Lan Wangji podszedł bliżej i podał mu słoje z Uśmiechem Cesarza. Biorąc je w ręce, Wei Wuxian wszedł do środka, a jego towarzysz potrząsnął głową, choć wzrok mężczyzny jeszcze nigdy nie był tak miękki. Lan Xichen zerknął na brata.
– Wziąłeś je ze swojego pokoju?
Lan Wangji przytaknął.
– Będzie lepiej… jeśli już nigdy nie napijesz się alkoholu. Uważaj, by tamto więcej się nie powtórzyło.
Jego wzrok spoczął na materiale zakrywającym pierś Lan Wangjiego. Młodszy z braci także spojrzał w dół.
– To już się nie powtórzy.
Lan Xichen zmusił się do uśmiechu, po czym westchnął.
Kiedy jego brat odszedł, Lan Wangji wszedł do środka i delikatnie zamknął drzwi. Wei Wuxian zdjął osłonki ze słoi i myślał o historii Qingheng-juna i Lan Ana, założyciela sekty GusuLan. GusuLan to naprawdę dziwna sekta. Choć jej założyciel był mnichem i sama w sobie była dość ortodoksyjna, to pochodziło z niej… naprawdę wielu romantycznych mężczyzn.
Myśląc o tym, nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem na Lana, który był z nim w pokoju.
Lan Wangji z opuszczoną głową czytał książkę. W rogu biurka stała papierowa latarnia. Po oświetleniu delikatnym blaskiem ognia jego twarz jeszcze bardziej przypominała cenny nefryt. Nawet jego obojętna mina i jasne oczy zdawały się o ton cieplejsze. Był tak piękny, aż wydawał się nierealny. Pod wpływem chwili Wei Wuxian zdawał się całkiem oczarowany. Nieświadomie przysunął się bliżej.
– Co? – zapytał Lan Wangji, spoglądając w górę.
Wei Wuxian natychmiast się ocknął.
– Nic. Masz bardzo ładną zakładkę.
Za zakładkę Lan Wangjiego służył jasny, ususzony kwiat. Został bardzo dobrze zachowany, a jego kolory były piękne jak po zerwaniu. Płatki i łodyżki wyglądały na tak delikatne, jakby wciąż żyły. Spomiędzy stron wydzielał z siebie delikatny zapach. Wei Wuxian podniósł go i zapytał:
– Piwonia chińska?
– Mn.
Wei Wuxian pobawił się nią chwilę, po czym oddał Lan Wangjiemu.
– Twojego brata spotkała niemiła niespodzianka.
Lan Wangji ostrożnie włożył piwonię między strony i zamknął książkę.
– Znalazł dowody, więc nie będzie tego tolerował.
– Oczywiście, w końcu to twój brat.
Wciąż był z GusuLan i miał swoje zasady, bez względu na bliską relację z Jinem Guangyao. Wei Wuxian otworzył słój z alkoholem.
Zanim Lan Zhan upił się ostatnim razem, to powiedział, że nigdy nie pił Uśmiechu Cesarza, który miał w pokoju. W takim razie, dlaczego go tam ukrywał? Przecież nie trzymał go dla mnie, prawda? Takie myśli są dość bezwstydne. Skoro o tym mowa, to czy powinienem przeprosić za tę całą akcję ze wstążką na czoło? W końcu tyle razy już się nią bawiłem. Co jeśli jest tak zawstydzony, że się wścieknie i mnie stąd wyrzuci? Tak czy siak, już jej dotykałem tyle razy i jeszcze się nie wściekł, wyraźnie jego samoopanowanie staje się coraz lepsze. Jestem pewny, że się nie zezłości, jeśli jeszcze raz jej dotknę. Nie, nie powinienem o to pytać. Może po prostu będę udawał, że nie wiem, co ona oznacza. W ten sposób następnym razem będę mógł specjalnie go za nią pociągnąć. Jeśli się wścieknie, to będę zgrywał niewiniątko i powiem, że nie wiedziałem. Ignorancja to nie grzech…
Wei Wuxian był z siebie dość zadowolony.
– Co się stało? – zapytał Lan Wangji.
Wei Wuxian spojrzał na niego z poważną miną.
– Nic, po prostu jestem w dobrym nastroju.
Nie zwracając uwagi na to, co robi, otworzył słój, podniósł go i wziął solidny łyk, po czym wszystko wypluł.
Lan Wangji natychmiast odłożył książkę.
– A teraz co się stało?
– Nic, nic, nic! – Wei Wuxian pomachał rękoma.
Mówiąc to, odłożył słój na miejsce i ze smutkiem podniósł drugi.
Jak ostatnio wykradł słój alkoholu, to wlał do niego potem wodę, by zrobić niespodziankę Lan Wangjiemu, jeśli ten kiedykolwiek się go napije. Nie przewidział, że będzie miał aż takiego pecha. Z dwóch słoi przyniesionych przez Lan Wangjiego jeden był akurat tym, który napełnił wodą i to on sam się jej napił! Od swojego odrodzenia ciągle miał pecha. Kiedy tylko chciał się podroczyć z Lan Wangjim, to sam obrywał z rykoszetu. Nie potrafił tego zrozumieć!
Wkrótce Wei Wuxian usnął. Spał głęboko do rana, kiedy nagle się obudził. Podniósł się z dreszczem, spoglądając w górę. Lan Wangji wciąż był ubrany, a na plecach miał przepasany miecz. Zabrał dłoń, którą przed chwilą dotknął ramienia Wei Wuxiana i spojrzał na trzymany w niej biały przedmiot.
– Mamy niezapowiedzianego gościa.
Wei Wuxian zmrużył oczy. Tym przedmiotem był nefrytowy token, dzięki któremu można było wejść na terytorium sekty. O ile dobrze pamiętał, to token Lan Wangjiego miał dość wysoki poziom i był w stanie go uprzedzić, jeśli ktoś bez dostępu próbował dostać się do środka. Jednak od tuzinów lat nikt nie próbował się wedrzeć do Zacisza Obłoków.
Wei Wuxian zeskoczył z łóżka. Zauważył, że ktoś zdjął jego wierzchnią szatę, więc szybko nałożył ją z powrotem.
– Kto to?
Lan Wangji potrząsnął głową, dając znak, by Wei Wuxian za nim poszedł. Szli ukradkiem, aż dotarli do rezydencji obrośniętej bambusowym zagajnikiem. Światło przebijało się przez papierowe okna. Młodszy mężczyzna zerknął na drewnianą tabliczkę stojącą przed gankiem.
– Hanshi?
Tak jak się spodziewał, Lan Xichen siedział z wyprostowanymi plecami w pokoju. W ogóle nie był zaskoczony na ich widok. Wymienił się spojrzeniami z Lan Wangjim i obaj się zrozumieli. Goście schowali się za przepierzeniem.
Chwilę później bambusowe zasłony wejściowe zostały odsunięte. Seria miękkich kroków rozniosła się po pokoju. Nieznajomy zdawał się usiąść przed Lan Xichenem. Kilka chwil później dobiegł ich dźwięk uderzającego o coś kawałka nefrytu. Brzmiało to, jakby ktoś położył na stole jakiś przedmiot i przesunął go dalej.
Pierwszy odezwał się Xichen.
– Co to oznacza?
– Chcę ci to zwrócić, Bracie.
To był Jin Guangyao.
– Przecież ci to podarowałem.
– Ten token nigdy mnie nie zawiódł. Teraz do tego doszło, więc pora zwrócić go prawowitemu właścicielowi.
Wei Wuxian zrozumiał. Zewu-jun i Lianfang-zun mieli dobre relacje, więc Lan Xichen podarował mu nefrytowy token, by mógł odwiedzić go w każdej chwili. Możliwe, że w ciągu ostatnich kilku dni zmienił zabezpieczenia Zacisza lub wycofał pozwolenie na tokenie Jina Guangyao. Kiedy ten przyszedł z wizytą, to nie mógł dostać się do środka, więc dobrowolnie przyszedł oddać token.
Lan Xichen nie potrafił udawać tak samo, jak jego brat. Jin Guangyao się wycofał, a Xichen nic nie powiedział. Dopiero po chwili zapytał:
– Po co przyszedłeś?
– Wciąż nie mamy wieści na temat Hanguang-juna i patriarchy Yiling. Nie pozwoliłem nikomu przeszukać Zacisza Obłoków, ale wiele sekt ma wątpliwości i się sprzeciwia. Bracie, najlepiej będzie, jeśli na dwie godziny otworzysz wrota do Zacisza. Przyprowadzę ludzi i zapanujemy nad tą sytuacją.
Wei Wuxian pierwotnie uważał, że mężczyzna jest tutaj, by nalegać na przeszukanie Zacisza. Nie spodziewał się, że powie coś takiego, tak jakby wcale nie interesowało go położenie patriarchy Yiling. Nie mógł powstrzymać uczucia zaskoczenia.
– Bracie, co się stało? – kontynuował Jin Guangyao po drugiej stronie parawanu.
– Nic.
– Spokojnie, nie musisz martwić się o Wangjiego. Jest uczciwy i szczery. Na przestrzeni lat zauważyły to wszystkie sekty. Zapewne robi to, bo w jakiś sposób go okłamano, zresztą nie zrobił jeszcze nic niewybaczalnego. Wszystko będzie w porządku, jeśli się wytłumaczy, kiedy przyjdzie na to czas. Nie pozwolę nikomu rozsiewać plotek.
– Kiedy przyjdzie na to czas? Czyli kiedy?
– Po tym, jak zrobimy porządek z Kopcami Pogrzebowymi.
Wei Wuxian zamarł ze zdziwienia.
– Z Kopcami? – zapytał Lan Xichen.
– Od tamtej walki w Wieży Karpia dochodziło do dziwnych zdarzeń w okolicy Moling, Lanling i Yunmeng. Groby zostały zniszczone, a ciała zaginęły. Pozostawione ślady wskazują na to, że ogromne grupy trupów kierują się w stronę Yiling. Prawdopodobnie poszły do Kopców.
– Tylko w jakim celu?
– Nie wiem. Przypuszczamy, że Wei Wuxian nakreślił jakiś mroczny szyk albo użył pieczęci tygrysa stygijskiego.
– W Wieży Karpia został raniony przez Jin Linga. Jak mógłby to zrobić w takim stanie?
– Bracie, czy nie był ranny podczas walki z liderem sekty Jiang, kiedy zdradził sektę YunmengJiang? Czy wciąż po tym nie wrócił, by dawać rozkazy trupom? Czy cokolwiek na tym świecie okazałoby się zbyt trudne dla patriarchy Yiling?
Wei Wuxian pogładził się po brodzie, myśląc: Masz o mnie zbyt wysokie mniemanie.
– Prędzej czy później może dojść do drugiego oblężenia Kopców. Zaprosiłem już kilka innych sekt do Wieży Karpia na dyskusję w tej sprawie. Będziesz, Bracie? – zapytał Jin Guangyao.
Po kilku chwilach Lan Xichen w końcu odpowiedział:
– Tak. Poczekaj na mnie w yashi1. Zaraz do ciebie dołączę.
Jak tylko Jin Guangyao wyszedł, Lan Xichen dołączył do nich za parawanem i spojrzał na Lan Wangjiego.
– Pójdę do Wieży Karpia, a wy udajcie się do Kopców Pogrzebowych. Działajmy oddzielnie.
Lan Wangji powoli przytaknął.
– Jeśli ma jakieś ukryte intencje, to na pewno nie będę ich tolerował – dodał Xichen.
– Wiem – odparł Lan Wangji.
Poszli wąską ścieżką w kierunku wyjścia z Zacisza. Nagle rosnące obok białych kamieni trawy zaszeleściły, po czym rozsunęły się, ukazując małą, okrągłą głowę i parę długich uszu. Królik zaniuchał swoim różowym noskiem. Jak zobaczył Lan Wangjiego, to jego oklapnięte uszy nagle stanęły. Odbił się mocno nogami, hopsając w ich stronę.
Dotarli do zielonej łączki. Pod drzewem leżał Jabłuszko, a wokół niego były tuziny białych królików. Oczy większości były zamknięte, a one same pogrążone w mocnym śnie. Kilka przytulało się do siebie nawzajem.
Wei Wuxian podszedł do drzewa i podrapał Jabłuszko po głowie. Zwierzę obudziło się z dreszczem, sapiąc głośno. Widząc Wei Wuxiana już miało zarżeć, ale razem z nim obudziła się gromadka królików. Z drżącymi uszami pokicały do Lan Wangiego. Białe puszki kłębiły się wokół jego butów i podekscytowane biegały w tę i z powrotem.
Trzymając Jabłuszko za wodze, Wei Wuxian ciągnął i kazał mu się ruszyć. Króliki stawały na tylnych łapkach i jeden po drugim łapały się nogi Lan Wangjiego. Każdy z nich chciał się wspiąć, a mężczyzna stał bez ruchu jak góra.
Mężczyźni zaczęli się oddalać, a króliki potykały się o własne łapki, goniąc parę śnieżnobiałych butów. Nie chciały odejść, nieważne ile razy Wei Wuxian próbował je odgonić.
Lan Wangji schylił się i wziął jednego w ramiona. Choć jego mina wciąż była chłodna, to bardzo delikatnie się z nim obchodził. Jego szczupłe palce podrapały królika pod pyszczkiem, a zwierzę potrząsnęło uszami. Odwróciło się i przymknęło swoje szkarłatne oczy, tak jakby bardzo mu się to podobało.
Wei Wuxian chciał go pogłaskać, ale królik się odsunął.
– Nie znosi mnie. Kocha tylko ciebie. Dobrze wie, kto jest jego właścicielem, prawda?
Lan Wangji zerknął na niego, po czym podał mu królika. Chłopak przejął go od niego z uśmiechem. Zwierzę wyrywało się i wierciło w jego ramionach, z całych sił stawiając mu opór. Wei Wuxian pociągnął je za uszy.
– Nie lubisz mnie? Nienawidzisz mnie? No to uciekaj. Nie jesteś w stanie uciec, choć bardzo tego chcesz. Może po prostu będziesz grzeczny i mnie polubisz?
Szczypiąc królika, Wei Wuxian bawił się z nim przez chwilę. Gdy w końcu go wypuścił, to już prawie byli za bramami Zacisza Obłoków. Futro zwierzęcia zostało przez niego całe poczochrane. Króliki nie mogły już dalej iść za nimi, więc ich uszy oklapły, kiedy siedziały i obserwowały, jak ich pan się oddala.
– Wcale nie chcą cię puścić – powiedział Wei Wuxian, spoglądając za siebie. – Hanguang-jun, nie wierzę, że te maleństwa aż tak cię lubią. Musiałeś być z nimi naprawę delikatny, gdy je odchowywałeś. Nie byłbym w stanie zrobić czegoś takiego.
– Nie?
– Pewnie, że nie! – napawał się Wei Wuxian. – Te, które latają, chodzą i pływają, wszystkie zwiewają w popłochu na mój widok!
Lan Wangji potrząsnął głową. Jasne było, o czym mówił: Wei Wuxian z pewnością zaczął się z nimi droczyć od pierwszego spotkania i dlatego nigdy nie został polubiony.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
oj jejciu jak słodko :zachwyt:
lan zhan i króliczki
Lan Zhan i króliczki UwU .
Dzięki za tłumaczonko Ashi :ekscytacja:
dziękuję za kolejny, jak zawsze wyczekiwany rozdział. Czy to Ty tłumaczysz również Mo Dao Zu Shi Q? Czy można zobaczyć gdzieś te odcinki na Twojej stronie? pozdrawiam serdecznie
Ano tłumaczę też Q. Można je znaleźć m.in. tutaj https://dracaena.webd.pl/anime_/#modaozushi
Dziękuję za nowy rozdział. :zachwyt2: :zachwyt:
dziekuje za rozdział
??? :ekscytacja:
<3 <3 <3 :zachwyt2: