Mo Dao Zu Shi

Rozdział 58 – Trucizny III18 min. lektury

Pani Yu obejrzała się za siebie. Jinzhu i Yinzhu zrozumiały, wyciągając długie miecze i okrążając salę. Szybkimi, bezlitosnymi ruchami w ciągu kilku sekund zabiły wszystkich uczniów klanu Wen. Wang Lingjiao zrozumiała, że wkrótce padnie na nią. Ostatkiem sił zagroziła:

Ty… Myślisz, że możesz mnie uciszyć? Że panicz Wen nie wie, że dzisiaj tutaj przyszłam? Że ci odpuści, kiedy się o tym dowie?!

Brzmisz, jakby już nam odpuścił – zakpiła Yinzhu.

Jestem blisko panicza Wena, a wręcz najbliżej! Jeśli spróbujecie mi cokolwiek zrobić, to on…

Pani Yu znowu ją uderzyła.

Co on? Odetnie nam ręce lub nogi? Spali naszą rezydencję? Poprowadzi tysiąc ludzi, by zrównać Przystań Lotosów z ziemią? A może wybuduje biuro nadzorcze?

Jinzhu zbliżyła się z mieczem w dłoni, a oczy Wang Lingjiao wypełniły się strachem. Cofnęła się, machając nogami i piszcząc:

Ktokolwiek! Ratunku! Wen Zhuliu! Pomóż mi!

Mina pani Yu stężała. Stając jedną stopą na przedramieniu dziewczyny, dobyła miecza. Ostrze prawie dosięgnęło celu, kiedy nagle się odbiło.

Wei Wuxian i Jiang Cheng odwrócili się w stronę drzwi, które zostały zamaszyście otwarte, a do środka wdarł się wysoki mężczyzna. Miał na sobie czarne ubrania, a jego mina była ponura. To osobisty stróż Wen Chao, kultywator wysokiego poziomu, Wen Zhuliu.

Jej miecz upadł na ziemię, więc pani Yu uniosła Zidian na wysokość policzka.

Ręka topiąca rdzeń?

Fioletowy pająk? – Głos Wen Zhuliu był zimny.

Jedna z dłoni Wang Lingjiao wciąż tkwiła pod butem pani Yu. Dziewczyna cierpiała tak bardzo, że aż rysy jej twarzy się wykrzywiły, a policzki były całe załzawione.

Wen Zhuliu! Wen Zhuliu! Pomóż, pomóż mi natychmiast!

Wen Zhuliu? – parsknęła pani Yu. – Czy pierwotnie nie nazywałeś się Zhao Zhuliu? Twoje nazwisko nie brzmiało „Wen”, ale ty usilnie chciałeś je zmienić. Wszyscy podążają za nimi jak kaczątka. Czy nazwisko skundlonych Wenów jest aż tak cenne, by odwrócić się od swoich przodków? Cóż za kpina!

Wen Zhuliu się nie przejął, pozostając niewzruszony.

Każdy służy własnemu panu.

Wymienili tylko kilka słów, ale Wang Lingjiao i tak zaczęła znowu krzyczeć, nie mogąc tego dłużej znieść.

Wen Zhuliu! Czy nie widzisz, jak wyglądam?! Dlaczego plotkujesz, zamiast ją od razu zabić?! Czy to tak panicz Wen kazał ci mnie chronić?! Uważaj, bo się ciebie wyprę!

Pani Yu mocniej przydepnęła jej ramię. Dziewczyna zapiszczała, a Wen Zhuliu zmarszczył brwi. Chronił Wen Chao tylko na rozkaz jego ojca. Nigdy nie lubił charakteru tego dzieciaka, ale zawsze mógł trafić gorzej. Tym razem Wen Chao kazał mu chronić Wang Lingjiao, która była nie tylko płytka i zarozumiała, ale także w głębi duszy okrutna, przez co za nią nie przepadał. Jednak nie miało to znaczenia, bo nie mógł sprzeciwić się przywódcy Wenów i jego synowi. Dobrą rzeczą było to, że ona również go nie cierpiała. Rozkazała, by podążał za nią w oddali i nie pokazywał się jej na oczy bez wyraźnego polecenia, żeby jej nie denerwować. Jednak w tej sytuacji była na skraju utraty życia i jeśli nic nie zrobi, to Wen Chao na pewno mu nie odpuści. A gdy tak się stanie, to Wen Ruohan również nie pozostawi tej sprawy w spokoju.

Proszę wybaczyć – powiedział mężczyzna.

Jak śmiesz! – krzyknęła pani Yu, a Zidian wyleciał jej z ręki.

Wen Zhuliu zamachał swoją dużą dłonią i bez problemu złapał bicz.

Kiedy broń była w tej formie, pokrywał ją przepływ energii duchowej. Mogła być silna lub słaba, śmiertelna lub nic nie znacząca, zależnie od kontroli właściciela. Pani Yu od dawna tłumiła w sobie chęć mordu, nie tylko pragnąc zabić wszystkich Wenów, ale także w obawie przed Wen Zhuliu, więc przepływ energii był ekstremalnie wysoki.

Przez wszystkie lata istnienia Zidian nigdy nie trafił na takiego przeciwnika. Pani Yu zamarła na chwilę, kiedy został złapany, a Wang Lingjiao wykorzystała ten moment, by uciec. Z zakamarków szaty wyciągnęła cylindryczny przedmiot i kilka razy nim potrząsnęła. Wystrzeliło z niego światło i z ostrym gwizdnięciem pomknęło przez drewniane okno i eksplodowało na niebie. Dziewczyna wygrzebała drugi i trzeci.

Chodźcie… Chodźcie… Chodźcie tutaj… Chodźcie tutaj wszyscy! – mamrotała z potarganymi włosami.

Zaciskając zęby z bólu, Wei Wuxian pchnął Jiang Chenga.

Powstrzymaj ją przed wysłaniem kolejnych sygnałów!

Chłopak rzucił się w stronę Wang Lingjiao, ale w tym samym czasie Wen Zhuliu zbliżał się do pani Yu, wyglądając, jakby chciał ją powalić.

Mamo!

Jiang Cheng natychmiast zrezygnował z atakowania kobiety i pobiegł w ich stronę. Wen Zhuliu nawet na niego nie spojrzał, kiedy zadał mu cios.

Nawet nie jesteś blisko!

Chłopak oberwał w ramię, a krew natychmiast buchnęła z jego ust. Wang Lingjiao wystrzeliła już wszystkie race. Piskliwe gwizdy i jasne iskry wypełniły szarobłękitne niebo.

Widząc, że Jiang Cheng jest ranny, pani Yu ryknęła. Energia duchowa otaczająca Zidian się wzmocniła, prawie zmieniając kolor na biały.

Wen Zhuliu łupnął w ścianę od nagłego wybuchu oręża. Jinzhu i Yinzhu wyciągnęły dwa długie, skwierczące bicze zza pasów i zaczęły walczyć. Obie od dziecka przyjaźniły się z panią Yu i były razem z nią szkolone przez tę samą osobę. Ich łączone ataki nie były błahostką. Korzystając z okazji pani Yu złapała za fraki Jiang Chenga i Wei Wuxiana, którzy wciąż nie byli w stanie się ruszyć i wybiegła z sali. Wielu uczniów nadal kręciło się po polu treningowym.

Natychmiast przygotujcie się do walki!

Pomknęła wraz ze swoim ciężarem do przystani, gdzie zawsze zacumowanych było kilka łodzi, za pomocą których przemieszczali się uczniowie sekty. Chłopcy zostali wrzuceni do jednej z nich, a pani Yu wskoczyła za nimi. Złapała Jiang Chenga za rękę i pomogła mu się pozbierać. Ten wykasłał tylko trochę krwi – jego rany nie były zbyt poważne.

Mamo, co zrobimy? – zapytał.

A jak myślisz? Jeszcze nie zrozumiałeś? Przyszli tu przygotowani. Dzisiejszej walki nie dało się uniknąć. Wkrótce przybędzie tu stado tych kundli. Uciekajcie!

A co ze starszą siostrą? – zapytał Wei Wuxian. – Przedwczoraj wyruszyła do Meishan. Jeśli wróci…

Zamknij się! – Pani Yu na niego łypnęła. – To wszystko przez ciebie, ty mały…!

Wei Wuxian zamilkł. Kobieta zdjęła pierścień z Zidianem, który nosiła na prawej dłoni i nałożyła go na palec wskazujący Jiang Chenga. Chłopak był zszokowany.

Mamo, dlaczego dajesz mi Zidian?

Dałam ci go, więc od teraz jest twój. Już rozpoznał cię jako swojego pana.

Nie idziesz z nami, mamo? – Chłopak był zagubiony.

Pani Yu wpatrywała się w niego. Nagle go przytuliła i kilka razy ucałowała jego włosy.

Dobry chłopiec – wymamrotała, nie puszczając go.

Ściskała go tak mocno, jakby chciała zamienić chłopaka w niemowlę i włożyć sobie z powrotem do brzucha, by nikt nie mógł go zranić i ich rozdzielić. Jiang Cheng nigdy nie był tak przytulany przez matkę, o całusach nie wspominając. Jego twarz wtulona była w pierś kobiety, ale miał szeroko otwarte oczy, nie wiedząc, co zrobić.

Jedną dłonią pani Yu złapała Wei Wuxiana za kołnierz, tak jakby chciała go udusić.

Ty cholerny bachorze! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię najbardziej na świecie! Spójrz, przez co przeszła nasza sekta dla twojego dobra! – powiedziała przez zaciśnięte zęby.

Wei Wuxian mocno dyszał. Nic nie powiedział. Tym razem nie tłumił w sobie żadnych słów ani skrytych komentarzy, tylko po prostu naprawdę nie mógł nic powiedzieć.

Mamo, nie idziesz z nami? – Jiang Cheng powtórzył pytanie.

Pani Yu natychmiast go puściła, popychając w stronę Wei Wuxiana i wskoczyła na pomost. Łódź zakołysała się z boku na bok.

Jiang Cheng w końcu zrozumiał. Jinzhu, Yinzhu, wszyscy uczniowie i skarby sekty YunmengJiang, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie, wciąż znajdowały się w Przystani Lotosów i nie dało się ich szybko ewakuować. Wkrótce dojdzie do krwawej bitwy, z której pani Yu nie mogła uciec, będąc żoną lidera, ale wciąż martwiła się o swoje dziecko. Może to egoistyczne, ale mogła tylko pomóc im uciec jako pierwszym.

Chłopak był przerażony, wiedząc, że zbliża się ogromne niebezpieczeństwo. Wstał i też próbował zejść z pokładu, ale fioletowy ładunek nagle wystrzelił z Zidianu. Świetlny sznur przywiązał ich mocno do łodzi.

Mamo, co ty robisz?!

Nie rób takiego rabanu. Poluzuje się, jak będziecie w bezpiecznym miejscu i ochroni, jeśli ktoś po drodze was zaatakuje. Nie wracajcie. Idźcie prosto do Meishan po siostrę! – Jak skończyła, to odwróciła się do Wei Wuxiana i wskazała na niego palcem. – Słuchaj uważnie, Wei Ying! Chroń Jiang Chenga, chroń go do ostatniego tchu, rozumiesz?!

Pani Yu!

Słyszałeś?! Nie pleć bzdur, pytam tylko o jedno. Czy mnie słyszałeś?!

Wei Wuxian nie był w stanie wyrwać się Zidianowi, więc mógł tylko przytaknąć.

Mamo, ojciec jeszcze nie wrócił! Jeśli coś się stanie, to czy nie możemy razem stawić temu czoła?!

Słysząc, że wspomina Jiang Fengmiana, oczy pani Yu na chwilę zdawały się zajść czerwienią. Natychmiast zaklęła.

I co z tego, że go nie ma? Czy sama nic nie mogę zrobić?!

Po tych słowach odcięła mieczem cumy i mocno kopnęła burtę łodzi. Prąd był szybki, a wiatr silny. Kopniak wystarczył, by wypchnąć ich kilkanaście metrów. Łódź kilka razy zawirowała wokół własnej osi, po czym zaczęła kierować się w stronę środka rzeki.

Mamo! – zawył Jiang Cheng.

Wołał wiele razy, jednak pani Yu i Przystań Lotosów coraz bardziej się oddalały, z każdą chwilą malejąc. Kiedy łódź odpłynęła, kobieta z mieczem w dłoni wróciła przez bramę główną, pozostawiając za sobą błysk fioletowej szaty.

Szarpali się zaciekle. Zidian prawie wpił się w ich ciała, ale nie dało się go poluzować. Wściekły ryk wydostał się z gardła Jiang Chenga, a chłopak dalej próbował się uwolnić.

Dlaczego się nie przerwie?! Dlaczego?! Złam się! Złam!

Wei Wuxian oberwał wiele razy Zidianem i jego ciało wciąż bolało. Wiedział, że się z tego nie wyrwą i cały ich wysiłek pójdzie na marne. Przypominając sobie, że jego towarzysz także jest ranny, zacisnął zęby z bólu.

Jiang Cheng, uspokój się. Nie jest przesądzone, że przegra z Ręką topiącą rdzeń. Czy wcześniej nie udało jej się go powstrzymać?

Niby jak mam się uspokoić?! Nawet jeśli Wen Zhuliu zostanie zabity, to ta okropna kobieta już wysłała sygnał. Co jeśli te kundle go widziały i prowadzą ludzi, by zaatakować naszą sektę?!

Wei Wuxian również wiedział, że uspokojenie się nie będzie możliwe. Ale któryś z nich musiał myśleć logicznie. Już miał kontynuować, kiedy nagle zaświeciły mu się oczy.

Wujek Jiang! Wujek Jiang wraca!

Jak to powiedział, większa łódź przecięła rzekę, zbliżając się do nich.

Jiang Fengmian stał na dziobie. Oprócz niego na pokładzie znajdowało się około tuzina uczniów. Patrzył w stronę Przystani Lotosów, a jego szaty trzepotały na wietrze.

Ojcze! Ojcze! – krzyknął Jiang Cheng.

Mężczyzna też ich zauważył, wyglądając na zdziwionego. Jeden z uczniów zawiosłował, popychając łódź bliżej chłopców.

A-Cheng? A-Ying? Co się stało? – zapytał Jiang Fengmian, nie mając pojęcia, co się wydarzyło.

Uczniowie z Przystani Lotosów często wymyślali dziwne zabawy. Nawet unoszenie się na wodzie z zakrwawioną twarzą i udawanie trupa było dla nich normalne, więc nie wyczuł powagi sytuacji. Jiang Cheng był tak szczęśliwy na jego widok, że prawie się popłakał.

Ojcze, ojcze, uwolnij nas!

To broń twojej matki. Zidian zna swojego pana i nie sądzę, by pozwolił mi…

Mówiąc to, dotknął bicza. Gdy tylko go musnął, Zidian posłusznie się wycofał, zamienił w pierścień i spoczął na jego palcu.

Jiang Fengmian natychmiast zamarł.

Zidian to najlepszy oręż Yu Ziyuan. Jej intencja była najważniejszym rozkazem. Bicz mógł rozpoznać kilku panów, ale każdy miał konkretną rangę. Pani Yu niewątpliwie była jego główną właścicielką. Rozkazała mu nie wypuszczać Jiang Chenga, dopóki nie będzie bezpieczny, więc choć również był panem Zidianu, to nie mógł się wyszarpnąć.

Nikt nie wiedział, kiedy to się zdarzyło, ale bicz przyjął Jiang Fengmiana za swojego drugiego pana. Uznał, że chłopcy są z nim bezpieczni, więc poluzował swój uścisk.

Jednak pani Yu nigdy nie wspomniała, że pozwoliła Zidianowi rozpoznać również jej męża jako swojego właściciela.

Jiang Cheng i Wei Wuxian w końcu byli wolni i pozbawieni sił osunęli się na przeciwległe burty.

Co się stało? Dlaczego zostaliście przywiązani do łodzi Zidianem?

Tak jakby zauważając coś, co może ich uratować, Jiang Cheng mocno złapał się ojca.

Dzisiaj przyszli do nas Wenowie. Mama się z nimi pokłóciła i zaczęła walczyć z Ręką topiącą rdzeń! Może być na przegranej pozycji, bo potem pewnie pojawi się więcej wrogów. Ojcze, wróćmy jej pomóc! Chodźmy!

Słysząc to, wszyscy uczniowie wyglądali na zszokowanych.

Ręka topiąca rdzeń?! – zapytał Jiang Fengmian.

Ojcze! My…

Zanim dokończył, oślepił ich fioletowy błysk i znowu zostali związani. Ze względu na pozycję, w której się wcześniej znajdowali, upadli na dno łodzi. Mina Jiang Chenga była pozbawiona wyrazu.

…Ojcze?!

Wrócę do Przystani, a wy odejdźcie. Nie zawracajcie. Nie wracajcie do Przystani Lotosów. Jak dotrzecie do brzegu, spróbujcie jak najszybciej udać się do Meishan, by znaleźć siostrę i babcię.

Wujku Jiang!

Jiang Cheng wściekle kopnął burtę, kiedy otrząsnął się z szoku. Łódź nie przestawała się trząść.

Ojcze, puść mnie! Puść mnie!

Odnajdę trzecią damę.

Jego syn na niego łypnął.

Możemy wrócić razem i ją odnaleźć, prawda?!

Jiang Fengmian spojrzał mu w oczy. Nagle wyciągnął rękę, zatrzymując ją niepewnie w powietrzu. Dopiero po chwili powoli dotknął głowę Jiang Chenga.

A-Cheng, uważaj na siebie.

Wujku Jiang, jeśli coś ci się stanie, to nie będzie z nim najlepiej!

A-Ying… – Mężczyzna spojrzał na Wei Wuxiana. – A-Cheng… Pilnuj go, proszę.

Wrócił do reszty uczniów. Burty obu łodzi otarły się o siebie, po czym rozstały się i popłynęły w przeciwnych kierunkach.

Tato! – krzyknął zrozpaczony Jiang Cheng.

Łódź dryfowała z prądem rzeki.

Nie wiedzieli, ile czasu minęło, zanim Zidian się poluzował i stał srebrzystym pierścieniem owiniętym wokół palca Jiang Chenga.

Chłopcy przez całą podróż krzyczeli, a ich gardła były pozdzierane. Gdy tylko zostali uwolnieni, bez słowa rozpoczęli podróż powrotną. Nie mieli wioseł, więc użyli dłoni przeciwko nurtowi rzeki.

Pani Yu powiedziała, że jego rany zagoją się nie wcześniej niż za miesiąc, jednak choć jego ciało piekło i mrowiło, to Wei Wuxian nie miał trudności z poruszaniem się. Z determinacją kogoś będącego na skraju śmierci, wiosłowali jakby od tego zależały ich życia. Dwie godziny później w końcu udało im się wrócić do Przystani Lotosów.

Była już późna noc.

Bramy Przystani zostały zatrzaśnięte. Na zewnątrz światła paliły się jasno, a blask księżyca odbijał się od krystalicznej wody. Tuziny ogromnych latarni w kształcie lotosów o dziewięciu płatkach dryfowały w ciszy pośród pomostów.

Wszystko było takie samo jak wcześniej. Jednak właśnie to sprawiało największe cierpienie ich duszom.

Zatrzymali się na środku jeziora. Byli spięci i czuli, jak ich serca głośno dudnią. Żaden nie śmiał zbliżyć się do doków i wbiec na brzeg, by sprawdzić, co się dzieje w środku.

Łzy kręciły się w oczach Jiang Chenga, a jego nogi i ramiona drżały.

…Nie wchodźmy na razie przez bramę – powiedział chwilę później Wei Wuxian.

Starszemu chłopakowi jakimś cudem udało się przytaknąć. Bezdźwięcznie przepłynęli na drugą stronę jeziora, gdzie rosła stara wierzba. Jej korzenie głęboko wbiły się w glebę brzegu, ale szeroki pień wygiął się w stronę tafli wody. W przeszłości dzieciaki z Przystani Lotosów często wchodziły na sam czubek, by tam usiąść i łowić ryby.

Weszli na brzeg pod przykryciem nocy i gałęzi, po tym, jak zacumowali łódź za konarami drzewa. Wei Wuxian często przeskakiwał przez mury, więc pociągnął Jiang Chenga za sobą i szepnął:

Tędy.

Jiang Cheng był jednocześnie zszokowany i przerażony. Całkiem stracił zmysł orientacji, kiedy szedł za Wei Wuxianem. Przeszli kawałek, ukrywając się przed czujnymi oczami i zwinnie wspięli się na jeden z murów. Jego szczyt zdobił rząd łbów bestii, więc nie musieli się przejmować, że ktoś ich z łatwością wypatrzy. Kiedyś to ludzie z zewnątrz ich podglądali, a teraz sytuacja się odwróciła.

Wei Wuxian uniósł głowę. Jego serce natychmiast zamarło.

Na polu treningowym Przystani Lotosów stały rzędy ludzi. Wszyscy mieli na sobie szaty z motywem gorejącego słońca. Ogniste wzory na ich kołnierzach i rękawach były w tak mocnym odcieniu szkarłatu, że raniły oczy bardziej od krwi.

Oprócz tych, co stali, byli także ci, którzy leżeli. Wszyscy zostali przeniesieni w północno-zachodni róg pola i rzuceni na kupę bez ładu i składu. Jedna osoba stała tyłem do chłopców. Miała opuszczoną głowę i wydawała się przyglądać ludziom z sekty Jiang. Chłopcy nie mieli pojęcia, czy ci wciąż żyli.

Jiang Cheng wciąż gorączkowo rozglądał się za Yu Ziyuan i Jiang Fengmianem, jednak oczy Wei Wuxiana natychmiast zaszły łzami.

Pośród poległych zobaczył wiele znajomych sylwetek.

Jego gardło było suche i obolałe. Czuł się, jakby ktoś uderzył go w głowę żelaznym młotem i cały trząsł się z zimna. Nie śmiał dłużej myśleć o Jiang Fengmianie i Yu Ziyuan. Już miał się przyjrzeć, czy leżący na wierzchu chudy chłopak to jego najmłodszy brat, kiedy stojąca do nich tyłem osoba podniosła coś i się odwróciła.

Chłopcy natychmiast się schowali. Choć Wei Wuxian schylił się w samą porę, to i tak udało mu się zobaczyć, jak ten ktoś wyglądał.

Był to chłopak w podobnym do nich wieku. Szczupły, o delikatnych rysach twarzy, choć jego blada cera kontrastowała z czarnymi oczami. Ubrany był w szaty z motywem słońca, ale nie miał aroganckiej postawy Wenów. Wydawał się odrobinę zbyt łagodny. Wnioskując po randze, którą dało się ustalić na podstawie wzoru słońca wyhaftowanego na szatach, prawdopodobnie był to jakiś panicz sekty Wen.

Tłumaczenie: Ashi

Tom I
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36

Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57

Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83

Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I
Posłowie autorki II

Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6

12 Comments

  1. Badacz Sweevil

    Dziękuję za kolejny rozdział. :zachwyt2:
    Bardzo lubię ten rozdział mimo, że jest taki smutny. Dziękuję za tłumaczenie. :zachwyt:

    Odpowiedz
  2. Floo

    Nie ważne czy to anime, drama czy nowelka, NIE CIERPIĘ TEJ BABY!!!!!!!!!!!! :przestań:
    Gdzie by się nie pojawiła działa na mnie jak czerwona płachta na byka, to chyba jedyna postać z „tych dobrych” której śmierci nie żałuję! :AAAA:

    Odpowiedz
  3. Dzadza14

    Kolejny dobry rozdzialik, tylko szkoda, że takie to krótkie. :(
    Ale i tak dzięki :D
    Czytam tą nowelkę, widzę, że ma to ręce i nogi. A gdy ostatnio oglądam dramę czyli The untamed, czuję taki niesmak, niedosyt, bo treść jest o wiele bardziej zmieniona. Mam wrażenie, że anime więcej się trzyma nowelki. :szok:

    Odpowiedz

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.