Guangling, trzy miesiące później.
Tłum wieśniaków z pochodniami i narzędziami rolniczymi powoli otoczył kępę drzew na zboczu góry.
Na jej szczycie znajdowało się bezimienne cmentarzysko, którego od miesięcy nie można było nazwać spokojnym miejscem. Mając dość ciągłych nawiedzeń, mieszkający u podnóża góry wieśniacy nie wytrzymali, prosząc podróżujących w okolicy kultywatorów o pomoc.
Cykanie owadów się wzmogło, gdy zapadł zmierzch. Coś szeleściło w wysokich do pasa trawach, tak jakby nieznana istota szykowała się do ataku. Jednak gdy nerwowo rozchylali źdźbła, okazywało się to tylko kolejnym fałszywym alarmem.
Trzymając w dłoniach miecze, kultywatorzy ostrożnie weszli między drzewa, prowadząc za sobą wieśniaków. W głębi lasku znajdował się cmentarz. Nagrobki wykonane z kamienia i drewna były albo przewrócone, albo się rozpadały. Chłodny wiatr szumiał pośród nich. Wymieniając się spojrzeniami, kultywatorzy wyjęli talizmany i zaczęli się przygotowywać do wykonania egzorcyzmów. Widząc ich spokojne miny, kilku wieśniaków westchnęło z ulgą, sądząc, że sytuacja nie będzie trudna do opanowania.
Jednak nie zdążyli nacieszyć się tym uczuciem, gdy nagle usłyszeli głośny huk. Zdeformowane i poranione zwłoki upadły na ziemię tuż przed nimi.
Stojąca najbliżej osoba wrzasnęła, rzucając pochodnię i uciekając. Natychmiast spadł też drugi, trzeci i czwarty krwawy trup. Uderzały o ziemię jeden za drugim, jak letni deszcz. Pośród drzew rozległy się krzyki. Kultywatorzy jeszcze nigdy czegoś takiego nie widzieli, lecz pomimo szoku się nie bali. Ich lider krzyknął:
– Nie uciekajcie! Nie panikujcie! To tylko kilka małych duchów…
Ucichł, jakby go duszono, zanim skończył mówić, gdyż zobaczył drzewo.
Na szerokich gałęziach siedział człowiek, a okrywające go szaty były czarne. Odziana w również czarny but noga kołysała się lekko w tę i z powrotem w rozluźniony, prawie rozbawiony sposób.
Za pas mężczyzny wsunięty był ciemny, błyszczący flet ze szkarłatnym chwostem falującym z każdym jego ruchem.
Miny kultywatorów natychmiast uległy zmianie.
Wieśniacy i tak byli już przerażeni, więc słysząc urwane słowa i widząc blade twarze kultywatorów, natychmiast pierzchli, jak huragan mknąc w dół góry. W mgnieniu oka zostawili pomocników samym sobie, zakładając, że musieli napotkać coś, czego nie będą w stanie pokonać. Jeden z wieśniaków był trochę wolniejszy – przewrócił się, a garść błota wpadła mu do ust. Był pewny, że to już koniec jego żywota, lecz przed sobą zobaczył przystojnego mężczyznę w bieli. Z jego oczu natychmiast zniknęło przerażenie.
Z mieczem przypiętym u pasa wyglądał, jakby otaczała go mglista poświata, przez co miało się wrażenie, że niebiańska istota zstąpiła do lasu. Nie przypominał zwyczajnego człowieka, więc wieśniak natychmiast zaczął prosić o pomoc:
– Paniczu, paniczu! Pomóż mi, tam jest duch! Szybko…
Nim skończył mówić, upadło przed nim kolejne ciało. Zakrwawiona twarz skierowana była w jego stronę. Już miał zemdleć ze strachu, gdy mężczyzna się odezwał:
– Idź.
Było to tylko jedno słowo, lecz wieśniakowi natychmiast ulżyło, tak jakby został uratowany przed pewną śmiercią. Siła nagle powróciła do jego ciała, więc podniósł się z ziemi i uciekł bez oglądania się za siebie.
Ubrany w biel mężczyzna spojrzał na trupy kręcące się po lesie, tak jakby nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Siedząca na drzewie osoba zeskoczyła na ziemię, natychmiast do niego podbiegając i przyszpilając go do pnia.
– Czy to nie cnotliwy i sprawiedliwy Hanguang-jun, Lan Wangji? Co sprowadza cię w te okolice? – wyszeptał.
Otoczyły ich pełzające wokół zdezorientowane trupy. Mężczyzna w ciemnych szatach oparł rękę na pniu. Lan Wangji został uwięziony, lecz jego mina pozostała beznamiętna.
– Skoro sam dostarczyłeś się pod moje drzwi, to… Ej, ej, ej!
Hanguang-jun jedną ręką chwycił oba jego nadgarstki. Role się odwróciły.
– Na niebiosa, Hanguang-jun, jesteś zbyt silny – oznajmił ten w czerni. – Nie mogę w to uwierzyć, to szokujące, nie do pomyślenia! Pojmałeś mnie jedną ręką, a nie jestem w stanie się nawet obronić! Cóż za straszny z ciebie człowiek!
Dłonie Lan Wangjiego niechcący się zacisnęły, a zaskoczenie na twarzy jego więźnia zamieniło się w strach.
– Ałć, to boli. Puść mnie, Hanguang-jun. Już nigdy więcej się do czegoś takiego nie posunę. Nie ściskaj mnie tak i proszę, nie próbuj mnie związać czy rzucić na ziemię…
Brwi Lan Wangjiego drgnęły, gdy słowa i gesty drugiego mężczyzny stały się jeszcze bardziej przesadzone.
– …Przestań się wygłupiać.
Zaskoczony Wei Wuxian przerwał w połowie kolejnej prośby.
– Dlaczego? Jeszcze nie skończyłem błagać o litość.
– Codziennie błagasz o litość. Przestań się wygłupiać.
Patriarcha przysunął się bliżej, szepcząc:
– Czy nie tego chciałeś? Codziennie oznacza codziennie.
Jego twarz była tak blisko, jakby planował złożyć pocałunek na ustach partnera, lecz nie zainicjował kontaktu. Ich usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów, tak jakby zakochany, lecz uparty motyl nieustannie przemykał wokół wykwintnego kwiatu, odmawiając mu pieszczot. Powieki Lan Wangjiego zadrżały od jego drażnienia. Poruszył się, tak jakby nie mógł już dłużej tego znieść, a płatek w końcu miał z własnej woli musnąć skrzydło owada, jednak Wei Wuxian natychmiast odsunął twarz, robiąc unik. Patriarcha uniósł brew.
– Nazwij mnie „gege”.
– …
– No dalej. Pozwolę ci się pocałować, jeśli to zrobisz.
Wargi Lan Wangjiego drgnęły.
– …
Nigdy nie użył tego przesłodzonego honoryfikatu. Nawet rozmawiając z Lan Xichenem zwracał się do niego używając formalnego określenia.
– No daj mi to usłyszeć – namawiał Wei Wuxian. – Ja cię tak nazwałem wiele razy! Jeśli to powiesz, to po pocałunku możemy zrobić coś więcej.
Nawet jeśli miał już to słowo na czubku języka, to i tak został pokonany przez Wei Wuxiana i nie mógł otworzyć ust. Po dłuższej chwili wydusił z siebie tylko:
– …Bezwstydnik!
– Nie męczy cię trzymanie mnie jedną dłonią? Strasznie niewygodne jest robienie wszystkiego jedną ręką.
Odzyskując spokój, Lan Wangji grzecznie zapytał:
– To co powinienem zrobić?
– Nauczę cię. Czy nie będzie lepiej, jeśli ściągniesz wstążkę z czoła i mnie nią skrępujesz?
Mężczyzna spoglądał milcząco na tę uśmiechniętą twarz. Powoli ściągnął wstążkę i rozłożył ją przed Wei Wuxianem. Następnie z prędkością światła związał jego nadgarstki i pchnął je za jego głowę, po czym wgryzł mu się w szyję. W tej samej chwili głośny krzyk dobiegł ich spomiędzy traw.
Natychmiast się rozdzielili. Lan Wangji oparł dłoń o rękojeść Bichenu, lecz nie dobył go zbyt pochopnie, gdyż głos był młody i delikatny, wyraźnie należąc do dziecka. Byłoby okropne, gdyby przypadkiem zranili kogoś niewinnego. Wysoka po pas trawa zaszeleściła, a dźwięk wyraźnie się od nich oddalał. Podążyli za nim przez chwilę.
– MianMian, nic ci nie jest? – rozległ się uradowany głos kobiety. – Jak mogłaś tak po prostu odbiec? Mamusia przestraszyła się na śmierć!
Wei Wuxian zamarł.
– MianMian?
To imię wydawało mu się znajome. Musiał je już gdzieś wcześniej usłyszeć.
– Mówiłem ci, żebyś nam nie uciekała podczas nocnych łowów, a ty dalej swoje! – beształ męski głos. – Co poczniemy, jeśli zostaniesz zjedzona przez ducha?! MianMian? Co się stało? Dlaczego taka jest? Qingyang, spójrz. Czy coś przytrafiło się MianMian? Czy zobaczyła coś, czego nie powinna?
Naprawdę zobaczyła coś… czego nie powinna…
Lan Wangji zerknął na Wei Wuxiana, który odwzajemnił spojrzenie z niewinną miną i wyszeptał:
– Cóż za grzech.
Wyraźnie było widać, że nie czuł się winny. Lan Wangji potrząsnął głową. Wspólnie opuścili cmentarzysko, schodząc w dół zbocza. Stojąca niżej rodzina spojrzała na nich z niepokojem i szokiem widocznymi na twarzach. Kobieta i mężczyzna najwyraźniej byli małżeństwem. Przykucnęli, a między nimi stała około dziesięcioletnia dziewczynka z włosami związanymi w kucyki. Jej matka na widok Wei Wuxiana dobyła miecza i skierowała ostrze w jego stronę, krzycząc:
– Co to?!
– Bez względu na to, kim jestem, to wciąż jestem osobą, a nie czymś – odparł Wei Wuxian.
Kobieta znowu chciała się odezwać, lecz zobaczyła stojącego za Wei Wuxianem Lan Wangjiego. Natychmiast się zawahała.
– Hanguang-jun?
Mężczyzna nie nosił swojej wstążki, więc przez chwilę nie była pewna. Wahałaby się dłużej, gdyby jego twarz nie była aż tak niezapomniana. Zszokowana spojrzała znowu na Wei Wuxiana.
– W takim razie ty jesteś…
Minęło już trochę czasu odkąd po świecie rozeszły się wieści o powrocie patriarchy Yiling. Oczywiste było, że trzymał się z Lan Wangjim, więc Wei Wuxian nie czuł się dziwnie przez to, że został tak szybko rozpoznany. Jej twarz była dość znajoma, a do tego wydawała się podekscytowana na jego widok.
Może ta dama mnie zna? Zrobiłem jej coś złego? Obraziłem ją? Nie, nigdy nie znałem żadnej kobiety zwanej Qingyang… Ach, MianMian!
Wei Wuxian natychmiast zrozumiał.
– Jesteś MianMian?
Stojący nieopodal mężczyzna gapił się na niego.
– Dlaczego wypowiadasz imię mojej córki?
Wyglądało na to, że biegającą wokół dziewczynką, która ich przyłapała, była córka MianMian i również nazywała się MianMian. Wei Wuxian uznał to za dość zabawne – była duża MianMian i mała MianMian!
Lan Wangji lekko się skłonił.
– Panienko Luo.
Kobieta zagarnęła nieposłuszne kosmyki za ucho, odwzajemniając powitanie.
– Hanguang-jun. – Spojrzała na patriarchę. – Paniczu Wei.
Wei Wuxian uśmiechnął się szeroko.
– Panienka Luo. Och, w końcu wiem, jak się nazywasz.
Luo Qingyang uśmiechnęła się nieśmiało, tak jakby nagle przypomniała sobie stare, zawstydzające historie. Przyciągnęła do siebie stojącego obok mężczyznę.
– To mój mąż.
Zauważając, że nie mają złych intencji, mężczyzna wyraźnie się rozluźnił.
– Do jakiej sekty należycie i jaki typ kultywacji praktykujecie? – zapytał po chwili rozmowy Wei Wuxian.
– Do żadnej.
Luo Qingyang z uśmiechem spojrzała na partnera.
– Mój mąż nie jest kultywatorem. Do tej pory pracował jako kupiec, lecz jest skłonny chodzić ze mną na nocne łowy…
To było jednocześnie rzadkie i godne podziwu, że zwykła osoba, a do tego mężczyzna, była skłonna porzucić swoje stabilne życie i podróżować po świecie z żoną, nie bojąc się niebezpieczeństwa i tułaczki. Wei Wuxian poczuł do niego szacunek.
– Również przybyliście tu na nocne łowy? – zapytał.
Luo Qingyang przytaknęła.
– Tak. Słyszałam, że duchy nawiedziły nienazwany cmentarz znajdujący się na tej górze, zakłócając życia mieszkańców, więc postanowiłam to sprawdzić. Zajęliście się tym już?
Jeśli mężczyźni już zaczęli nad tym pracować, to interwencja była zbyteczna. Jednak Wei Wuxian powiedział tylko:
– Zostaliście oszukani przez wieśniaków.
Luo Qingyang zamarła.
– W jaki sposób?
– Opowiadali wszystkim, że doszło do nawiedzenia, ale w rzeczywistości sami okradli groby i zruszyli ciała zmarłych, którzy zdecydowali się na nich zemścić.
– Naprawdę? Ale w takim wypadku chyba nie doszłoby aż do tylu śmierci, prawda? – zapytał zaskoczony mąż kobiety.
Wei Wuxian i Lan Wangji spojrzeli po sobie.
– To też było kłamstwo. Nikt nie umarł, sprawdziliśmy. Kilku wieśniaków musiało odpoczywać przez jakiś czas po tym, jak duchy przestraszyły ich na śmierć, a jeden złamał nogę podczas ucieczki. Oprócz tego nikt nie został ranny, a opowieści o zmarłych miały za zadanie jedynie nadać tragizmu sytuacji.
– Doszło do czegoś takiego? Wstydu nie mają! – oburzył się mąż.
Luo Qingyang westchnęła.
– Och, co za ludzie… – Potrząsnęła głową, wyglądając, jakby coś jej się przypomniało. – Wszyscy są tacy sami.
– Trochę ich wystraszyłem – powiedział Wei Wuxian. – Prawdopodobnie nie będą już próbowali okraść żadnych grobów, więc i duchy przestaną im przeszkadzać. Sprawa zamknięta.
– Ale jeśli znajdą innych kultywatorów, by powstrzymać je siłą…
– Już pokazałem tu swoją twarz. – Wei Wuxian się wyszczerzył.
Luo Qingyang zrozumiała. Wieści o obecności patriarchy Yiling z pewnością szybko się rozejdą. Inni kultywatorzy założą, że uznał to miejsce za swoje terytorium. Kto śmiałby tu przyjść i go sprowokować?
– Więc to tak. – Kobieta się uśmiechnęła. – Myślałam, że MianMian wpadła na jakiegoś ducha, gdy zobaczyłam, jaka jest przerażona. Jeśli była nieuprzejma, to wybaczcie nam, proszę.
Nie, nie, nie, myślę, że to my byliśmy nieuprzejmi! – pomyślał Wei Wuxian.
– Oczywiście, że nie – odpowiedział z powagą. – Przepraszamy, że przestraszyliśmy małą MianMian.
Dziewczynka została podniesiona przez ojca. Łypała na Wei Wuxiana z nadętymi policzkami, wyraźnie aż zła ze wstydu, lecz nie śmiała nic powiedzieć. Miała jasnoróżową sukienkę i duże, czarne oczy wyglądające jak kryształowe winogrona zdobiące jej słodką, porcelanową twarz. Widząc to, Wei Wuxian miał ochotę uszczypnąć ją w policzki, lecz pociągnął ją tylko lekko za jeden z warkoczy, gdyż przyglądał mu się jej ojciec.
– MianMian jest bardzo podobna do dawnej ciebie, panienko Luo. – Wei Wuxian uśmiechnął się szeroko.
Lan Wangji spojrzał na niego bez słowa, a Luo Qingyang odwzajemniła uśmiech.
– Paniczu Wei, nie czujesz się winny, gdy to mówisz? Naprawdę pamiętasz, jak wyglądałam za młodu?
Jej uradowana twarz zdawała się pokrywać z młodym licem dziewczynki, która niegdyś również nosiła różowe szaty. Wei Wuxian nie poczuł ani grama wstydu.
– Oczywiście, że tak! Wiele się nie zmieniłaś. Właśnie, ile ona ma lat? Powinienem dać jej pieniądze, by odpędzić złe duchy.
– To w porządku, to w porządku! – Małżeństwo natychmiast odmówiło.
Patriarcha się zaśmiał.
– Wcale nie! Zresztą to nie ja będę płacił, haha.
Para zamarła, obserwując, jak Lan Wangji kładzie coś na dłoni Wei Wuxiana. Mężczyzna przyjął ciężkie monety i uparł się, że musi dać je dziewczynce. Widząc, że nie będą w stanie odmówić, Luo Qingyang zwróciła się do córki:
– MianMian, podziękuj Hanguangowi-jun i paniczowi Wei.
– Dziękuję, Hanguang-jun.
– MianMian, to ja ci je podarowałem, prawda? Dlaczego mi nie podziękowałaś? – zapytał Wei Wuxian.
Dziewczynka łypnęła na niego ze złością. Droczył się z nią i droczył, lecz nie chciała się do niego odezwać. Zamiast tego pociągnęła za czerwony sznurek, który miała zawiązany wokół szyi, wyciągając delikatną saszetkę i ostrożnie wkładając monety do środka.
Wkrótce dotarli do podnóża góry i Wei Wuxian musiał się z nimi pożegnać, choć odczuwał lekki żal, udając się w przeciwną stronę razem z Lan Wangjim.
Gdy sylwetki mężczyzn zniknęły w oddali, Luo Qingyang zaczęła besztać córkę.
– MianMian, byłaś taka niegrzeczna. Ten człowiek uratował życie twojej matki.
Jej mąż był zszokowany.
– Naprawdę?! Słyszałaś, MianMian? Naprawdę byłaś niemiła!
– Nie… nie lubię go – wymamrotała dziewczynka.
– Gdybyś naprawdę go nie polubiła, to już dawno wyrzuciłabyś te pieniądze.
MianMian ukryła swoją zaczerwienioną twarz w piersi ojca, narzekając:
– Zrobił złe rzeczy!
Luo Qingyang nie wiedziała, czy ma się zaśmiać, czy też nie. Już miała się odezwać, gdy wtrącił się jej mąż:
– Qingyang, już wcześniej wspominałaś o tym Hanguangu-jun. Pamiętam, że jest ważną postacią z prominentnej sekty. Po co miałby się pojawić w tak małej wiosce i przejąć taką drobnostką?
– Różni się od innych słynnych kultywatorów – wytłumaczyła cierpliwie. – Pojawia się zawsze tam, gdzie jest chaos. Zawsze stara się pomóc, niezależnie od stopnia trudności sprawy czy wynagrodzenia.
– Brzmi jak prawdziwy kultywator. – Mężczyzna przytaknął ze zrozumieniem, po czym nerwowo zapytał: – A co z paniczem Wei? Powiedziałaś, że uratował ci życie, ale nie przypominam sobie, byś kiedykolwiek o nim wspominała. I jak to się stało, że twoje życie było zagrożone?!
Luo Qingyang wzięła od niego MianMian z błyskiem w oku. Uśmiechnęła się.
– Panicz Wei…
Na innej drodze Wei Wuxian rozmawiał z Lan Wangjim.
– Nie wierzę, że tamta mała dziewczynka ma już córkę, która również jest małą dziewczynką!
– Mn.
– Ale to nie jest sprawiedliwe. Powinna zauważyć, że to ty mi robiłeś te złe rzeczy, nie na odwrót! Dlaczego mnie nie polubiła? – Zanim Lan Wangji mógł odpowiedzieć, Wei Wuxian obrócił się, idąc tyłem naprzeciw niego i kontynuował: – Och, wiem. Na pewno potajemnie mnie lubi. Tak jak kiedyś pewna osoba.
– Proszę, oddaj mi moją wstążkę, Wei Yuandao – odparł chłodno Lan Wangji, otrzepując nieistniejący kurz z rękawa.
Słysząc to imię, Wei Wuxian zrozumiał dopiero po dłuższej chwili. Cmoknął, śmiejąc się.
– Ej, drugi paniczu Lan, jesteś zazdrosny, co nie?
Lan Wangji spojrzał w dół. Wei Wuxian podszedł do niego, jedną ręką obejmując go w talii, a drugą unosząc jego podbródek. Jego mina była pełna powagi.
– Powiedz prawdę. Jak długo to w sobie tłumiłeś? Jak udało ci się to tak dobrze ukryć? Prawie nie zauważyłem!
Jak zwykle mężczyzna z nim współpracował i posłusznie uniósł podbródek, lecz nagle poczuł swawolną dłoń przesuwającą się na jego pierś. Jednak gdy spojrzał w dół, dłoni Wei Wuxiana już nie było – za to trzymała pewien przedmiot.
– Co to takiego?
Była to sakiewka Lan Wangjiego. Wei Wuxian okręcił sobie ją wokół palca, wskazując na nią lewą ręką.
– Hanguang-jun, Hanguang-jun, zabranie czegoś bez pytania jest kradzieżą. Jak cię kiedyś nazywali? Dziedzicem prominentnej sekty? Wzorem wszystkich młodych kultywatorów? Co to za wzór, który w sekrecie jest zazdrosny i ukradł perfumowaną saszetkę, którą dostałem od pewnej dziewczyny! Nic dziwnego, że po przebudzeniu nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Gdyby MianMian nie miała podobnej zawieszonej u szyi, to nawet bym sobie nie przypomniał! No spójrz na siebie, tsk, tsk. Powiedz, w jaki sposób to zabrałeś, gdy byłem nieprzytomny? Jak długo ci to zajęło?
Twarz Lan Wangjiego zadrżała, gdy sięgnął, by odebrać swoją własność. Wei Wuxian podrzucił sakiewkę do góry, unikając go i cofając się o krok.
– Próbujesz mi ją zabrać siłą, bo nie masz żadnych argumentów? Coś się tak zawstydził? Że też coś takiego cię zażenowało! Już wiem, dlaczego jestem taki bezwstydny. Bycie razem było nam przeznaczone. Cały mój wstyd został pod twoją opieką.
Delikatny róż zabarwił płatki uszu Lan Wangjiego, lecz jego twarz pozostawała bez wyrazu. Ruchy mężczyzny były szybkie, ale Wei Wuxiana jeszcze szybsze. Nie chciał mu oddać przedmiotu.
– Kiedyś sam chciałeś oddać mi swoją sakiewkę. Dlaczego teraz mi jej nie dasz? No spójrz na siebie. Nie tylko potajemnie mnie okradłeś, ale potajemnie masz też romans!
Lan Wangji rzucił się na niego, łapiąc go mocno w swoje ramiona i protestując:
– Ukłoniliśmy się trzy raz, więc jesteśmy już… mężem i żoną. To nie jest romans.
– Nie możesz dalej mnie do tego przymuszać, nawet jeśli jesteśmy małżeństwem! Ciągle wymagasz, bym cię błagał, a nawet kiedy to robię, to nie przestajesz! Widząc cię takim przodkowie sekty GusuLan muszą być wściekli…
Nie mogąc tego dłużej znieść, Lan Wangji w końcu zasłonił jego usta swoimi.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
<333 Dziękuję
Twoje tlumaczenia sa tak dobre ze az sapie podziwu!
Dziękuję za kolejny rozdział. :zachwyt:
Człowiek w rozjazdach i nie ogarnia co się dzieje, jak zawsze spóźniony. :AAAA: :NieNie:
Nie mogę uwierzyć, że został ostatni rozdział głównej historii. :złamaneserce:
Jeszcze raz dziękuję za ten rozdział i całą pracę nad nim. :zachwyt2: :ekscytacja:
Aaaaa kocham ich
i ciebie też za rozdział ❤️
Dziękuję.
Ashi jesteś cudowna!!! Bardzo dziękuję Ci za twoja ciężką pracę jaka wkładasz w to tłumaczenie :zachwyt:
P. S. Hanguang-jun wy jesteście mężem i małżem :WeiMądruś:
Obaj są małżami :D
Jak ja bardzo doceniam czas i pracę włożoną w tłumaczenie ❤️❤️❤️❤️ :zachwyt:
Dziękuję :)
tym razem ten rozdział jest naprawdę długi, Ashi, wielkie podziękowania za trudy kontynuacji tej świetnej serii, serdecznie pozdrawiam
Dzięki, Ashi! Ciężko uwierzyć, że został już tylko jeden… :patriarcha: :zachwyt2:
Dziękuję za tłumaczenie kolejnego rozdziału. Wydaje się taki krótki..
Szkoda, że w powieści nie ma nic o trzecim pokłonie ?
Bardzo jestem ciekawa, czy po 113 rozdziale, będzie tłumaczenie dodatków, jak przeczytałam gdzieś w Twojej wypowiedzi?