Choć został dźgnięty w pierś, Jiang Cheng nie był na tyle słaby, by od razu umrzeć. Po prostu lepiej dla niego było się nie ruszać i nie próbować używać mocy duchowej. Nie lubił, gdy inni mu pomagali, więc zwrócił się w stronę Jin Linga, mówiąc:
– Odpieprz się.
Jin Ling wiedział, że wuj wciąż jest na niego zły za ucieczkę. Czuł się winny i nie śmiał się bronić. Z oddali wciąż dało się usłyszeć szczekanie, po którym rozległ się nagły skowyt. Chłopak zadrżał, przypominając sobie, co powiedział Jin Guangyao.
– Wróżko, uciekaj! Zabiją cię! – krzyknął do psa.
Wkrótce Su She wbiegł do środka.
– Nie zabiłeś psa? – zapytał Jin Guangyao.
Mina mężczyzny spochmurniała.
– Nie mogłem. Nie wierzę, że jest aż takim tchórzem. Wariuje, gdy ktoś może pomóc, lecz zwiewa, gdy tylko sytuacja staje się niekorzystna!
Lider sekty Jin potrząsnął głową.
– Może tu przyprowadzić kolejną osobę. Powinniśmy szybko skończyć.
– Co za nieudacznicy! Pogonię ich!
Jin Ling westchnął z ulgą. Widząc, że ponury Jiang Cheng usiadł na ziemi, chłopak po chwili wahania zwrócił się do młodszego z braci Lan:
– Hanguang-jun, czy są jeszcze jakieś maty do siedzenia?
Te, na których siedzieli, zostały zebrane przez Lan Wangjiego, lecz w całej świątyni znalazł tylko cztery. Po chwili ciszy mężczyzna wstał i podsunął mu swoją własną.
– Dziękuję, ale nie trzeba! – powiedział szybko Jin Ling. – Oddam mu swoją…
– Nie musisz – odparł Lan Wangji, siadając obok Wei Wuxiana. Choć siedzieli wyprostowani na jednej macie, to nie wyglądała na zbyt zatłoczoną.
Jin Ling mógł tylko podrapać się po głowie i wciągnąć wuja na siedzisko. Jiang Cheng w pierwszej kolejności nacisnął na punkt akupunkturowy znajdujący się na piersi, by zatrzymać krwawienie, po czym zerknął na Lan Wangjiego i Wei Wuxiana. Szybko odwrócił wzrok. Jego mina była ponura i nie dało się odgadnąć, co teraz myśli.
W tej samej chwili podniecony krzyk rozległ się w pałacu:
– Liderze sekty! Mamy to! Wykopaliśmy już jeden róg!
Jin Guangyao wyraźnie się rozluźnił, szybko idąc na tyły.
– Kopcie dalej, ale ostrożnie. Nie zostało nam wiele czasu.
Ponad tuzin błyskawic wiło się na skraju nieba w akompaniamencie przeciągłych grzmotów. Lan Wangji i Wei Wuxian siedzieli razem, a obok nich spoczywał Jiang Cheng. Jin Ling szybko przyciągnął do nich swoją matę. Pośród szalejącej ulewy nastała długa chwila wypełniona niezręczną ciszą. Nikt się nie odzywał.
Jednak z jakiegoś powodu Jin Linga wzięło na rozmowy. Rozejrzał się wokół, po czym nagle powiedział:
– Wujku, dobrze, że powstrzymałeś wcześniej ten guqin. W przeciwnym razie sprawy miałyby się kiepsko.
Mina Jiang Chenga pociemniała jeszcze bardziej.
– Zamknąłbyś się wreszcie!
Gdyby przez swoją niestabilność emocjonalną nie umożliwił Jin Guangyao ataku z zaskoczenia, to nie wylądowałby w rękach wroga. A do tego Wei Wuxian i Lan Wangji bez problemu daliby radę uniknąć ciosu. Choć w tej chwili żaden z nich nie miał mocy duchowych, to nie można było zignorować ich umiejętności i doświadczenia. Nie byliby w stanie zaatakować, lecz odskoczenie nie byłoby problemem. Jin Ling nieudolnie starał się obronić wuja, lecz to tylko sprawiło, że sytuacja stała się jeszcze bardziej niezręczna.
Zawstydzony chłopak zamilkł, a Jiang Cheng zacisnął mocno usta i też nic więcej nie powiedział.
Wei Wuxian także się nie odezwał. W przeszłości z pewnością wyśmiałby Jiang Chenga za to, że tak łatwo go sprowokować, jednak teraz wszystko rozumiał.
Lider sekty Jiang znał już prawdę.
Lan Wangji pogłaskał go przez chwilę po plecach. Wei Wuxian uniósł wzrok, zauważając, że jego towarzysz nie jest ani trochę zaskoczony. Jego spojrzenie było prawie delikatne.
– …Wiedziałeś? – zapytał szeptem patriarcha.
Mężczyzna powoli przytaknął.
Wei Wuxian westchnął lekko.
– Wen Ning.
Trup pierwotnie opiekował się Suibianem, lecz teraz miecz trafił do rąk Jiang Chenga. Wen Ning przez całą drogę ani słowem nie pisnął na ten temat.
– Kiedy to powiedział?
– Gdy byłeś nieprzytomny.
– Więc w taki sposób uciekliśmy z Przystani Lotosów?!
Gdyby Wen Ning teraz z nimi tu był, to Wei Wuxian na pewno zabiłby go wzrokiem,
– Zawsze było mu ciebie szkoda.
– Tyle razy mu powtarzałem, by nic nie mówił! – Ton Wei Wuxiana był pełen złości.
– By nie robił czego? – odezwał się znienacka Jiang Cheng. Patriarcha zamilkł z zaskoczenia, odwracając się w jego stronę razem z Lan Wangjim. Mężczyzna jedną dłonią uciskał ranę, a jego ton był lodowaty. – Wei Wuxian, jesteś tak wspaniałą, altruistyczną osobą. Robiłeś wszystko, co najlepsze, w tajemnicy ukrywając swoje cierpienie. Cóż za ckliwa historia! Powinienem paść na kolana z wdzięczności i płakać, prawda?
Lan Wangji spochmurniał, słysząc prześmiewczy ton pozbawiony kurtuazji. Jin Ling zauważył tę niezadowoloną minę i natychmiast stanął przed Jiang Chengiem, obawiając się, że zostanie powalony jednym ciosem.
– Wuju!
Ekspresja Wei Wuxiana również się zmieniła. Nie spodziewał się, że Jiang Cheng się z nim pogodzi po poznaniu prawdy, lecz jednocześnie nie przypuszczał, że jego ton wciąż będzie tak niemiły. Po chwili ciszy stłumionym głosem odparł:
– Nigdy nie prosiłem, byś mi dziękował.
– Ha, oczywiście. Dajesz, nie oczekując nic w zamian. Cóż za wspaniałomyślność! Totalne przeciwieństwo mnie. To dlatego za życia ojciec mówił, że to ty naprawdę rozumiesz motto naszej sekty i postępujesz jak Jiang.
– Wystarczy – przerwał mu Wei Wuxian, nie mogąc dłużej tego słuchać.
Ton Jiang Chenga stał się ostrzejszy.
– Jak to wystarczy? Wystarczy, bo ty tak mówisz? Wszystko wiesz! Jesteś we wszystkim ode mnie lepszy! Talent, kultywacja, duchowość, osobowość, zawsze byłem gorszy! To kim ja jestem?!
Nagle wyciągnął dłonie, jakby chciał chwycić Wei Wuxiana za fraki. Lan Wangji natychmiast go zasłonił własnym ciałem i siłą odepchnął ręce Jiang Chenga. Złość była wyraźnie widoczna w jego oczach. Choć pozbawiono go mocy duchowej, to wciąż był niezwykle silny. Rana na piersi lidera sekty Jiang na nowo się otworzyła, krwawiąc.
– Wuju, twoja rana! Hanguang-jun, okaż łaskę!
Jednak ton Lan Wangjiego był lodowaty.
– Jiang Wanyin, okaż trochę cnoty!
Lan Xichen zdjął szatę wierzchnią i okrył nią trzęsącego się Nie Huaisanga.
– Liderze sekty Jiang, proszę, nie denerwuj się tak. Twoja rana się pogorszy.
Jiang Cheng odepchnął Jin Linga, który bezradnie go podtrzymywał. Krew uderzyła mu do głowy pomimo krwotoku z piersi. Jego twarz na zmianę bledła i czerwieniała.
– Dlaczego? Wei Wuxian, po prostu dlaczego?
– Dlaczego co? – odparł sztywno patriarcha zza pleców Lan Wangjiego.
– Ile dostałeś od sekty Jiang? To ja powinienem być jego synem, dziedzicem sekty, lecz przez te wszystkie lata byłeś ode mnie lepszy w każdej najdrobniejszej rzeczy. Zapłaciłeś za swoje wychowanie życiem! Życiem mojego ojca, matki, siostry i Jin Zixuana! Przez ciebie został tylko pozbawiony rodziców Jin Ling!
Wywołany chłopak zadrżał. Jego ramiona opadły, a mina posmutniała. Wei Wuxian poruszył wargami, lecz nie był w stanie nic powiedzieć. Lan Wangji odwrócił się, by chwycić go za dłoń.
Jiang Cheng jednak najwyraźniej nie zamierzał przestać.
– Wei Wuxian, kto jako pierwszy złamał obietnicę i zdradził sektę Jiang? No powiedz. Miałem być liderem sekty, a ty moim najbliższym podwładnym, który będzie mi pomagał do końca życia. GusuLan miało Dwóch Nefrytów, a YunmengJiang miało mieć Dwie Dumy. Obiecywałeś, że nigdy nie zdradzisz mnie i sekty. Kto to wszystko powiedział? Pytam. Kto to wszystko powiedział?! Pożarłeś swoje cholerne słowa, czy jak?! – Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nerwowy. – I jak to się skończyło? Pobiegłeś chronić obcych! A do tego Wenów. Ile ich ryżu zjadłeś?! Zdradziłeś nas bez wahania! Za kogo miałeś naszą sektę?! Zrobiłeś wszystkie najlepsze rzeczy, ale za każdym razem, gdy robisz najgorsze, jest to mimowolne! Wymuszone! Z wieloma zażaleniami, których nie mogłeś powiedzieć! Nic mi nie wyznałeś, zrobiłeś ze mnie idiotę! Ile jesteś winny sekcie Jiang? Czy nie powinienem cię za to nienawidzić? Czy nie mogę cię nienawidzić?! Teraz wychodzi na to, że to ja postąpiłem źle?! Dlaczego się czuję, że przez te wszystkie lata zachowywałem się jak błazen?! Kim jestem?! Czy zasługuję na to, by być oślepiany twoim splendorem?! Czy nie mogę cię nienawidzić?!
Lan Wangji już miał rzucić się do ataku, lecz spanikowany Jin Ling stanął przed Jiang Chengiem.
– Hanguang-jun! Mój wuj jest ranny…
Lider sekty Jiang pchnął go na ziemię.
– Pozwól mu! Myślisz, że się go boję?!
Jin Ling natychmiast zamarł. A nawet nie tylko on, bo Wei Wuxian, Lan Wangji i Lan Xichen także się zatrzymali.
Jiang Cheng płakał. Rzewne łzy lały się z jego oczu, gdy przez zaciśnięte zęby wydusił:
– Dlaczego… Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
Zacisnął pięść, jakby chciał uderzyć kogoś lub siebie. Ostatecznie uderzył nią o ziemię. Nie mógł nawet nienawidzić Wei Wuxiana tak jak dotychczas, gdyż złoty rdzeń wirujący w jego ciele zabrał mu całą pewność siebie.
Wei Wuxian nie wiedział, co powiedzieć.
Początkowo zdecydował się nic mu nie mówić właśnie dlatego, by nigdy nie zobaczyć go w takim stanie. Pamiętał każdą obietnicę złożoną Jiang Fengmianowi i pani Yu – by chronić i opiekować się Jiang Chengiem. Gdyby ktoś z tak niezdrową fiksacją na punkcie rywalizacji się o tym dowiedział, to przez całe życie byłby zniechęcony i nie był w stanie stawić czoła samemu sobie. Trafiając na problem, którego nie potrafiłby rozwiązać, przypominałby sobie, że mógł osiągnąć to wszystko tylko dzięki poświęceniu innej osoby. To nie była jego kultywacja i dokonania. Bez względu na to, czy wygrał, czy przegrał, już dawno stracił prawo do rywalizacji.
Później, gdy dla niego zginęli Jiang Yanli i Jin Zixuan, nie miał już czelności, by powiedzieć innym o sprawie rdzenia. Gdyby po tym wszystkim wyznał prawdę Jiang Chengowi, to byłoby to jak uchylanie się od odpowiedzialności, by ukazać, że też się jakoś przyczynił. Tak jakby próbował powiedzieć Jiang Chengowi: “Nie nienawidź mnie, spójrz, też wniosłem coś dobrego do sekty YunmengJiang”.
Mężczyzna płakał bezdźwięcznie, a strumienie łez przecinały jego policzki. Kiedyś takie zachowanie na oczach innych byłoby dla niego niemożliwe. Jednak z każdą mijającą chwilę będzie pamiętał to uczucie, dopóki złoty rdzeń pozostanie w jego ciele.
– Powiedziałeś, że zostanę liderem, a ty moim najbliższym podwładnym… – wydusił. – Miałeś pomagać mi przez całe życie i nigdy nie zdradzić sekty YunmengJiang… Sam to powiedziałeś.
Po chwili milczenia Wei Wuxian w końcu odpowiedział:
– Przepraszam. Złamałem obietnicę.
Jiang Cheng potrząsnął głową, ukrywając twarz w dłoniach. Sekundę później zaczął się śmiać i zduszonym głosem zakpił:
– Jestem już taki stary, lecz wciąż potrzebuję, byś mnie przeprosił. Ale ze mnie delikatna osoba!
Tłumaczenie: Dianthus
Dzień sądu
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Tom II -
Róża
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Tom III -
Apokalipsa
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Ekstra 7
Ekstra 8
Ekstra 9
Ekstra 10
Dziękuję bardzo za rozdział, co prawda z opuznieniem, ale zawsze!
podziękowania za kolejny rozdział, wyjechałam na trochę, a po powrocie taka niespodzianka! :)
:złamaneserce:
Dzięki za tłumaczenie!
Czy tylko ja się dziwnie czuję, kiedy czytam o rozemocjonowanym Lan Wangjim?
:szok:
:patriarcha: :cooo: :płaku:
Dziękuję za nowy rozdział. :ekscytacja: :zachwyt:
Smutek, smuteczek wywołuje ten rozdział. :złamaneserce: :przestań: :szok:
Jeszcze raz dziękuję za nowy rozdział i całą pracę nad nim. :zachwyt2:
:złamaneserce:
:zachwyt2: O dzięki za rozdział!
Trochę mi szkoda Jiang Chenga. Smutny rozdział :płaku:
Przypomniało mi się że kiedyś widziałam mema z nim „Ten człowiek stracił wszytsko prócz cnoty”. :WeiMądruś: XD