Lan Wangji objął Wei Wuxiana w talii prawym ramieniem i wskoczył na Bichen, szybko docierając na drugą łódź. Patriarcha zachwiał się lekko, odzywając się dopiero, gdy jego towarzysz pomógł mu zachować równowagę.
– Co się stało, Wen Ning? Czy nie mówiłeś, że zamierzasz tylko zerknąć?
– Przepraszam, paniczu. To moja wina. Nie mogłem się powstrzymać przed…
Jin Ling zwrócił ostrze miecza w jego stronę i ryknął:
– Nie zachowuj się tak pretensjonalnie!
– Odłóż najpierw miecz, Jin Ling! – krzyknął Wei Wuxian.
– Nie zrobię tego!
Patriarcha już miał znowu się odezwać, gdy chłopak wybuchnął płaczem. Wszyscy zamarli. Zdezorientowany Wei Wuxian zrobił krok w jego stronę.
– Co… co się stało?
– To miecz mojego ojca. Nie odłożę go! – krzyknął Jin Ling, a łzy wciąż spływały po jego twarzy. W ramionach ściskał mocno ostrze Jin Zixuana, Suihuę. Była to jedyna rzecz, która została mu po rodzicach.
Jin Ling beczący na oczach tłumu odrobinę przypominał Wei Wuxianowi szlochającą z rozpaczy Jiang Yanli. Spośród obecnych chłopców w wieku Jin Linga niektórzy już się ożenili, a część z nich miała dzieci. Dla nich płacz był upokarzający. Płakać przed tak dużym tłumem — jak bardzo musiał być sfrustrowany?
Przez chwilę Wei Wuxian nie wiedział, co ma zrobić. Spojrzał na Lan Wangjiego wzrokiem proszącym o pomoc, lecz jeszcze mniej prawdopodobne było, by Hanguang-jun wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. W tej chwili usłyszeli krzyk:
– A-Ling!
Około pół tuzina większych statków otoczyło małą łódź rybacką. Każdy wypełniony był kultywatorami z liderami sekt stojącymi przy dziobie. Sekta YunmengJiang znajdowała się po ich prawej stronie. Płynęła najbliżej, a pomiędzy burtami było nie więcej jak trzydzieści metrów. To Jiang Cheng zawołał swojego bratanka, stojąc na skraju pokładu. Jak tylko zapłakany Jin Ling zobaczył wuja, to natychmiast wytarł twarz, pociągając nosem. Rozejrzał się tu i tam, w końcu decydując się przelecieć na łódź Jiang Chenga.
Mężczyzna złapał go za ramiona.
– Co ci się stało? Kto to zrobił?!
Chłopak mocno przetarł oczy, nie chcąc odezwać się ani słowem. Jiang Cheng uniósł głowę, łypiąc w stronę łodzi rybackiej. Jego zimne spojrzenie przesunęło się po Wen Ningu i już miało spocząć na Wei Wuxianie, lecz Lan Wangji zrobił krok do przodu, zasłaniając go. Nie było wiadome, czy zrobił to celowo, czy też nie.
– Wei Wuxian, co tam robisz? – zapytał jeden z zaniepokojonych liderów sekt. Jego ton był pełen zwątpienia i brzmiał niezbyt przyjemnie, przez co jasne było, że jego zdaniem patriarcha musiał mieć jakieś ukryte motywy.
– Liderze sekty Yao, dlaczego używasz takiego tonu? – zapytał Ouyang Zizhen. – Gdyby senior Wei naprawdę coś planował, to obawiam się, że nie siedzielibyśmy teraz tak bezpiecznie w łodziach.
Gdy tylko to powiedział, wielu starszych kultywatorów poczuło się niezręcznie. Choć było to prawdą, to nikt nie był gotowy na taką szczerość.
– Zizhen ma rację! – przytaknął mu Lan Sizhui, a pozostali chłopcy się z nim zgodzili.
– Liderze sekty Ouyang – powiedział Jiang Cheng, lekko opuszczając podbródek. Powieki wywołanego mężczyzny wyraźnie zadrżały. Lider sekty YunmengJiang lodowato kontynuował: – Jeśli dobrze kojarzę, powiedział to twój syn, prawda? To naprawdę złotouste dziecko.
– Zizhen! Chodź tutaj, chodź do taty! – krzyknął pospiesznie lider sekty Ouyang.
Jego syn był wyraźnie zagubiony.
– Tato, ale czy nie mówiłeś, że mam płynąć tą łodzią, żeby was nie irytować?
Mężczyzna wytarł kilka kropel potu.
– Wystarczy! Wystarczająco się dzisiaj popisałeś! Chodź tutaj natychmiast!
Jego sekta znajdowała się w Baling, dość blisko Yunmeng, które w przeciwieństwie do nich było prawdziwą potęgą. Naturalnie nie chciał, by lider zlokalizowanej tam sekty żywił do nich urazę, bo jego syn kilka razy stanął w obronie Wei Wuxiana.
Jiang Cheng łypnął na Wei Wuxiana i Lan Wangjiego po raz ostatni, po czym objął ramieniem Jin Linga i zaprowadził go do kajuty. Lider sekty Ouyang westchnął z ulgą i natychmiast zaczął besztać syna:
– J-jak śmiesz! Naprawdę coraz rzadziej się mnie słuchasz! Przyjdziesz tu czy nie?! A może mam po ciebie pójść?!
Chłopak wyglądał na zaniepokojonego.
– Tato, powinieneś odpocząć w kajucie. Twoje siły duchowe wciąż się nie zregenerowały, więc nie będziesz w stanie po mnie przyjść. Proszę, nie wskakuj tak lekkomyślnie na miecz.
Obecnie wszyscy powoli odzyskiwali swoje siły. Gdyby pomimo tego zmusili się do lotu mieczem, to mogliby rozbić się o ziemię – to dlatego zdecydowano się na podróż łodziami. Oprócz tego lider sekty Ouyang był wyjątkowo pulchny. Na pewno nie byłby w stanie przylecieć i jeszcze zabrać ze sobą syna. Wściekły mógł tylko odwrócić się z szelestem rękawów i wrócić do kajuty. Na innej łodzi Nie Huaisang śmiał się głośno. Pozostali liderzy sekt spoglądali na niego bez słowa, choć większość zdążyła się już rozejść. Widząc to, Wei Wuxin westchnął z ulgą. Gdy tylko się rozluźnił, na jego twarzy nagle pojawiło się ogromne zmęczenie i upadł na bok.
Nie wyglądało to na problem z utrzymaniem równowagi na pokładzie bujającego się statku. Raczej był tak zmęczony, że nie był w stanie ustać na nogach.
Chłopcy nie przejęli się tym, że wciąż jest cały we krwi i brudzie. W pośpiechu wszyscy do niego podeszli, chcąc mu pomóc jak wcześniej Lan Sizhuiemu. Jednak ich pomoc okazała się zbędna, gdyż Lan Wangji szybko się pochylił i natychmiast go podniósł, jedną ręką trzymając go pod plecami, drugą pod kolanami.
Niosąc go w ten sposób, szybko wszedł do niewielkiej kajuty. W środku znajdowały się tylko cztery długie ławki i nie było żadnego łóżka. Lan Wangji złapał towarzysza jednym ramieniem za talię, opierając go na sobie, a drugą ręką ustawił ławki obok siebie, tworząc szeroką platformę. Delikatnie położył na niej Wei Wuxiana.
Lan Sizhui nagle zauważył, że choć Hanguang-jun także cały był zachlapany krwią, to kawałek materiału, który Wei Wuxian oderwał z rękawa, by opatrzyć jego drobną ranę, wciąż był czysty i porządnie zawiązany wokół palca jego lewej dłoni.
Wcześniej nie mieli czasu przejmować się swoim wyglądem. Teraz Lan Wangji wyjął chusteczkę, powoli wycierając krew z twarzy Wei Wuxiana. Śnieżnobiały materiał szybko zabarwił się szkarłatem i czernią. Choć wyczyścił twarz swojego towarzysza, to jego własna wciąż pozostała brudna.
Lan Sizhui natychmiast przekazał mu swoją chusteczkę.
– Hanguang-jun, proszę.
Lan Wangji przyjął ją i w mgnieniu oka jego twarz powróciła do swojej zwykłej bladości. Chłopcy w końcu się rozluźnili. Hanguang-jun wyglądał normalnie tylko kiedy jego twarz była lodowata i czysta.
– Hanguang-jun, dlaczego senior Wei zemdlał? – zapytał Ouyang Zizhen.
– Zmęczenie.
– Myślałem, że senior Wei nigdy się nie męczy! – odparł zaskoczony Lan Jingyi.
Pozostali chłopcy też byli zdziwieni. Legendarny patriarcha Yiling zemdlał ze zmęczenia po rozprawieniu się z żywymi trupami? Zawsze uważali, że ktoś taki byłby w stanie pozbyć się ich pstryknięciem palców. Jednak Lan Wangji pokręcił przecząco głową, wymawiając tylko trzy słowa:
– Wszyscy jesteśmy ludźmi.
Wszyscy byli ludźmi. Ludzie nie mają nielimitowanej wytrzymałości. Jak mogliby wiecznie stać na nogach?
Wszystkie ławki zostały wykorzystane przez Lan Wangjiego, więc chłopcy mogli tylko nerwowo przykucnąć w kółeczku. Gdyby Wei Wuxian był przytomny, to z pewnością nieustannie by żartował, drocząc się z każdym po kolei, a w kajucie byłoby bardzo wesoło. Ten jednak leżał jak kłoda, a obok niego siedział sztywny Hanguang-jun. Normalnie ktoś by się odezwał, by rozluźnić atmosferę, lecz Lan Wangji milczał, więc inni też nie śmieli się odzywać. Martwa cisza zapadła między nimi, nie ustając nawet po dłuższej chwili.
– Co za nudy… – skomentowali milcząco chłopcy.
Byli tacy znudzeni, że aż zaczęli komunikować się wzrokiem.
– Dlaczego Hanguang-jun nic nie mówi? Dlaczego senior Wei jeszcze się nie obudził?
Ouyang Zizhen oparł policzek na dłoni, wskazując drugą ręką ukradkiem tu i ówdzie.
– Czy Hanguang-jun zawsze jest taki milczący? Jak senior Wei znosi jego ciągłe towarzystwo…
Lan Sizhui przytaknął z grobową miną, milcząco go zapewniając.
– Hanguang-jun naprawdę zawsze taki był!
Nagle brwi Wei Wuxiana się zmarszczyły, a głowa przechyliła na bok. Lan Wangji delikatnie przesunął ją z powrotem, by szyja nie rozbolała go od tej nietypowej pozycji.
– Lan Zhan – wymamrotał Wei Wuxian.
Wszyscy pomyśleli, że na pewno się wybudza. Byli uradowani, lecz oczy mężczyzny pozostały mocno zamknięte. Lan Wangji zaś wyglądał tak jak zwykle i tylko powiedział:
– Mm, jestem tutaj.
Wei Wuxian znowu zamilkł. Tak jakby poczuł się bezpieczny, przysunął się bliżej towarzysza i spał dalej. Chłopcy wpatrywali się w nich pustym wzrokiem. Nagle z jakiegoś powodu ich policzki się zarumieniły. Lan Sizhui jako pierwszy wstał, jąkając:
– Ha-hanguang-jun, pójdziemy zaczerpnąć świeżego powietrza…
Prawie uciekli z kajuty, pędząc na pokład. Wyglądało na to, że to duszące uczucie zostało w końcu rozwiane przez nocny wiatr.
– Co się stało? Dlaczego musieliśmy wyjść? Dlaczego?! – zapytał jeden z chłopców.
Ouyang Zizhen zasłonił twarz.
– Sam nie wiem, co się stało, ale nagle poczułem, że naprawdę nie powinno nas tam być!
Kilku z nich wskazało na siebie nawzajem palcami.
– Dlaczego się zarumieniliście?!
– Zarumieniłem się, bo ty się zarumieniłeś!
Wen Ning nawet się nie ruszył, by pomóc Wei Wuxianowi i nie poszedł za nimi do kajuty, zamiast tego siadając na pokładzie. Wcześniej wszyscy się zastanawiali, dlaczego tak zrobił, lecz teraz zrozumieli, że podjął dobrą decyzję.
W środku nie było miejsca dla trzeciego koła u wozu!
Obserwując, jak wychodzą na zewnątrz, Wen Ning zrobił im miejsce, tak jakby się tego spodziewał. Jednak tylko Lan Sizhui do niego podszedł i usiadł obok. Chłopcy stali z boku i mamrotali:
– Dlaczego Sizhui aż tak się zbliżył do Upiornego Generała?
– Paniczu Lan, czy mogę mówić ci A-Yuan? – zapytał Wen Ning.
Uczniowie poczuli, jak ich serca drżą. Więc tak łatwo zaprzyjaźnić się z Upiornym Generałem?!
– Pewnie! – odparł Lan Sizhui.
– A-Yuan, czy nie miałeś problemów przez te wszystkie lata?
– Żadnych.
Wen Ning kiwnął głową.
– Hanguang-jun musiał dobrze się tobą zaopiekować.
Słysząc, jak mówi o Lan Wangjim z takim szacunkiem, Lan Sizhui zaufał mu trochę bardziej.
– Hanguang-jun traktował mnie, jakby był moim starszym bratem lub ojcem. Nawet nauczył mnie grać na guqinie.
– Kiedy zaczął się tobą opiekować?
– Nie pamiętam – odparł po chwili chłopak. – Prawdopodobnie miałem wtedy cztery albo pięć lat. Nie mam zbyt wielu wspomnień z dzieciństwa, lecz wątpię, że mógł wcześniej się mną zaopiekować. Wydaje mi się, że Hanguang-jun spędził wtedy trochę czasu na odosobnionej medytacji.
Nagle sobie przypomniał, że odosobnienie Hanguanga-jun pokrywało się czasowo z pierwszym oblężeniem Kopców Pogrzebowych.
Wewnątrz kajuty Lan Wangji spojrzał w stronę drzwi, które zamknęli za sobą juniorzy, a następnie zwrócił wzrok na Wei Wuxiana, który znowu przechylił głowę na bok. Śpiący mężczyzna zmarszczył brwi, wiercąc się lekko, tak jakby było mu niewygodnie. Widząc to, Lan Wangji poszedł zaryglować drzwi i usiadł ponownie obok Wei Wuxiana, biorąc go lekko w ramiona i pozwalając mu się na sobie oprzeć.
Tym razem głowa patriarchy w końcu przestała się poruszać. Powiercił się tylko przez sekundę, znajdując najwygodniejszą pozycję do spania. Widząc, jak się znowu rozluźnia, Lan Wangji spojrzał na rysy twarzy osoby leżącej w jego ramionach. Jego długie włosy koloru atramentu zsunęły mu się z ramion. Nagle, nie otwierając nawet oczu, Wei Wuxian złapał go za poły szaty. Jego palce przypadkiem zacisnęły się także na końcówkach wstążki na czoło.
Lan Wangji próbował mu ją delikatnie wyrwać, lecz uścisk mężczyzny był mocny. Nie tylko mu się to nie powiodło, lecz od tego nagłego ruchu rzęsy Wei Wuxiana zadrżały, a chwilę później się obudził.
Kiedy w końcu otworzył oczy, to najpierw zobaczył drewniany dach kajuty. Usiadł. Lan Wangji stał przy oknie, wpatrując się w jasny księżyc górujący nad rzeką w oddali.
– Hę? Zemdlałem, Hanguang-jun?
Lan Wangji odwrócił się lekko w bok, spokojnie odpowiadając:
– Tak.
– Gdzie twoja wstążka na czoło? – Ledwo skończył pytać, gdy spojrzał w dół i głośno oznajmił: – Co takiego się wydarzyło? Dlaczego trzymam ją w dłoni?
Powoli zsunął nogi z ławki.
– Naprawdę mi przykro. We śnie lubię się do czegoś przytulić albo coś złapać. Przepraszam i proszę.
Po chwili ciszy Lan Wangji wziął od niego swoją wstążkę.
– To w porządku.
Wei Wuxian tak bardzo powstrzymywał się przed roześmianiem, że prawie dostał obrażeń wewnętrznych. W pewnej chwili naprawdę miał ochotę zasnąć, lecz nie był na tyle słaby, by tak po prostu zemdleć. Jednak wystarczyło, że lekko się osunął, a Lan Wangji od razu go podniósł. Wei Wuxian nie był na tyle gruboskórny, by w takiej sytuacji otworzyć oczy i powiedzieć, że nie ma takiej potrzeby, bo może stać o własnych siłach. Zresztą nawet nie chciał być postawiony z powrotem na pokładzie. Skoro mógł być niesiony, to dlaczego miałby stać?
Wei Wuxian dotknął szyi, w myślach żałując swojego zachowania. Lan Zhan naprawdę… Gdybym tylko wiedział, to wcale bym się nie budził! Nieprzytomny mógłbym przeleżeć w jego ramionach przez całą podróż!
O trzeciej nad ranem dotarli do Yunmeng.
Lampiony płonęły jasno przed bramami i dokami Przystani Lotosów, odbijając się na wodzie jak kawałki złota. W przeszłości rzadko tak wiele różnych rozmiarów łodzi zatrzymywało się tu w tym samym czasie. Nie tylko strażnicy, ale nawet staruszkowie sprzedający nocne przekąski gapili się na wszystko zszokowani. Jiang Cheng jako pierwszy wyszedł na pomost, powiedział kilka słów do strażników i niezliczona rzesza uzbrojonych uczniów natychmiast przybiegła do bram. Kultywatorzy schodzili na brzeg jeden po drugim, a młodziki z YunmengJiang prowadzili ich do środka. Lider sekty Ouyang w końcu złapał swojego syna i odciągnął go ze sobą, besztając go cicho. Wei Wuxian i Lan Wangji wyszli z kajuty i zwinnie zeskoczyli z łodzi.
– Poczekam na ciebie na zewnątrz, paniczu – powiedział Wen Ning.
Wei Wuxian przytaknął, bo wiedział, że trup nie wejdzie do Przystani Lotosów. Zresztą Jiang Cheng i tak by mu nie pozwolił.
– Dotrzymam panu towarzystwa, panie Wen – powiedział Lan Sizhui.
– Naprawdę? – zapytał Wen Ning. Wyglądał na szczęśliwego, gdyż z pewnością nawet się tego nie spodziewał.
Chłopak się uśmiechnął.
– Tak. Seniorzy i tak będą omawiać ważne sprawy, więc moja obecność nie jest potrzebna. Rozmawiajmy dalej. Na czym skończyliśmy? Czy senior Wei naprawdę zakopał dwulatka w ziemi jak rzodkiew?
Choć jego głos nie był zbyt donośny, to mężczyźni idący przed nim mieli dobry słuch. Wei Wuxian prawie się potknął. Brwi Lan Wangjiego uniosły się na chwilę, lecz szybko powrócił do normalności.
Gdy ich sylwetki zniknęły za bramami Przystani Lotosów, Lan Sizhui kontynuował, szepcząc:
– Biedne dziecko. Szczerze mówiąc, to jak byłem mały, Hanguang-jun rzucił na mnie stadko królików. Na swój sposób są do siebie bardzo podobni…
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
Uwielbiam Cię za to że tłumaczysz dla nas to opowiadanie. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. :ekscytacja:
:ekscytacja: Kocham to tłumaczenie, tyle w temacie. Dziękuję za ogrom pracy i trzymam kciuki za chęci do dalszego tłumaczenia i rozpieszczania nas.
Wielkie dzięki za tłumaczenie. Nie mogę się doczekać momentu jak będzie coś więcej pomiędzy tą dwójką. (〃゚3゚〃)
Dzięki wielkie za tłumaczenie kolejnego rozdziału. :zachwyt2:
W ogóle dziękuję za taką niespodziankę, jak sprawdzałam to nie było nowego rozdziału. Teraz jak nie miałam czasu to się pojawił. :zachwyt:
Jeszcze raz dziękuję ślicznie za pracę nad tłumaczeniem.
Dzięki za kolejny rozdział! <3
Dziękuję bardzo za tłumaczenie i dodanie na dysk jesteś kochana uwielbiam cie ❤️❤️❤️
Dziękuję, uwielbiam :)
… akcja w kajucie nie mogła się bardziej rozwinąć przy tylu świadkach, jednak ich subtelna interakcja dostatecznie zawstydziła juniorów… i te psotne rozmyślania Wei w czasie niby spania, cały on! Dzięki za kolejny słodki kawałek;
Dziękuję bardzo za rozdział, nawet nie spodziewałam się, że będzie tak szybko.
Ps. Myślałam, że akcja sam na sam w kajucie trochę bardziej się rozwinie. :złamaneserce:
Dzięki wielkie za kolejne tłumaczenie! Ashi, robisz świetną robotę :)