13 lat temu
Xue Yang siedział przy drewnianym stoliku ulicznego sprzedawcy, jedną nogę opierając o ławkę i zajadając miskę kleistych klusek nasączonych winem ryżowym. Stuknął łyżką w miskę; na początku był to całkiem zadowalający posiłek, ale pod koniec nagle zdał sobie sprawę, że choć kluski były lepkie, to wino ryżowe nie było wystarczająco słodkie.
Xue Yang wstał i kopnął stolik.
Sprzedawca był zajęty, więc doznał szoku, gdy usłyszał kopnięcie. Patrzył, jak młody człowiek dokonuje ataku, a po kopnięciu jedynie odwrócił się, by odejść z szerokim uśmiechem na twarzy. Dopiero po chwili sprzedawca zorientował się, co się stało. Dogonił go i zbeształ:
– Co robisz?!
– Niszczę twoje stoisko.
Sprzedawca zrobił się czerwony ze złości.
– Jesteś chory! Szalony!
Xue Yang ani drgnął. Wskazując na własny nos, mężczyzna kontynuował:
– Ty mały bękarcie! Jesz moje jedzenie, nie płacisz za nie ani grosza i jeszcze masz czelność niszczyć moje rzeczy?! To…
Kciuk Xue Yanga drgnął, a z pochwy uczepionej jego pasa z brzęknięciem wyłonił się miecz. Błyszczał chłodnym blaskiem. Chłopak delikatnie poklepał sprzedawcę ostrzem po policzku, słodkim tonem mówiąc:
– Było dobre, ale następnym razem dodaj więcej cukru.
Gdy to powiedział, odwrócił się i odszedł.
Mina sprzedawcy wyrażała mieszaninę szoku i strachu. Był niezadowolony, ale nie śmiał nic powiedzieć, patrząc tylko w dal. Nagle ogarnęła go wściekłość i frustracja, a chwilę później wydał z siebie pełen złości ryk:
– …W biały dzień, bez żadnego powodu?! Dlaczego, dlaczego?!
Xue Yang machnął ręką, nawet nie oglądając się za siebie.
– No nie mam powodu. Jest wiele rzeczy na tym świecie, które nie mają wytłumaczenia. Nazywa się to nieoczekiwaną katastrofą. Do widzenia!
Lekkim krokiem minął kilka przecznic. Chwilę później ktoś podszedł od tyłu i spokojnie dotrzymał mu kroku, z rękami założonymi na plecach.
Jin Guangyao westchnął.
– Odwróciłem się tylko na sekundę, a sprawiłeś mi tyle kłopotów. Na początku musiałem zapłacić tylko za miskę klusek, a teraz doszedł mi jeszcze stół, krzesła, garnki i patelnie, a nawet miski.
– A co, brakuje ci pieniędzy?
– Nie.
– To dlaczego tak wzdychasz?
– Bo nie sądzę, by i tobie brakowało pieniędzy. Dlaczego raz na jakiś czas nie możesz zachować się jak normalny klient?
– W Kuizhou za nic nie płaciłem. W ten sposób. – mówiąc to, jakby od niechcenia wziął z pobliskiego stoiska kijek z kandyzowanymi owocami głogu. Możliwe, że sprzedawca po raz pierwszy w życiu napotkał tak bezwstydną osobę, bo gapił się z szeroko otwartymi ze zdziwienia ustami, jak Xue Yang wgryza się w przysmak. – Zresztą możesz bez problemu załatwić tak drobny kłopot, prawda?
– Bachorze, niszcz sobie, co chcesz, nie obeszłoby mnie to nawet gdybyś spalił całą ulicę. – Jin Guangyao się uśmiechnął. – Tylko nie noś wtedy szat mojej sekty i zakrywaj twarz. Niech nikt nie wie, kto to zrobił, albo wpędzisz mnie w kłopoty.
Rzucił pieniądze sprzedawcy, a Xue Yang wypluł garść pestek. Kątem oka zauważył coś fioletowego na czole Jin Guangyao – to miejsce niezbyt dokładnie zostało zakryte. Zaśmiał się.
– Skąd to masz?
Jin Guangyao spojrzał na niego z wyrzutem i poprawił czapkę, by dokładnie ukryć siniak.
– To długa historia.
– Nie Mingjue to zrobił?
– Myślisz, że wciąż byłbym na tym świecie i z tobą rozmawiał, gdyby on mnie uderzył?
Xue Yang uważał, że miało to ogromny sens.
Obaj opuścili miasto Lanling i zbliżyli się do dziwnego, niezbyt ładnego budynku wśród dziczy. Za wysokimi murami ciągnął się rząd długich, czarnych domów. Przed nimi znajdował się kwadrat, otoczony stalowym płotem sięgającym do piersi, do którego przyklejono mnóstwo czerwonych i żółtych talizmanów. Na trawniku znajdowały się wszelkiego rodzaju dziwne narzędzia, takie jak klatki, gilotyny i deski. Wokół powoli kręciło się także kilka „osób” ubranych w łachmany.
Każda z nich miała niebieskawą skórę i puste spojrzenie. Chodzili bez celu, wpadając na siebie od czasu do czasu i wydając dziwne, gardłowe dźwięki.
To był poligon zwłok.
Jin Guangshan pożądał amuletu tygrysa stygijskiego. Wielokrotnie podczas spotkań zaczynał ten temat, wykorzystując wszystkie swoje umiejętności, jednak Wei Wuxian nie oddał mu swojego wynalazku i przez to napotkało go wiele niepowodzeń. Pomyślał wtedy: Jeśli ty możesz to zrobić, dlaczego inni nie mogą? Nie wierzę, że ty, Wei Ying, jesteś jedyną osobą na tym świecie, która jest w stanie coś takiego stworzyć. Nadejdzie dzień, w którym ktoś cię przewyższy i wszyscy będą się z ciebie śmiać. Czy nadal będziesz taki arogancki?
I tak Jin Guangshan odszukiwał wszystkich, którzy imitowali patriarchę, kultywując demoniczną ścieżkę, i zbierał ich pod sobą. Wydał dużo pieniędzy i zasobów, by ich wyszkolić i by odtworzyli w tajemnicy amulet. Spośród nich najwięcej osiągnął najmłodszy Xue Yang, który został mu polecony przez Jin Guangyao.
Jin Guangyao był wniebowzięty. Xue Yang został przyjęty jako gościnny kultywator, zyskując wiele praw i wolność. To miejsce zostało stworzone specjalnie dla niego, by mógł w sekrecie przeprowadzać swoje badania i wygłupiać się do woli.
Kiedy zbliżyli się do poligonu zwłok, na środku placu dwa trupy toczyły właśnie bójkę. Wyraźnie różnili się od pozostałych. Byli doskonale ubrani, mieli białe oczy i trzymali miecz. Gdy dwa ostrza się zderzyły, wszędzie poleciały iskry.
Przed stalowym płotem ustawiono dwa krzesła, na których mężczyźni usiedli w tej samej chwili. Jin Guangyao poprawił kołnierzyk, a drżący trup przysunął się, podsuwając mu tacę.
– Herbata – oznajmił Xue Yang.
Jin Guangyao spojrzał na to, co zostało nazwane „herbatą”. Fioletowy, dość osobliwy przedmiot spoczywał na dnie filiżanki, wyraźnie spuchnięty od wilgoci. Z uśmiechem odsunął od siebie naczynie, mówiąc:
– Nie, dziękuję.
Xue Yang ponownie przysunął mu filiżankę i mówiąc czule:
– To herbata, którą przygotowałem własnoręcznie. Dlaczego nie chcesz jej wypić?
– Nie mam odwagi jej wypić właśnie dlatego, że zrobiłeś tę herbatę własnymi rękami – wyjaśnił życzliwym tonem Jin Guangyao, ponownie odsuwając od siebie napar.
Xue Yang uniósł brwi. Odwrócił się i dalej obserwował bitwę zwłok.
Dwa zaciekłe trupy walczyły jeszcze mocniej, używając zarówno mieczy, jak i pazurów, lejąc krew i odrywając kawałki ciała. Znudzenie na twarzy Xue Yanga jeszcze bardziej się pogłębiło. Po chwili nagle pstryknął palcami i wykonał pewien gest. Obydwa trupy natychmiast odwróciły swoje miecze, drgnęły i odcięły sobie samym głowy. Ich ciała runęły na ziemię, wciąż się trzęsąc.
– Czy właśnie nie dotarli do interesującej części?
– Byli zbyt wolni.
– Byli znacznie szybsi niż ci dwaj, których widziałem ostatnim razem.
Xue Yang wyciągnął rękę owiniętą w czarną rękawiczkę i pomachał palcem.
– To zależy, z czym je porównasz. Nie mówiąc już o Wen Ningu, żaden z nich nie wytrzymałyby długo nawet w starciu z przeciętnymi trupami, które Wei Wuxian kontrolował swoim fletem.
– Po co ten pośpiech? – Jin Guangyao się uśmiechnął. – Nawet ja się nie spieszę. Możesz podejść do tego spokojnie. Powiedz mi, jeśli będziesz czegoś potrzebować. A właśnie. – Wyjął coś z rękawa i podał Xue Yangowi. – Może tego potrzebujesz?
Xue Yang nagle usiadł prosto, kiedy zrozumiał, co trzyma w ręku.
– Rękopisy Wei Wuxiana?
– Dokładnie.
Xue Yang przerzucał strony, a jego oczy błyszczały. Szybko podniósł wzrok i zapytał:
– Czy to naprawdę jego rękopisy? Te, które napisał, gdy miał dziewiętnaście lat?
– Oczywiście. Każdy o to walczył jak mógł. Zebranie ich wszystkich kosztowało mnie sporo wysiłku.
Xue Yang wyszeptał coś wulgarnego, a podekscytowanie w jego oczach jeszcze bardziej wzrosło.
– Nie są kompletne – powiedział po przejrzeniu wszystkich zapisków.
– Walka i ogień na Kopcach Pogrzebowych były bardzo niszczycielskie. Całe szczęście, że udało mi się znaleźć te fragmenty. Dbaj o nie.
– A co z jego fletem? Czy możesz mi dać mi Chenqinga?
Jin Guangyao wzruszył ramionami.
– Nie. Jiang Wanyin go wziął.
– On przecież nienawidzi Wei Wuxiana. Po co mu Chenqing? Czy nie dostałeś też tego miecza Wei Wuxiana? Daj mu miecz w zamian za flet. Już dawno przestał używać swojego miecza, a Suibian się zapieczętował i nikt nie może go nawet wyciągnąć z pochwy. Jaki sens ma trzymanie pieprzonej dekoracji?
– Naprawdę prosisz mnie o dokonanie niemożliwego, paniczu Xue. Myślisz, że nie próbowałem? To nie jest takie proste. Jiang Wanyin oszalał. Myśli, że Wei Wuxian nie umarł. Jeśli patriarcha wróci, raczej nie będzie szukał swojego miecza, ale z pewnością przyjdzie po Chenqinga. Dlatego na pewno nigdy go nikomu nie odda. Gdybym powiedział mu jeszcze kilka słów, to zapewne by wybuchnął.
– Wściekły kundel. – Xue Yang zachichotał.
W tym momencie dwóch uczniów sekty LanlingJin przywlokło kultywatora ze splątanymi włosami.
– Czy nie zamierzałeś odbudować swojej kolekcji trupów? Przybyłem w samą porę, żeby przynieść ci materiały.
Oczy kultywatora niemal migotały czerwienią, a kiedy się szarpał, te źrenice, którymi patrzył na Jin Guangyao, wyglądały, jakby miały zaraz zionąć ogniem.
– Kto to jest?
Twarz Jin Guangyao nie zmieniła się ani trochę.
– Ci, których do ciebie przyprowadzam, są grzesznikami.
Słysząc to, kultywator rzucił się do przodu, jakimś cudem wypluwając knebel i krew z ust.
– Jin Guangyao! Ty podła, zdradziecka szumowino! Jak śmiecie nazywać mnie grzesznikiem? Jakie grzechy popełniłem?!
Cedził sylabę po sylabie, jakby jego słowa stały się gwoździami, które mogą potencjalnie zranić Jin Guangyao. Xue Yang się zaśmiał.
– A ten co odwala?
Kultywator był unieruchomiony przez stojących za nim mężczyzn, tak jakby ciągnęli psa na smyczy. Jin Guangyao machnął rękami.
– Uciszcie go.
– Dlaczego? Pozwól mi go wysłuchać, dobrze? Jak to możliwe, że jesteś podłą, zdradziecką szumowiną? Szczeka jak pies. Nie rozumiem, co on mówi.
– Panicz He Su jest szanowanym kultywatorem. – Ton Jin Guangyao był pełen wyrzutu. – Jak możesz zwracać się do niego w tak lekceważący sposób?
Kultywator zaśmiał się chłodno.
– Już wpadłem w twoje ręce. Po co udajesz?
– Nie musisz tak na mnie patrzeć – odpowiedział z życzliwym wyrazem twarzy Jin Guangyao. – Też nie miałem wyboru. Wybór naczelnego kultywatora jest nie do uniknięcia. Jaki był pożytek z wywoływania kłopotów i szukania wszędzie kłótni? Ostrzegałem cię już wielokrotnie, ale byłeś zdecydowany mnie nie słuchać. W tych okolicznościach sprawy są już nie do uratowania. Z głębi serca ja również odczuwam ogromny ból i żal.
– Jak to nie do uniknięcia? Co wywołało te kłopoty? Jin Guangshan chciał ustanowić pozycję naczelnego kultywatora tylko po to, by naśladować sektę QishanWen. Chce być na szczycie! Czy uważasz, że cały świat jest nieświadomy? Wrabiasz mnie w ten sposób tylko dlatego, że mówiłem prawdę!
Jin GuangYao uśmiechnął się, nic nie mówiąc. He Su kontynuował:
– Kiedy naprawdę odniesiesz sukces, cały świat zobaczy prawdziwe oblicze sekty LanlingJin. Myślisz, że zabicie mnie w samotności zapewni ci wieczny spokój? Jakże się mylisz! My, sekta TingshanHe, jesteśmy przepełnieni talentami. Zjednoczymy się i nigdy się wam nie poddamy, jesteście jak te kundle Wen, ale w innej skórze!
Słysząc to, Jin GuangYao lekko zmrużył oczy, a kąciki jego ust uniosły się w górę. To był zwykły, miły i delikatny wyraz twarzy. Widząc to, He Su poczuł, jak jego serce mocniej bije. W tym samym czasie w oddali doszło do jakiegoś zamieszania. Słychać było krzyki kobiet i dzieci.
He Su obrócił się i zobaczył grupę kultywatorów sekty LanlingJin wciągającą do środka sześćdziesiąt lub siedemdziesiąt osób, wszystkich ubranych w te same szaty. Byli wśród nich mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi. Każdy z nich ogarnięty był czymś pomiędzy szokiem a strachem, a niektórzy płakali. Związani kobieta i mężczyzna klęczeli na ziemi i zawodzili do He Su:
– Bracie!
He Su był zszokowany, oniemiał, a jego twarz natychmiast stała się biała jak papier.
– Jin Guangyao! Co robisz?! Wystarczy, jeśli mnie zabijesz. Po co ciągnąć za sobą całą moją sektę?!
Jin Guangyao spuścił wzrok i poprawił rękawy, wciąż się uśmiechając.
– Czy to nie ty mi o tym przypomniałeś? Nawet gdybym cię zabił, nie czułbym się wiecznie spokojny. Sekta TingshanHe obfituje w talenty, ma zamiar się zjednoczyć i nigdy się nie poddawać – bardzo się przestraszyłem. Po wielu przemyśleniach to była jedyna rzecz, jaką udało mi się wymyślić.
He Su poczuł się, jakby ktoś włożył mu pięść do gardła. Nie potrafił w żaden sposób zareagować. Chwilę później krzyknął ze złością:
– Żeby wymazać całą moją sektę bez powodu – czy naprawdę nie boisz się, że zostaniesz potępiony przez wszystkich?! Naprawdę nie boisz się tego, co by się stało, gdyby Chifeng-zun się dowiedział?!
Słysząc, jak wspomina Nie Mingjue, Jin Guangyao uniósł brwi. Xue Yang śmiał się tak mocno, że o mało nie przewrócił się na krześle. Jin Guangyao spojrzał na niego, po czym odwrócił się i odpowiedział spokojnie:
– Nie tak należy postępować, prawda? Sekta TingshanHe zbuntowała się i planowała zamordowanie przywódcy sekty Jin, zanim została złapana na gorącym uczynku. Jak można to nazwać brakiem powodu?
– Bracie! On kłamie! Nie zrobiliśmy tego, nie zrobiliśmy tego! – wołali ludzie spośród tłumu.
– Bzdura! Otwórz oczy i, kurwa, spójrz! Tu są dziewięcioletnie dzieci! Starcy, którzy nawet nie mogą chodzić! Jak mogli się przeciw czemukolwiek buntować?! Dlaczego mieliby chcieć nagle zamordować twojego ojca?!
– Ponieważ popełniłeś błąd i morderstwo, paniczu He Su, podczas gdy oni oczywiście odmówili zaakceptowania wyroku, który ci wydano.
W końcu He Su przypomniał sobie oskarżenie, za które został przeniesiony w tak przerażające miejsce.
– To wszystko zmyślone! Nigdy nie zabiłem żadnego kultywatora sekty LanlingJin! Nigdy nawet nie widziałem osoby, która umarła! Nie wiem nawet, czy naprawdę był z twojej sekty! Ja… Ja… – Jąkał się przez chwilę, zanim w końcu się odezwał: – Ja… nawet nie wiem, co się stało, nawet nic nie wiem!
Jednak nikt nie chciał słuchać jego protestów. Przed nim siedziało dwóch złoczyńców, którzy już traktowali go tak, jakby był martwy. Podobała im się jego przedśmiertna walka. Uśmiechając się, Jin Guangyao odchylił się do tyłu, siadając wygodnie i machnął ręką, mówiąc:
– Uciszcie go.
Wiedząc, że niewątpliwie umrze, He Su czuł wszechogarniający strach. Zaciskając zęby, ryknął:
– Jin Guangyao! Jeszcze otrzymasz swoją karę! Twój ojciec prędzej czy później umrze wśród prostytutek i ty też nie spotkasz przyjemnego końca, sukinsynu!
Xue Yang czerpał ogromną przyjemność z tego przemówienia, chichocząc i się śmiejąc. Nagle mignął cień i przeleciało obok niego srebrne światło. He Su wrzasnął, zakrywając usta.
Krew rozpryskała się po całej ziemi. Członkowie sekty He Su płakali i przeklinali. Panował całkowity chaos, ale szybko został stłumiony. Stojąc przed upadłym He Su, Xue Yang rzucił mu w rękę coś zakrwawionego
– Zamknijcie go w klatce – warknął do pobliskich trupów.
– Żywcem?
Xue Yang odwrócił się, wykrzywiając usta.
– Wei Wuxian nigdy nie używał żywych ludzi, ale chcę spróbować.
Na jego rozkaz dwa trupy pociągnęły wciąż krzyczącego He Su za nogi i wrzuciły go do stalowej klatki stojącej na środku. Kiedy patrzyli, jak ich starszy brat wściekle uderza głową w kraty, chłopcy i dziewczęta podbiegli z płaczem. Ich krzyki były tak głośne, że Jin Guangyao sięgnął i potarł skroń. Miał ochotę unieść filiżankę i wypić kilka łyków, aby uspokoić nerwy, jednak spojrzał w dół i zobaczył fioletowawy, wzdęty przedmiot na dnie naczynia. Następnie spojrzał na język, którym Xue Yang kręcił w dłoni. Po chwili namysłu w końcu zrozumiał.
– To z tego robisz herbatę?
– Mam cały słoik. Chcesz trochę?
– …Nie, dziękuję. Ogarnij tę sytuację i chodź ze mną kogoś zabrać. Możemy napić się herbaty gdzie indziej.
Jakby nagle coś sobie przypomniał, poprawił czapkę, przez przypadek dotykając ukrytego, fioletowego miejsca na czole.
– Więc co dokładnie jest nie tak z twoim czołem? – zakpił Xue Yang.
– Już mówiłem. To długa historia.
Jin Guangshan zawsze zrzucał swoje duże i małe zadania na barki Jin Guangyao. On sam w tym czasie zadawał się z prostytutkami, sprowadzając na wszystkich mieszkańców Wieży Karpia złość pani Jin. Za życia Jin Zixuan był mediatorem między swoimi rodzicami, ale w tej chwili dla ich relacji nie było już ratunku. Za każdym razem, gdy Jin Guangshan spotykał się z kobietami, wykorzystywał Jin Guangyao, aby go krył i szukał wymówek. Pani Jin nie mogła go złapać, więc zamiast tego zemściła się na nieślubnym synu męża, jednego dnia rozbijając kadzielnicę na jego głowie, a następnego oblewając go gorącą herbatą. I tak, aby móc przeżyć jeszcze kilka bezpiecznych dni, Jin Guangyao musiał chodzić po burdelach, by odnaleźć ojca na czas.
Po wprawieniu się, Jin Guangyao już wiedział, gdzie najszybciej znajdzie Jin Guangshana. Po przybyciu do eleganckiego pawilonu wszedł do środka z rękami założonymi za plecami. Menedżer w głównej sali przywitał go przychylnym uśmiechem, podczas gdy Jin Guangyao podniósł rękę, dając znak, że nie jest to konieczne. Xue Yang od niechcenia zgarnął jabłko ze stołu jednego klienta, po czym podążył za towarzyszem na górę, wycierając je o szatę i się w nie wgryzając. Wkrótce rozległ się śmiech Jin Guangshana i sporej liczby kobiet.
– Przywódco sekty, nie sądzisz, że ten mój obraz jest cudowny? – zaszczebiotała jedna z nich. – Czy ten kwiat nie wygląda prawie tak, jakby był żywy, namalowany na moim ciele?
– Co jest takiego mądrego w malowaniu? Przywódco sekty, spójrz na moją kaligrafię. Co myślisz?
Jin Guangyao już dawno się do tego przyzwyczaił. Wiedział, kiedy powinien się pojawić, a kiedy nie. Machnął Xue Yangowi i się zatrzymał. Xue Yang mlasnął językiem, a jego wyraz twarzy był dość zniecierpliwiony. Kiedy już miał zejść na dół i poczekać, nagle usłyszał szorstki głos Jin Guangshana:
– Czy nie powinno wystarczyć, że kobiety podlewają kwiaty, pudrują twarze i starają się wyglądać tak ładnie, jak to możliwe? Kaligrafia? Co za rozczarowanie.
Wszystkie te kobiety pierwotnie chciały zadowolić Jin Guangshana, jednak po tych słowach przez pawilon przeszedł błysk niezręczności. Jin Guangyao również nieco zamarł.
Wkrótce ktoś zachichotał:
– Ale słyszałem, że kiedyś w Yunmeng była utalentowana kobieta, która oczarowała cały świat swoimi wierszami i piosenkami – grą na cytrze, grą w szachy, kaligrafią, a także malarstwem!
Było jasne, że Jin Guangshan był pijany jak szpak. W jego jąkającym się głosie wyraźnie było słychać upojenie.
– To… nie tak to wszystko działa – wymamrotał. Teraz zdałem sobie sprawę. Kobiety nie powinny bawić się tak bezużytecznymi rzeczami. Kobiety, które przeczytały jakieś książki, zawsze myślą, że są na wyższym poziomie od pozostałych. Są najbardziej kłopotliwe, mają wiele wymagań i nierealistycznych fantazji.
Stojąc przed oknem, Xue Yang odchylił się do tyłu, opierając rękę na oknie, jedząc jabłko i patrząc z ukosa na krajobraz za oknem. Uśmiech Jin Guangyao wydawał się być na stałe przyklejony do twarzy, a jego skośne oczy były nieruchome.
W pawilonie kobiety zgodziły się ze śmiechem. Jakby pamiętał coś z przeszłości, Jin Guangshan mruknął do siebie:
– Gdybym kupił jej wolność i zabrał ją z powrotem do Lanling, kto wie, ile zamieszania by narobiła. Myślałem, że jeśli pozostanie tam, gdzie była, być może będzie popularna jeszcze przez kilka lat i do końca życia nie będzie musiała martwić się o swoje wydatki. A tak na marginesie, dlaczego musiała urodzić syna? Na co mogła mieć nadzieję…
– Przywódco sekty Jin, o kim mówisz? Jaki syn?
– Syn? Och, zapomnij o tym.
– Dobrze, w takim razie zapomnimy o tym!
– Jeśli nie podoba ci się, kiedy piszemy i malujemy, przywódco sekty Jin, to nie będziemy pisać i malować. Może zrobimy coś innego?
Jin Guangyao stał przez trzydzieści minut przy schodach, podczas gdy Xue Yang również przez trzydzieści minut przyglądał się krajobrazowi. Śmiech na górze wreszcie ucichł.
Chwilę później Jin Guangyao odwrócił się ze spokojną twarzą i zaczął powoli schodzić po schodach. Widząc to, Xue Yang od niechcenia wyrzucił ogryzek na zewnątrz. On także ruszył w dół, machając rękami w lewo i prawo.
Przez jakiś czas spacerowali po ulicach. Nagle Xue Yang niegrzecznie wybuchnął śmiechem.
– Hahahahahahaha, kurwa, hahahahahaha…
Jin GuangYao zatrzymał się, a jego głos był zimny, gdy zapytał:
– Z czego się śmiejesz?
Xue Yang śmiał się, trzymając się boków.
– Powinieneś wziąć lustro i przyjrzeć się swojej twarzy. Ten uśmiech był paskudny. To było tak cholernie fałszywe, że miałem ochotę zwymiotować.
Jin Guangyao prychnął.
– Co ty wiesz, mały przestępco? Trzeba się uśmiechać, bez względu na to, jak fałszywie i obrzydliwie to wygląda.
– Sam się o to prosiłeś – odpowiedział leniwie Xue Yang. – Gdyby ktoś ośmielił się powiedzieć, że wychowywała mnie dziwka, najpierw odnalazłbym jego matkę, przeleciał ją kilkaset razy, a potem oddałbym ją do burdelu, żeby inni mogli się powyżywać. Wtedy zobaczymy, który z nas tak naprawdę był wychowywany przez dziwkę. Proste.
Jin Guangyao również się roześmiał.
– Z pewnością nie mam tak wyrafinowanych zainteresowań.
– Ty nie, ale ja tak. Nie mam nic przeciwko zrobieniu tego za ciebie. Po prostu daj mi znać, a ja mogę ich dla ciebie wyjebać, hahahahahaha…
– Nie, dziękuję. Oszczędzaj energię, paniczu Xue. Czy będziesz wolny przez kilka następnych dni?
– Czy nie będę musiał tego zrobić, nawet jeśli jestem zajęty?
– Jedź dla mnie do Yunmeng i posprzątaj pewne miejsce. Spraw, żeby nie pozostał po nim ani ślad.
– Mówią, że kiedy Xue Yang atakuje, nie pozostawia po sobie nawet kurczaka czy psa. Czy masz jeszcze jakieś wątpliwości co do dokładności mojej pracy?
– Wydaje mi się, że nigdy nie słyszałem tego powiedzenia.
Noc już zapadła. Wszędzie było cicho, a przechodniów było niewielu. Rozmawiali, mijając stragan przy ulicy. Sprzedawca był w trakcie sprzątania swoich stołów. Spojrzał w górę i nagle krzyknął, odskakując do tyłu.
Zarówno jego krzyk, jak i skok były dość przerażające. Nawet Jin Guangyao zatrzymał się, a jego dłoń powędrowała do rękojeści Henshenga znajdującego się przy jego talii. Kiedy zobaczył, że to tylko zwykły sprzedawca uliczny, natychmiast go zignorował. Jednak Xue Yang nie powiedział ani słowa, podszedł i kopnął jego budkę.
Sprzedawca był zarówno zszokowany, jak i przerażony.
– To znowu ty?! Dlaczego?!
Xue Yang uśmiechnął się szeroko.
– Czy nie mówiłem ci wcześniej? Bez powodu.
Już miał kopnąć ponownie, gdy nagle z tyłu dłoni poczuł ostry ból. Jego źrenice się skurczyły i natychmiast odskoczył. Podniósł rękę i zobaczył, że na jego nadgarstku pojawiło się już wiele czerwonych śladów. Spojrzał w górę. Ubrany na czarno kultywator cofnął trzepaczkę z końskiego włosia i spojrzał na niego chłodno.
Mężczyzna miał smukłą sylwetkę, a jego rysy były surowe i zimne. W dłoni trzymał trzepaczkę z końskiego włosia, a na plecach niósł miecz, którego chwost szeleścił na nocnym wietrze. Zabójczy zamiar błysnął w oczach Xue Yanga i natychmiast wyprowadził cios. Kultywator machnął trzepaczką, chcąc odeprzeć atak, lecz ruchy Xue Yanga były dziwaczne i nieprzewidywalne. Chłopak nagle zmienił kierunek, celując prosto w serce.
Kultywator zmarszczył lekko brwi. Uskoczył w bok, lecz jego lewe ramię zostało lekko dotknięte. Nie odniósł żadnych obrażeń, jednak jego mina stała się jeszcze bardziej lodowata. Wyglądał tak, jakby ten dotyk wydał mu się wyjątkowo niesmaczny, niemal nie do zniesienia.
W oczach Xue Yang pojawiła się niewielka zmiana. Zaśmiał się zimno. Już miał kontynuować, gdy walkę przerwała mu nagle ubrana na jasno postać. Jin Guangyao zainterweniował.
– Ze względu na mnie, proszę, pozwól mu żyć, daozhangu Song Zichenie.
Sprzedawca już dawno uciekł z miejsca zdarzenia. Ubrany na czarno kultywator przemówił:
– Lianfang-zun?
– Tak, to ja.
– Z jakiego powodu Lianfang-zun broni takiej bezczelności?
Jin Guangyao zdobył się na uśmiech, wyglądając na całkiem bezradnego.
– Daozhangu Song, to gościnny kultywator sekty LanlingJin.
– Dlaczego gościnny kultywator miałby zrobić coś tak bezwstydnego?
Jin Guangyao zakaszlał.
– Daozhangu Song, nie zrozumiesz. On… ma dziwną osobowość i wciąż jest dość młody. Proszę mu wybaczyć.
W tym momencie obok rozległ się wyraźny, delikatny głos:
– Rzeczywiście jest jeszcze młody.
Jak skrawek księżycowego światła pośród nocy, ubrany na biało kultywator bezszelestnie pojawił się obok trójki mężczyzn, również trzymając trzepaczkę i niosąc na plecach miecz.
Miał szczupłą budowę. Jego szaty i chwost miecza kołysały się, gdy powoli szedł do przodu, jakby stąpał po chmurach. Jin Guangyao się przywitał:
– Daozhang Xiao Xingchen.
Xiao Xingchen odwzajemnił powitanie, uśmiechając się.
– Nie widzieliśmy się kilka miesięcy, więc cóż za niespodzianka, że Lianfang-zun jeszcze o mnie nie zapomniał.
– Daozhang Xiao Xingchen poruszył cały świat swoją szermierką. Byłoby raczej dziwne, gdybym nie pamiętał, prawda?
Xiao Xingchen uśmiechnął się, jakby dobrze wiedział, że Jin Guangyao wszystkim tak schlebiał.
– Przesadnie mnie przechwalasz – odpowiedział, po czym skierował swój wzrok na Xue Yanga. – Jednakże nawet jeśli jest jeszcze młody, to zajmując miejsce pośród gościnnych kultywatorów w Wieży Karpia, powinien nauczyć się powściągliwości. W końcu LanlingJin jest jedną z najbardziej prestiżowych sekt. Musi dawać przykład pod wieloma względami.
Jego ciemne tęczówki lśniły jasno, ale delikatnie, nie kryjąc w sobie żadnej winy, gdy patrzył na Xue Yanga. I dlatego, chociaż beształ i doradzał, jego słowa nie brzmiały ani trochę nieprzyjemnie. Jin Guangyao natychmiast się z nim zgodził.
Xue Yang parsknął śmiechem. Słysząc jego śmiech, Xiao Xingchen również zachował spokój. Przyglądał mu się przez chwilę i po krótkim namyśle powiedział:
– Co więcej, widzę, że metoda ataku tego młodego człowieka jest dość…
– Wroga – dokończył Song Zichen lodowatym tonem.
Słysząc to, Xue Yang się roześmiał.
– Mówisz, że jestem wciąż młody, ale ile sam masz lat? Mówisz, że atakuję z wrogością, ale kto pierwszy zadał mi cios? Wasze pouczenia są absolutnie niedorzeczne.
Mówiąc to, podniósł rękę przesiąkniętą krwią i potrząsnął nią. Choć on pierwszy zniszczył stragan, to teraz całkowicie usprawiedliwiał tę sytuację. Jin Guangyao nie wiedział, jaką minę zrobić, zwracając się do dwóch kultywatorów.
– Daozhang, on…
Xiao Xingchen nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
– On jest naprawdę…
Xue Yang zmrużył oczy.
– Naprawdę jaki? Wypluj to, dobra?
– Chengmei, proszę, na razie zamilknij. – Głos Jin Guangyao był ciepły. Słysząc to imię, Xue Yang natychmiast pociemniał na twarzy. Jin Guangyao kontynuował: – Daozhang, naprawdę przepraszam za dzisiejszy dzień. Proszę, zignorujcie go dla mnie.
Song Zichen potrząsnął głową. Xiao Xingchen poklepał go po ramieniu.
– Zichen, chodźmy.
Song Zichen spojrzał na niego i skinął głową. Pożegnali się z Jin Guangyao i razem odeszli.
Xue Yang patrzył na odchodzące postacie posępnie, uśmiechając się przez zaciśnięte zęby.
– …Pieprzeni kultywatorzy.
Jin Guangyao się zamyślił.
– Tak naprawdę niewiele ci zrobili, więc skąd ta złość?
Xue Yang splunął.
– Uważam, że ci fałszywi, zarozumiali ludzie są absolutnie najbardziej obrzydliwi. To, że Xiao Xingchen najwyraźniej nie był nawet dużo starszy ode mnie i wtykał nos w sprawy innych ludzi, było denerwujące. Jeszcze zaczął mi prawić morały! I ten Song. Musnąłem tylko jego ramię, więc co było z tym spojrzeniem, które mi posłał? Prędzej czy później wydłubię mu oczy i serce. Zobaczmy, co zrobi, kiedy to się stanie.
– To nieporozumienie. Daozhang Song jest nieco mizofobiczny. Nie lubi kontaktu z innymi. To nie było skierowane do ciebie.
– Kim są ci przeklęci kultywatorzy?
– Żyjesz tu tyle lat, ale wciąż ich nie znasz? Przeżywają właśnie szczyt popularności. „Xiao Xingchen, jasny księżyc, delikatny wiatr i Song Zichen, odległy śnieg, zimny mróz. Nie słyszałeś o nich?
– Nie. Nie rozumiem tego. Co to, kurwa, jest?
– Nieważne, jeśli tego nie słyszałeś i nieważne, jeśli tego nie rozumiesz. W każdym razie to dżentelmeni, więc nie prowokuj ich.
– Dlaczego?
– Mówią, że lepiej obrazić oszusta niż dżentelmena.
Xue Yang spojrzał na niego podejrzliwie.
– Czy istnieje takie powiedzenie?
– Oczywiście. Kiedy obrazisz oszusta, możesz go od razu zabić, aby oszczędzić późniejszych kłopotów, a wszyscy wokół nawet będą ci kibicowali. Kiedy zaś obrazisz dżentelmena, sytuacja staje się trudniejsza. Ci ludzie sprawiają najwięcej kłopotów. Goniliby za tobą i nigdy nie odpuścili, a jeśli położysz na nich choć jeden palec, staniesz się celem wszystkich. Dlatego najlepiej trzymać ich na dystans. Na szczęście dzisiaj uznali, że jesteś zbyt arogancki ze względu na wiek i nie wiedzą, co robisz w ciągu dnia. Inaczej nie byłoby temu końca.
– Tak wiele ograniczeń. Nie boję się tych ludzi – kpił Xue Yang.
– Ty nie, ale ja tak. Jeden kłopot mniej jest lepszy od jednego kłopotu więcej. Chodźmy.
I tak nie mieli daleko do przejścia, gdyż wkrótce obaj dotarli do rozwidlenia. Po prawej stronie znajdowała się Wieża Złotego Karpia, a po lewej poligon zwłok.
Wymienili uśmiechy i się rozeszli.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dzięki wielkie za tłumaczenie tej nowelki! Świetnie się to czyta :)
Mam pytanie… Kiedy będzie ostatni dodatek? Dobrze pamiętam, że jest ich 7?
Nie, jest ich 14. Nie wiem, kiedy będzie. Jest zaczęty, ale nie chce mi się go kończyć. MDZS prawdopodobnie zostanie zlicencjonowane w Polsce w tym roku, więc trochę szkoda mi poświęcać na nie więcej pracy.
Skąd to wiesz?
Pracuję w wydawnictwie i mam znajomości w branży :)
Hej Ashi,
czy to by oznaczało, że książka będzie tłumaczona i wydana? To interesujące bardzo
Tak, to właśnie to oznacza :)
Dziękuję za tłumaczenie💗💗
Ogromnie dziękuję za tłumaczenie!
Dołączę do pytania o dodanie nowych rozdziałów na dysk do pobrania. Czy jest szansa?
Po skończeniu wrzucę całość.
Dziękuję.
Dziękuję za tłumaczenie i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały
Dziękuję za tłumaczenie 🙇♀️🥰
Rozwinięcie paru zdań z głównej fabuły, czyli to był klan, który wrobił w śmierć syna i też padło tu przyrzeczenie Xue Yang’a odnośnie tego co zrobił Song Zichen’owi.
Dzięki wielkie za przełamanie się do tych ostatnich rozdziałów (。•̀ᴗ-)✧ Również nie przepadam za tymi panami. Czy wrzucisz te rozdziały na dysk do pobrania? Jeszcze raz wielkie dzięki i natchnienia do tłumaczenia.
wielkie dzięki za tłumaczenie :)
Dziękuję za tłumaczenie 😊