Mo Dao Zu Shi

Rozdział 37 – Trawy V26 min. lektury

Lan Jingyi zerknął przez szparę w drzwiach, po czym natychmiast zasłonił ją własnym ciałem.

J-jest ich tak wiele!

Żywych trupów? Jak wiele to tak wiele? – zapytał Wei Wuxian.

Nie wiem! Wypełniły całą ulicę. Możliwe, że setki! I zbliża się więcej! Wątpię, by manekiny dały radę dłużej je powstrzymywać!

Jeśli manekinom nie uda się ochronić drzwi, to wszystkie trupy wbiegną do sklepu. Jeśli sami je zabiją, to się zatrują, a energiczna walka tylko przyspieszy cyrkulację jadu po ciele. Jeśli ich nie zabiją, to zmarli ich rozszarpią i zagryzą na śmierć. Trzymając miecz, Xiao Xingchen przygotował się do wyjścia, prawdopodobnie w nadziei dania z siebie wszystkiego ostatkami sił. Jednak jego twarz nagle spurpurowiała i upadł na podłogę.

Usiądź i się zrelaksuj. Niedługo będzie po wszystkim – powiedział Wei Wuxian.

Rozciął sobie palec ostrzem miecza Lana Jingyi. Po skórze spływały krople krwi.

Znowu będziesz przywoływał? Jeśli na każdym manekinie zostawisz dwie krople krwi, to ile jej zużyjesz? Potrzebujesz trochę mojej? – zaoferował Lan Jingyi.

Też mogę trochę oddać… – Kilku innych chłopców natychmiast podwinęło rękawy.

Wei Wuxian nie mógł się zdecydować, czy ma się śmiać, czy płakać.

To w porządku. Czy ktoś ma jakieś czyste talizmany?

Uczniowie nadal byli dość młodzi, więc nie osiągnęli jeszcze wystarczająco wysokiego poziomu kultywacji, by pisać runy w razie potrzeby. Dlatego wszystkie noszone przez nich talizmany były już zapisane.

Nie. – Lan Sizhui potrząsnął przecząco głową.

Już zapisane też mogą być. – Wei Wuxian za bardzo się tym nie przejął.

Lan Sizhui wyjął plik żółtych talizmanów z sakiewki qiankun, ale Wei Wuxian wziął tylko jeden. Przyglądając mu się pobieżnie, napisał na nim rząd znaków od góry do dołu, tuż nad cynobrowymi runami, które wcześniej zostały wykaligrafowane. Szkarłatna krew i karmazynowy cynober stworzyły nowy zestaw run. Wei Wuxian machnął nadgarstkiem, a talizman zaczął unosić się w powietrzu, po czym zapłonął. Mężczyzna złapał lewą dłonią opadający popiół i delikatnie dmuchnął go w stronę rzędu papierowych manekinów.

Nie umiera od preriowych pożarów, z powiewem wiosny się odradza1 – wyszeptał.

Popiół rozwiał się po pokoju.

Awanturnik zaświatów, który stał na przedzie, nagle podniósł leżącą obok jego stóp szablę i zarzucił ją sobie na ramię. Dama z wysokim kokiem i bogato zdobionymi szatami powoli uniosła dłoń. Wykręciła palce, jakby była opieszałą szlachcianką, bezmyślnie podziwiającą swoje długie, krwistoczerwone paznokcie. U jej boku stali złoty chłopiec i jadeitowa dziewczyna2, para dziecięcych służących. Chłopak figlarnie pociągnął za jej warkocz, a ona pokazała mu język – miał ponad dwadzieścia centymetrów, kiedy w całości wyłonił się z jej ust i jak wąż wbił się w pierś chłopaka, zostawiając po sobie dziurę. Po tym brutalnym ataku z powrotem się zmniejszył. Chłopak szeroko otworzył usta, pokazując dwa rzędy strasznych, białych zębów i wgryzł się w jej ramię. Bójka między nimi rozgorzała na dobre.

Jeden po drugim, tuziny manekinów zaczęły się poruszać. Szeptały między sobą, trzęsąc się, jakby się przeciągały. Szelest rozbrzmiał wokół nich. Nie byli ludźmi, będąc od nich lepszymi.

Wstrzymajcie oddechy – powiedział Wei Wuxian, odsuwając się od drzwi. Z lekkim ukłonem wykonał dłonią zapraszający gest. Drewniane drzwi na nowo się otworzyły. Wywołujący wymioty słodki zapach trującego trupiego pyłu wdarł się do środka, a uczniowie natychmiast zasłonili twarze rękawami. Z głośnym krzykiem awanturnik zaświatów wyiegł na zewnątrz, a reszta manekinów podążyła za nim. Drzwi zamknęły się za nimi.

Nikt tego nie wciągnął, prawda? – zapytał Wei Wuxian.

Wszyscy zaprzeczyli. Wei Wuxian pomógł Xiao Xingchenowi wstać, zamierzając znaleźć miejsce, w którym mógłby się położyć. Jednak nic takiego tu nie było, więc mógł tylko siedzieć na zimnej, zakurzonej podłodze, mocno ściskając Shuanghuę. Wreszcie wybudzając się z omdlenia, kaszlnął kilka razy i zapytał słabo:

Czy to… Przyzwanie namalowanych oczu?

Umiem to i owo.

Po chwili zamyślenia Xiao Xingchen się uśmiechnął.

Tak… To najlepsza metoda na wyeliminowanie tych trupów. – Zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował: – Jednak ta metoda kultywacji łatwo może doprowadzić do niepożądanej reakcji. Nawet twórca tej ścieżki, patriarcha Yiling, nie uniknął takiego losu. Sugeruję zachować ostrożność i korzystać z tego sporadycznie. Możesz kultywować w inny sposób…

Dziękuję za poradę. – Wei Wuxian westchnął.

Większość kultywatorów przyjmowała jasne stanowisko w tej kwestii, wyraźnie okazując swoją nienawiść wobec pewnej osoby. Jednak jego najmłodszy wuj kultywacyjny próbował go przekonać i ostrzegł go przed konsekwencjami, choć sam jedną nogą już był w grobie. To naprawdę wrażliwa osoba, delikatna i dobroduszna. Patrząc na grube bandaże owinięte wokół głowy Xiao Xingchena i myśląc o wszystkim, co przeszedł, Wei Wuxian zaczął z nim mimowolnie sympatyzować.

Przeważnie tylko w młodych i niedoświadczonych uczniach ciekawość przesłaniała nienawiść względem tak nieodpowiednich metod. Z wyjątkiem Jin Linga, który utrzymywał pełną wzgardy minę, pozostali ścisnęli się przy drzwiach, obserwując walkę.

O rany… Paznokcie tej papierowej kobiety są straszne! Jedno zadrapanie, a zostawia pięć pręg!

Dlaczego język tej dziewczynki jest taki długi i twardy? Jest duchem wisielca?

Ten mężczyzna jest taki silny! Jak może unieść tyle trupów na raz? Rzuci nimi o ziemię! Patrzcie, patrzcie! Zrobił to! Połamały się!

Wysłuchawszy dobrodusznych słów Xiao Xingchena, Wei Wuxian wziął do ręki ostatnią miskę zupy ryżowej.

Trucizna już rozeszła się po twoim ciele. Ta potrawa może spowolnić jej działanie albo wcale nie zadziałać, a do tego nie smakuje najlepiej. Chcesz spróbować? Jeśli nie chcesz przeżyć, to nie zważaj na moje słowa.

Xiao Xingchen wziął miskę w obie dłonie.

Oczywiście, że chcę. Jeśli mogę przeżyć, to nie mam powodu odmawiać.

Jednak kąciki jego ust zaczęły drgać już po pierwszym kęsie. Powstrzymał się przed wypluciem wszystkiego, zaciskając mocno usta.

Dziękuję – powiedział po chwili z szacunkiem.

Wei Wuxian się odwrócił.

Widzieliście? Słyszeliście, co powiedział? Tylko wy macie takie wygórowane standardy, że nawet po zjedzeniu mojej owsianki ryżowej tylko byście narzekali.

Twojej owsianki? Co zrobiłeś oprócz wrzucenia do garnka wielu dziwnych rzeczy? – zakpił Jin Ling.

Jak teraz o tym pomyślę, to wolałbym umrzeć, niż jeść to codziennie – powiedział Xiao Xingchen.

Jin Ling roześmiał się do rozpuku. Nawet Lan Sizhui nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem. Wei Wuxian zaniemówił i odwrócił się, by na nich spojrzeć, a Lan Sizhui natychmiast przywdział kamienną minę.

To koniec. Wszystkie zostały zabite. Wygraliśmy! – powiedział zachwyconym tonem Lan Jingyi.

Xiao Xingchen natychmiast odstawił miskę.

Nie otwierajcie jeszcze drzwi. Bądźcie ostrożni, więcej może nadejść…

Nie odkładaj miski. Podnieś ją i zjedz wszystko. – Wei Wuxian podszedł do drzwi i zerknął przez szparę. Po nieludzkiej bitwie gęsta mgła i czerwono-fioletowy pył wypełniały całą ulicę. Trucizna powoli zaczynała się ulatniać, a grupa papierowych manekinów spokojnie sprawdzała ścieżkę. Jeśli któryś z leżących na ziemi kawałków ciał się poruszył, natychmiast bezlitośnie go deptały, zostawiając jedynie kałuże zabłoconego mięsa.

Z wyjątkiem tego panowała cisza. Nie pojawiły się nowe trupy.

Wei Wuxian już miał się rozluźnić, kiedy od strony dachu dobiegła go seria ledwo słyszalnych dźwięków. Ciężko było je wychwycić. Brzmiało to, jakby ktoś pospiesznie po nim szedł. Wei Wuxian tylko dzięki swoim wyczulonym zmysłom wyłapał dźwięk uderzających o siebie lekko dachówek. Oczywiście ślepy Xiao Xingchen także to zauważył.

Od góry! – ostrzegł ich.

Rozejdźcie się! – krzyknął Wei Wuxian.

Jak tylko to powiedział, w suficie izby zrobiono ogromną dziurę. Kurz, drwa i popękane dachówki posypały się z góry. Na szczęście uczniowie zdążyli się rozejść na boki, więc nikt nie został ranny. Ciemna postać wskoczyła przez otwór.

Mężczyzna miał na sobie czarną szatę kultywatora. Jego wysoka i prosta postać była jak sztywna sosna. Na plecach miał przyczepioną trzepaczkę z końskiego włosia, a w ręku trzymał długi miecz. Jego twarz, choć przystojna, uniesiona była lekko w górę, sugerując, że był wyniosły i butny. Jednak jego oczy pozbawione były źrenic, pokazując jedynie śmiertelne połacie bieli.

To okrutny trup!

Ledwo wszyscy zdali sobie z tego sprawę, kiedy rzucił się do ataku.

Zamachnął się mieczem na Jin Linga, który stał najbliżej. Chłopak sparował atak, ale był on tak silny, że ramię mu zdrętwiało. Gdyby jego miecz, Suihua, nie miał ogromnych pokładów siły duchowej, to prawdopodobnie umarłby na miejscu. Ubrany na czarno trup zaszarżował ponownie, widząc, że pierwsza próba się nie powiodła. Jego ruchy były gładkie i naturalne, a ataki gwałtowne i bezduszne. Tym razem za cel obrał sobie ramię Jin Linga. Zdesperowany Xiao Xingchen obronił chłopaka, jednak w końcu zemdlał w wyniku nasilenia zatrucia.

Lan Jingyi spanikował.

On jest martwy czy żywy?! Nigdy nie widziałem…

Tak szybkiego trupa, który był mistrzem szermierki!

Nie dokończył zdania, bo sobie przypomniał, że kiedyś widział kogoś takiego. Upiorny Generał też taki był!

Wei Wuxian uważnie obserwował nowo przybyłego. Myśląc szybko, wyjął flet zza pasa i zagrał piskliwą, przeszywającą melodię. Słuchanie jej było bolesne, więc wszyscy obecni zasłonili uszy. Kiedy martwy kultywator usłyszał ten dźwięk, to zaatakował Wei Wuxiana, choć się zataczał, a jego ręce drżały.

Nie dało się go kontrolować. Ten trup miał już pana!

Jego miecz był szybki jak błyskawica, ale Wei Wuxianowi udało się uniknąć ataku. Kiedy się wymijali, spokojnie zagrał coś innego. Ułamek sekundy później manekiny patrolujące okolicę także wskoczyły na dach i weszły do środka przez dziurę. Wyczuwając, że coś jego nie tak, trup dźgnął dwukrotnie prawym ramieniem, poziomo rozcinając dwa manekiny na pół. Lewą ręką chwycił trzepaczkę. Wyglądało, jakby tysiące miękkich, białych włosów zamieniło się w buławę zakończoną trującymi kolcami, tnąc i rwąc z każdym uderzeniem. Gdyby kogoś przypadkiem uderzyły, to ta osoba z pewnością zamieniłaby się w krwawe sito.

Niech nikt tu nie podchodzi. Bądźcie grzeczni i zostańcie pod ścianą! – powiedział Wei Wuxian, wykonując wiele czynności naraz. Powiedziawszy to, natychmiast powrócił do wydawania rozkazów manekinom. Flet brzmiał na przemian skocznie i gwałtownie. Choć kultywator używał obu dłoni i atakował z ogromną wrogością, to papierowe manekiny nie przestawały wskakiwać przez dziurę w dachu i go otaczać. Gdy pokonał je z jednej strony, więcej nadeszło z drugiej; gdy zabił te nadchodzące z przodu, kolejne atakowały go od tyłu. Zapanowanie nad tym wszystkim było niemożliwe. Nagle awanturnik zaświatów zeskoczył z dachu, lądując na nim i przyszpilając go stopą do ziemi.

Trzech kolejnych awanturników jeden za drugim wskoczyło do środka i w niego uderzyło. W legendach cechowali się niezwykłą siłą, a po zostaniu opętanym przez błądzące dusze znacznie przybrali na masie. Już jeden był ciężki jak góra. Trup oberwał od czterech, więc miał szczęście, że flaki mu nie wypłynęły na wierzch. Manekiny mocno go trzymały, nie pozwalając mu na żaden ruch.

Wei Wuxian podszedł do niego i zobaczył, że na plecach miał rozdarte ubrania. Wygładzając materiał, odkrył, że skórę obok łopatki szpeciło wąskie rozcięcie.

Obróćcie go – rozkazał.

Czterech awanturników przekręciło go na plecy. Wei Wuxian dotknął rozciętym kciukiem ich papierowe twarze w okolicy ust w ramach nagrody. Manekiny powoli zlizały krew swoimi szkarłatnymi językami, jakby wysoko cenili sobie ten przysmak. Dopiero wtedy Wei Wuxian ponownie spojrzał w dół, by kontynuować swoją inspekcję. Na piersi kultywatora w pobliżu serca znajdowała się podobna wąska rana. Wyglądało na to, że został zadźgany.

Trup szarpał się z całych sił. Niskie pomruki wydobywały się z jego gardła, a z kącików ust leciała ciemna jak atrament krew. Wei Wuxian ścisnął jego policzki, by zajrzeć do środka – okazało się, że jego język także został wyrwany.

Ślepe oczy, odcięty język. Ślepe oczy, odcięty język.

Po krótkiej obserwacji zaczął czuć, że ten trup był podobny do Wen Ninga, który był kontrolowany czarnymi gwoździami. Z tą myślą pomacał jego skronie i, tak jak się spodziewał, znalazł dwa metalowe druty!

Ten rodzaj długich gwoździ był używany do kontrolowania okrutnych trupów wysokiego poziomu. Dzięki nim traciły świadomość i umiejętność samodzielnego myślenia. Nie znając tożsamości i charakteru ciała, Wei Wuxian zdecydował, że nie powinien ich pochopnie wyciągać, ale najpierw go przesłuchać. Jednak odcięto mu język, więc nie mógłby mówić, nawet gdyby odzyskał świadomość.

Czy któryś z was nauczył się Zapytania? – zapytał Wei Wuxian uczniów sekty Lan.

Tak, ja. – Lan Sizhui uniósł dłoń.

Masz ze sobą swój guqin?

Tak. – Chłopak natychmiast wyjął z sakiewki qiankun prosty instrument wykonany z jasnego drewna.

Widząc, że guqin był dość nowy, Wei Wuxian zapytał:

Jak twój język qin3? Masz doświadczenie? Czy przyzwany przez ciebie duch będzie mógł kłamać?

Hanguang-jun powiedział, że jego znajomość języka qin jest w porządku – wtrącił Lan Jingyi.

Skoro Lan Wangji ocenił go jako „w porządku”, to tak musiało być. Nie przeceniałby jego możliwości, więc Wei Wuxian przestał się martwić.

Hanguang-jun powiedział, bym skupił się na jakości, nie ilości. Przywołany przeze mnie duch będzie mógł uniknąć odpowiedzi, ale nie skłamie. Więc jeśli będzie chciał odpowiedzieć, na pewno powie prawdę – dodał Lan Sizhui.

No to zaczynajmy.

Instrument został ułożony poziomo obok głowy trupa. Lan Sizhui usiadł na ziemi, układając wokół siebie poły szaty. Zagrał kilka próbnych nut i kiwnął głową, dając reszcie znak.

Pierwsze pytanie: kim jest? – zaczął Wei Wuxian.

Po chwili zamyślenia Lan Sizhui cicho wymówił inkantację i był gotowy do zagrania pierwszego zdania. Struny guqinu szybko zadrgały w odpowiedzi dwoma hucznymi nutami, brzmiąc jakby wybuchła skała. Chłopak otworzył szeroko oczy.

Co powiedział? – Popędził go Lan Jingyi.

Song Lan!

Song Lan, najbliższy przyjaciel Xiao Xingchena?!

Wszyscy jednocześnie odwrócili się w stronę mężczyzny leżącego nieprzytomnie na podłodze.

Czy wie, że to Song Lan…? – wyszeptał Lan Sizhui.

Raczej nie. Jest ślepy, a Song Lan niemy, a do tego stał się okrutnym i pozbawionym zmysłów trupem… Będzie lepiej, jeśli się nie dowie – odszepnął Lan Jingyi.

Drugie pytanie: kto go zabił?

Lan Sizhui rzetelnie zagrał kolejne zdanie. Tym razem cisza brzmiała o wiele dłużej. Już mieli założyć, że dusza Song Lana nie chciała odpowiedzieć na to pytanie, kiedy struny guqinu zadrżały trzy razy, grając wypełnione żalem nuty.

To niemożliwe! – wypalił Lan Sizhui.

Co powiedział?

Powiedział… Xiao Xingchen – odpowiedział Lan Sizhui, jakby nie dowierzał własnym uszom.

Xiao Xingchen zabił Song Lana?!

Zadali tylko dwa pytania, a odpowiedzi na nie były bardziej niż szokujące.

Zagrałeś źle, prawda? – Jin Ling był sceptyczny.

– „Kim jesteś” i „kto cię zabił” to najłatwiejsze i najczęściej zadawane pytania. To właśnie od nich każdy zaczyna uczyć się Zapytania. Ćwiczy się je nie mniej niż tysiąc razy, a przed zagraniem sprawdziłem. Na pewno wszystko się zgadza.

Albo źle zagrałeś, albo źle zinterpretowałeś język qin.

Lan Sizhui potrząsnął głową.

Skoro zagranie źle jest niemożliwe, to zła interpretacja tym bardziej. To imię i znaki, którymi się je zapisuje, wcale nie są powszechne. Gdyby powiedział coś innego, a ja bym źle to zinterpretował, to na pewno nie wymyśliłbym akurat tego.

…Song Lan wyruszył na poszukiwanie Xiao Xingchena, a ten go zabił. Dlaczego miałby zabijać dobrego przyjaciela? Nie wydaje się taką osobą – wymamrotał Lan Jingyi.

Na razie się o to nie martwmy. Lan Sizhui, zadaj trzecie pytanie: kto go kontroluje? – powiedział Wei Wuxian.

Z marsową miną Lan Sizhui nie śmiał nawet oddychać, grając kolejne zdanie. Wszystkie pary oczy skierowane były na instrument, czekając na odpowiedź Song Lana.

Ten. Za. Wami. – Lan Sizhui zinterpretował odpowiedź nuta po nucie.

Wszyscy odwrócili się najszybciej, jak mogli. Xiao Xingchen, który chwilę temu leżał omdlały na podłodze, już usiadł, jedną ręką podpierając policzek. Uśmiechając się do nich, uniósł okrytą czarną rękawicą dłoń i pstryknął palcami.

Kiedy ten chrupiący dźwięk dotarł do uszu Song Lana, trup nagle zrzucił z siebie trzymających go awanturników i zerwał się na nogi. Na nowo dzierżąc miecz i trzepaczkę, zrobił z manekinów kolorowe konfetti, które powoli opadło na ziemię. Przyłożył ostrze do szyi Wei Wuxiana, a uczniom zagroził trzepaczką.

Sytuacja w sklepie zmieniła się drastycznie.

Jin Ling położył dłoń na rękojeści miecza. Zauważając ten ruch kątem oka, Wei Wuxian natychmiast go powstrzymał.

Nie ruszajcie się. Nie róbcie więcej problemów. Nawet wszyscy razem nie bylibyśmy godnymi przeciwnikami dla tego… Dla Song Lana.

W jego ciele nie kryło się wiele energii duchowej i nie miał miecza. Nie wspominając o tym, że w izbie był także Xiao Xingchen – nadal nie było pewne, co zamierzał zrobić ani czy był ich wrogiem.

Dorośli muszą porozmawiać. Dzieci niech poczekają na zewnątrz – powiedział Xiao Xingchen, dając znak Song Lanowi, który natychmiast posłuchał i wyprowadził uczniów na dwór.

Idźcie na razie. I tak tutaj na nic się nie przydacie. Trujący pył opadł, więc nie biegajcie i go nie wzniecajcie. Oddychajcie powoli – poinstruował ich Wei Wuxian.

Słysząc „i tak tutaj się na nic nie przydacie”, Jin Ling był jednocześnie nieprzekonany i smutny. Nie chciał zaakceptować porażki, jednak wiedział, że nie może nic zrobić, więc wybiegł na zewnątrz. Lan Sizhui wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Wei Wuxian odwrócił się w jego stronę.

Sizhui, jesteś najrozsądniejszy, więc ich przypilnuj, dobrze? Możesz to zrobić? – Widząc, jak chłopak przytakuje, Wei Wuxian dodał: – Nie bój się.

Nie boję się.

Naprawdę?

Naprawdę. – Lan Sizhui się uśmiechnął. – Seniorze, jesteś bardzo podobny do Hanguanga-jun.

Ech? W czym jesteśmy podobni? – Wei Wuxian był zdziwiony. Przecież wyraźnie byli jak ogień i lód. Lan Sizhui tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i wyprowadził resztę grupy na dwór, myśląc w duchu: sam nie wiem, po prostu otacza ich podobna aura. Wiem, że jeśli któryś z nich jest obecny, to nie muszę się bać ani o nic martwić.

Xiao Xingchen wyjął czerwony eliksir i go wypił.

Ckliwe.

Po chwili od wypicia eliksiru z jego twarzy zniknął purpurowo-czerwony rumień.

Lek na trupią truciznę? – zapytał Wei Wuxian.

Tak. I o wiele bardziej skuteczne od twojej przerażającej owsianki ryżowej, prawda? A do tego jest bardzo słodki.

Twój występ był wspaniały. Odważnie zabijałeś trupy, mdlałeś, ochroniłeś Jin Linga i znowu mdlałeś. To wszystko dla naszej rozrywki?

Xiao Xingchen uniósł palec i pomachał nim przed twarzą Wei Wuxiana.

Nie dla waszej rozrywki, ale twojej. Nie mogłem się doczekać naszego spotkania, patriarcho Yiling. Zobaczenie czegoś na własne oczy jest o wiele lepsze od wysłuchiwania opowieści. – Wei Wuxian nie zareagował, a jego mina pozostała bez zmian. Xiao Xingchen kontynuował: – Zgaduję, że nikomu nie powiedziałeś, kim naprawdę jesteś, mam rację? Nie wygadałem twojej tajemnicy i wysłałem ich na zewnątrz, by porozmawiać w prywatności. Co ty na to? Troskliwy jestem, co nie?

Wszystkie trupy w mieście Yi są pod twoją kontrolą?

Oczywiście. Jak tylko przyszliście i usłyszałem twoje gwizdy, zacząłem myśleć, że jesteś trochę dziwny, dlatego postanowiłem osobiście się tym zająć i cię sprawdzić. Tak jak się spodziewałem, tylko założyciel mógł z marnego przywołania namalowanych oczu zrobić coś tak potężnego.

Xue Yang też obrał tę ścieżkę. To ta sama, nieodpowiednia metoda kultywacji, więc Wei Wuxian nie mógł oszukać Xiao Xingchena.

Wziąłeś dzieci jako zakładników, więc czego ode mnie chcesz?

Seniorze, wyświadcz mi przysługę. Taką drobną. – Xiao Xingchen się zaśmiał.

Starszy uczeń jego matki nazywał go seniorem. Pokolenia naprawdę się ze sobą nie zgadzały! Wei Wuxian chichotał w duchu, kiedy Xiao Xingchen wyjął sakiewkę więżącą duchy i położył ją na stole.

Proszę.

Wei Wuxian oparł na niej rękę i próbował coś poczuć, jakby sprawdzał puls.

Czyja to dusza? Jest już w rozsypce. Nawet klej jej nie scali. Został jej tylko jeden dech życia.

Gdyby to było takie proste, to czy potrzebowałbym twojej pomocy?

Chcesz, bym naprawił tę duszę? Wybacz, ale nie zostało z niej wiele. Ta osoba za życia musiała wiele wycierpieć. Prawdopodobnie popełniła samobójstwo i nie chce powrócić do świata żywych. Jeśli dusza nie pragnie żyć, to raczej nie da się jej już uratować. Jeśli się nie mylę, to została scalona siłą. Jak tylko opuści sakiewkę, w mgnieniu oka się rozproszy. Powinieneś rozumieć to bardziej niż normalni ludzie.

Nie rozumiem i mnie to nie obchodzi. Nawet jeśli nie chcesz tego zrobić, to będziesz musiał wyświadczyć mi tę przysługę. Seniorze, nie zapominaj, że twoje dzieci patrzą się na ciebie przez okno, czekając, aż uratujesz je z opresji.

Ton jego głosu brzmiał dziwnie. Był kochający, prawie słodki, ale skrywała się w nim też wrogość, która pojawiła się znikąd. Tak jakby w jednej chwili mógł nazwać cię bratem lub siostrą, a w następnej nagle zabić. Wei Wuxian się zaśmiał.

Ja też wolę spotkać się z tobą osobiście, zamiast wysłuchiwać opowiastek. Xue Yang, dlaczego udajesz, że jesteś kultywatorem, ukrywając swoją prawdziwą tożsamość?

Bez chwili wahania „Xiao Xingchen” uniósł rękę i zerwał bandaże z głowy. Zsunęły się warstwa po warstwie, odsłaniając parę jasnych, błyszczących oczu. Nienaruszonych oczu.

Miał młode, miłe rysy twarzy, prawie przystojne. Jednak kły, których widać było tylko czubki, kiedy się uśmiechał, były tak słodkie, że aż dziecięce, ukrywając nieokiełznane okrucieństwo widoczne w jego oczach.

Oho. Przyłapałeś mnie. – Xue Yang odrzucił bandaże na bok.

Specjalnie symulowałeś, że ból jest nie do wytrzymania, by nasze sumienia nie pozwoliły nam zdjąć bandaży, odsłoniłeś fragment Shuanghuy, niby przypadkowo powiedziałeś, że jesteś wędrownym kultywatorem. Wiedziałeś nie tylko jak udawać rannego i bezsilnego, ale także jak zyskać sympatię innych. Świetnie wyszło ci granie szczerego, cnotliwego Xiao Xingchena. Naprawdę bym uwierzył, że nim jesteś, gdybyś nie wiedział więcej, niż powinien.

Podczas Zapytania Song Lan na drugie pytanie odpowiedział „Xiao Xingchen”, a na trzecie „ten za wami”. Gdyby za nimi siedział Xiao Xingchen, to Song Lan nie użyłby innego określenia. Chyba że nie byli tą samą osobą. Chciał ich ostrzec, jak niebezpieczny jest ten oszust, ale gdyby powiedział po prostu „Xue Yang”, to możliwe, że by się nie domyślili. Mógł dać tylko taką odpowiedź.

Xue Yang się uśmiechnął.

Cóż, to prawda, że ma lepszą reputację. Oczywiście to jego udawałem. Tak jest łatwiej zyskać zaufanie innych.

Świetna gra aktorska.

Schlebiasz mi. Mam znanego przyjaciela i to jego nazwałbym wspaniałym aktorem. Przede mną jeszcze długa droga. Dobra, koniec pogaduszek. Seniorze Wei, naprawdę musisz wyświadczyć mi przysługę.

To ty stworzyłeś gwoździe, które kontrolują Song Lana i Wen Ninga, prawda? Potrafisz nawet odbudować połowę pieczęci tygrysa stygijskiego, więc dlaczego potrzebujesz mojej pomocy przy przywróceniu duszy?

To nie to samo. Jesteś założycielem. Gdybyś nie zrobił jednej połowy artefaktu, to nigdy nie udałoby mi się samemu odtworzyć drugiej. Bez wątpienia jesteś o wiele lepszy ode mnie. Więc jeśli ja nie jestem w stanie nic zrobić, to ty na pewno dasz radę.

Wei Wuxian nigdy nie rozumiał, dlaczego nieznajomi zawsze w niewytłumaczalny sposób aż tak byli pewni jego umiejętności. Dotknął podbródka, nie wiedząc, czy powinni teraz wymienić się komplementami w wyrazie szacunku.

Jesteś zbyt skromny.

To nie jest skromność, tylko prawda. Nie lubię wyolbrzymiać. Jeśli powiem, że zabiję czyjś cały klan, to tak zrobię i nie pozostawię nawet psa przy życiu.

Na przykład klan YueyangChang?

Zanim Xue Yang miał okazję odpowiedzieć, odziany w czerń cień wleciał do środka.

Mężczyźni jednocześnie się cofnęli. Xue Yang szybko zabrał sakiewkę z duszą. Delikatnie opierając dłoń na stole, Song Lan przekręcił się w powietrzu, lądując na blacie. Łapiąc równowagę, szybko odwrócił się, by spojrzeć na drzwi. Po jego policzkach spływały czarne strumienie krwi.

Spomiędzy białego dymu i mroźnego wiatru przez drzwi wbiegł Wen Ning, ciągnąc za sobą żelazne łańcuchy.

Kiedy wcześniej grał na flecie, Wei Wuxian wezwał Wen Ninga. Wydał mu następujący rozkaz: „Walcz na zewnątrz. Uważaj, by nie pobić go zbyt mocno. Pilnuj żywych i nie pozwól innym trupom się do nich zbliżyć”.

Wen Ning uniósł lewą dłoń, zamachując się jednym z łańcuchów. Kiedy Song Lan skontrował trzepaczką, ta zderzyła się z łańcuchami i razem się splątały. Wen Ning pociągnął i się cofnął. Jego wróg także nie puścił i został siłą wyciągnięty na zewnątrz. Uczniowie już zdążyli się schować w innym sklepie w pobliżu, a każdy z nich wyciągał szyję i jak zaczarowany wpatrywał się w tę scenę. Trzepaczka, żelazne łańcuchy, długi miecz – walka składała się z brzęków i trzasków pełnych furii. Pojedynek dwóch okrutnych trupów naprawdę był intensywny. Każdy ruch był bezlitosny, każdy atak śmiertelny. Tylko martwi mogli walczyć w tak brutalny sposób. Gdyby żywi zaczęli takie starcie, to w mgnieniu oka zostałyby z nich tylko odcięte kończyny i zmaltretowane mięso.

Zakładamy się, kto wygra?

Po co miałbym się zakładać? To pewne, że Wen Ning.

Szkoda, że nie chciał się słuchać pomimo tylu gwoździ we łbie. Zbyt lojalne psy też są kłopotliwe.

Wen Ning to nie pies – odpowiedział Wei Wuxian obojętnym tonem.

Xue Yang się zaśmiał.

Wiesz, że to, co powiedziałeś, może zostać zinterpretowane w inny sposób? – Kiedy „może” wydostało się z jego ust, dobył miecza i zaatakował.

Często się tak zaczajasz i atakujesz w połowie zdania? – zapytał Wei Wuxian, odskakując na bok.

Oczywiście, w końcu jestem delikwentem, prawda? Jestem pewny, że już to wiesz. Zresztą to nie tak, że chcę cię zabić. Tylko trochę sponiewierać, byś nie mógł się ruszyć. Wtedy zabiorę cię ze sobą, a ty spokojnie naprawisz dla mnie tę duszę.

Już mówiłem, że nic z tym się nie da zrobić.

Nie pal się tak do odmowy. Skoro nie wiesz, co z tym zrobić, to możemy razem omówić tę sprawę. – Znowu zaatakował w połowie zdania.

Wei Wuxian robił unik za unikiem w otoczeniu poszarpanych skrawków papieru, którymi usłana była ziemia. Ten delikwent ma całkiem niezłe ruchy, pomyślał. Ataki Xue Yanga przybrały na szybkości i sile.

Naprawdę chcesz wykorzystać to, że mam niewiele energii duchowej?! – zaprotestował Wei Wuxian, nie mogąc się powstrzymać.

Dokładnie!

Wei Wuxian nareszcie spotkał kogoś, kto był bardziej bezwstydny od niego. Odwzajemnił uśmiech.

Lepiej jest wkurzyć bohatera niż buntownika, czyli w tym wypadku ciebie. Nie bawię się z tobą ani chwili dłużej. Niech ktoś inny się tobą zajmie.

Kto? Ten Hanguang-jun? Rozkazałem go zaatakować ponad trzystu żywym trupom. On…

Zanim skończył mówić, ubrana na biało postać spadła z nieba, a lodowato-niebieski rozbłysk Bichenu pomknął w jego stronę.


1. Nie umiera od preriowych pożarów, z powiewem wiosny się odradza – fragment wiersza pod tytułem Trawy autorstwa Baia Juyi (http://www.chinese-poems.com/bo4.html).

2. Złoty chłopiec i jadeitowa dziewczyna – chińskie przysłowie. Mówiono w ten sposób o sługach niebiańskiego pałacu.

3. Język qin – język guqinu. Każda nuta w połączeniu z różną barwą, głośnością i tonacją oznaczała innych chiński znak.

Tłumaczenie: Ashi

Tom I
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36

Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57

Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83

Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I
Posłowie autorki II

Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6

17 Comments

  1. Śmieciuszek baraluszek

    Ooooo
    Powstają nowe rodzinki
    No to mamy małego synka Sizhuiego
    Mamę Weia no i oczywiście ojca Lana
    Niech ktoś zrobi o tym fanfika na wattpadzie! :ekscytacja:

    Odpowiedz
  2. Margo968

    Uff, nie można się oderwać od lektury :) Swoją drogą chętnie zerknęła bym na oryginał, w ramach ćwiczenia nauki mandaryńskiego. Czy jest w ogóle taka możliwość?
    Pozdrawiam serdecznie, Ashi i czekam na kolejne rozdziały tłumaczenia :)

    Odpowiedz
    1. Ashi Autor

      Niestety nowelka została usunięta ze strony, na której została opublikowana. W tej chwili jedyną opcją jest kupienie jej (wychodzi około 300 za wszystkie tomy) lub poszukanie w odmętach chińskiego internetu kopii, która na pewno gdzieś jest, jednak to nie jest aktualna wersja.

      Odpowiedz
  3. Apolinary Rumianek

    Czy ten Xiao XingChen to postać która odegra jeszcze jakąś rolę w nowelce, bo zastanawiam się nad tym całym wątkiem „traw”? XD
    A tak w ogóle, to dziękuję za tłumaczenie <3

    Odpowiedz
    1. Ashi Autor

      Jakąś tam odegra, ale szczerze mówiąc, to w późniejszych rozdziałach omijałam całe akapity podczas lektury, więc nawet nie wiem, haha. Nie przepadam za trawiastym wątkiem…

      Odpowiedz
      1. nerenka

        Mnie zastanawia, co się dzieje z Lang WangJi tak długo walczy z tym wrogiem od mgły??? A oni se siedzą w domku z jedną kobietą nieżyjącą. Przyznaję wątek trawiasty mocno horrorem zalatuje.

        Bardzo Dziękuję za tłumaczenie :) <3

        Odpowiedz

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.