– Otwórz usta – powiedział Wei Wuxian.
Lan Wangji trzymał głowę wysoko, nie spuszczając z niego chłodnego spojrzenia. Pochylił się lekko do przodu, przesuwając zęby za drugi knykieć. Ugryzł jeszcze mocniej.
– Ałć!
Mężczyzna w końcu trochę się rozluźnił, a Wei Wuxian wykorzystał tę okazję, by odzyskać swój palec i odturlać się dalej. To ugryzienie zjeżyło mu włosy na głowie. Wszystko, co gryzło, przypominało mu o psach, których panicznie się bał. Nie zdążył jednak odsunąć się zbyt daleko. Lan Wangji wyrwał Bichen z pochwy i mocno wbił go w matę do siedzenia, przyszpilając rąbek szaty Wei Wuxiana do podłogi.
Obaj przebrali się w ubrania, które mieli na sobie przed wizytą w Przystani Lotosów. Zostały wykonane ze specjalnego, niezwykle wytrzymałego materiału. Nie mógł odturlać się ani centymetra dalej, więc mógł tylko paplać bez końca.
– Lan Zhan, spójrz na siebie. Zrobiłeś dziurę w podłodze gospody i macie! Będziesz musiał zapłacić…
Zanim skończył mówić, poczuł, jak ktoś łapie go za kołnierz i ciągnie w tył. Jego plecy mocno uderzyły w czyjąś pierś.
– Zapłacić! – zagrzmiał mu do ucha Lan Wangji. Gdy tylko to powiedział, wyszarpnął Bichen z podłogi, tak jakby chciał ją podziurawić w jeszcze kilku miejscach. Wei Wuxian natychmiast go powstrzymał.
– Przestań! Co z tobą nie tak? Dlaczego tak się zachowujesz po odrobinie wina? Spójrz, co narobiłeś!
Jego ton był pełen wyrzutów. Lan Wangji najpierw spojrzał na niego, potem na swoją rękę, a na końcu na dziurę w podłodze. Wyglądając, jakby nagle wszystko zrozumiał, odrzucił miecz na bok. Bichen upadł na posadzkę z głośnym brzękiem. Wei Wuxian lewą dłonią chwycił pochwę, kopiąc szybko miecz w górę, by pewnie wsunąć go do niej z powrotem.
– Nie rzucaj tak niebezpiecznymi przedmiotami – zbeształ towarzysza.
Słysząc to, Lan Wangji usiadł prosto, spoglądając w dół. Wyglądał, jakby wiedział, że źle zrobił i chciał naprawić swój błąd. Przeważnie to on go beształ, lecz po jednej porcji wina udało się odwrócić role. Trzymając Bichen i krzyżując ramiona, Wei Wuxian spojrzał na niego, przechylając głowę i trzęsąc się od powstrzymywanego śmiechu.
Po prostu kochał pijanego Lan Wangjiego!
Jego poprzednie dylematy zniknęły w obliczu upojenia alkoholowego towarzysza. Czuł się, jakby dzikość kryjąca się w jego wnętrzu wreszcie znalazła ujście. Kilka razy obszedł siedzącego sztywno Lan Wangjiego, siadając w końcu obok niego i pokazując mu naddartą szatę.
– Patrz, co zrobiłeś. Podarłeś mi ubrania! Musisz mi to potem zszyć, wiesz?
Lan Wangji przytaknął.
– Umiesz szyć?
Mężczyzna zaprzeczył.
– Wiedziałem. No to będziesz musiał się nauczyć. Nie odpuszczę, musisz mi to zaszyć, rozumiesz?
Widząc, że Lan Wangji znowu mu przytaknął, Wei Wuxian wziął drugą matę i z uciechą zasłonił dziurę zrobioną Bichenem, dopóki nikt jej nie odkrył.
– Ukryję twoją dziurę. W ten sposób nikt się nie dowie, że zrobiłeś burdel.
Mężczyzna wyjął drobną portmonetkę z głębin swojej szaty i podał ją Wei Wuxianowi, potrząsając nią.
– Zapłacimy.
– Wiem, że jesteś nadziany. Odłóż to, odłóż… Co ty wyprawiasz? – Ciężka sakiewka została mu wciśnięta w ramiona. – To dla mnie?
Lan Wangji ukrył ją w szatach Wei Wuxiana, mocno zaciskając ich poły i kilka razy klepiąc go po piersi, tak jakby bał się, że ją zgubi.
– Zatrzymaj.
– Naprawdę mi to dajesz? To tak dużo pieniędzy!
– Mmn.
Biedny Wei Wuxian natychmiast wyraził swoją wdzięczność.
– Dzięki, teraz jestem bogaty!
Jednak brwi Lan Wangjiego się zmarszczyły w niezadowoleniu. Sięgnął w głąb szaty towarzysza i odzyskał swoją sakiewkę.
– Nie!
– Co „nie”? – zapytał zaskoczony Wei Wuxian. Jego świeżo zdobyte pieniądze zostały zabrane.
Lan Wangji wyglądał na rozczarowanego i sprawiał wrażenie, jakby się przed czymś powstrzymywał. Milcząco pokiwał głową na boki i bez entuzjazmu schował sakiewkę, wydając się odrobinę smutnym.
– Czy nie powiedziałeś, że mi ją dasz? Dlaczego zmieniłeś zdanie? Czy nie dotrzymywałeś zawsze obietnic?
Lan Wangji odwrócił się do niego plecami. Wei Wuxian nie dawał za wygraną, przekręcając go z powrotem i nakłaniając:
– Spójrz na mnie. Nie uciekaj. No dalej, spójrz na mnie.
Mężczyzna w końcu na niego spojrzał. Wpatrywali się nawzajem w swoje oczy. Byli zbyt blisko, tak blisko, że dało się policzyć długie rzęsy Lan Wangjiego. Zimne drzewo sandałowe i upojne wino – te dwa aromaty zmieszały się pomiędzy niezauważalnymi oddechami.
Serce Wei Wuxiana zaczynało bić coraz szybciej. W końcu nie mógł tego znieść i wycofał się w porażce, jako pierwszy odwracając wzrok.
– Dobra! Wygrywasz! Zagrajmy w coś innego. Tak jak wcześniej, ja pytam, a ty odpowiadasz. Nie możesz kłamać…
Jednak słysząc słowo „zagrajmy”, Lan Wangji nagle wykrzyknął:
– Tak!
Chwycił towarzysza za rękę i jak podmuch wiatru pognał z pokoju, pędząc szybko po schodach. Zdezorientowany Wei Wuxian został pociągnięty do sali głównej, w której właścicielka i jej pracownicy siedzieli wokół długiego stołu, jedząc posiłek. Lan Wangji nawet na nich nie spojrzał, skupiając się na wyjściu na zewnątrz.
– Co się stało? Jedzenie panom nie smakowało? – zapytała właścicielka, wstając od stołu.
– Smakowało! Szczególnie wino. Naprawdę było mocne… – odpowiedział Wei Wuxian pośród chaosu, lecz nie zdążył dokończyć, gdyż Lan Wangji wypchnął go na dwór.
Starszy mężczyzna nie wyglądał, jakby miał zamiar się zatrzymać, nawet gdy dostali się na ulicę. Biegł dalej przed siebie.
– Gdzie chcesz iść?
Lan Wangji nie odpowiedział, zamiast tego nagle się zatrzymując, gdy dotarli do czyjegoś podwórka. Wei Wuxian był zdezorientowany i już miał zapytać, gdy jego towarzysz przyłożył mu palec do ust i powiedział:
– Cii.
Objął w talii Wei Wuxiana i razem z nim wskoczył na dach domu. Pochylając się nad dachówkami, wyszeptał:
– Spójrz.
Widząc, jak tajemniczo się zachowuje, Wei Wuxian poczuł odrobinę ciekawości. Zerknął we wskazanym kierunku i zobaczył kurnik na podwórku.
– …To na to chciałeś, żebym spojrzał?
– Chodź.
– Co chcesz zrobić?
Jednak Lan Wangji zdążył już skoczyć, lądując na samym środku podwórza. Gdyby właściciele tego domu jeszcze nie spali, to zapewne na widok skąpanego w świetle księżyca i delikatnie opadającego na trawę mężczyzny ubranego w białe szaty uznaliby, że Nieśmiertelny zjawił się na Ziemi. Jednak powoli przeszukujący podwórko Lan Wangji ani trochę nie zachowywał się niebiańsko. Im dłużej Wei Wuxian się temu przyglądał, tym bardziej wydawało mu się to podejrzane. Również zeskoczył z muru i pociągnął towarzysza za wstążkę na czoło.
– Co takiego planujesz?
Lan Wangji jedną dłonią przytrzymał wstążkę, a drugą sięgnął do kurnika. Kury natychmiast się obudziły, wściekle machając skrzydłami, by uciec przed napastnikiem. Spojrzenie mężczyzny się ochłodziło i błyskawicznie złapał najgrubszego ptaka.
Wei Wuxian zaniemówił.
Kura nie przestawała gdakać. Lan Wangji z pełną powagą wepchnął ją w ramiona Wei Wuxiana.
– Co?
– Kurczak.
– Wiem, że to kurczak. Dlaczego dałeś mi kurczaka?
– Dla ciebie – odparł poważnie Lan Wangji.
– Dla mnie… Dobra. – Wyglądało na to, że Lan Wangji znowu się wścieknie, jeśli nie zaakceptuje jego prezentu. – Lan Zhan, czy wiesz, co robisz? Ten kurczak ma właściciela. To kradzież.
Gdyby ktoś się dowiedział, że słynny Hanguang-jun po pijaku próbował ukraść komuś kurę… Ciężko było sobie to w ogóle wyobrazić.
Jednak Lan Wangji słuchał tylko tego, co chciał usłyszeć, a w innym wypadku udawał głuchego. Zajął się wymyślonym przez siebie zajęciem, a z kurnika dobiegało głośne gdakanie. Wszędzie latały pióra. Nie dało się tego słuchać.
– To nie ja kazałem ci to zrobić.
Każdy z nich trzymał w ramionach roztrzęsioną kurę, gdy przeskakiwali przez ogrodzenie. Po dłuższej chwili Wei Wuxian wciąż nie rozumiał, dlaczego Lan Wangji nagle zapragnął ukraść kurczaki. Może miał ochotę je zjeść? Nagle zauważył pióro, które uczepiło się włosów jego towarzysza.
Zaśmiał się pod nosem, nie mogąc dłużej wytrzymać. Już miał mu je zdjąć, gdy Lan Wangji wskoczył na drzewo.
Rosło na czyimś podwórzu, rozciągając swoje wielkie gałęzie nawet poza jego teren. Lan Wangji usiadł na jednej z nich.
– O co chodzi tym razem? – zapytał Wei Wuxian, spoglądając w górę.
– Cii.
Słysząc to, Wei Wuxian podejrzewał, że zrobi coś podobnego do kradzieży kurczaka. Obserwował jak Lan Wangji wyciąga rękę, zrywa coś z gałęzi i rzuca w jego stronę. Patriarcha chwycił kurę jednym ramieniem, a drugim złapał tajemniczy przedmiot. Dokładnie mu się przyjrzał – była to wielka, okrągła głożyna, wciąż mająca na wpół zazielenioną skórkę.
To było do przewidzenia. Najpierw ukradł kurczaki, a teraz kradnie głożyny!
Te rzeczy nie były Wei Wuxianowi obce. W rzeczywistości lubił to robić w młodości. Zawsze zbierał do tego dużą grupę, za każdym razem wywołując ogromne zamieszanie. Jednak zmiana jego partnera zbrodni na Lan Wangjiego była odrobinę zbyt przerażająca. Nie, nie byli partnerami zbrodni. To Lan Wangji stanowił mózg tej operacji.
Nagle coś mu się przypomniało.
Gdy byli w Przystani Lotosów, oprowadził towarzysza po wszystkich miejscach ze swojej młodości i opowiedział mu wiele interesujących historii. Wiele z nich było o „chwalebnych czynach” takich jak ten. Czy to możliwe, że Lan Wangji je zapamiętał i w głębi duszy też zapragnął ich doświadczyć?
To było możliwe!
GusuLan bardzo pilnowało dyscypliny. Lan Wangji od małego był zamykany w swoim pokoju, by czytać i ćwiczyć kaligrafię. Każde słowo i czyn musiały zostać wykonane zgodnie ze standardem ustanowionym przez seniorów. Nigdy się nie wygłupiał i nie przeszkadzał. Nie mógł tego zrobić na trzeźwo, więc postanowił spróbować po pijaku?
Lan Wangji przemknął po drzewie jak tornado. Krótką chwilę później wszystkie głożyny zostały zebrane. Włożył je do swoich przepastnych rękawów qiankun, zeskoczył na ziemię i pokazał Wei Wuxianowi swoją zdobycz. Wpatrując się w okrągłe głożyny, patriarcha naprawdę nie wiedział, co powiedzieć.
– …Są takie wielkie, jest ich tak dużo, jesteś taki fajny! Świetna robota! – pochwalił chwilę później.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
Czytać to cuudo po polsku to miodzio! Dziękuję Wam Pięknie! :ekscytacja: :zachwyt2:
właśnie skończyłam czytać do bieżących rozdziałów, dziękuję za Twoją pracę, cholernie doceniam i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!
Bardzo Wam dziękuję za możliwość przeczytania tego cuda po polsku. :zachwyt:
Fantastycznie się czyta polskie tłumaczenie. Wielkie dzięki. :WeiMądruś:
Ach :) Dziękuję
Dziękuję za kolejny rozdział. :zachwyt:
Dziękuję też za całą pracę w niego włożona. :zachwyt2:
Co tu się odwala… :facepalm:
Dziękuję za kolejny rozdział.
:płaku:
Jak by to powiedział Wei Wuxiang: Świetna robota!
Dziękuję za rozdział :zachwyt2:
… te sceny z pobytu w karczmie – niezapomniane! Dzięki wielkie za kolejny rozdział :)