Obecni na miejscu kultywatorzy byli młodzi i niedoświadczeni. Jednak choć wyglądali na zdenerwowanych, to trzymali się swoich pozycji i chronili dom rodziny Mo, przyczepiając talizmany do ścian. A-Tong został już wniesiony do środka. Lan Sizhui lewą ręką sprawdzał mu puls, a prawą podtrzymywał panią Mo. Nie mógł pomóc im obojgu naraz i miał niezły kłopot, kiedy A-Tong podniósł się z ziemi.
– A-Tong, obudziłeś się! – oznajmiła A-Ding.
Jednak zanim zdążyła się uśmiechnąć, A-Tong uniósł lewą dłoń i ścisnął własną szyję.
Widząc to, Lan Sizhui trzykrotnie uderzył w jego punkty akupunkturowe1. Wei Wuxian wiedział, że choć wyglądało to na lekkie dotknięcia, to członkowie klanu Lan byli silni. Po takim uderzeniu ciężko byłoby się komuś poruszyć, ale A-Tong zachowywał się, jakby nic nie poczuł, a jego uścisk się zacieśnił. Wyraz twarzy służącego stawał się coraz bardziej bolesny i wykrzywiony. Lan Jingyi szybko złapał go za rękę, ale chwyt chłopaka był jak z żelaza, więc nic to nie dało. Po chwili jego szyja chrupnęła, a głowa opadła na bok. Jego kark już był złamany.
Zabił się na oczach wszystkich!
– …Duch! Wśród nas jest niewidzialny duch. Zmusił A-Tonga, by się udusił! – Widząc sytuację, głos A-Ding się załamał. Jej ton był piskliwy, przez co wszyscy zamarli z przerażenia i od razu jej uwierzyli. Osąd Wei Wuxiana był inny – to nie był żaden duch.
Przyjrzał się talizmanom, które wybrali młodzieńcy. Wszystkie odpychały zjawy, a ściany sali były nimi wręcz pokryte. Gdyby to naprawdę był duch, to zapłonęłyby jeden po drugim zielonym ogniem, kiedy tylko wszedł do sali. Ale nic takiego się nie wydarzyło.
Nie można było obwiniać dzieciaków za ich wolną reakcję, bo ta istota była wyjątkowo okrutna. Świat kultywacyjny miał konkretną definicję kategorii „okrutnego ducha” – musiał zabijać przynajmniej jedną osobę miesięcznie nieprzerwanie przez trzy miesiące. Wei Wuxian sam ustanowił ten wyznacznik i prawdopodobnie nadal z niego korzystano. W końcu był w tym najlepszy. Dla niego kreatura, która zabijała jedną osobę tygodniowo, mogłaby zostać nazwana okrutnym duchem, który często zabijał. Ale to coś utłukło trzy osoby na raz w krótkim odstępie czasu. Nawet zdolny kultywator szybko nie znalazłby rozwiązania, nie mówiąc już o juniorach, którzy dopiero co zaczęli swoje kariery.
Płomienie świec błysnęły, kiedy myślał. Powiał złowrogi wiatr i wszystkie latarnie znajdujące się na dziedzińcu i w sali zgasły.
Jak tylko to się stało, z zewsząd dobiegły go krzyki ludzi. Każdy zaczął się pchać i szarpać, próbując uciec jak najszybciej, potykając się i przewracając.
– Zostańcie na swoich miejscach i nie uciekajcie! Złapię każdego, kto ucieknie! – krzyknął Lan Jingyi. Nie mówił tego tylko po to, by zaniepokoić ludzi. W rzeczywistości złe istoty uwielbiały sprawiać problemy w ciemności i czerpać z nich zyski. Im gorszy płacz i chaos, tym bardziej prawdopodobne będzie nieświadome przyciągnięcie zagrożenia. W takich chwilach niebezpieczne jest bycie samemu albo denerwowanie się. Jednak każdy był przerażony na śmierć, więc jak mogli zwrócić uwagę na takie słowa? Po chwili wszyscy zamilkli. Dało się słyszeć tylko ciche oddechy i delikatne łkanie. Prawdopodobnie w środku zostało tylko kilka osób.
W ciemności nagle zapłonął ogień – Lan Sizhui rozpalił talizman płomienia. Nie dało się go ugasić złowrogim podmuchem wiatru. Chłopak szybko podpalił nim świece, a reszta rozeszła się, by pocieszyć pozostałych w sali służących.
W płomieniu świecy Wei Wuxian zerknął na swoje ręce. Kolejna rana się zagoiła. Po chwili zdał sobie sprawę, że coś się nie zgadzało.
Pierwotnie na każdym przegubie miał po dwa nacięcia. Jedno się zagoiło po śmierci Mo Ziyuana, a kolejne po zgonie jego ojca. Uduszenie służącego, A-Tonga, uleczyło kolejną ranę. Czyli łącznie powinny się zagoić trzy rozcięcia i zostać jedno, to najgłębsze i wypełnione największą nienawiścią.
Ale obecnie na jego przedramionach nie było żadnych ran.
Wei Wuxian wiedział, że pani Mo z pewnością była jednym z celów zemsty Mo Xuanyu. Najdłuższe i najgłębsze rozcięcie prawdopodobnie oznaczało właśnie ją. Ale zniknęło.
Czy Mo Xuanyu nagle doznał objawienia i postanowił wyzbyć się nienawiści? To niemożliwe. Jego dusza została już poświęcona jako cena za przywołanie Wei Wuxiana. Tylko śmierć pani Mo mogła uleczyć ranę. Jego wzrok przesunął się w stronę bladej kobiety, która niedawno się ocknęła i teraz była przez wszystkich otoczona.
Może była już martwa.
Wei Wuxian był pewny, że coś opętało ciało pani Mo. Skoro to nie był duch, to co?
Nagle A-Ding krzyknęła:
– Ręka… Jego ręka! Ręka A-Tonga!
Lan Sizhui przesunął talizman płomienia, by oświetlić ciało służącego. Najwyraźniej ego lewa ręka także zniknęła.
Lewa ręka!
Z prędkością światła umysł Wei Wuxiana się rozjaśnił. Wreszcie zdobył ostatni element układanki z siejącą spustoszenie istotą i brakującymi lewymi dłońmi. Wybuchnął śmiechem, przez co Lan Jingyi się na niego wydarł.
– Ty idioto! Jak możesz się śmiać w takiej sytuacji?!
Ale po chwili chłopak zdał sobie sprawę, że przecież to jest idiota, więc kłócenie się z nim nie ma sensu.
Wei Wuxian szarpnął go za rękaw.
– Nie, nie!
– Jakie „nie”? Nie jesteś idiotą? Przestań się wygłupiać! Nikt nie ma czasu, by zwracać na ciebie uwagę. – Zirytowany chłopak wyszarpnął swój rękaw z uścisku szaleńca.
Wei Wuxian wskazał na ciała ojca Mo Ziyuana i A-Tonga, które leżały na ziemi, i powiedział:
– To nie oni.
Lan Sizhui powstrzymał fukającego pod nosem Lan Jingyiego i zapytał:
– Co masz przez to na myśli?
– To nie jest ojciec Mo Ziyuana, a tamto nie jest A-Tong – oznajmił uroczyście Wei Wuxian.
Przez swoją wymalowaną twarz, im bardziej uroczyście się zachowywał, tym bardziej wychodził na szaleńca. Ale w słabym blasku świec jego słowa wywołały u wszystkich dreszcze. Lan Sizhui gapił się przez chwilę, po czym zapytał się wbrew sobie:
– Dlaczego tak myślisz?
– Ich dłonie. Żaden z nich nie był leworęczny. Jestem tego pewny, bo zawsze bili mnie prawymi rękoma – odpowiedział dumnie.
– Z czego jesteś taki dumny? Spójrz, jaki jesteś zadowolony! – Lan Jingyi splunął, tracąc cierpliwość.
Jednak na skórze Lana Sizhuiego wystąpił zimny pot. Skoro o tym mowa, to A-Tong udusił się lewą ręką, a mąż pani Mo także użył lewej dłoni, by ją odepchnąć. Ale w trakcie dnia, kiedy Mo Xuanyu sprawiał kłopoty we wschodniej hali, to próbowali się go pozbyć prawymi rękoma. To niemożliwe, że tuż przed śmiercią nagle stali się leworęczni.
Choć nie wiedział dlaczego, to czuł, że by dowiedzieć się, czym była ta kreatura, muszą myśleć w temacie „lewych rąk”. Jak tylko Sizhui zdał sobie z tego sprawę, to natychmiast w zaskoczeniu spojrzał na Wei Wuxiana. Nagle to powiedział… To nie wygląda na zbieg okoliczności.
Wei Wuxian tylko się uśmiechnął. Wiedział, że jego wskazówka jest zbyt rozważna, ale nie mógł się powstrzymać.
Jeśli panicz Mo z chęcią mi o tym przypomniał, to na pewno nie miał nic złego na myśli – pomyślał Lan Sizhui, nie zaprzątając sobie tym głowy. Jego wzrok przesunął się na A-Ding, która zemdlała od płaczu, i zatrzymał się na pani Mo. Spuścił oczy na jej dłonie, które w większości skrywały się w szerokich rękawach, odsłaniając tylko połowę palców. Jej prawa ręka miała blade i długie palce, wyraźnie należące do kobiety, która żyła w dostatku i nie przepracowała ani dnia w życiu. Jednak te u lewej dłoni były dłuższe i grubsze, a knykcie zgięte i wypełnione siłą.
To nie była dłoń kobiety, tylko mężczyzny!
– Łapać ją! – rozkazał Lan Sizhui.
Kilkoro chłopców złapało panią Mo. Lan Sizhui przeprosił ją i był gotów przykleić do niej talizman, kiedy lewa dłoń kobiety nagle wygięła się w absurdalny sposób, obierając sobie jego szyję za cel.
Żywa osoba nie mogła tak wygiąć ramienia, chyba że miała połamane kości. Zaatakowała szybko i prawie go dorwała, kiedy Lan Jingyi krzyknął hej! i rzucił się przed niego, blokując atak.
Gdy tylko ręka złapała ramię Lan Jingyiego, błysnęło i zapłonął zielony ogień, przez co natychmiast poluzowała uścisk. Lan Sizhui uniknął śmierci i już miał podziękować swojemu towarzyszowi, kiedy zobaczył, że połowa jego stroju zdążyła spłonąć, co wyglądało dość niezręcznie. Lan Jingyi zdjął z siebie drugą połowę i powiedział z wściekłością:
– Dlaczego mnie kopnąłeś, wariacie? Chcesz mnie zabić?
Wei Wuxian uciekł jak przerażony szczur.
– To nie byłem ja!
To był on. Wewnątrz wierzchniej szaty sekty Lan znajdowały się skomplikowane hafty inkantacji wyszyte w tym samym kolorze, zawierające także zaklęcia ochronne. Jednak w obliczu czegoś tak silnego mogły zostać użyte tylko raz, zanim stały się niezdatne do użytku. Pozostało mu jedynie kopnięcie Lan Jingyiego na bok i zakrycie szyi Sizhuiego własnym ciałem.
Lan Jingyi znowu chciał go złajać, ale ciało pani Mo upadło na podłogę, a krew i mięso powoli zostały z niej wyssane, dopóki nie zamieniła się w kościotrupa przykrytego cienką warstwą skóry. Męskie przedramię odpadło od jej łokcia, rozciągając palce jakby w ćwiczeniach, a puls żył był wyraźnie widoczny.
To tę istotę przywołały flagi przyciągania duchów.
Rozczłonkowanie było klasycznym przykładem tragicznej śmierci. To tylko odrobinę dostojniejszy zgon od tego, który przytrafił się Wei Wuxianowi. W przeciwieństwie do niego, który został zgnieciony w pył, pozostałe części ciała stają się skażone złością zmarłego i pragną połączyć w całość, by spocząć na wieki jako jeden trup. Dlatego poszczególne kończyny wymyślają różne strategie, by odnaleźć resztę siebie. Jeśli im się powiedzie, to może będą zadowolone i odejdą w spokoju, albo mogą zacząć szukać kłopotów. Gdy nie mogą znaleźć się nawzajem, to zadowolą się alternatywą.
Czym jest ta alternatywa? To egzystencja na ciałach żywych ludzi.
To tak, jak z tą lewą ręką – zjedz kończynę żywej osoby i ją zastąp. Potem porzuć ciało po wyssaniu całej krwi i energii życiowej, by znaleźć nową ofiarę, dopóki nie zbierzesz wszystkich części swojego ciała.
Kiedy pasożyt opętuje osobę, to ta natychmiast umiera. Jednak zanim wszystkie kąski nie zostaną pożarte, będzie funkcjonowała pod jego kontrolą, jakby nadal żyła. Po przyciągnięciu przez flagę na pierwszą ofiarę obrał sobie Mo Ziyuana. Kolejną był jego ojciec. Kiedy pani Mo kazała mężowi odejść, to zachował się inaczej niż zwykle i ją popchnął. Pierwotnie Wei Wuxian sądził, że to ze smutku po śmierci syna i zmęczenia arogancją żony. Jak teraz o tym pomyślał, to nie tak powinien wyglądać ojciec, który właśnie stracił syna. To nie była obojętność wynikająca z bezradności. To zabójczy spokój – spokój, który mogła osiągnąć tylko martwa osoba.
Trzecim obiektem był A-Tong, a czwartym pani Mo. W trakcie chaosu wywołanego zgaszeniem świec duchowa ręka przeniosła się na jej ciało. Z jej śmiercią zniknęło ostatnie nacięcie na przegubie Wei Wuxiana.
Młodzieńcy z rodziny Lan zauważyli, że choć talizmany nic nie dawały, to ich ubrania już tak, więc wszyscy zdjęli szaty wierzchnie, by przykryć ramię. Warstwy odzieży wyglądały jak biały kokon. W ciągu kilku sekund kula ubrań zapłonęła z szumem, tworząc zielone, anormalne morze ognia. Choć na chwilę podziałało, to wkrótce wszystko spłonie co do ostatniego skrawka materiału, a demoniczna ręka wyłoni się z popiołów.
Kiedy nikt nie patrzył, Wei Wuxian pobiegł w stronę zachodniego dziedzińca. Około dziesięciu żywych trupów, które zostały ogłuszone przez kultywatorów, stało na środku, zapieczętowane narysowanymi na ziemi inkantacjami. Mężczyzna starł jeden z symboli, niszcząc całą formację i dwukrotnie klasnął. Nagle białka wszystkich trupów przesunęły się w górę, jakby ocknął ich trzask pioruna.
– Obudźcie się, pora wziąć się do roboty! – powiedział Wei Wuxian.
Przeważnie nie potrzebował skomplikowanych czarów, by kontrolować te marionetki – wystarczało proste polecenie. Stojące przed nim trupy zrobiły kilka chwiejnych kroków. Ale gdy zbliżyły się do Wei Wuxiana, ich kolana zasłabły i upadły na ziemię, jakby były prawdziwymi ludźmi. Jednocześnie go to rozśmieszyło i zirytowało. Klasnął ponownie, tym razem lżej. Te żywe trupy prawdopodobnie urodziły się i umarły w wiosce Mo, nie doświadczając pełni życia. Instynktownie słuchały się rozkazów kultywatora, ale jednocześnie się go bały, dlatego leżały przerażone na ziemi.
Im okrutniejsza istota, tym lepiej Wei Wuxian mógł ją kontrolować. Te żywe trupy nie były przez niego szkolone i nie mogły znieść jego bezpośredniej manipulacji. Nie miał ze sobą żadnych materiałów, dlatego nie mógł natychmiast stworzyć przedmiotów, które by je uspokoiły. Nie mógł nawet pogrzebać, by cokolwiek złożyć z poniewierających się śmieci. Ciemnozielone płomienie powoli gasły. Nagle Wei Wuxianowi przyszło coś do głowy – po co miałby wychodzić na zewnątrz, by znaleźć zmarłego o okrutnej i nienawistnej osobowości?
W sali był nie tylko jeden, ale kilka takich trupów!
Wrócił biegiem. Rozwiązanie Lan Sizhuiego właśnie zawiodło, ale on miał już nowy plan. Adepci wyciągnęli miecze i wbili je w ziemię, tworząc barierę. Ręka wpadła w nią z impetem, a oni władowali całą swoją energię w rękojeści, by żaden się nie złamał, i nie zwracali uwagi na otoczenie. Wei Wuxian wszedł szybko do sali, złapał zwłoki pani Mo i Mo Ziyuana, mówiąc do nich cicho:
– Obudźcie się!
W ułamek sekundy białka jego krewnych przekręciły się w górę. Oboje zaczęli wydawać z siebie piskliwe i głośne wrzaski, które były charakterystyczne dla świeżo przywróconych do życia dzikich trupów. Pośród hałasu inne ciało zadrżało i się podniosło, jęcząc najciszej. Był to mąż pani Mo.
Ich wrzaski były wystarczająco głośne, a nienawiść odpowiednio silna. Wei Wuxian uśmiechnął się zadowolony.
– Rozpoznajecie tamtą rękę? Rozedrzyjcie ją na strzępy – rozkazał.
Trzej członkowie rodziny Mo pobiegli jak chmury czarnego wiatru.
Lewa ręka naruszyła jeden z mieczy i już miała się wydostać, kiedy trzy okrutne trupy bez lewych przedramion się na nią rzuciły.
Nie tylko nie byli w stanie oprzeć się rozkazowi Wei Wuxiana, ale nienawidzili też kreatury, która ich zabiła, więc pragnęli wyładować na niej swoją złość. Głównym atakującym była bez wątpienia pani Mo. Trupy kobiet przeważnie były wyjątkowo dzikie po ożywieniu. Jej włosy wymsknęły się z upięcia, a oczy były przekrwione. Z wielokrotnie wydłużonymi paznokciami, pianą na ustach i wrzaskach mogących obudzić zmarłych wyglądała wyjątkowo szalenie. Mo Ziyuan prawie jej dorównywał, uzupełniając jej ataki ugryzieniami i uderzeniami. Na końcu był ojciec, który wykorzystywał każdą szparę między ich atakami. Zmęczeni chłopcy ogłupieli z zachwytu.
O walkach pomiędzy wieloma dzikimi kreaturami czytali tylko w książkach i słyszeli z pogłosek, więc wszyscy otworzyli szeroko usta ze zdziwienia, po raz pierwszy widząc tak krwawą scenę. Nie mogli odwrócić wzroku i wszyscy myśleli, że to… Totalnie ekscytujące!
Trupy i ręka trwały w zażartej walce, kiedy Mo Ziyuan nagle przesunął się na bok. Wróg zaatakował jego brzuch, przez co kawałki flaków wysypały się na ziemię. Jak pani Mo to zobaczyła, to zaczęła wrzeszczeć bez ustanku, zasłaniając syna swoim ciałem. Jej ataki stały się jeszcze bardziej brutalne, a siła jej palców porównywalna do mocy broni ze stali. Ale Wei Wuxian wiedział, że powoli przegrywała.
Nawet trzy okrutne trupy nie były w stanie zapanować nad jednym przedramieniem!
Wei Wuxian uważnie przyglądał się walce. Jego język był lekko wygięty, przygotowując się do wydania ostrego gwizdu. Wzbudziłby jeszcze więcej okrucieństwa w trupach, co mogłoby odwrócić sytuację. Ale wtedy ciężko byłoby ukryć, że to jego sprawka. W mgnieniu oka ręka poruszyła się błyskawicznie, bezlitośnie łamiąc kark pani Mo.
Obserwując zbliżającą się porażkę rodziny Mo, Wei Wuxian już miał wypuścić z siebie gwizd tłumiony pod językiem. Jednak w tym samym czasie z daleka nadeszło echo brzdąknięć instrumentu strunowego.
Dźwięk brzmiał, jakby był grany przez człowieka. Jego tembr był nieziemski i czysty, niosąc ze sobą ponury chłód sosen targanych wiatrem2. Słysząc go, walczące ze sobą istoty natychmiast zesztywniały.
Chłopcy z sekty GusuLan zaczęli uśmiechać się szeroko, jakby odrodzili się na nowo. Lan Sizhui wytarł krew z twarzy i uniósł głowę, szczęśliwie oznajmiając:
– Hanguang-jun3!
Jak tylko Wei Wuxian usłyszał odległe dźwięki guqinu4, to natychmiast odwrócił się, by odejść.
Nadszedł kolejny dźwięk szarpniętej struny. Tym razem ton był wyższy, przeszywając niebo kilkoma stopniami goryczy. Dzikie trupy cofnęły się i prawą ręką zasłoniły jedno ucho. Jednak w ten sposób nie dało się zagłuszyć Tonu wytępienia sekty GusuLan. Cofnęły się o kilka kroków, a z ich czaszek dało się usłyszeć wyraźne trzaśnięcie.
Ramię wytrwało właśnie ciężką walkę, więc po usłyszeniu melodii natychmiast padło na ziemię. Choć jego palce drżały, to nie było w stanie się poruszyć.
Po chwili milczenia adepci głośno zawiwatowali, celebrując radość z przeżycia tego incydentu. Zmagali się przez całą ekscytującą noc, a teraz nareszcie nadeszła pomoc z ich sekty. Nawet jeśli zostaną ukarani za złamanie jednej z zasad – „bycie nieuprzejmym i hałasowanie jest szkodliwe dla reputacji sekty” – to ich to nie obchodziło.
Lan Sizhui pomachał do księżyca i nagle zdał sobie sprawę, że ktoś zniknął. Szarpnął lekko za rękaw Lan Jingyiego.
– Gdzie on jest?
Lan Jingyi był zaabsorbowany aktem okazywania radości.
– On? O kogo ci chodzi?
– O panicza Mo.
– Hmm? Dlaczego szukasz tego wariata? Kto wie, gdzie go wywiało. Pewnie się przestraszył moich gróźb – odpowiedział Lan Jingyi.
– … – Lan Sizhui wiedział, że Lan Jingyi zawsze był beztroski i szczery, nie myśląc dwa razy o tej samej rzeczy i nikogo nie podejrzewając. Poczekam na przyjście Hanguanga-jun i o wszystkim mu opowiem – pomyślał.
Wioska Mo nadal spała, ale ciężko było powiedzieć, czy to prawdziwy sen, czy sztuczny. Choć walka między trupami była pełna krwi i flaków, to nikt z mieszkańców się nie obudził, by przyjść i popatrzeć. W końcu nawet widzowie musieli zdecydować, na których wydarzeniach się pojawić. Takie, z których dało się słyszeć dzikie wrzaski, na pewno nie było najbezpieczniejsze.
Wei Wuxian jak najszybciej zatarł w pokoju ślady po rytuale ofiarnym i natychmiast wybiegł. Tak się złożyło, że osoba, która przybyła, była niestety z sekty GusuLan, a co gorsze, tak przypadkiem był to Lan Wangji!
Był to ktoś, kto wcześniej z nim walczył, więc powinien się jak najszybciej wycofać. Spieszył się, by znaleźć wierzchowca i jak przebiegał przez podwórko, to zobaczył kamienny toczak młyński. Przywiązano do niego osła, który żuł trawę. Zwierzę było zszokowane, patrząc na niego z boku w bardzo ludzki sposób, kiedy zobaczyło, jak szaleńczo zaczął biec w jego stronę. Wei Wuxian nawiązał z nim krótki kontakt wzrokowy i natychmiast się wzruszył malutką ilością pogardy widoczną w jego oczach.
Spróbował wywlec go za sznur, ale osioł zaczął głośnym rżeniem narzekać na takie traktowanie. Więc Wei Wuxian musiał użyć jednocześnie słów i siły, by go oszukać i pociągnąć do drogi głównej. Z nadejściem świtu podążyli w dal.
1. Punkty akupunkturowe to niewielkie miejsca na ciele, gdzie umiejscowione jest skupisko energii, które po stymulacji igłą lub masażem może przywrócić równowagę ustrojową i prawidłowy przepływ energetyczny. W chińskich powieściach często za ich pomocą można także kogoś unieruchomić.
2. Ponury chłód sosen targanych wiatrem – nawiązanie do wiersza (聽)彈琴 (dosł. ⟨Słysząc⟩ grę nastrojonej cytry) autorstwa Liu Changqinga.
3. Hanguang-Jun – dosłownie „pan niosący światło”; samo jun to zwrot grzecznościowy wobec kogoś szanowanego. „Hanguang” to także mityczny miecz użyty przez Liezi Tangwena do określenia pierwszego z trzech etapów kultywacji – osiągnięcia stanu oświecenia.
4. Guqin – chiński instrument strunowy z rodziny cytr.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
Ach jak ja w nocy byłam zadowolona z tego że jest tłumaczenie
Cieszyłam się jak małe dziecko
Dzięki Ci bardzo za to tłumaczenie, bardzo <3 :zachwyt2:
Kocham cię za to tłumaczenie❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Po ang pewnie nie dałabym rady tego wszystkiego zrozumieć bez pomocy tłumacza w co 2 zdaniu xoxo.
:facepalm:
Dzięki za tłumaczenie.
PS.Dziwie się tobie że chciało ci się tę novele tłumaczyć.
Naprawdę podziwiał cię za to.
:płaku: