Little Mushroom

Rozdział 7620 min. lektury

Chwycę za broń dla obrony ludzkości. Osądzę sprawiedliwie każdego ze współobywateli. Nawet jeżeli to jest złe, wciąż jest właściwe – recytował powoli Polly. – Sąd Procesowy przysięga.

An Zhe zamarł, kiedy usłyszał ostatnie zdanie.

Po dwukrotnym odpluciu krwi jego ciało stało się lżejsze, a zmysły straciły ostrość. Silny zimowy wiatr dmuchał mu w twarz, ale nie wywoływał już dreszczy. To było tak, jakby młodzieniec stał się eterycznym duchem, który lada moment rozproszy się w powiewach żywiołu. Oparł się znowu o poręcz, spoglądając na dwie odznaki.

Na sześciokątnej blaszce wygrawerowano pewien symbol. Logo Sądu Procesowego stanowiły dwa przecinające się pryzmatyczne krzyże, wskazujące kierunki na mapie. Ramiona skierowane na północ, południe, wschód i zachód były nieco większe, a ich rogi wyciągnięte w dół, dając kształt zbliżony do krzyża. Ramiona oznaczające północny wschód, południowy wschód, południowy zachód oraz północny zachód były niewielkie i ukryte.

An Zhe nieraz widział ten ostry kanciasty kształt. Ciemna, srebrzysta zimna tekstura, szpiczaste kąty i proste linie emanowały morderczym duchem zabijania.

Polly potarł palcem powierzchnię krzyża. Musiał robić to już nie pierwszy raz, ponieważ wzór na odznace był mocno wytarty.

Narysował to jeden z moich kolegów. – Pośród skowytu mroźnego wichru starzec spojrzał w odległe nocne niebo. – Mieliśmy nadzieję, że gwiaździsty krzyż wskaże ludzkości właściwy kierunek.

Czy… nie jesteś badaczem fuzji? – wyszeptał chłopak.

Jestem. – Głos mężczyzny był cichy jak westchnienie. – Jestem przywódcą zwolenników fuzji i założycielem Sądu Procesowego. Frakcja fuzji była jego poprzedniczką.

Az nagle sobie przypomniał długi korytarz w siedzibie Sądu Procesowego, gdzie w rzędzie wisiały portrety wszystkich pokoleń sędziów wraz z datami narodzin i śmierci. Usunięto jednak ramkę ze zdjęciem na samym końcu, a datę urodzenia i zgonu także zeskrobano. Została tylko niewyraźna litera P. Znajdowały się tam dane pierwszego sędziego, ale z jakiegoś powodu jego następcy je wymazali.

Baza Północna była miejscem, gdzie żyli ludzie wszystkich ras. Młodzieniec nie wiedział, z jakiego języka pochodzi słowo Polly, ale potrafił je z grubsza przeliterować po angielsku.

Po prostu w jego przekonaniu poglądy frakcji fuzji i Sądu Procesowego były zupełnie odmienne. Pierwsi wierzyli, że ludzie i potwory mogą się bezpiecznie łączyć, podczas gdy drudzy bezlitośnie mordowali wszystkie gatunki heterogeniczne, które próbowały przeniknąć do bazy. Ta dwójka była tak kompletnie różna, że chłopak nie wiedział, o co zapytać.

To był wypadek – powiedział mu Polly.

An Zhe wiele razy słyszał, jak ludzie opowiadali historię bazy. Te przekazy przypominały kręgi światła. Oświetlały każdy kąt pokoju, tak by można z nich było poskładać obraz całego pomieszczenia.

Wydaje się, że zdolność zachowania lub utraty swojej woli jest kwestią przypadku, ale my wciąż wierzymy, że wszystko, co naturalne, da się zbadać, mimo że mamy ograniczone możliwości poznawcze. Nasze badania na tym polu wciąż trwają i stają się coraz głębsze i bardziej szalone. – Polly lekko przymknął oczy, a przez jego twarz przemknął cień bólu. – Ciało obiektu doświadczalnego z niewyjaśnionych powodów podzieliło się na dwie części, które posiadały wspólną świadomość. Jedna połowa uciekła z laboratorium, a druga pozostała pod obserwacją. Ponieważ wydawało się, że wciąż tam przebywa, nie wykryliśmy anomalii na czas. Zbiegła część spowodowała straszliwą katastrofę.

Młodzieniec wiedział o tych wydarzeniach. Pijawka zanieczyściła źródło wody całego Miasta Zewnętrznego.

Miasto Zewnętrzne zostało narażone na atak, a baza musiała zidentyfikować heterogenicznych, eliminując ich na czas. Frakcja fuzji była głównym winowajcą katastrofy. Jednocześnie dzięki naszym badaniom nad infekcjami i zmiennością byliśmy najlepiej zaznajomieni z różnicami pomiędzy ludźmi i mieszańcami.

An Zhe nagle zrozumiał, co się stało. Początkowo Sąd Procesowy wywodził się z Latarni, nie z armii.

Wszystkie projekty eksperymentalne zostały wstrzymane, próbki zniszczono, a obiekty doświadczalne zabito. Jednakże baza dała frakcji fuzji możliwość odpokutowania. Z dnia na dzień ustanowiliśmy Sąd Procesowy, opracowaliśmy zasady procesu i osądziliśmy całe miasto. W ciągu dziesięciu dni zabiliśmy połowę populacji bazy – powiedział powoli Polly. – Infekcja była pod kontrolą, a czystość ludzkich genów została ocalona. W późniejszym czasie system sądowniczy kontynuował te działania. Katastrofa, która wydarzyła się w Bazie Virginii, dowiodła ich słuszności. Byłem członkiem frakcji fuzji przez dziesięć lat, a sędzią przez cztery – mówił nieśpiesznie starzec. Na jego twarzy błąkał się uśmiech, lecz słowa przypominały raczej cichy płacz. – Początkowo chciałem tylko zapewnić wszystkim spokojne życie, ale nieustannie mordowałem moich rodaków. Z każdym dniem przez te czternaście lat moje grzechy stawały się cięższe.

Jednakże chroniłeś również bazę – powiedział chłopak.

Nie – odparł Polly. – Codziennie zabijałem niewinnych ludzi.

Ustanowiłeś szczegółowe zasady i postępowałeś zgodnie z nimi – bronił go An Zhe. – Nie zabijałeś niewinnych ludzi.

Odpowiedź mężczyzny była szokująca.

Żadne zasady nie istnieją.

Twarz chłopaka była przez chwilę pozbawiona wyrazu, kiedy próbował przetrawić sens tego zdania.

Nie ma… żadnych? – wydusił z trudem.

Precyzyjnie mówiąc, nie ma nic, co ze stuprocentową pewnością pozwoliłoby na rozpoznanie heterogenicznych – westchnął Polly. – Stworzyliśmy zasady osądu, opierając się na wynikach naszych badań. Na podstawie wszystkich aspektów – wyglądu, zachowania i sposobu myślenia możemy osądzać gatunki według różnicy zewnętrznych cech biologicznych. Jednakże nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że jest to absolutnie poprawne. W rzeczywistości szczegółowe wytyczne pozwalają rozpoznać tylko osiemdziesiąt procent gatunków heterogenicznych. W przypadku pozostałych dwudziestu procent możemy zdać się tylko na doświadczenie oraz… rozszerzyć zakres egzekucji. Lepiej zabić przez pomyłkę niż coś pominąć. Pierwszą żelazną regułą prawdziwych zasad procesu jest to, że nigdy nie wolno ich ujawniać światu zewnętrznemu bez względu na okoliczności. Tak naprawdę nie przestrzegamy żadnych reguł, a Sąd Procesowy zawsze pozostawia miejsce na zabójstwo, aby zapewnić absolutne bezpieczeństwo. – Głos Polly’ego stopniowo zamierał. – Kiedy stacjonowałem przy bramie Miasta Zewnętrznego, za każdym razem, kiedy dokonywałem egzekucji, było osiemdziesiąt procent szans, że to prawdziwy heterogeniczny, a dwadzieścia procent, że to człowiek. Jednak ze względów bezpieczeństwa po prostu ich zastrzeliłem. W dodatku spośród tych osiemdziesięciu procent mieszańców jeden na 10000 mógł zachować ludzką świadomość, a 65,5 procent mogło ją odzyskać po latach. – Głos starca stał się ochrypły. – Wciąż pamiętam te cztery lata.

An Zhe wyobraził sobie scenę, w której on sam byłby sędzią.

Więc opuściłeś bazę? – zapytał dociekliwie.

Nie mogłem wygrać z bólem w moim sercu. W wojnie pomiędzy heterogenicznymi a ludźmi nie wytrwałbym do końca. – Polly spojrzał w nocne niebo i dodał po długiej chwili milczenia: – Przede wszystkim mordowanie moich pobratymców pogrążało mnie w rozpaczy. Poza tym nawet śmierć heterogenicznych jest nieakceptowalna. Byłem z nimi od dawna i wiedziałem, że każdy potwór ma własne życie. Miałem krew na rękach i czułem się winny. W końcu zdradziłem bazę i wraz z kilkoma kolegami z frakcji fuzji przybyłem do Górskiego Instytutu Badawczego, by kontynuować eksperymenty. Zaakceptowaliśmy gatunki heterogeniczne. Odpokutowałem za całe swoje życie. Od tego czasu minęło już sto lat.

Sto lat.

An Zhe poczuł się lekko zaskoczony i spojrzał na rozmówcę. Starzec najwyraźniej zrozumiał jego powątpiewanie i się uśmiechnął.

Żyję już zbyt długo. W dziczy infekcja jest nieunikniona. – Polly podwinął rękawy, ukazując splątane czarne linie na prawym ramieniu. – Przez przypadek zaraziłem się od członka instytutu i opuściłem go, zanim utraciłem świadomość. Być może ten, który mnie zakaził, był przytomny albo po prostu stałem się wybrańcem losu – uśmiechnął się starzec. – Myślałem, że minęło tylko kilka sekund, ale tak naprawdę upłynęły dekady. Wydaje się, że moja świadomość przebyła błyskawiczną podróż w czasie i przestrzeni. Potrafisz zgadnąć, gdzie się przebudziłem?

Młodzieniec potrząsnął głową.

Znów byłem w instytucie. Wyleczyli mnie, mimo że byłem wtedy potworem. Nie poddali się. Tak jak ja ich kiedyś chroniłem, oni chronili mnie również. Takie są emocje pomiędzy ludźmi. Kiedy coś dajesz, otrzymujesz. W dzisiejszych czasach zaufanie do ludzi jest cenniejsze niż życie, ale ja naprawdę je zdobyłem.

An Zhe dostrzegł łagodne i spokojne spojrzenie oczu mężczyzny i zrozumiał, dlaczego członkowie instytutu darzyli go tak głębokim uczuciem.

Nie żałuję, że opuściłem bazę, ale nigdy nie wybaczę sobie ucieczki i niekompetencji – oświadczył na koniec Polly.

To z powodu twojego wysoce moralnego charakteru – powiedział chłopak. Pomyślał chwilę i dodał: – To dlatego, że jesteś taki miły.

Polly kochał wszystkich i z tego powodu tak bardzo cierpiał. W czasie pokoju musiał być człowiekiem, który nie skrzywdziłby muchy – ktoś taki musiał podnieść broń przeciw swoim pobratymcom.

Życzliwość… życzliwość jest największą słabością człowieka. Dobroć w stosunku do siebie jest punktem wyjścia dla samolubnych pragnień, a w stosunku do innych – przyczyną chwiejności przekonań. Nie potrafiłem być całkowicie obojętny i bezlitosny, więc nie było mi przeznaczone zostać wykwalifikowanym sędzią.

Zapadła długa cisza.

Myśląc o słowach Polly’ego, An Zhe zmarszczył lekko brwi i przypomniał sobie pewnego mężczyznę.

Jeden sędzia mi coś powiedział – rzekł miękko. – Źródłem wiary sędziego nie jest chłód, ale życzliwość. Nie dla jednostek, ale dla losu ludzkości jako całości. Jeśli mocno wierzysz, że ludzki interes ma pierwszeństwo przed wszystkim innym, nic tobą nie zachwieje.

Starzec spojrzał na niego.

Jak mogę mieć niezachwianą wiarę? – zapytał łagodnie. – Jeśli nie mamy dobrego serca dla każdego, jak moglibyśmy poświęcić nasze życie dla ludzkości jako całości?

An Zhe był w szoku. Jego palce lekko drżały. Zrozumiał w końcu, dlaczego za każdym razem, kiedy stał twarzą w twarz z Pollym, przypominał sobie Lu Fenga, który tak bardzo się od niego różnił.

Starzec przymknął oczy. Jego głos wciąż był ochrypły:

To jest przyczyna wszystkich cierpień sędziów. Porzucanie ludzi, zabijanie niewinnych w nieskończoność i na końcu egzekucja z rozkazu bazy. Albo pozostanie przy zdrowych zmysłach i wreszcie popadnięcie w szaleństwo od nieznośnego bólu. Sędziego mogą czekać tylko te dwa przeznaczenia – wyjaśnił powoli. – W chwili, gdy sformułowano zasady, zostali skazani na śmierć.

Młodzieniec nie potrafił opisać, co czuł w tym momencie. Nie mogąc złapać oddechu, spoglądał na trzymaną w dłoni odznakę.

Jeśli… jest sędzia… – powiedział – Który trwa przy zdrowych zmysłach od wielu lat i zawsze pełni wartę przy bramie. Jego osąd jest nieomylny… – Nagle coś zrozumiał i jego głos zadrżał. – Wszyscy go nienawidzą, ponieważ kiedy inni sędziowie zabili dziesiątki ludzi, on pozbawił życia tysiące. Tak naprawdę… to nie dlatego, że wyjątkowo lubi strzelać do ludzi. To dlatego, że strzelając, może zminimalizować liczbę zabitych. – Zrozumiał, wreszcie to pojął. Walcząc z uczuciem zimna, zapytał starca:

Jakim byłby typem osoby?

Odpowiedź Polly’ego była prostsza, niż przypuszczał:

Jest bardzo samotnym człowiekiem.

Nagle coś spadło. Głaz się potoczył i uderzył w serce An Zhe. Chłopak nie był w stanie się odezwać, dopóki starzec nie zapytał:

O czym myślałeś?

Myślałem… – Mgła przesłoniła oczy młodzieńca. – Myślałem…

Myślał o Lu Fengu.

Dawniej sądził, że pułkownik był zimny i bezlitosny. Przyznał kiedyś, że był stały w swoich przekonaniach. Wiedział, że oddałby życie za ludzkość. Wiedział również, że Lu Feng będzie cierpiał w samotności. Dopiero dzisiaj odkrył, że w jego sercu zakorzeniła się niewyobrażalna bestia.

Kiedyś powiedział, że zna Lu Fenga, ale dopiero w tym momencie, kiedy przebywał tysiące mil od niego i już nigdy mieli się nie spotkać, w pełni go zrozumiał.

Znam sędziego, o którym mówisz. Tang Lan wspominał o nim wiele razy. Gdybym mógł, naprawdę chciałbym go poznać.

On… – Łzy w końcu pociekły po twarzy chłopaka, kiedy stał, ściskając mocno w dłoni odznakę. – Jest sędzią od siedmiu lat i zabił wielu ludzi. Wszyscy go nienawidzą. Jednak dla mnie był dobry. – An Zhe się uśmiechnął, choć jego oczy wciąż były gorące, a nos czerwony. – Prawdę mówiąc, był dobry dla wszystkich.

Mówisz, że jesteś potworem, ale jako sędzia nie znalazłem różnicy między tobą a człowiekiem. A co z tamtym sędzią? – zapytał Polly.

Nie był pewien. – Palce chłopaka drżały nieznacznie, gdy spoglądał na szczyty górskie w oddali. – Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, pozwolił mi odejść. Gdyby sędzia puścił heterogenicznego za pierwszym razem, zrobiłby to również za drugim?

Polly patrzył na niego łagodnie.

Za drugim razem też pozwolił mi odejść. Puszczał mnie wolno wiele razy. Później już wiedział, że byłem heterogeniczny, ale… – Chciał powiedzieć coś jeszcze, lecz nic się nie wydobyło z jego ust. Jego serce mocno ściskała czyjaś dłoń. Chciał się wyrwać z tego więzienia bez drogi ucieczki, ale nie potrafił.

Przepraszam… – Stwierdził, że nie może zbudować całego zdania i mówił z przerwami. – Kiedy… myślę o nim, to… chce mi się płakać.

Starzec trzymał go w ramionach.

Nie płacz, dziecko. Żyj, a znowu go spotkasz.

Nie zobaczę go więcej. – Młodzieniec pochwycił ramię starca jak ostatnią deskę ratunku podczas sztormu na oceanie emocji. Nie mógł przestać szlochać i w końcu zamknął oczy, drżąc i opierając czoło na barku Polly’ego. – Wolałbym raczej… wolałbym go nigdy nie poznać.

Dlaczego?

An Zhe nie potrafił nic powiedzieć.

Możesz mi wyznać wszystko, dziecko – wymruczał starzec. – Nie musisz mnie oszukiwać, nie musisz oszukiwać sam siebie.

Chłopak zakrztusił się i zaczął płakać jeszcze bardziej. Nie rozumiał idei pokrewieństwa wśród ludzi, ale w obliczu Polly’ego wydawał się ją znać. Ten człowiek był jak dobry ojciec, litościwy ksiądz lub miłujący Bóg. Czuł się, jakby ukląkł w świątyni Pana i mógł wyznać wszystko jak zwykły człowiek. Jednak nie stał twarzą w twarz z Bogiem ani nikim innym, stał sam przed sobą.

Ja… – An Zhe otworzył usta. Jego ciało drżało z bólu, a w głowie miał pustkę. W końcu przełamał barierę emocjonalną i wyrzucił z siebie: – Chcę go zobaczyć… Chcę go zobaczyć – powtórzył. – Chcę go zobaczyć. Nie żałuję, że go zostawiłem, ale… żałuję.

Rozumiem… Rozumiem… – Polly uspokajająco klepał go po plecach.

Nie rozumiesz… – zaprzeczył młodzieniec. Emocje rozrywały go na strzępy, a smutek zatopił jego duszę jak ocean. Nie zdziwiłby się, gdyby zabił go ból tej wszechogarniającej tęsknoty.

Dziecko – rzekł delikatnie starzec. – Żyję całe dekady dłużej niż ty. Jesteś młody i nie wiesz zbyt wiele.

Ja… – An Zhe patrzył na niego bez wyrazu, niezdolny zaprzeczyć ani się z nim spierać. W jego piersi było coś, czego nie mógł uchwycić ani zobaczyć, lecz nie potrafił opisać tego uczucia.

Spojrzał ponad ramieniem Polly’ego w bezkresne nocne niebo i wymamrotał:

Nie wiem… o czym?

Bum. Bum.

W krótkiej chwili milczenia usłyszał bicie serca mężczyzny. Nagle ogarnęło go przeczucie, że następne słowa mogą zmienić jego życie. Wsłuchał się w oddech Polly’ego.

Nie wiesz – oświadczył w ciszy stary człowiek – że go kochasz.

An Zhe otworzył szeroko oczy.

Zorza na niebie się zmieniła, a ciemnozielone światło przetoczyło się z południa na północ, znikając, a potem powracając.

Zadrżał gwałtownie. Silne przeczucie uderzyło jego duszę jak meteor spadający na ziemię, a wszystko wokół rozbłysło światłem. Nie wiedział, co oznaczają słowa Polly’ego, ale czuł, że są prawdziwe. Był kompletnie oszołomiony i zapomniał nawet o swoim smutku, gdy patrzył tępo na zorzę w oddali. Trwał tak, dopóki starzec go nie puścił i nie otarł mu delikatnie łez chusteczką.

Ale dlaczego miałbym? – wymamrotał. Zanim zdążył sobie odpowiedzieć, pojawiło się bardziej naglące pytanie. – W takim razie… czy Sędzia także mnie pokocha? – Patrzył na Polly’ego prawie jakby się modlił. – Czy on też mnie kocha? Jestem przecież… heterogeniczny.

Czy coś ci powiedział?

An Zhe potrząsnął głową. Krótkotrwałość ich związku była straszna.

Ale mnie pocałował.

Chłopak po prostu nie znał znaczenia pocałunku. Tamtego dnia siła słów była niewystarczająca i mogli zrobić tylko to.

Wciąż żyjesz. Pozwolił ci odejść? – zaciekawił się Polly.

Zostawiłem go. Zawsze był wykwalifikowanym sędzią i wiedziałem, że nie pozwoliłby mi odejść. Chciałem go po prostu zostawić i znaleźć miejsce, by umrzeć, ale jego broń została w moim plecaku i mogłem wrócić do Otchłani.

Jego broń została w twoim plecaku? – powtórzył mężczyzna.

Młodzieniec mruknął i ulotny uśmiech pojawił się w jego oczach.

Zawsze lubił zostawiać mi swoje rzeczy.

Polly Joan powoli pogłaskał jego włosy.

Głupiutki chłopcze, musisz to wiedzieć – rzekł. – Sędzia nie może porzucić swojej broni. To żelazna zasada, którą ustanowiono sto lat temu.

An Zhe wpatrywał się w niego w milczeniu, zanim w końcu przygryzł wargi.

Nie wiedziałem. Naprawdę nie miałem pojęcia.

Z jakiegoś powodu musiał też cię kochać.

Sędzia miałby lubić heterogenicznego?

Nie wiem – odparł starzec. – Jednakże żyłem z wieloma gatunkami heterogenicznymi przez sto lat, jeśli uznasz, że wciąż mam kwalifikacje do bycia sędzią.

Patrząc w szaroniebieskie oczy, które zdawały się wiedzieć wszystko, An Zhe pomyślał, że Polly musiał znać przyczynę, dla której Lu Feng go lubił, ale nie odważył się zapytać. Staruszek musiał mieć powód, by o tym nie mówić.

Brutalne obrazy pojawiły się przed oczami chłopaka. Za bramą miasta kobieta, która przez Sędziego straciła męża, przeklinała go ochryple. Przy stacji zaopatrzenia kula przeszła przez głowę Du Sai, a ona upadła na niego. Pojawiały się niezliczone postacie, ochrypłe krzyki, drżenie ze strachu i miłość przenikająca do szpiku kości. Wzniosły się rzesze czarnych cieni, wzbierając razem i wyciągając ręce. Ogrom miłości, nienawiści i strachu naraz zawiodły go na szczyt góry, gdzie zawodził lodowaty wicher i mógł patrzeć w dół na zgromadzone tam istoty.

Nikt się do niego nie zbliżał, nikt go nie znał, a ci, którzy go podziwiali, woleli raczej fałszywą lalkę zrobioną na wzór jego ciała, niż wyjść z inicjatywą i powiedzieć do niego choć słowo.

A co do… litości i upodobań Sędziego, nikt nawet nie śmiał się ich domyślać. Jaka groza i przerażenie się w nich kryły? Jako istota heterogeniczna An Zhe stał w opozycji do ludzi, lecz miał niejasne przeświadczenie, że może coś otrzymać – i dostał to.

Przynajmniej w momencie, gdy Lu Feng włożył swój pistolet do plecaka An Zhe, w tej jednej sekundzie na miliony lat – w sekundzie, kiedy Sędzia zostawił swoją broń istocie heterogenicznej, zdradzając swoją wiarę dla miłości.

Potem jak w bajce dla dzieci zabiły dzwony o północy. Jeden wrócił do Otchłani, drugi do bazy.

Jak burza piaskowa powoli się kończy, tak na dzwonach osiadł kurz. Serce młodzieńca wróciło do normalnej częstotliwości. Otrzymał niewyobrażalny dar, lecz mimo to był całkowicie spokojny.

Czuł, że to całkowicie wystarczało.

Jeśli pewnego dnia ludzkość będzie bezpieczna i się z nim spotkasz… – rzekł An Zhe. – Proszę… proszę, nie mów mu, że tu byłem.

Nikt nie może okłamywać sędziego.

Więc powiedz mu, że tu byłem, a potem odszedłem. Poszedłem gdzieś daleko i mogę przebywać gdziekolwiek na świecie.

Starzec patrzył na niego z łagodnym i smutnym wyrazem twarzy.

Naprawdę mam nadzieję, że Bóg się tobą zaopiekuje.

An Zhe wolno pokręcił głową.

Nie mogę go kochać, a on nie może kochać mnie – powiedział miękko. – Chyba że… że będzie to dzień, w którym ludzkość upadnie. Mam jednak nadzieję, że ten dzień nigdy nie nadejdzie.

W tej chwili ogarnął go spokój.

W prześwicie pomiędzy zorzą a chmurami znajdowały się niezliczone przejrzyste lodowe drobinki. Teraz opadały, a ciche góry i noc ożyły dzięki tym latającym okruchom. Padał śnieg.

Młodzieniec wyciągnął rękę i sześciokątny płatek osiadł na jego palcu. Pod wpływem temperatury jego skóry stopniowo utracił piękny kształt i stał się kryształową kropelką wody.

Znam cię dopiero od trzech miesięcy, ale to jest moje życie.

Wiatr zawył głośniej i tysiące śnieżnych płatków spadło w szary korytarz niczym wierzbowe bazie unoszące się w wiosennej bryzie. An Zhe podniósł głowę, myśląc, że wszystko, o czym zapomniał, rozciąga się przed jego oczami, niesione na migoczących drobinkach.

Ataki burzy ustały, a ciemne fale przestały narastać. Chłopak nie był ani szczęśliwy, ani smutny i czuł tylko, że śnieg jest bardzo piękny. Radość i smutek jego życia, spotkanie i rozstanie, narodziny i śmierć wszystkich namacalnych rzeczy na tym świecie – były ulotne jak płatki śniegu.

Zimno ci?

Już nie.

An Zhe przypomniał sobie kształt płatka śniegu i w tym momencie spłynęła na niego wieczność.

Nad Otchłanią rozświetliła się zorza.

Z laboratorium rozległ się odgłos tłuczonego szkła.

Tłumaczenie: Dianthus

One Comment

  1. Anonim

    :WeiMądruś: ciekawe co się stało :cooo: :AAAA: :NieNie: grzybku żyj :płaku: Dianthus ślicznie dziękuje za rozdział :ekscytacja:

    Odpowiedz

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.