W słowach lidera sekty Jiang zawsze dało się wyczuć kpinę, jednak tym razem skierowana była przeciw niemu samemu.
– Przepraszam – powiedział nagle.
– Nie musisz… – odparł z wahaniem Wei Wuxian. Na tym etapie ciężko było dojść do tego, kto komu był winien przeprosiny. – Uznaj to za moją rekompensatę wobec sekty Jiang.
Jiang Cheng podniósł wzrok, spoglądając na niego załzawionymi i przekrwionymi oczami.
– Rekompensata za mojego ojca, matkę, siostrę? – zapytał ochryple.
– Zapomnij. To już przeszłość, nie wspominajmy tego. – Wei Wuxian potarł swoje skronie.
Nie lubił do tego wracać. Nie chciał pamiętać jak się czuł podczas operacji wycinania rdzenia, ani co musiał poświęcić. Gdyby to wyszło przed laty, to zapewne zaśmiałby się tylko i pocieszył Jiang Chenga, mówiąc: „To nic wielkiego. No spójrz na mnie. Nawet bez rdzenia świetnie dałem sobie radę, prawda? Pokonałem każdego, kogo chciałem pokonać, zabiłem każdego, kogo chciałem zabić”. Teraz nie miał siły, by udawać tak pewną siebie i nonszalancką osobę.
W głębi duszy wiedział, że wcale nie było mu to obojętne. Czy zapomnienie o czymś takim było łatwe?
Oczywiście, że nie.
Prawdę mówiąc, gdy miał siedemnaście czy osiemnaście lat, to nie był mniej dumny od Jiang Chenga. W końcu posiadał silne moce duchowe i był bardziej utalentowany od pozostałych. Mógł się wygłupiać całą noc i płatać innym figle, lecz mimo to cały czas znacznie wyprzedzał swoich rówieśników w nauce, nawet jeśli bardzo się starali.
Jednak za każdym razem, gdy przewracał się w łóżku, nie mogąc zasnąć i wiedząc, że już nigdy za pomocą normalnych metod nie sięgnie gwiazd i nie będzie w stanie dzierżyć miecza w sposób, który wszystkich zachwycał, to zastanawiał się, czy miałby w ogóle coś wspólnego z kultywacją, gdyby wtedy Jiang Fengmian nie zabrał go do Przystani Lotosów. Nie dowiedziałby się, że na świecie istnieje tak wspaniała droga życia. Byłby zwykłym żebrakiem przemierzającym ulice i uciekającym na widok psów. A może pasałby krowy na wsi i kradł zbiory innych ludzi, grając na flecie, by uprzyjemnić sobie czas? Nie wiedziałby, jak kultywować i nie miałby szansy wytworzyć rdzenia. Po takich myślach zawsze czuł się lepiej.
Niech ludzie uznają to za zapłatę albo odkupienie. Niech udają, że nigdy nie miał rdzenia.
Gdy sobie to tak wciąż i wciąż tłumaczył, to naprawdę odnosił wrażenie, że jest tak pewny siebie i nonszalancki, jakiego udawał. Potrafił nawet chwalić się za to podejście, choć nie raz było to kłamstwem.
Lecz to było w przeszłości.
– Uch, myślę, że będzie lepiej… jeśli też to zapomnisz. Wiem, że na pewno nie przestaniesz o tym myśleć, lecz, jakby to powiedzieć… – Wei Wuxian ścisnął mocno rękę Lan Wangjiego. – Naprawdę uważam… że to przeszłość. Minęło tak wiele czasu. Nie ma powodu, by dłużej się z tym męczyć.
Jiang Cheng wytarł twarz, osuszając łzy. Następnie wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
W tej chwili otulony szatą Lan Xichena Nie Huaisang zaczął powoli się budzić. Jęknął i wstał, choć jego spojrzenie wciąż było zaspane.
– Gdzie jestem?
Jak tylko się podniósł, zobaczył Wei Wuxiana i Lan Wangjiego siedzących obok siebie na jednej macie. Patriarcha Yiling praktycznie siedział na kolanach Hanguanga-jun. Huaisang natychmiast pisnął, tak jakby miał zaraz znowu zemdleć. Jednocześnie z tyłów świątyni dobiegły ich dziwne dźwięki, tak jakby coś chlusnęło. Chwilę później kopiący kultywatorzy zaczęli krzyczeć.
Miny wszystkich obecnych natychmiast się zmieniły i poczuli okropny smród. Lan Xichen zasłonił nos rękawem, a w jego oczach widać było zmartwienie. Dwie osoby chwiejnie do nich dołączyły.
Su She podtrzymywał Jin Guangyao. Obaj byli bladzi, a krzyki pozostałych trwały nieustannie.
– Jak się czujesz, liderze sekty?! – zapytał Su She.
Zimny pot oblał czoło Jin Guangyao.
– W porządku. Dziękuję ci.
Jego lewa dłoń zwisała bezwładnie i drżała, tak jakby wstrząsał nią ogromny ból. Mężczyzna prawą ręką wyjął słoiczek tabletek z szaty. Chciał go otworzyć, lecz nie dawał rady. Widząc to, Su She natychmiast mu pomógł, wysypując jedną pigułkę ze środka. Jin Guangyao opuścił głowę, przełykając lek z wykrzywioną twarzą. Po tym natychmiast się rozluźnił.
– Co się stało? – zapytał Lan Xichen po chwili wahania.
Jin Guangyao zamarł z zaskoczenia. W końcu krew wróciła do jego policzków i nie był już tak śmiertelnie blady. Zmusił się do uśmiechu.
– Wypadek.
Wyjął jakiś proszek i posypał nim rękę. Czerwona plama pojawiła się na wierzchniej części dłoni, rozciągając się aż po nadgarstek. Po chwili obserwacji można było zauważyć, że skóra przypominała ugotowane mięso. Była całkiem zrujnowana. Lider sekty Jin urwał kawałek rękawa, a jego palce drżały.
– Minshan, obwiąż tym mocno mój nadgarstek.
– To było trujące?
– Tak, a trucizna przemieszcza się w górę. To nic takiego. Pozbędę się jej, gdy tylko trochę odpocznę.
Jak tylko Su She opatrzył ranę, Jin Guangyao chciał wrócić na tyły pałacu, by sprawdzić, jaka była sytuacja, lecz jego podwładny natychmiast się wtrącił:
– Liderze sekty, ja pójdę!
Odór powoli się wywietrzył. Lan Wangji i Wei Wuxian także wstali, by zobaczyć, co się stało. Wysoka sterta ziemi leżała obok głębokiego wykopu. Po drugiej stronie postawiono dość delikatnie wyglądającą trumnę, na której stało czarne pudło. Zostały już otwarte, a z ich wnętrza unosił się rzadki, biały dym. To on tak śmierdział, co oznaczało, że prawdopodobnie był jakąś silną trucizną. Wokół leżały ciała kultywatorów, którzy wykopali dół. Wyglądali, jakby spalono ich żywcem. Nawet z ich szat pozostał tylko czarny pył. Jasne było, jak śmiercionośny był ten biały dym.
Jin Guangyao rozgonił resztę trucizny energią miecza, po czym stuknął jego czubkiem w czarne pudło. Metalowa skrzynka upadła z hukiem na podłogę. Była pusta.
Mężczyzna w końcu nie mógł się powstrzymać, rzucając się w stronę trumny. Krew na powrót odpłynęła z jego twarzy. Po jego minie jasne było, że w środku nic nie było.
Lan Xichen podszedł bliżej. Był zszokowany, widząc tę koszmarną scenę.
– Coś ty takiego tutaj zakopał? Jak do tego doszło? – zapytał.
Nie Huaisang tylko zerknął i natychmiast padł na ziemię, wymiotując. Wargi Jin Guangyao drżały. Nie był w stanie nic powiedzieć. Błyskawica przecięła niebo, podkreślając biel jego twarzy. Jego mina była wręcz przerażająca – aż ciarki przebiegły po plecach Nie Huaisanga. Nie śmiał wymiotować zbyt głośno, więc zasłaniał usta za plecami Lan Xichena i trząsł się jak osika ze strachu bądź zimna. Lider sekty Lan odwrócił się w jego stronę, wymawiając kilka słów pocieszenia, podczas gdy Jin Guangyao nie miał sił utrzymywać swojego dobrodusznego oblicza.
– Zewu-jun, to było krzywdzące wobec lidera sekty Jin. To nie on zakopał tutaj te rzeczy. Wyraźnie ktoś już dawno podmienił prawdziwą zawartość trumny na coś innego.
Su She skierował w jego stronę czubek miecza, a jego głos był lodowaty.
– Wei Wuxian! Czy to kolejna z twoich sztuczek?!
– Nie próbuję się przechwalać, ale gdyby to była moja sprawka, to twój mentor nie byłby ranny tylko w ramię. Liderze sekty Jin, czy wciąż pamiętasz list, który pokazała ci Qin Su w Wieży Karpia?
Wzrok Jin Guangyao powoli przesunął się na niego.
– To Bicao, poprzednia pokojówka pani Qin, wszystko wyznała twojej żonie. Jednak dlaczego nagle się na to zdecydowała po tylu latach? Czy naprawdę wierzysz, że nikt w tym nie maczał palców? Jest też panienka Sisi, którą uwięziłeś. Kto ją uratował? Kto kazał jej udać się do sekty YunmengJiang razem z Bicao, by przed wszystkimi wyznać twoje tajemnice? Skoro ktoś odkrył te sekrety, to czy podrzucenie pakunku z trującym dymem byłoby jakimkolwiek problemem dla tej osoby?
– Liderze sekty, znaleźliśmy naruszoną ziemię! – wtrącił się nagle jeden z mnichów. – Ktoś podkopał się z drugiej strony!
Mógł się spodziewać, że i teraz ktoś go uprzedzi. Jin Guagyao odwrócił się, uderzając pięścią w pustą trumnę. Nikt nie widział jego miny, lecz trudno było przeoczyć trzęsące się ze złości ramiona.
Wei Wuxian się uśmiechnął.
– Liderze sekty Jin, czy kiedykolwiek pomyślałeś, że może i jesteś modliszką, ale tuż za tobą czai się wilga? Możliwe, że ta osoba ukrywa się teraz w ciemności, obserwując twój każdy ruch. Nie, może to nawet nie jest człowiek…
Szalejąca burza zagłuszyła grzmot. Gdy usłyszał słowa „nie jest człowiek”, to przez ułamek sekundy na twarzy Jin Guangyao dało się zobaczyć coś, co można było nazwać strachem.
– Wei Wuxian, skończ z tym głupim straszeniem – zakpił Su She.
Lider sekty Jin uniósł prawą dłoń, by go powstrzymać. Lęk zniknął z jego twarzy tak samo szybko, jak się na niej pojawił. Wszystkie emocje znowu miał pod kontrolą.
– Nie marnuj sił na kłótnie – powiedział. – Opatrz swoje rany. Niech nasi będą w gotowości. Odejdziemy stąd, jak tylko pozbędę się trucizny.
– Liderze, a co z tą rzeczą, która została wykopana i skradziona?
Usta Jin Guangyao zacisnęły się tak mocno, że aż pobielały.
– Już jej tu nie ma, z pewnością nie uda nam się jej odzyskać. Zbyt długo tu zostaliśmy.
– Tak jest!
Podczas pojedynku z Wróżką Su She został raniony jej pazurami w wielu miejscach. Jego ubrania zostały podziurawione na piersi i rękawach, gdzie pies wbił się najgłębiej. Krew splamiła białe szaty. Jeśli się nie opatrzy, to prawdopodobnie nie będzie w stanie stawić czoła nadchodzącym zagrożeniom. Jin Guangyao wyjął sakiewkę z lekami i mu ją podał.
– Dziękuję – powiedział jego podwładny, przyjmując podarek obiema rękami. Przestał zaczepiać Wei Wuxiana i rozebrał się, by mieć lepszy dostęp do ran.
Jin Guangyao wciąż nie mógł ruszyć dłonią poparzoną przez biały dym, więc usiadł na ziemi, skupiając się na wydaleniu trucizny. Pozostali kultywatorzy chodzili w tę i z powrotem z mieczami w rękach, stojąc na straży. Widząc ich błyszczące w półmroku ostrza, Nie Huaisang całkiem zamarł. Nie śmiał nawet zbyt głęboko oddychać. Skulił się w kącie za Lan Xichenem, kichając kilka razy.
Wobec innych Su She jest niezwykle sarkastyczny, a Lan Zhana nie znosi. Jednak jest pełen szacunku względem Jin Guangyao – pomyślał Wei Wuxian, spoglądając na Lan Wangjiego i zauważając, jak jego wzrok wyraźnie się ochładza.
– Odwróć się – powiedział Hanguang-jun lodowato do Su She.
Mężczyzna spoglądał w dół, smarując zadrapania na piersi maścią. Był do nich zwrócony bokiem, lecz gdy usłyszał rozkaz, odruchowo się odwrócił. Oczy Jiang Chenga i Jin Linga się rozszerzyły, a z twarzy Wei Wuxiana zniknął uśmiech. Nie był w stanie w to uwierzyć.
– To ty!
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
dziękuję za kolejny rozdział
dzięki za rozdział :zonk:
Dzięki za tłumaczenie. Czekam na dalsze rozdziały :zachwyt2:
Dziękuję ogromnie za kolejny rozdział! :zachwyt2:
Dziękuję za kolejny rozdział. :zachwyt: :ekscytacja:
Uwielbiam ten rozdział. :zonk: :szok: Ale autorka jest okrutna kończą co w takim momencie. :NieNie: :złamaneserce:
Pozostaje cierpliwie czekać na kolejny. :AAAA: :patriarcha:
Jeszcze raz dziękuję za ten rozdział i całą robote w niego włożona. :zachwyt2:
:ekscytacja: Uuuu supcio! Tak coś czułam w kościach że wleci rozdział.
:WeiMądruś: wczesniej czytałam po angielsku. Chwała wam za to tłumaczenie!
tak, akcja przyspiesza, co ma być wyjaśnione, będzie powoli wyjaśnione…. podziękowania za kolejny przysmak :)
:ekscytacja: Dziękuję ❤️
:WeiMądruś: No i zaczyna się drama
Dziękuję za tłumaczenie :ekscytacja: