozbawiony.
– Tia, masz rację. Nie rozminąłeś się znacznie z prawdą.
– Powiesz mi o tym coś więcej?
Lu Tian Chen zawsze przerywał w środku opowiadania. Tang Feng był ciekaw dalszego ciągu. Jako ktoś, kto aktualnie ćwiczył sztuki walki, był zainteresowany każdą kwestią związaną z walką. Chociaż w poprzednim życiu miał chińskie pochodzenie, liczył się co najwyżej jako pół-Chińczyk. Dorastał w Ameryce, więc chociaż zagłębiał się w chiński język oraz kulturę, jego edukacja nadal była solidnie wrośnięta w kulturę amerykańską. Jego przyjaciele również byli Amerykanami. W związku z tym nie posiadał głębokiego zrozumienia chińskiej kultury albo sztuk walki. Charles od początku był pół-Chińczykiem, praktycznie tak samo, jak Tang Feng. Jednak w przypadku Lu Tian Chena sprawy miały się inaczej. Biorąc pod uwagę powierzchowność, był on w pełni człowiekiem wschodu.
– Czy w zamian powinienem otrzymać od ciebie obietnicę, tak samo, jak Charles? – Chociaż Lu Tian Chen sformułował swoją wypowiedź jako pytanie, jego ton głosu pokazywał, że jest poważny.
Jako biznesmen nie oferował darmowych usług.
– Za bardzo polegasz na swojej władzy, ty wampiryczny kapitalisto.
– Dziękuję za komplement.
Skóra Lu Tian Chena stawała się tak gruba, jak Wielki Mur Chiński. Tang Feng nienawidził stykać się z gruboskórnymi ludźmi.
– Co chcesz w zamian? – zapytał po chwili wahania.
Zadecyduje, czy zaakceptować ofertę, gdy usłyszy warunki.
– Czy nie masz jutro rano wolnego czasu? Może zrobisz mi śniadanie – stwierdził Lu Tian Chen.
Tang Feng uniósł brew. Czy dobrze usłyszał? Lu Tian Chen powiedział, że ma mu zrobić śniadanie?
– Jesteś pewien?
Tang Feng pamiętał, że wspominał o swoim braku umiejętności kulinarnych oraz o tym, że nie wie jak zrobić śniadanie. Był nieudolny nawet przy prostych zadaniach typu usmażenie jajka czy zrobienie tosta. Wszyscy mieli swoje mocne i słabe strony. Miał wiele mocnych stron, lecz gotowanie z pewnością do nich nie należało. Jednak nie zamierzał odświeżać pamięci Lu Tian Chena. W końcu zadanie polegające na zrobieniu śniadania było w zasięgu jego możliwości.
– Tak, czy to problem?
– Nie, oczywiście, że nie.
W ogóle nie było problemu. Przecież to nie on zje zrobione przez siebie śniadanie.
– Tylko dla mnie – dodał mężczyzna po dłuższej chwili milczenia.
– Wiem.
Tang Feng nie planował zatruć kogoś innego, chociaż gdyby chodziło o Charlesa, nie miałoby to znaczenia. Jeżeli zdołają przełknąć jego wytwory, może ugotować, co tylko zechcą. Zaśmiał się pod nosem, patrząc na widok za oknem.
***
Gdy Lu Tian Chen i Tang Feng wrócili do swojego apartamentu, Charles już czekał na nich w środku, siedząc na ciemnej, skórzanej kanapie. Z jego ust, których kącik nadal był zaczerwieniony po walce z Gino, sterczało cygaro. Zamiast zrujnować wygląd zboczonego niedźwiedzia, rana dodawała mu surowej atrakcyjności.
– Ranisz moje serce, skarbie! – poskarżył się Charles w chwili, gdy zobaczył pozostałą dwójkę.
– Nie jestem twoim skarbem, Charles.
Tang Feng wszedł do wnętrza, po czym zawiesił na wieszaku obok drzwi czarną torbę, którą niósł. W torbie znajdował się wybór witamin, jego telefon oraz krople do oczu – wszystkie te rzeczy przydawały się w czasie pobytu na planie.
– Pocałowałeś dziś rano idiotę, potem pozwoliłeś temu idiocie uderzyć mnie w czasie lunchu. A teraz stoisz przede mną z moim najlepszym przyjacielem i zachowujesz się, jakbyście byli małżeństwem!
Przesadny ton Charlesa sprawił, że Tang Feng się roześmiał. Zboczony niedźwiedź znowu popuszczał wodze fantazji. Lu Tian Chen upodobał sobie rzucanie od czasu do czasu suchych żartów, a Charles również stawał się coraz lepszy w swoim żenującym poczuciu humoru. Tang Feng czuł się tak, jakby żył z dwoma szaleńcami.
– Zgadza się. – Grając zgodnie ze słowami Charlesa, Tang Feng uśmiechnął się, zarzucił ramię dookoła talii Lu Tian Chena i uniósł podbródek. – Mam nowego ulubieńca. Zostałeś wygnany do zimnego pałacu1, Charles.
Lu Tian Chen uśmiechnął się bez słowa, a Charles spojrzał na nich ostrym wzrokiem.
– Obydwaj głęboko mnie zraniliście.
1. Termin używany zazwyczaj do opisania miejsca, do którego są wypędzani członkowie cesarskiego haremu po straceniu przychylności cesarza. Jednakże w pałacu cesarskim nie ma konkretnego miejsca zaprojektowanego jako „zimny pałac” – po straceniu przychylności konkubina przebywa zazwyczaj w swoich komnatach, które określa się wówczas mianem „zimnego pałacu”.
Tłumaczenie: Berenice96
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67 Rozdział 68 Rozdział 69 Rozdział 70 Rozdział 71 Rozdział 72 Rozdział 73 Rozdział 74 Rozdział 75 Rozdział 76 Rozdział 77 Rozdział 78 Rozdział 79 Rozdział 80 Rozdział 81 Rozdział 82 Rozdział 83 Rozdział 84 Rozdział 85 Rozdział 86 Rozdział 87 Rozdział 88 Rozdział 89 Rozdział 90 Rozdział 91 Rozdział 92 Rozdział 93 Rozdział 94 Rozdział 95 Rozdział 96 Rozdział 97 Rozdział 98 Rozdział 99 Rozdział 100 Rozdział 101 Rozdział 102 Rozdział 103 Rozdział 104 Rozdział 105 Rozdział 106 Rozdział 107 Rozdział 108 Rozdział 109 Rozdział 110 Rozdział 111 Rozdział 112 Rozdział 113 Rozdział 114 Rozdział 115 Rozdział 116 Rozdział 117 Rozdział 118 Rozdział 119 Rozdział 120 Rozdział 121 Rozdział 122 Rozdział 123 Rozdział 124 Rozdział 125 Rozdział 126 Rozdział 127 Rozdział 128 Tom II
Rozdział 129 Rozdział 130 Rozdział 131 Rozdział 132 Rozdział 133 Rozdział 134 Rozdział 135 Rozdział 136 Rozdział 137 Rozdział 138 Rozdział 139 Rozdział 140 Rozdział 141 Rozdział 142 Rozdział 143 Rozdział 144 Rozdział 145 Rozdział 146 Rozdział 147 Rozdział 148 Rozdział 149