– Obudziłeś się? – Lu Tian Chen otworzył oczy. Przebudziło go lekkie poruszenie się Tang Fenga. Jego skłonność do czujności nie miała wyjątków nawet w łóżku.
– Taa – odparł Tang Feng z półprzymkniętymi oczami.
Wypił zeszłej nocy tak dużo, że cały był zobojętniały – do tego stopnia, że nawet jego odpowiedzi brakowało energii.
– Matko, nadal mam zajęcia. – Tang Feng mocno uderzył się w czoło i przypadkowo zerknął na wiszący na ścianie zegar, który wskazywał, że była dziewiąta piętnaście rano, a jego klasa zaczynała się o dziewiątej trzydzieści.
Natychmiast zaczął szamotać się, by wyjść z łóżka.
– Zadzwoniłem w nocy, że będziesz nieobecny. – Lu Tian Chen wyciągnął rękę i wciągnął go z powrotem na łóżko.
Wzięty z zaskoczenia Tang Feng opadł na miękką poduszkę, a jego głowa zaczęła się kręcić jeszcze bardziej z powodu tego ruchu.
– Czuję się tak, jakby sto słoni stąpało po całej mojej głowie. Albo to, albo ktoś tańczył na jej czubku zeszłej nocy.
Szczypiąc brwi, Tang Feng wziął głęboki oddech i odwrócił się, aby spojrzeć na leżący za nim piec. Charles nadal spał w najlepsze, bez jakichkolwiek oznak by miał obudzić się w najbliższym czasie.
– Ten gość naprawdę śpi jak zabity. – Śmiejąc się pod nosem, Lu Tian Chen wyciągnął rękę, aby pomasować czoło Tang Fenga. – Poleż chwilę dłużej, powiem komuś, żeby przyszedł z zupą na kaca.
Tang Feng odprawił go, mówiąc:
– Nie, po prostu daj mi szklankę wody i pozwól mi pospać do lunchu. Wszystko ze mną w porządku, jestem tylko trochę skacowany.
– Leż albo wezmę cię tu i teraz. – Lu Tian Chen spokojnie wyrzucił z siebie szokujące zdanie.
Tang Feng spojrzał z rozbawieniem na mężczyznę siedzącego obok i ubierającego się.
– Prezesie Lu, z pewnością masz wyjątkowy sposób troszczenia się o innych, ale… dziękuję.
– Nie potrzebuję słów wdzięczności. Jako biznesmen chcę materialnego działania. – Wstając, by naciągnąć spodnie, Lu Tian Chen nachylił się i zniżył głowę, aby złożyć pocałunek na oku Tang Fenga. – To wystarczy.
– Rozumiem. – Tang Feng pokiwał głową z uśmiechem.
– Co takiego rozumiesz? – spytał z ciekawością Lu Tian Chen.
– Czym różnicie się ty i Charles. – Tang Feng usiadł i oparł się o poduszkę. Przechylił głowę, by spojrzeć na Charlesa. Wcześniej go odkopał, ale mężczyzna znowu obejmował jego udo, pochrapując przy tym.
– Och? Czym się od niego różnię? – Lu Tian Chen zaśmiał się lekko. Podszedł do baru znajdującego się w pokoju i nalał szklankę wody, lecz następnie przemyślał to przez chwilę i zmienił wodę na sok.
Tang Feng rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
– Tak po prostu.
Lu Tian Chen wrócił, uśmiechając się i podał Tang Fengowi sok.
– Naprawdę masz jaja. Nie bałeś się, że Charles i ja zrobimy ci coś, gdy będziesz pijany?
– Och, jeżeli tutaj jesteś, to nic się nie stanie. – Od strony szklanki dotarł stłumiony głos, gdy Tang Feng mówił, pijąc świeży zimny sok.
Przez zmrużone oczy stojącego na boku Lu Tian Chena przemknął błysk. Uśmiechając się, zapytał:
– Na jakiej podstawie tak sądzisz?
Tang Feng rzucił spojrzenie na boga snu, Charlesa, zanim odwrócił się, by wbić wzrok w Lu Tian Chena.
– Bo jesteś Lu Tian Chenem, a nie Charlesem. Ponadto sądzę, że nie powiedziałem niczego nieprawidłowego.
Tang Feng rozejrzał się po pokoju. Ich trójka bezpiecznie spędziła noc na tym samym łóżku bez żadnych nieprzyjemnych wydarzeń.
Lu Tian Chen milczał przez chwilę. Wpatrywał się uważnie w mężczyznę pijącego ze szklanki w swojej dłoni. Kiedy Tang Feng skończył cały sok, Lu Tian Chen sięgnąłby ją zabrać. Odwracając się, powiedział delikatnie:
– Nie jestem racjonalny przez cały czas. Mogę być biznesmenem, ale pamiętaj, że jestem również mężczyzną.
Lu Tian Chen opuścił pokój. Tang Feng odepchnął śpiącego nadal Charlesa i poszedł do łazienki. Oczywiście wiedział, że Lu Tian Chen jest mężczyzną, lecz przez znaczną większość czasu zachowywał się on jak biznesmen.
Połowa z tego, co powiedział Lu Tian Chenowi, była prawdą, podczas gdy druga połowa była zamierzona. Ponieważ wiedział, że ostatecznie jest on mężczyzną, Tang Feng pomyślał, że jego słowa wpłyną na prezesa, wskazując różnicę pomiędzy nim a Charlesem. Jeżeli mógł w ten sposób zwiększyć swoją ochronę, to odrobina knucia była dozwolona, prawda?
Tłumaczenie: Berenice96
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67 Rozdział 68 Rozdział 69 Rozdział 70 Rozdział 71 Rozdział 72 Rozdział 73 Rozdział 74 Rozdział 75 Rozdział 76 Rozdział 77 Rozdział 78 Rozdział 79 Rozdział 80 Rozdział 81 Rozdział 82 Rozdział 83 Rozdział 84 Rozdział 85 Rozdział 86 Rozdział 87 Rozdział 88 Rozdział 89 Rozdział 90 Rozdział 91 Rozdział 92 Rozdział 93 Rozdział 94 Rozdział 95 Rozdział 96 Rozdział 97 Rozdział 98 Rozdział 99 Rozdział 100 Rozdział 101 Rozdział 102 Rozdział 103 Rozdział 104 Rozdział 105 Rozdział 106 Rozdział 107 Rozdział 108 Rozdział 109 Rozdział 110 Rozdział 111 Rozdział 112 Rozdział 113 Rozdział 114 Rozdział 115 Rozdział 116 Rozdział 117 Rozdział 118 Rozdział 119 Rozdział 120 Rozdział 121 Rozdział 122 Rozdział 123 Rozdział 124 Rozdział 125 Rozdział 126 Rozdział 127 Rozdział 128 Tom II
Rozdział 129 Rozdział 130 Rozdział 131 Rozdział 132 Rozdział 133 Rozdział 134 Rozdział 135 Rozdział 136 Rozdział 137 Rozdział 138 Rozdział 139 Rozdział 140 Rozdział 141 Rozdział 142 Rozdział 143 Rozdział 144 Rozdział 145 Rozdział 146 Rozdział 147 Rozdział 148 Rozdział 149