An Zhe zamknął oczy.
Wiedział, co właśnie przytrafiło się ludzkości. Zniknięcie matek i dzieci oznaczało, że baza nie miała już przyszłości. W tej sytuacji nie zdziwiłby go żaden czyn dowódcy.
W tej samej chwili…
– Pułkowniku! – Z drugiego końca korytarza rozbrzmiał znajomy głos. Był to doktor.
An Zhe spojrzał w jego stronę.
– Jest z Ogrodu Edenu, a obecnie pomaga Latarni w prowadzeniubadań – powiedział doktor. – Proszę zostawić go pod moją opieką.
– Wszyscy z wyjątkiem jego zostali zainfekowani. Jest również poszukiwany za kradzież próbki. – Głos pułkownika był cichy. – Czy Latarnia go kryje? Jakie badania prowadzicie i dlaczego ludzie mogą zostać bezkontaktowo zainfekowani?
– Bez względu na to, czy ta sprawa ma coś wspólnego z Latarnią, czy też nie, musicie mi go przekazać. Przynajmniej uda mi się coś odkryć. Jeśli go zabijecie, to wszystko będzie na nic.
Pułkownik się zaśmiał.
– Czyli będziecie kontynuowali ten niebezpieczny eksperyment?
– Dzisiejsze wydarzenia nie mają nic wspólnego z eksperymentami Latarni – odparł chłodno doktor. – Wręcz przeciwnie. Chcemy odkryć, dlaczego do tego doszło.
– Od ponad stu lat powtarzacie, że nie możecie znaleźć przyczyn infekcji. Wciąż krążycie po omacku i nie macie nawet żadnego śladu. W jaki sposób możecie zagwarantować, że pozostawienie go przy życiu nie będzie większym zagrożeniem?
– Nie możemy. – Doktor wpatrywał się w pułkownika. – Jednak wiem, że gorzej już być nie może.
Po tym krótkim zdaniu trzymająca broń dłoń dowódcy wyraźnie zadrżała. Słowa doktora zdawały się pozbawić go wszystkich sił.
– Macie mieć jakieś postępy po godzinie – odparł powoli.
– Okej.
Drzwi sali przesłuchań otworzyły się ze zgrzytem, a eskortujący go ludzie wyszli na zewnątrz i stanęli na straży. An Zhe i doktor obserwowali się przez szklaną szybę. Żołnierze nie byli zbyt delikatni, więc chłopak został wepchnięty do środka. Jego plecy i ramiona wciąż bolały.
Doktor się z nim nie przywitał. Nie było na to czasu, a może po prostu nie był w nastroju. Jego pierwsze słowa były podobne do tych, które wymówił pułkownik:
– Co się tam wydarzyło?
An Zhe szczerze mu odpowiedział. W przeciwieństwie do dowódcy doktor uwierzył mu po chwili zastanowienia.
– Mówisz, że w jej ciele zawsze krył się obcy gen, lecz dopiero teraz się ujawnił?
Chłopak przytaknął.
– Zabiła wszystkie kobiety i dzieci. Czy zrobiła to z nienawiści wobec bazy? Czyli udało się jej doprowadzić do bezkontaktowego zakażenia, gdyż była wciąż przytomna?
– Nie, to nie tak. – An Zhe pokręcił głową. – Gdy zamieniła się w pszczołę, to chciała opuścić to miejsce. Chwilę później wróciła.
– Uważasz, że insekt przejął wtedy jej umysł?
– Tak.
Doktor nagle się zaśmiał, lecz zabrzmiało to bardzo chrapliwie. Zmarszczył brwi, a kąciki jego oczu opadły, sprawiając, że przypominało to bardziej brzydki płacz niż wyraz radości.
– Też nie była odporna.
An Zhe obserwował go w ciszy.
– Nie patrz tak na mnie. – Doktor wziął głęboki oddech.
– Nic nie wiem.
– Sinan… To, że Sinan czasami odzyskiwał świadomość, było szansą jedną na milion. Słyszałeś o zwolennikach fuzji?
An Zhe potrząsnął przecząco głową.
– Sto lat temu zdolności naukowo-badawcze bazy były na bardzo wysokim poziomie. Wielu naukowców wierzyło, że inne organizmy są w stanie zwiększyć rozmiary ciała i swoją siłę poprzez mutacje, a także adaptować się do środowiska wykorzystując wzajemne infekcje. Więc dlaczego z ludźmi miałoby być inaczej? – Zaczął wyjaśniać doktor. – Początkowo sprawdzili efekty promieniowania na ludzkie ciało, lecz im bardziej skomplikowane geny, tym mniejsze szanse na korzystną mutację. Wystawienie na działanie promieniowania kosmicznego przyczyniało się jedynie do chorób nowotworowych i genetycznych. Później uznali, że infekcje stanowią element ewolucji, co poskutkowało powstaniem frakcji fuzji. Przeprowadzili wiele szalonych eksperymentów, zarażając potwory lub ludzi genami innych potworów. Stworzyli mnóstwo gatunków heterogenicznych, by obserwować, jak zmieniają się geny i jak zachować świadomość. Odkryli, że ludzka inteligencja może z łatwością zostać pozyskana przez gatunki heterogeniczne, a niektórym osobnikom udało się zachować kontrolę nad sobą, choć tylko przez określony czas.
An Zhe słuchał w milczeniu, obserwując, jak doktor uśmiecha się ironicznie.
– To były dobre wieści. Złożyli wniosek o przyznanie większej ilości próbek, aż w końcu wyeliminowali wszystkie czynniki wpływające na ostateczny wynik i doszli do pewnego wniosku. Nie istniał zewnętrzny sposób, który mógłby pomóc komuś zachować świadomość. Wszystko zależało od wytrzymałości danej osoby. Gdy ktoś został zainfekowany, to istniała jedna szansa na 10000, że pozostanie sobą. Pozostałe 9999 jednostek traciło swoją wolę. To kwestia prawdopodobieństwa. Wszystko jest losowe, nieregularne, poza naszą kontrolą. To najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się naukowcom. W dniu, gdy wyciągnięto te wnioski, trzech naukowców z frakcji fuzji popełniło samobójstwa. Niektórzy jednak nie stracili ducha i kontynuowali badania. Wierzyli, że to nie zależało od przypadku i po prostu nie odkryli jeszcze czynnika determinującego, lub był on czymś wykraczającym poza zrozumienie ludzkiej techniki.
– …A później?
– A później frakcja fuzji przestała istnieć. Wszystkie próbki zostały zabite, a doświadczenia odwołane. – Głos doktora był miękki. – Tego roku humanoidalna wodna istota heterogeniczna skaziła źródło wody w Mieście Zewnętrznym. Ustanowiono Sąd Procesowy, a krew przez dziesięć dni płynęła ulicami jak rzeka… Ten potwór był wynikiem jednego z eksperymentów fuzyjnych, dzięki któremu uzyskał ludzką inteligencję.
An Zhe próbował sobie to poukładać w głowie i przetrawić znaczenie słów doktora. Nagle mężczyzna powiedział:
– Wystarczająco długo już rozmawiamy. Czy jesteś w stanie wydać osąd?
Chłopak zamarł. Spojrzał w górę, zauważając, że drzwi po drugiej stronie szklanej szyby zostały otwarte. Seraing i inny sędzia weszli do środka i stanęli za doktorem. An Zhe zerknął na ścianę, która zdawała się być gładkim lustrem.
– To lustro weneckie. Seraing cię obserwował – wyjaśnił doktor.
– Zgodnie z prawem Sądu Procesowego wciąż uważam, że jest człowiekiem – powiedział Seraing, przyglądając się chłopakowi.
– Też tak myślę. – Doktor w końcu westchnął z ulgą. – W końcu nawet Lu Feng czuł się bezpiecznie przy An Zhe. Lu Feng… – Nagle jego oczy się rozszerzyły. – Skoro pani Lu została zainfekowana dawno temu i ten gen stopniowo się uaktywnił, infekując także Sinana, to dlaczego on tego nie zauważył?
– Wybacz. – Seraing opuścił wzrok. – Sąd Procesowy nie jest w stanie ocenić, czy panie z Ogrodu Edenu zostały zainfekowane.
– Dlaczego nie?
– Zostały wychowane w tak odmiennym środowisku od normalnych ludzi, że żadna z nich nie spełnia norm Sądu Procesowego.
Doktor był zaskoczony. Pięć sekund później wybuchnął śmiechem. Zgiął się wpół, a jego ciało drżało, z całych sił chwytając się podłokietników fotela. Śmiał się przez jakieś trzy minuty, po czym jego mina zrzedła. Kolor zniknął z policzków mężczyzny, zostawiając tylko bladość. Zapytał nagle:
– Pamiętasz, dlaczego tak niedawno doszło do tragedii w Mieście Zewnętrznym?
– Tak – odparł Seraing. – Trwał sezon lęgowy stawonogów.
– To by wyjaśniało, dlaczego pani Lu zainfekowała aż tyle ludzi. Chciała opuścić Ogród Edenu, którego jedynym celem jest reprodukcja. Nawet jeśli w tym celu porzuciła ludzką formę i świadomość… To w tej chwili kontrolę przejął instynkt królowej pszczół. Trwa sezon lęgowy stawonogów. To, co robiła jako człowiek i to, co będzie robiła jako owad… – Im dłużej mówił, tym bardziej przerywany stawał się jego głos. Ostatecznie zamknął oczy, jakby bardzo cierpiał. – Nigdy tego nie zmieni.
Zapadła długa cisza.
– Nie ucieknie – dodał chrapliwie doktor.
Oczy An Zhe się rozszerzyły, gdy zrozumiał, co mężczyzna miał na myśli.
Podstawowym instynktem wszystkich istot było przeżyć i się rozmnażać. Nikt nie mógł przed tym uciec. Pani Lu już zawsze będzie to robiła. Możliwe, że tylko w tej jednej, ulotnej chwili, gdy stała się pszczołą, lecz jeszcze w pełni nią nie była, jej marzenie się spełniło. Później wieczna, czarna kurtyna nieświadomości zapadła jej przed oczami.
– Deklaracja Róży to nieunikniony wybór, gdy w grę wchodzi długoterminowy rozwój bazy, lecz narusza standardy ludzkiej natury. Sąd Procesowy, najemnicy, system reagowania kryzysowego… Wiele naszych jednostek je narusza. Gdybym nie musiał spoglądać na wszystko z perspektywy bazy, to wsparłbym jej bunt. Jednak czy on miał sens? Ona nawet… zabrała wszystkie nasze embriony. – Wpatrywał się w pustą ścianę, a w jego oczach dało się zauważyć, że jest na skraju wytrzymałości. Mógł zachować zdrowy rozsądek tylko poprzez mamrotanie: – Ta… ta cholerna epoka.
Era zaniku pola magnetycznego nie była tragedią dla ludzkości, lecz zdeptaniem ich pychy.
Najpierw uświadomiła im kruchość ich ciał i daremność techniki, z której byli tak dumni, a następnie zaprzeczyła zasadności poczynań bazy, w końcu udowadniając, że nawet ludzie nie byli wolni od zwierzęcych instynktów.
Jednak takie stwierdzenie nie było odpowiednie, gdyż w rzeczywistości świat w ogóle nie interesował się ludzkim bytem.
An Zhe oparł dłoń na szybie, próbując zbliżyć się do doktora i go pocieszyć.
– Okej. – Mężczyzna wziął głęboki oddech, trochę się uspokajając. – Teraz twoja kolej na wyjaśnienia. Skoro Seraing uważa, że jesteś człowiekiem, to dlaczego nie zostałeś zainfekowany przez panią Lu? I dlaczego poszedłeś do laboratorium D1344, by zabrać próbkę?
Chłopak opuścił wzrok, lecz nie odezwał się ani słowem.
– Musisz mi powiedzieć – błagał doktor. – Jeśli nic z tego nie wyjdzie, to wpadniesz w ręce pułkownika.
An Zhe milczał dalej, potrząsając tylko głową.
– Nie widziałeś wojskowych metod przesłuchiwania. – Doktor Ji wstał z krzesła, stając tuż przed szybą i patrząc na An Zhe. – Jeśli nie wiesz, jak zostałeś zainfekowany, to możemy poczekać na powrót Lu Fenga i przywrócenie zasilania w Latarni, by dokładnie cię przebadać. Jednak musisz mi powiedzieć, gdzie jest próbka z D1344. – Chłopak wciąż się nie odezwał, więc mężczyzna wywnioskował: – Czy to coś, o czym nie możesz nam powiedzieć?
An Zhe przytaknął.
– Dlaczego? Jesteś dobrym chłopakiem. – Emocje w oczach doktora były skomplikowane, gdy ponownie zapytał: – Ta próbka jest bardzo ważna. Gdzie ona jest?
Autor ma coś do powiedzenia:
W moim brzuchu.
Tłumaczenie: Ashi
Dzień sądu
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Tom II -
Róża
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Tom III -
Apokalipsa
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Ekstra 7
Ekstra 8
Ekstra 9
Ekstra 10
Boje się o grzybka i te tortury mam nadzieję że ich nie będzie :WeiMądruś: Ashi bardzo ślicznie ci dziękuje za rozdział :ekscytacja: