Gdyby atak zakończył się sukcesem, to może i nie powstrzymałby całkiem Nie Mingjue, lecz przynajmniej zyskaliby trochę czasu. Jednak miecz Su She został wypełniony tak dużą ilością energii, że nie był w stanie tego dłużej wytrzymać i w połowie ciosu z głośnym trzaskiem rozpadł się na kawałki.
Cios Nie Mingjue wylądował na samym środku klatki piersiowej mężczyzny. Jego splendor zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Nie mógł nawet wypluć krwi z ust ani powiedzieć kilku ostatnich słów, czy to z godnością, czy z okrucieństwem, zanim życie w jego oczach zniknęło.
Upadł obok Lan Xichena, choć Jin Guangyao również był świadkiem tej sceny. W oczach lidera sekty Jin można było dostrzec błysk łez – nie wiadomo było, czy to z powodu nasilenia się bólu w ramieniu i brzuchu, czy też z innej przyczyny. Nim zdążył złapać oddech lub opatrzeć na nowo rany, Nie Mingjue odwrócił się i spojrzał chciwie w jego stronę.
Szorstki, surowy wyraz jego sztywnej twarzy utrzymywał poczucie osądu, które nie różniło się niczym od tego przed śmiercią. Ze strachu Jin Guangyao przestał nawet płakać. Odwrócił się w kierunku Lan Xichena, drżącym głosem prosząc o pomoc:
– Bracie…
Lan Xichen zwrócił się w stronę, którą wskazywał czubek jego miecza, podczas gdy Wei Wuxian i Lan Wangji nadali swoim melodiom większe tempo. Niestety efekt uzyskany z gwizdnięć zniknął i o wiele ciężej będzie teraz zapanować nad trupem.
– Wei Wuxian! – krzyknął nagle ktoś stojący z boku.
– Co? – odparł natychmiast patriarcha.
Dopiero po chwili zorientował się, że wołał go Jiang Cheng, co bardzo go zaskoczyło. Lider sekty Jiang nie odpowiedział bezpośrednio, zamiast tego wyjmując coś z rękawa i rzucając w jego stronę. Wei Wuxian złapał to odruchowo. W jego dłoni znajdował się błyszczący, czarny flet ze szkarłatnym chwostem.
To był upiorny flet, Chenqing!
Gdy poczuł ten znajomy instrument, to nawet nie miał czasu na zaskoczenie. Bez wahania uniósł go do ust, uprzednio wołając:
– Lan Zhan!
Mężczyzna przytaknął w odpowiedzi. Nie wymienili więcej słów, lecz zamiast tego równocześnie rozległy się dźwięki guqinu i fletu. Jeden był jak zamarznięta rzeka, a drugi jak szybujące ptaki; jeden tłumił, drugi przyciągał. Pod wpływem ich duetu Nie Mingjue zawahał się przez chwilę, po czym niechętnie odsunął się od Jin Guangyao.
Krok za krokiem, będąc pod kontrolą muzyki, ponownie szedł sztywno w stronę pustej trumny. Wei Wuxian i Lan Wangji mu towarzyszyli. Gdy tylko wpadł do środka, kopnęli jednocześnie leżące na ziemi wieko, które podleciało w górę, po czym upadło z hukiem. Wei Wuxian wskoczył gibko na pokrywę i wsunął Chenqing za pas. Szybko ugryzł się w palec prawej dłoni, po całej powierzchni wieka kreśląc rzędy krwawych inkantacji bez chwili przerwy.
Dopiero wtedy dobiegające ze środka wycie powoli ucichło. Lan Wangji oparł dłoń o struny guqinu, zatrzymując ich wibracje. Patriarcha westchnął, ostrożnie czekając przez chwilę. Wstał, gdy w końcu udało mu się ustalić, że spod wieka nie wydobywa się żadna energia.
– Ma straszny temperament, co nie?
Stojąc na trumnie, wydawał się o wiele wyższy. Lan Wangji schował instrument i spojrzał na niego swoimi jasnymi oczami. Wei Wuxian spojrzał w dół, nie mogąc się powstrzymać przed dotknięciem jego twarzy prawą dłonią, zostawiając parę krwistoczerwonych śladów – nie było jasne, czy zrobił to specjalnie, czy przypadkiem.
Jednak Lan Wangji się tym nie przejął.
– Zejdź na dół.
Wei Wuxian zeskoczył z szerokim uśmiechem, po czym został wzięty w ramiona ukochanego. Sytuacja zaczęła się uspokajać, lecz po drugiej stronie pomieszczenia Nie Huaisang zaczął jęczeć z bólu.
– Bracie Xichen! Powiedz mi, czy moja noga i ciało dalej są połączone!
Wywołany mężczyzna podszedł bliżej, uważnie go oglądając.
– Huaisang, nic ci nie jest. Nie musisz się aż tak bać. Twoja noga nie jest oderwana ani odcięta. To tylko niewielka rana.
– Rana! – oznajmił przerażony chłopak. – Jak miałbym się nie bać, jeśli tam jest rana?! Przechodzi na wylot? Pomóż mi, bracie Xichen!
Lan Xichen nie wiedział, czy powinien się zaśmiać.
– Nie jest poważna.
Pomimo zapewnień Nie Huaisang i tak turlał się po podłodze, trzymając się za nogę. Lan Xichen wiedział, że najbardziej na świecie boi się cierpienia, więc wyjął buteleczkę z tabletkami i położył ją na dłoni chłopaka.
– Na uśmierzenie bólu.
Nie Huaisang natychmiast wyjął jedną pastylkę i ją przełknął, nie przestając nawijać:
– Jak to możliwe, że mam takiego pecha? Najpierw ten Su Minshan pojmał mnie bez powodu, a potem jeszcze zaatakował, gdy uciekali! Czy nie wiedział, że mógł mnie po prostu odepchnąć? Ale nie, musiał użyć miecza…
Lan Xichen wstał, odwracając się, by spojrzeć na leżącego na ziemi Jin Guangyao. Jego twarz była biała jak papier, włosy rozczochrane, a na czole widać było krople potu. Całkiem stracił nad sobą panowanie. Jęczał cicho, tak jakby ból w ramieniu był bardzo silny. Spojrzał na Lan Xichena i choć nic nie powiedział, to sposób, w jaki przytulał do siebie kikut po ramieniu, patrząc na niego smutnym wzrokiem, wystarczał, by każdemu zrobiło się go szkoda.
Lan Xichen przyglądał mu się przez chwilę, po czym westchnął i wyjął leki.
– Liderze sekty Lan – ostrzegł Wei Wuxian.
– Paniczu Wei, on teraz… W tym stanie nie będzie zdolny nic zrobić. Jeśli go nie opatrzymy, to może umrzeć. Wciąż nie mamy wielu odpowiedzi.
– Wiem, liderze sekty Lan. Nie mówię, że nie możesz mu pomóc, po prostu chciałem ci przypomnieć, byś był ostrożny. Będzie lepiej, jeśli go uciszysz, by nic więcej nie powiedział.
Lan Xichen przytaknął, po czym zwrócił się do Jin Guangyao.
– Słyszałeś go, liderze sekty Jin. Proszę, byś nie podejmował już żadnych bezsensownych działań. W przeciwnym razie nie będę miał litości i… – Wziął głęboki wdech. – Pozbawię cię życia.
Jin Guangyao przytaknął, słabym głosem szepcząc:
– Dziękuję, Zewu-jun.
Mężczyzna pochylił się i ostrożnie opatrzył ranę. Jin Guangyao nie przestawał drżeć. Lan Xichen nie wiedział, co powiedzieć, widząc, w jakim stanie jest jego zaprzysiężony brat, który do tak niedawna miał ogromny potencjał. Mógł tylko westchnąć w ciszy.
Wei Wuxian i Lan Wangji przeszli na drugą stronę. Wen Ning wciąż opierał się o Jiang Chenga i Jin Linga w niezręczny, na wpół omdlały sposób. Patriarcha położył go na ziemi i ze zmartwieniem przyjrzał się ogromnej dziurze w jego piersi.
– No spójrz na siebie… Niby jak mam to teraz zakleić?
– Paniczu, czy to coś poważnego…?
– Nie, w końcu nie potrzebujesz tych narządów. Po prostu jest bardzo brzydkie.
– Nie muszę wyglądać ładnie…
Jiang Cheng milczał, a Jin Ling nie mógł się zdecydować, czy powinien się odezwać, czy też nie.
Lan Xichen wciąż opatrywał rany lidera sekty Jin. Widząc, jak mężczyzna prawie zemdlał z bólu, nie mógł tego dłużej wytrzymać, choć pierwotnie planował w ten sposób go ukarać.
– Huaisang, podaj mi te leki.
Chłopak schował opakowanie w głębi szaty po tym, jak przełknął dwie tabletki, powstrzymując ból.
– Och, pewnie – zapewnił pospiesznie i zaczął przeczesywać kieszenie w poszukiwaniu. Gdy w końcu znalazł buteleczkę i miał ją podać Lan Xichenowi, jego źrenice nagle się zwęziły ze strachu. Wykrzyknął: – Bracie Xichen, za tobą!
Lider sekty Lan cały czas miał się na baczności i był nieustannie spięty od ostrożności. Gdy tylko zobaczył minę Huaisanga i usłyszał ostrzeżenie, poczuł zimno w sercu. Bez wahania dobył miecz i pchnął w tył.
Ostrze przeszyło pierś Jin Guangyao na wskroś. Wyglądał na zszokowanego. Pozostali równie byli zdziwieni tym nagłym zwrotem akcji.
– Co się stało?! – zapytał Wei Wuxian, zrywając się na nogi.
– Wi-widziałem jak brat… Nie, jak lider sekty Jin chowa ręce za siebie. Nie wiedziałem, czy to… – wyjąkał Huaisang.
Jin Guangyao spojrzał na miecz wbity w jego pierś. Jego usta zadrżały, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nawet nie był w stanie się obronić, gdyż został uciszony. Wei Wuxian miał wrażenie, że coś w tej sytuacji było nie tak. Jednak nim miał szansę zapytać, lider sekty Jin wykaszlał sporo krwi i zachrypniętym głosem powiedział:
– Lan Xichen!
Siłą złamał zaklęcie milczenia.
W tej chwili był ranny od stóp do głów. Jego lewą dłoń poparzył trujący dym, prawa została odcięta, a z brzucha brakowało mu kawałka ciała. Cały był pokryty krwią i wcześniej nie był w stanie nawet usiąść, lecz teraz bez pomocy udało mu się wstać, jak ostatni promyk światła z zachodzącego słońca.
– Lan Xichen! – zawołał znowu z nienawiścią.
Lider sekty Lan był jednocześnie rozczarowany i zrozpaczony.
– Liderze sekty Jin, mówiłem ci. Jeśli coś zrobisz, to nie okażę ci łaski.
– Tak! Tak powiedziałeś. Ale czy coś zrobiłem?! – wypluł z siebie mężczyzna, a w jego tonie słychać było wściekłość.
Zawsze w obliczu innych był delikatny i pełen gracji, lecz teraz wyglądał jak dzikus. Widząc, jak nienormalnie się zachowuje, Lan Xichen również poczuł, że coś jest nie tak. Natychmiast odwrócił się do Nie Huaisanga.
Jin Guangyao się zaśmiał.
– Wystarczy! Po co na niego patrzysz? To nie ma sensu! Niby co mógłbyś zobaczyć? Mnie nie przejrzałeś, choć spędziliśmy razem tyle lat. Huaisang, jestem pod wrażeniem. – Nie Huaisang milczał, tak jakby zaniemówił ze strachu po usłyszanym oskarżeniu. Lider sekty Jin kontynuował z nienawiścią: – Nie spodziewałem się, że w ten sposób wpadnę w twoje ręce…
Próbował podejść do Huaisanga, lecz miecz wciąż był wbity w środek jego piersi. Wystarczył jeden krok, by natychmiast ogarnęła go agonia. Lan Xichen ani nie mógł zadać mu śmiertelnego ciosu, ani pochopnie wyciągnąć miecza, więc tylko powiedział:
– Nie ruszaj się!
W rzeczywistości mężczyzna i tak nie mógł się ruszyć. Jedną dłonią złapał za ostrze, podpierając się i wypluł krew z ust.
– I to ma być ten, który ciągle kręci głową na “nie”? Nic dziwnego… Pewnie ciężko było się ukrywać przez tyle lat!
Nie Huaisang trząsł się jak osika.
– Bracie Xichen, zaufaj mi, naprawdę widziałem…
– Ty! – krzyknął Jin Guangyao, a jego twarz się wykrzywiła. Znowu próbował rzucić się na chłopaka, a miecz wbił się kilka centymetrów głębiej.
– Nie ruszaj się! – powtórzył Lan Xichen.
Wiele wycierpiał, wierząc we wszystkie kłamstwa Jin Guangyao. Tym razem oczywiste było, że Lan Xichen będzie ostrożny. Podejrzewał, że celowo oskarżał Nie Huaisanga po tym, jak chłopak zobaczył, co planuje zrobić, by Lan Xichen znowu opuścił gardę.
Jin Guangyao od razu to zauważył w jego oczach, śmiejąc się ze złości.
– Lan Xichen! W tym życiu wielokrotnie kłamałem i zabijałem. Tak jak powiedziałeś, zabiłem ojca, brata, żonę, syna, nauczyciela, przyjaciela… Czego nie dokonałem ze wszystkiego zła na tym świecie?! – Wziął świszczący oddech. – Lecz nigdy nawet nie pomyślałem o zranieniu ciebie!
Lan Xichen był zdumiony.
Jin Guangyao sapał mocniej, ściskając miecz i przez zaciśnięte zęby mówiąc:
– Gdy uciekłeś po spaleniu Zacisza Obłoków, to kto cię uratował? Kto z całych sił pomagał, gdy GusuLan odbudowywało swoją siedzibę? Czy choć raz przez te wszystkie lata uczepiłem się twojej sekty? Czy kiedykolwiek was nie wsparłem?! Pomijając tymczasowe pozbawienie mocy duchowej, czy choć raz zrobiłem coś tobie bądź twojej sekcie? Czy prosiłem o wdzięczność?!
Słysząc te pytania, Lan Xichen nie był w stanie go ponownie uciszyć.
– Su Minshan odwdzięczał mi się w ten sposób, bo zapamiętałem jego imię. Zaś ty, Zewu-jun, nie tolerujesz mnie tak samo jak Nie Mingjue. Nie oszczędzisz mi nawet ostatniego oddechu!
Po wypowiedzeniu tych słów Jin Guangyao nagle się cofnął. Shuoyue wysunął się z jego piersi, rozchlapując krew na wszystkie strony.
– Nie pozwólcie mu uciec! – krzyknął Jiang Cheng.
Lan Xichen dopadł go dwoma krokami, chwytając go bez problemu. Co za szkoda, że pomimo swojej uprzedniej szybkości Jin Guangyao nie byłby w stanie teraz uciec. Jin Ling złapałby go nawet z zamkniętymi oczami. A do tego był ranny w wielu miejscach, w tym śmiertelnie. Nie musieli się martwić, że ucieknie.
Wei Wuxian nagle zdał sobie z czegoś sprawę, krzycząc:
– Nie próbuje zwiać! Zewu-jun, natychmiast się od niego odsuń!
Jednak było już za późno. Krew z odciętego ramienia Jin Guangyao powoli ściekła na trumnę, płynąc po wieku, niszcząc inkantacje nakreślone przez Wei Wuxiana i wpływając przez szparę do środka.
Nie Mingjue znowu był wolny.
Pokrywa rozpadła się na kawałki. Jedna blada dłoń złapała za szyję Jin Guangyao, a druga szukała Lan Xichena. Lider sekty Jin nie próbował uciec. Zamiast tego z całych sił próbował pociągnąć Lan Xichena do Nie Mingjue, by mogli razem umrzeć.
Lan Wangji przyzwał Bichen, który skierował się w ich stronę z prędkością światła, jednak trup nie bał się duchowej broni. Nawet jeśli miecz trafiłby w cel, to prawdopodobnie nie powstrzymałby go przed stopniowym zbliżaniem się do gardła Lan Xichena.
Jednak gdy dłoń Nie Mingjue była centymetr od celu, Jin Guangyao jedyną dłonią uderzył Lan Xichena w pierś, mocno go odpychając.
Sam zaś został wciągnięty przez zmarłego do trumny, będąc trzymanym jak szmaciana lalka. Ta scena była niezwykle przerażająca. Z całych sił próbował zerwać żelazny uścisk ze swojej szyi. Nieprzerwanie szarpał się z bólu, włosy miał poczochrane, a w jego oczach widać było złość.
– Pieprz się, Nie Mingjue! – klął na ostatnim oddechu. – Myślisz, że się ciebie boję?! To…
Z trudem wykaszlał trochę krwi, a wszyscy obecni usłyszeli nadzwyczaj głośny i brutalny trzask.
Ostatni oddech wymknął się z sykiem z gardła Jin Guangyao.
Ramiona Jin Linga drżały. Zamknął mocno oczy i zasłonił uszy, bojąc się słuchać i patrzeć na tę scenę.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Nie no to coś pięknego
Tyle się tu dzieje
ja tu mam na 8 do szkoły a czytam
A tam walić szkole wolę czytac :’D
Bardzo dziękuję!!!
tak tyle dramatycznych, przeróżnych momentów, a ten krótki dialog Wei z Wen Ningiem – perełka, dziękuję za tłumaczenie ;)
Dobrze spislas się shi czekam na następny fajny części
Dzięki!
Dziękuję!
Dziękuję Ashi, jak zwykle cudne tłumaczenie :zachwyt:
Dlaczego te rozdziały tak szybko się kończą? :płaku:
Dziękuję za nowy rozdział. :zachwyt: :ekscytacja:
Jak zwykle autorka musiała skończyć rozdział w najlepszym momencie. :AAAA: :ugh: pozostaje cierpliwie czekać na ciąg dalszy. :szok:
Jeszcze raz dziękuję za kolejny rozdział i całą pracę nad nim, bije pokłony w podziękowaniu. :zachwyt2: