Wei Wuxian złapał za dwie gałęzie i zaczął wspinać się na górę. Szło mu to z ogromną łatwością, aż w końcu dotarł w okolicę szczytu i się zatrzymał.
– Hm, to powinno być gdzieś tutaj.
Wepchnął twarz między liście i dopiero po dłuższej chwili znowu spojrzał w dół.
– Wtedy miałem wrażenie, że jestem przerażająco wysoko, ale jak teraz patrzę, to wcale tak nie jest! – Jego głos zabarwiony był śmiechem.
Jak tylko objął drzewo ramionami, jego oczy zapiekły. Gdy spojrzał w dół, to jego wzrok był już rozmazany.
Lan Wangji stał tuż pod nim, spoglądając na niego z uniesionym podbródkiem. Jak zawsze był odziany w biel. Nie trzymał latarni, lecz światło księżyca otulało jego ciało, prawie otaczając go miękką aureolą. Przyglądał się Wei Wuxianowi z oddaniem, podchodząc kilka kroków bliżej, tak jakby chciał wyciągnąć w jego stronę ramiona.
Nagle niezwykle silny impuls pojawił się w myślach patriarchy. Miał ochotę spaść tak jak kiedyś.
Jeśli mnie złapie, to…
Puścił się, kiedy myślami dotarł do „to”. Widząc, jak spada bez żadnego ostrzeżenia, oczy Lan Wangjiego natychmiast się rozszerzyły. Skoczył do przodu w samą porę, by złapać Wei Wuxiana, a raczej, by zostać przez niego złapanym.
Lan Wangji był dość smukły. Przypominał młodego uczonego, lecz nie powinno się lekceważyć jego krzepy. Nie tylko miał wręcz szokującą siłę ramion, lecz także bardzo stabilną dolną część ciała. Jednak z drzewa zeskoczył dorosły mężczyzna, więc pomimo tego i tak lekko się zachwiał, gdy go złapał, cofając się o krok. Natychmiast odzyskał równowagę i już miał postawić Wei Wuxiana na ziemi, gdy zauważył, że ramiona mężczyzny mocno owinęły się wokół jego szyi.
Nie widział jego twarzy. Wei Wuxian także nie był w stanie zauważyć miny towarzysza. Zamknął oczy, wdychając zapach drzewa sandałowego utrzymujący się na ciele Lan Wangjiego.
– Dziękuję – powiedział ochryple.
Nie bał się upadku. Przez te wszystkie lata przydarzyło mu się to wiele razy, lecz nie zmieniało to faktu, że to bolesne doświadczenie. To wspaniale, że ktoś go złapał.
Słysząc podziękowania, Lan Wangji zamarł na sekundę. Dłoń, którą zamierzał oprzeć na plecach Wei Wuxiana zatrzymała się na chwilę w powietrzu, po czym powoli ją opuścił.
– Nie ma za co – odparł Lan Wangji po chwili ciszy.
Wei Wuxian najwyraźniej się już naprzytulał, bo w końcu go puścił. Stojąc prosto, tak jakby nic się nie wydarzyło, powiedział:
– Wracajmy!
– Koniec wspominek?
– Nie, więcej wspominek! Ale tam dalej już nic nie ma. Zwykła dzicz, a tego widzieliśmy sporo przez ostatnie kilka dni. Wróćmy do Przystani Lotosów, zabiorę cię do ostatniego miejsca.
Wrócili do portu, ponownie przekraczając bramy Przystani Lotosów i przechodząc przez pole treningowe. Gdy minęli zdobiony, niski budynek, Wei Wuxian się zatrzymał i uważnie mu się przyjrzał. Jego mina była inna niż zwykle.
– Co się stało? – zapytał Lan Wangji.
Wei Wuxian potrząsnął głową.
– Nic. Miejsce, w którym kiedyś mieszkałem, znajdowało się tutaj. Teraz go nie ma, zostało zburzone. To wszystko jest nowe.
Przeszli obok kilku budynków, docierając do cichego zakątka w głębi Przystani Lotosów. Przed nimi stał czarny, ośmiokątny pałac. Wei Wuxian ostrożnie otworzył drzwi, tak jakby się bał, że przestraszy kogoś stojącego wewnątrz i powoli wszedł do środka. Ich oczom ukazały się równe rzędy tablic pamiątkowych.
Znajdowali się w sali przodków sekty YunmengJiang.
Wei Wuxian znalazł klęcznik i na nim uklęknął. Z pojemnika wziął trzy kadzidła, zapalił je od świecy i włożył do wykonanego z brązu stojaka leżącego przed tablicami. Skłonił się trzy razy i zwrócił do Lan Wangjiego:
– Kiedyś często tu przychodziłem.
Mężczyzna miał minę pełną zrozumienia.
– Klęczałeś za karę?
– Skąd wiedziałeś? – zdziwił się Wei Wuxian. – Masz rację. Pani Yu karała mnie prawie codziennie.
– Słyszałem to i owo.
– Jak mogłoby to być „to i owo”, skoro słyszeli o tym ludzie spoza Yunmeng? Ale szczerze mówiąc nigdy nie spotkałem drugiej kobiety z tak okropnym temperamentem jak pani Yu. Bez względu na wagę mojego przewinienia zawsze kazała mi klęczeć za karę w sali przodków, hahaha…
Jednak pomimo tego pani Yu naprawę nigdy nie zrobiła nic, co by go realnie zraniło. Nagle przypomniał sobie, że znajduje się w sali przodków tuż przed tablicą pamiątkową kobiety, którą obgadywał. Natychmiast przeprosił.
– Przepraszam, przepraszam.
Aby zrekompensować swoje bezmyślne słowa, zapalił jeszcze trzy kadzidełka. Gdy tylko uniósł je nad głowę, wciąż przepraszając w myślach, nagle zrobiło się przy nim ciemniej. Odwrócił się i zauważył, że Lan Wangji również uklęknął obok niego.
Znajdowali się w sali przodków, więc to oczywiste, że z grzeczności też musiał okazać szacunek. Lan Wangji wziął trzy kadzidła i odpalił je od jednej z czerwonych świec, odgarniając na bok swoje długie rękawy. Jego maniery były stosowne, a wyraz twarzy poważny. Wei Wuxian przechylił głowę, by na niego zerknąć, a kąciki jego ust mimowolnie się uniosły.
– Popiół – przypomniał mu Lan Wangji, spoglądając na niego.
Kadzidła, które trzymał patriarcha, paliły się już dłuższą chwilę. Odrobina popiołu zebrała się na górze i lada chwila mogła spaść na ziemię. Jednak nie włożył ich od razu do stojaka, zamiast tego mówiąc:
– Zróbmy to razem.
Lan Wangji nie wyraził sprzeciwu. Tak więc, trzymając po trzy kadzidła i klęcząc pośród tablic pamiątkowych, skłonili się razem przed Jiang Fengmianem i Yu Ziyuan.
Raz. Dwa razy. Ich ruchy były idealnie zsynchronizowane.
– Gotowe – powiedział Wei Wuxian, w końcu wkładając kadzidła do stojaka. Zerknął znowu na Lan Wangjiego, który wciąż klęczał obok niego i złożył razem dłonie jakby w modlitwie, w sercu mówiąc: „Wujku Jiang, pani Yu, to znowu ja. Znowu tu jestem, by wam przeszkodzić, ale naprawdę chciałem go tu przyprowadzić i wam pokazać. Niech nasz pierwszy wspólny skłon liczy się jako ukłon przed Niebiosami i Ziemią, a drugi przed matką i ojcem1. Proszę, pomóżcie mi go na razie zatrzymać. Będę wam winny ostatni skłon i znajdę w przyszłości czas, by go nadrobić”.
W tej chwili chłodny śmiech rozległ się za nimi.
Wei Wuxian był w połowie swoich milczących modłów. Słysząc ten dźwięk, zadrżał, a jego oczy natychmiast szeroko się otworzyły. Odwrócił się, widząc Jiang Chenga stojącego na zewnątrz ze skrzyżowanymi ramionami. Jego głos był lodowaty.
– Wei Wuxian, ani trochę nie uważasz się za kogoś z zewnątrz, prawda? Przychodzisz i odchodzisz kiedy tylko zechcesz. Zabierasz ze sobą kogo tylko zechcesz. Pamiętasz może, czyja to sekta? Kto jest jej liderem?
Od samego początku Wei Wuxian chciał trzymać się z daleka od Jiang Chenga. Teraz zostali nakryci, więc z pewnością spotkają się z kilkoma złośliwymi uwagami. Nie chciał się kłócić.
– Nie zabrałem Hanguanga-jun do innych, bardziej prywatnych stref Przystani Lotosów. Przyszliśmy tylko zapalić kadzidła wujkowi Jiang i pani Yu. Skończyliśmy, więc już pójdziemy.
– Skoro tak, to odejdźcie jak najdalej stąd. Nie chcę widzieć i słyszeć jak wygłupiacie się w Przystani Lotosów.
Wei Wuxiana zabolała głowa. Zauważył, jak Lan Wangji prawą dłonią chwyta za rękojeść miecza i natychmiast go powstrzymał. Wskutek tego mężczyzna obrócił się do Jiang Chenga, mówiąc:
– Uważaj na słowa.
– Myślę, że wy powinniście uważać na swoje zachowanie – odparł dosadnie Jiang Cheng.
Głowa Wei Wuxiana zabolała jeszcze mocniej, a w sercu pojawiło się złe przeczucie.
– Chodźmy, Hanguang-jun.
Skłonił się jeszcze kilka razy przed tablicami rodziców Jiang, po czym wstał z Lan Wangjim. Jiang Cheng go nie powstrzymał, lecz nie był w stanie powstrzymać swoich złośliwych komentarzy.
– Powinieneś porządnie się przed nimi skłonić za splamienie ich wzroku i zachwianie spokoju.
– Przyszedłem tylko zapalić kadzidło. To wystarczy, prawda? – odparł spokojnie Wei Wuxian, zerkając na niego z ukosa.
– Zapalić kadzidło? Czy naprawdę jesteś taki tępy? Minęło tyle czasu, odkąd zostałeś wywalony z sekty, a ty przychodzisz z niechcianymi gośćmi zapalić kadzidło dla moich rodziców?
Wei Wuxian już miał go wyminąć i odejść, lecz natychmiast się zatrzymał, gdy to usłyszał.
– No to powiedz to na głos. Kto jest tym nieproszonym gościem?
Gdyby był tu sam, to mógłby udawać, że nic nie słyszał. Jednak był z nim Lan Wangji i nie chciał, by mężczyzna musiał znosić wulgarne i złośliwe przytyki Jiang Chenga.
– Ale jesteś zapominalski – zakpił lider sekty Jiang. – Kim są nieproszeni goście? No to ci przypomnę. Przez to, że bawiłeś się w bohatera i uratowałeś drugiego panicza Lan, który teraz stoi obok ciebie, zniszczono Przystań Lotosów i zabito moich rodziców. Ale to było dla ciebie za mało! Po pierwszym razie szybko nadszedł kolejny. Musiałeś uratować tych skundlonych Wenów i doprowadzić do śmierci mojej siostry. A do tego jesteś tak hojny, że zabrałeś tych dwoje do Przystani Lotosów. Wen kręci się przed bramą mojej sekty, a drugi panicz Lan przyszedł tutaj zapalić kadzidło. Jesteś tutaj celowo, by mi o tym przypomnieć, by przypomnieć to im. Wei Wuxian, za kogo ty się uważasz? Kto ci pozwolił zabierać kogokolwiek do sali przodków naszej sekty?
Teraz Wei Wuxian wiedział, że Jiang Cheng nie odpuści i będzie chciał to z nim załatwić. Najwyraźniej uznał, że nie tylko on był odpowiedzialny za zniszczenie siedziby Jiangów, ale również Wen Ning i Lan Wangji. Nie miał zamiaru być z nimi w dobrych stosunkach, a tym bardziej gdy kręcili się na jego oczach po Przystani Lotosów. Prawdopodobnie był niewyobrażalnie wściekły.
1. Podczas tradycyjnej chińskiej ceremonii zaślubin para młoda musi wykonać trzy głębokie ukłony: do niebios i ziemi, do rodziców i na koniec do siebie nawzajem.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
Dziękuję za rozdział! :patriarcha:
Dziękuję ślicznie za kolejny rozdział. :zachwyt2: :ekscytacja:
Znowu nie spodziewałam się tak szybko kolejnego rozdziału. Dziękuję za całą pracę nad tym rozdziałem. :zachwyt:
Dziękuję <3
♥️ dziękuję ?
Kocham. A wiedząc, co będzie w kolejnym rozdziale, wręcz czekam z niecierpliwością. Tłumaczenie jest rewelacyjne i mam cichą nadzieję, że kiedyś zostanie wydane oficjalnie u nas w Polszy ( jak to jest, że nawet Niemcy będą mieć MDZS na półkach, a u nas cisza…). Dziękuję jak zawsze za ogrom pracy i karmię wenę❤️
Ja nie wiem co się będzie dziać w następnych rozdziałach, ale po twoim komentarzu też teraz nie mogę się doczekać, bo chyba się domyślam.
Ale jakoś częściej zaczynają się pojawiać rozdziały za co mocno dziękuje
Tu już naprawde jest wykład niemiecki w sklepach, i, oczywiście sobie go kupiłam… Ale, muszę się przyznać że tłumaczenie jest do bani, brak emocji, tak choć by to ktoś przez translatora Googla przegonił…. Czytałam już całą wersie po angielsku i kocham polską wersję tłumaczenia, jest zaje*****… W sumie jest tak z wszystkimi tłumaczeniami (angielski/niemiecki/polski) które czytałam, polskie tłumaczenie jest naprawdę najlepsze! Mam również nadzieję że będzie w końcu wersja polska, którą sobie natychmiast kupię na następnych odwiedzinach ojczyzny….
Dziękuję wam bardzo za wasze tłumaczenie, wyobrażam sobie, ile was to pracy kosztuje! ❤️❤️ :ekscytacja:
w tym rozdziale są przynajmniej dwa śliczne momenty przedstawiające skryte marzenia Wei: ten skok z drzewa by zostać złapanym ( myślę, że w szerszym znaczeniu tego gestu) oraz doczekania momentu złożenia sobie nawzajem trzeciego pokłonu, jako wyrazu zaślubin ( a w każdym razie bycia parą). Ashi, dziękuję za subtelne tłumaczenie, pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za rozdział!
:złamaneserce: Dziękuje i już czekam na to co wydarzy się później.
Dziękuję :)