Mo Dao Zu Shi

Rozdział 7 – Arogancja II21 min. lektury

Gdyby było ciemniej, to poruszanie się po lesie bez pochodni byłoby niemożliwe. Wei Wuxian przeszedł kawałek, ale nie napotkał żadnych kultywatorów. Był zaskoczony – czy to możliwe, że połowa sekt, które przyjechały do Stóp Buddy, kłóciła się w wiosce, a druga połowa wróciła pokonana, jak ci ludzie, których dopiero co mijał?

Nagle usłyszał wołanie o pomoc:

Czy ktoś tam jest?

Pomocy!

Dało się słyszeć głosy żeńskie i męskie. Wszystkie były spanikowane, a słyszalny w nich strach nie brzmiał na udawany. Prośby o pomoc na opuszczonej górze przeważnie były sprawką złych kreatur, które chciały złapać ignorantów w pułapkę. Ale Wei Wuxian był uradowany.

Im gorsza istota, tym lepiej dla niego!

Skierował osła w stronę głosów, ale nic wokół nie znalazł. Kiedy spojrzał w górę, to zamiast zjaw lub potworów zobaczył członków wiejskiego klanu, których wcześniej spotkał przy studni, wiszących między drzewami w wielkich, złotych siatkach.

Mężczyzna w średnim wieku pierwotnie patrolował okolicę z paroma innymi osobami. Jednak zamiast znalezienia zdobyczy, weszli prosto w pułapkę, która prawdopodobnie została zastawiona przez jakąś bogatą sektę. Dlatego wisieli wysoko, narzekali i nawoływali o pomoc.

Kiedy zobaczyli, że ktoś się zbliża, to natychmiast się rozchmurzyli, jednak ich nadzieja zniknęła, jak się okazało, że to tylko tamten wariat. Choć liny sieci więżącej bóstwo były cienkie, to zostały zrobione z dobrego materiału, przez co trudno było je zerwać. Człowiek, bóg, demon, zjawa czy potwór, każdemu wyrwanie się zajęłoby dużo czasu bez wysokiej jakości magicznego narzędzia. Ten wariat na pewno nie wiedział nawet, co to jest, nie mówiąc już o posiadaniu takowego.

Już miał dalej szukać kogoś, kto im pomoże, kiedy jego uszu doszedł odgłos odsuwanych gałęzi i deptanych liści. Z ciemnego lasu wyszedł chłopak ubrany w jasną szatę.

Między brwiami miał cynobrowy znak1, a jego rysy były delikatne, ale jednocześnie inteligentne. Był młody, mniej więcej w tym samym wieku, co Lan Sizhui – nadal był nastolatkiem. Miał ze sobą bambusowy kołczan wypełniony opierzonymi strzałami, błyszczący miecz przyczepiony na plecach i duży łuk w ręku. Haft na jego ubraniach był niezwykle delikatny, tworząc na jego piersi wspaniałą białą peonię. Złote nici kontrastowały z otaczającymi go cieniami nocy.

Jak bogato! – oznajmił cicho Wei Wuxian.

To musiał być panicz uczący się w sekcie LanlingJin, bo tylko oni wybrali na symbol białą peonię, używając króla kwiatów, by zasugerować, że są królami kultywacji. Cynobrowy znak sugerował, że „otwiera się na mądrość i aspiracje, oświetlając świat cynobrowym światłem”.

Panicz już nałożył strzałę na cięciwę i przygotowywał się do wystrzału, kiedy zorientował się, że w siatkę złapani zostali ludzie. Po chwili rozczarowania szybko się zirytował.

Za każdym razem znajduję was, idiotów. Zastawiliśmy ponad czterysta sieci, ale wy zniszczyliście już dziesięć, a nawet nie widziałem jeszcze zdobyczy!

Jak bogato, pomyślał ponownie Wei Wuxian.

Już jedna sieć więżąca bóstwo była droga, a on za jednym razem ustawił czterysta. Mniejsza sekta by po czymś takim zbankrutowała, ale oczywiście to było LanlingJin. Jednak zmarnowanie tylu sieci bez dbania o to, co się w nie złapie, w ogóle nie mogło być uważane za nocne łowy. To było tak, jakby przepędzali ludzi, nie dając im szansy na przyczynienie się do złapania zjawy. Czyli kultywatorzy, którzy się wycofali, nie zrobili tego ze względu na trudność, ale dlatego, że tej sekty nie powinno się denerwować.

Po kilku dniach podróży i wsłuchiwaniu się w intrygujące rozmowy prowadzone w Stopach Buddy Wei Wuxian zebrał wiele informacji na temat zmian w świecie kultywacji. Jako ostateczny zwycięzca ponad stuletniego rozłamu kultywacyjnego, sekta LanlingJin została liderem wszystkich klanów i sekt – jej przywódca nawet był nazywany „dowódcą” kultywatorów.

Już wcześniej klan Jin był arogancki, a jego członkowie kochali splendor. Po latach spędzonych na szczycie i ugruntowywaniu pozycji sekty wytrenowali wszystkich adeptów, by robili to, co zechcą. Nawet odrobinę słabszy klan musiał się im poddać, nie wspominając już o tak małym. Dlatego, choć ludzie złapani w sieć byli czerwoni ze złości, to nie mogli odszczeknąć się na wredne słowa chłopaka. Mężczyzna w średnim wieku tolerancyjnie poprosił:

Paniczu, proszę, wyświadcz nam przysługę i puść nas wolno.

Chłopak był niespokojny i nerwowy, bo jego ofiara jeszcze się nie pojawiła i wyżycie się na tych wieśniakach było dla niego wygodne. Skrzyżował ramiona.

Powinniście tu zostać, bo znowu zwalicie i wejdziecie mi w drogę! Puszczę was, kiedy złapię bestię pożerającą dusze, o ile o was nie zapomnę.

Jeśli naprawdę zostaną tu na całą noc i znajdzie ich istota nawiedzająca górę Dafan, to będą mogli tylko czekać, aż wyssie im dusze. Dziewczyna o okrągłej twarzy, która dała Wei Wuxianowi jabłko, przestraszyła się i zaczęła płakać. Wei Wuxian siedział po turecku na ośle, ale kiedy zwierzak usłyszał jej płacz, to jego długie uszy zadrżały i nagle skoczył do przodu.

Razem ze skokiem nadeszło przeciągłe rżenie. Jeśli zignoruje się jego okropne brzmienie, to dzięki niepowstrzymanej sile mogło zostać uznane za rżenie rasowego konia. Nieprzygotowany na tę nagłą akcję Wei Wuxian został zrzucony na ziemię, prawie uderzając się w głowę. Osioł pogalopował prosto w kierunku chłopaka, jakby wierzył, że może go staranować. Młodzieniec nadal trzymał strzałę na naciągniętej cięciwie, więc tylko zmienił cel. Wei Wuxian nie chciał tak szybko musieć szukać nowego wierzchowca, więc szybko szarpnął za prowizoryczne wodze. Chłopak spojrzał na niego, a szok wymalował się na jego twarzy. Po chwili uczucie zamieniło się w pogardę. Jego usta zadrżały.

Więc to ty. – Jego ton składał się z dwudziestu procent zaskoczenia i osiemdziesięciu obrzydzenia, sprawiając, że Wei Wuxian zamrugał. – Odbiło ci, kiedy wyrzucili cię z powrotem do twojej wioski? Jak mogli cię wypuścić na dwór wyglądającego tak dziwacznie?

Czy naprawdę usłyszał coś tak ważnego?

Czy to możliwe, że ojcem Mo Xuanyu nie jest lider jakiejś małej sekty, ale znany Jin Guangshan?

Jin Guangshan był poprzednim liderem sekty LanlingJin, który już zmarł. Historii tego mężczyzny nie dało się opisać jednym zdaniem. Miał srogą żonę z prominentnej rodziny i podobno się jej bał. Jednak to nie powstrzymywało go przed uganianiem się za innymi kobietami. Nieważne jak zawzięta była, to pani Jin nie mogła śledzić go przez całą dobę. Dlatego nigdy nie marnował okazji, jeśli mógł dorwać jakąś damę ze znamienitej rodziny czy prostytutkę. I choć lubił związki bez zobowiązań i wszędzie flirtował, mając niezliczone rzesze dzieci z nieprawego łoża, to łatwo się nudził.

Kiedy znudził się kobietą, to całkiem o niej zapominał, nie biorąc żadnej odpowiedzialności. Pośród jego bękartów było tylko jedno dziecko, które okazało się być wyjątkowo utalentowane i zostało przyjęte z powrotem – obecny lider sekty LanlingJin, Jin Guangyao. A do tego Jin Guangdhan nie umarł honorowo. Wierzył, że jest stary, ale pełen wigoru, więc chciał rzucić sobie wyzwanie, zabawiając się z grupą kobiet. Jednak niestety mu się nie powiodło i zmarł w trakcie stosunku. To było zbyt upokarzające, więc sekta LanlingJin oznajmiła światu, że umarł z przepracowania. Pozostałe sekty zdecydowały się zachować w tej sprawie milczenie i udawały, że o niczym nie wiedzą. To właśnie z tego powodu był taki „sławny”.

Podczas oblężenia Kopców Pogrzebowych Jin Guangshan był drugą osobą po Jiang Chengu o największym wkładzie. A teraz Wei Wuxian przejął ciało jego syna z nieprawego łoża. Naprawdę nie wiedział, czy dzięki temu byli kwita.

Widząc, że myślami jest gdzieś indziej, chłopak jeszcze bardziej się zdenerwował.

Wynoś się stąd! Mdli mnie od patrzenia na ciebie, cholerny geju!

Jeśli chodziło o wiek, to prawdopodobnie Mo Xuanyu był starszy od niego, może nawet był jego wujkiem. Po byciu tak upokorzonym przez juniora, Wei Wuxian pomyślał, że nawet jeśli nie dla siebie, to powinien odegrać się za właściciela tego ciała.

Co za zachowanie! Nie miałeś matki, która nauczyła by cię manier?

Na te słowa dwa płomienie zapłonęły w oczach chłopaka. Wyciągnął miecz i pełnym groźby tonem powiedział:

Co… żeś powiedział?

Ostrze rozbłysnęło złotym światłem. To rzadki miecz wysokiej jakości – większość klanów pewnie nie mogłaby zdobyć małego fragmentu, nawet gdyby wszyscy oszczędzali przez całe życie. Wei Wuxian przyjrzał mu się uważnie, mając wrażenie, że skądś go kojarzy. Z drugiej strony widział setki złotych i wspaniałych mieczy. Nie zastanawiał się nad tym zbyt mocno i zaczął kręcić małą szmacianą sakiewką, którą trzymał w dłoniach.

To jego własnej roboty sakiewka przetrzymująca duchy, którą stworzył parę dni temu ze skrawków i śmieci. Kiedy uzbrojony chłopak na niego natarł, to wyjął z niej kawałek papieru w kształcie człowieka. Przesunął się w bok, unikając ataku i przykleił skrawek do pleców przeciwnika.

Ruchy chłopaka były szybkie, ale Wei Wuxian często „podstawiał komuś nogę, przyklejając im talizman do pleców”, co oznaczało, że był szybszy. Młodzieniec nagle poczuł, że jego tors zdrętwiał, a plecy się osłabiły i niechętnie osunął się na ziemię. Jego miecz upadł z głuchym stuknięciem. Za nic nie mógł się podnieść, jakby postawiono na nim całą górę. Na jego plecach siedział duch człowieka zmarłego z obżarstwa, przygniatając go tak bardzo, że prawie nie mógł oddychać. Choć duch był słaby, to umiał poradzić sobie z bachorami. Wei Wuxian podniósł miecz, zważył go w dłoniach i zamachnął się w stronę siatki, rozcinając ją na pół.

Rodzina niezręcznie spadła na ziemię i bez słowa uciekła. Dziewczyna o pucołowatej twarzy wyglądała, jakby chciała mu podziękować, ale została odciągnięta przez jednego ze starszych, który bał się, że panicz Jin jeszcze bardziej ich znienawidzi. Leżący na ziemi chłopak się wściekał.

Cholerny geju! Dobrze ci tak, że wybrałeś tę złą ścieżkę, bo masz za mało energii duchowej, by osiągnąć coś więcej!. Uważaj na swoje życie! Wiesz, kto ze mną przyszedł? Dzisiaj…

Choć metoda kultywacji, której używał w przeszłości, była często krytykowana i na dłuższą metę szkodziła zdrowiu, to mogła szybko zostać opanowana. Była wyjątkowo atrakcyjna ze względu na brak ograniczeń w kwestii siły duchowej czy talentu, więc zawsze znalazł się ktoś, kto praktykował ją w sekrecie, by znaleźć drogę na skróty. Chłopak założył, że po wygnaniu z sekty LanlingJin, Mo Xuanyu wybrał nikczemną ścieżkę, co było racjonalnym wnioskiem do wysnucia i ratowało Wei Wuxiana przed wieloma problemami.

Chłopak odpychał się od ziemi, ale nie był w stanie się podnieść nawet po kilku próbach. Był cały czerwony na twarzy.

Jeśli nie przestaniesz, to powiem mojemu wujowi, a to skończy się twoją śmiercią! – Zacisnął zęby.

Dlaczego wujowi, a nie ojcu? Kim jest twój wuj? – zastanawiał się Wei Wuxian.

Z tyłu nagle dobiegł ich głos będący połączeniem goryczy i mrożącego chłodu.

Ja jestem jego wujem. Jakieś ostatnie słowa?

Słysząc ten głos, cała krew z ciała Wei Wuxiana powędrowała do jego głowy i chwilę później odpłynęła. Całe szczęście, że jego twarz już była pomalowana na biało. Jaśniejszy ton nie zrobił żadnej różnicy. Pewnym krokiem z lasu wyszedł młody mężczyzna w fioletowym stroju. Jego szata poruszała się płynnie, a ręka spoczywała na rękojeści miecza. U jego pasa wisiał srebrny dzwonek, który nie wydawał żadnych dźwięków.

Mężczyzna miał wąskie brwi i migdałowe oczy. Rysy jego twarzy były przystojne w ostry sposób, a oczy skrywały spokojny wigor z drobnym zamiarem ataku, wyglądając jak dwie błyskawice. Stanął dziesięć kroków od Wei Wuxiana, a jego mina przypominała strzałę na naciągniętej cięciwie, gotową do wystrzelenia w każdej chwili. Nawet jego postawa emitowała aurę arogancji i zbyt dużej pewności siebie. Zmarszczył brwi.

Jin Ling, dlaczego tak zwlekasz? Naprawdę potrzebujesz, bym po ciebie przyszedł? Spójrz, w jak okropnej znajdujesz się sytuacji i wstań!

Po początkowym osłupieniu Wei Wuxian uświadomił sobie, co się dzieje. Zgiął palec zakryty rękawem i rozkazał wycofać się skrawkowi papieru. Jin Ling natychmiast poczuł, jak ciężar znika z jego pleców. Podniósł się na nogi, jednocześnie unosząc miecz. Podszedł bliżej Jiang Chenga i wskazał oskarżająco na Wei Wuxiana.

Połamię ci nogi!

Kiedy siostrzeniec i wuj stanęli obok siebie, wyraźnie było widać ich bliskie podobieństwo. Mogliby nawet ujść za braci. Jiang Cheng poruszył palcem, a papierowa postać szybko poleciała do jego dłoni. Po krótkim rzucie okiem wrogość pojawiła się na jego twarzy. Zacisnął palce, a papier się zapalił, spopielając się do wtóru wrzasków mrocznych duchów.

Złamać mu nogi? Jeśli zobaczysz tak niecną praktykę, zabij kultywatora i nakarm nim swoje psy! – powiedział ponuro Jiang Cheng.

Wei Wuxian nie miał nawet czasu, by spróbować złapać swojego osła, wycofując się w szybkim tempie. Myślał, że po tylu latach nienawiść Jiang Chenga wobec niego wyparowała. A ona nie tylko nie wyparowała, ale także się spotęgowała, jak słój wiekowego alkoholu2. Obecnie jego nienawiść uwzględniała także osoby, które kultywowały jak on!

Ze wsparciem wuja ataki Jin Linga stały się bardziej agresywne. Wei Wuxian wsunął dwa palce do sakiewki, mając zamiar coś z niej wyjąć, kiedy błękitna poświata miecza przecięła powietrze jak błyskawica. Zderzyła się z ostrzem Jin Linga, natychmiast gasząc jego potężny złoty blask.

To nie zależało od jakości mieczy, ale raczej od ogromnej różnicy sił szermierzy. Wei Wuxian pierwotnie czekał na odpowiedni moment, ale jego ruch został przerwany przez poświatę, sprawiając, że się potknął. Upadł na ziemię, twarzą prosto w śnieżnobiałe buty. Po chwili powoli uniósł głowę.

W pierwszej kolejności zobaczył długie i wąskie ostrze, krystalicznie przezroczyste, jakby zostało wykute z lodu.

To jeden z bardziej znanych mieczy w świecie kultywacji. Wei Wuxian wiele razy doświadczył jego siły, włączając w to walki razem z nim i przeciw niemu. Rękojeść została wykuta z czystego srebra, które wzmocniono sekretnymi technikami. Ostrze było niezwykle cienkie, prawie przejrzyste, wydając z siebie chłodne oddechy lodu i śniegu, jednak potrafiło przeciąć żelazo jak masło. Dlatego, choć wyglądało na bardzo lekkie, jakby mogło w każdej chwili odlecieć, tak naprawdę było niezwykle ciężkie i zwykła osoba nie mogła go nawet dobyć.

Miecz nazywał się Bichen3.

Ostrze zostało odwrócone i ze szczęknięciem z powrotem włożone do pochwy. Jednocześnie z oddali rozbrzmiał głos Jiang Chenga:

A ja się zastanawiałem, kto to jest. Więc to ty, drugi mistrzu Lan.

Para białych butów wyminęła Wei Wuxiana i spokojnie zrobiła trzy kroki do przodu. Leżący na ziemi mężczyzna uniósł głowę i wstał. Kiedy wymijał Lana, lekko otarł się o jego ramię i na chwilę nawiązał kontakt wzrokowy, udając, że to nie było zamierzone.

Lan Wangji miał aurę gładkiego światła księżyca. Siedmiostrunowy guqin, który niósł na plecach, był węższy od innych instrumentów tego typu. Był czarny, zrobiony z drewna o ciepłym kolorze. Mężczyzna na czole miał przewiązaną wstążkę z wyhaftowanym motywem chmur. Jego skóra była porcelanowo jasna, a rysy twarzy jednocześnie eleganckie i wyrafinowane, jakby był kawałkiem wypolerowanego nefrytu. Miał wyjątkowo jasne oczy, wyglądające jakby zostały zrobione z barwionego szkła, sprawiając, że jego spojrzenie wydawało się wyjątkowo odległe. Chłód gościł na jego poważnym wyrazie twarzy, który nie zmienił się nawet na widok prześmiesznie wyglądającego Wei Wuxiana.

Nie znajdowała się na nim ani odrobina kurzu i wszystko było idealnie wyprasowanie od stóp do głów. Nie dało się znaleźć żadnego problemu z jego wyglądem. Pomimo tego dwa słowa zapisane wielkimi literami pojawiły się w głowie Wei Wuxiana.

Ciuchy żałobne!

Naprawdę wyglądały na szaty żałobne4. Choć wszystkie sekty używały ekstrawaganckich słów do opisania strojów GusuLan jako najpiękniejszych, a Lan Wangjiego jako przystojniaka, który nie miał sobie równych, a drugi taki pojawiał się na świecie raz na ruski rok, to nic nie pomogło na jego zgorszony wyraz twarzy, przez który wyglądał jakby zmarła mu żona.

Gdy rok jest nieszczęśliwy, to na swojej ścieżce zawsze spotkasz wroga. Dobre wieści podróżują same, ale po ich piętach depcze nieszczęście… Stąd ta sytuacja.

Lan Wangji stał cicho, patrząc się przed siebie i stojąc bez ruchu przed Jiang Chengiem. Lider sekty YunmengJiang był wyjątkowo przystojny, ale kiedy stali twarzą w twarz, to wydawał się o kilka stopni gorszy.

Hanguang-jun, jesteś wierny swojej reputacji tego, który „jest tam, gdzie chaos”. Miałeś dzisiaj czas przyjść na to pustkowie? – powiedział Jiang Cheng, unosząc brew.

Silni kultywatorzy z prominentnych sekt przeważnie nie zwracali uwagi na zdobycz niskiego poziomu, jednak Lan Wangji był wyjątkiem. Nigdy nie interesował go cel nocnych łowów i nie odmówił uczestnictwa, tylko dlatego, że kreatura była niewystarczająco groźna, by zwiększyć jego sławę. Jeśli ktoś potrzebował pomocy, on przybywał jej udzielić. Był taki od małego. „Jest tam, gdzie chaos” to łatka, którą ludzie przypięli mu za jego nocne łowy i w ramach pochwały jego moralnego charakteru. Jednak Jiang Cheng nie był zbyt miły i powiedział to sarkastycznym tonem. Adepci, który podążali za Lan Wangjm, nie czuli się z tego powodu zbyt komfortowo.

Czy lider sekty Jiang także tutaj nie jest? – powiedział szczerze Lan Jingyi.

Tsk, naprawdę myślisz, że powinieneś się wtrącać, kiedy rozmawiają twoi seniorzy? Sekta GusuLan zawsze była znana z pełnego szacunku obycia. Czy to tak teraz uczycie swoich uczniów? – odparł ponuro Jiang Cheng.

Wydawało się, że Lan Wangji nie chce wdawać się w rozmowę, więc spojrzał tylko znacząco na Lan Sizhuiego. Ten zrozumiał i rozkazał uczniom rozmawiać tylko między sobą. Chwilę później odezwał się do Jin Linga.

Paniczu Jin, nocne łowy zawsze były sprawiedliwymi rywalizacjami pomiędzy różnymi klanami i sektami. Jednak ustawienie sieci na całym zboczu góry Dafan jest przeszkadzaniem innym kultywatorom. Wielu z nich wpadło w twoje sidła. Czy to nie jest przeciwko zasadom nocnych łowów?

Mina Jin Linga była tak samo ponura, jak wyraz twarzy jego wuja.

Co na to poradzę? To ich wina, że wpadli w pułapki. Wszystkie zdejmę, kiedy złapię bestię.

Lan Wangji zmarszczył brwi. Jin Ling miał zamiar znowu przemówić, ale nagle zdał sobie sprawę, że ani nie może otworzyć ust, ani wydać z siebie żadnego dźwięku. Widząc, że wargi jego siostrzeńca były nierozłączne, jakby zostały sklejone, złość pojawiła się na twarzy Jiang Chenga. Niechlujne maniery, które wcześniej okazywał, nagle stały się przeszłością.

Ej, ty o nazwisku Lan! Co to ma znaczyć? Dyscyplina Jin Linga nie jest twoim problemem, więc natychmiast zdejmij zaklęcie!

Zaklęcie ciszy było używane przez sektę GusuLan jako nagana. Wei Wuxian wiele się nacierpiał przez tę małą sztuczkę. Choć nie było to niczym skomplikowanym ani tajemniczym, to tylko rodzina Lan mogła zdjąć czar. Jeśli ktoś chciał przemówić na siłę, to albo rozrywał sobie usta do krwi, albo zdzierał gardło na kilka dni. Jedynym rozwiązaniem było siedzenie cicho i zastanawianie się nad swoimi błędami, dopóki nie skończy się kara.

Liderze Jiang, nie ma o co się złościć. Jeśli nie złamie zaklęcia siłą, to samo po trzydziestu minutach wygaśnie – powiedział Lan Sizhui.

Zanim Jiang Cheng miał szansę nawet otworzyć usta, z lasu wybiegł mężczyzna w fioletowym stroju sekty YunmengJiang.

Liderze sekty! – krzyknął, jednak zawahał się na widok Lan Wangjiego.

Mów. Niesiesz kolejne złe wieści? – powiedział sarkastycznie Jiang Cheng.

Nie tak dawno niebieski miecz zniszczył zastawione przez ciebie sieci – odpowiedział cicho mężczyzna.

Jiang Cheng łypnął ostro na Lan Wangjiego, a niezadowolenie odzwierciedliło się na jego twarzy.

Ile zostało zniszczonych?

Wszystkie… – odparł ostrożnie podwładny.

To ponad czterysta! Jiang Cheng aż kipiał ze złości.

Nie spodziewał się, że ta podróż będzie aż tak pechowa. Pierwotnie przyszedł z pomocą Jin Lingowi. Chłopak w tym roku kończył piętnaście lat, osiągając wiek, w którym już dawno powinien był zadebiutować w świecie kultywacyjnym i rywalizować z adeptami innych sekt. Jiang Cheng dobrze się zastanowił, zanim wybrał górę Dafan na miejsce łowów. Do tego zastawił wszędzie sieci i zagroził kultywatorom z innych sekt, pokazując im możliwe konsekwencje, jeśli się nie wycofają, by Jin Ling bez wysiłku zdobył najwyższą nagrodę.

Choć czterysta sieci kosztowało niemały majątek, to dla sekty YunmengJiang nie było to wiele. Stracenie tylu było małą sprawą, ale utrata honoru już nie. Przez akcje Lan Wangjiego Jiang Cheng poczuł w sobie szalony wir złości, który z każdą sekundą się powiększał. Zwęził oczy, jedną ręką gładząc pierścień zdobiący palec jego prawej dłoni.

To niebezpieczny znak.

Każdy wiedział, że ten pierścień był groźną i silną magiczną bronią. Kiedy lider sekty YunmengJiang zaczynał go dotykać, to wiadomo było, że ma zamiar kogoś zabić.


1. W przeszłości malowano dzieciom na czołach cynobrowe znaki, by „przebić się przez ignorancję” w nadziei, że będą się dobrze uczyły.

2. W Chinach kiedyś przetrzymywano alkohol w glinianych słojach.

3. Bichen (避尘<, bì chén) – dosł. unikać kurzu/pyłu. Nazwa ta prawdopodobnie wywodzi się z buddyjskiego terminu 躲避红尘 (duǒ bì hóng chén), który może zostać przetłumaczony jako „unikać spraw przyziemnych”.

4. Podczas tradycyjnego chińskiego pogrzebu osoby najbliższe zmarłemu ubierają się na biało.

Tłumaczenie: Ashi

Tom I
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36

Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57

Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83

Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I
Posłowie autorki II

Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6

3 Comments

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.