Little Mushroom

Rozdział 5516 min. lektury

Moduł A1 sprawny.

Moduł D3 sprawny.

Silnik…

Samolot zatrząsł się gwałtownie.

Nieznany błąd silnika!

Rozpocznijcie procedurę lądowania awaryjnego!

Program awaryjny zawiódł!

Przełączcie sterowanie na tryb manualny!

Wszystko się trzęsło, a ryk silnika był przerywany. Hubbard mocno ścisnął podłokietniki i sprawdził, czy dobrze zapiął pas.

Awaria? – zapytał Lu Feng. – Nie sprawdziliście przed odlotem?

Hubbard zmarszczył brwi.

Czy zaatakowała nas po drodze jakaś istota heterogeniczna?

Nie, przez całą drogę byliśmy bezpieczni – odparł jeden z oficerów.

Skoro o tym mowa, jakieś trzy godziny temu rozbił się nasz samolot załogowy. – Hubbard zmrużył oczy.

Pokład się zatrząsł, gdy samolot wznosił się i opadał. Lot w końcu się ustabilizował i udało się bezpiecznie wylądować. Drzwi do kokpitu się otworzyły. Piloci byli biali jak ściana, gdy padli na kolana i zwymiotowali obok śmietnika.

O rany… – wymamrotał jeden z nich. – Prawie było po nas. Musi być jakiś problem z silnikiem. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie możemy dłużej używać tego samolotu, trzeba najpierw go naprawić.

Może i prawie umarli, ale ostatecznie udało im się bezpiecznie wylądować. Gdy tylko zszedł z pokładu, Lu Feng spojrzał na miasto spowite promieniami słońca. W Mieście Zewnętrznym stado pszczół wzbiło się i zniknęło w oddali.

Pszczoły? – zastanawiał się Howard, lecz nie mieli czasu na rozmowy. Rząd oficerów z Centrum Zjednoczonego Frontu stał nieopodal.

Witajcie z powrotem. – Lider zasalutował, wyglądając bardzo poważnie. – Gratuluję wam w imieniu bazy.

Hubbard nie miał rangi i nie obchodziła go wojskowa etykieta. Dosadnie zapytał:

Co się stało z bazą?

Oficer zacisnął mocno usta.

Nieopisana tragedia. – Następnie odwrócił się do Lu Fenga, mówiąc: – Pułkowniku Lu, proszę z nami.

Sędzia rozejrzał się wokół, nie mówiąc ani słowa, po czym po prostu wsiadł do samochodu.

Hubbard spoglądał za nimi.

Relacje pułkownika Lu i Centrum Zjednoczonego Frontu nie układają się najlepiej – powiedział jeden ze starszych oficerów, którzy z nim zostali.

Słyszałem, że pierwszego dnia jako sędzia zabił ich generała porucznika – oznajmił Hubbard, krzyżując ramiona.

Mężczyzna nic więcej nie dodał, ale jego milczenie można było uznać za zgodę.

***

Centrum Zjednoczonego Frontu

Tak potoczyły się sprawy – oznajmił generał stojący na drugim końcu długiego stołu.

Podstawą bazy był system hierarchiczny, lecz Sąd Procesowy był tutaj wyjątkiem. Początkowo stanowił organizację ustanowioną przez wojsko i Latarnię, głównie składając się z naukowców, więc niewielu z nich uzyskało wysokie rangi. Później prawie na stałe przeniesiono go do Miasta Zewnętrznego, gdzie możliwości awansu były jeszcze bardziej ograniczone. Wszyscy dyrektorzy stacji obronnej i urzędu miasta byli pułkownikami, więc przez wiele lat nikt nie zaproponował, by nadać sędziom wyższe rangi.

Wszyscy jednak wiedzieli, że sędziowie mogli osądzać, mobilizować i wydawać rozkazy każdemu niezależnie od stanowiska. Ich rzeczywisty zakres władzy był o wiele większy niż zwykłego pułkownika. Z tego powodu samo istnienie tej pozycji wydawało się alarmujące, lecz baza nie mogła z nich zrezygnować.

Ton Lu Fenga był bardzo lekki.

Ile ludzi zostało w bazie?

Wstępne statystyki wskazują na to, że przetrwało 8700 osób.

Obecnie Centrum Zjednoczonego Frontu wysłało formację, która wyśledzi trajektorię lotu pszczoły – kontynuował generał. – Pułkowniku Lu, muszę powtórzyć, że dwóch bezpośrednich podejrzanych jest z tobą powiązanych.

Przepraszam, ale jestem lojalny wyłącznie wobec bazy – zadeklarował Lu Feng.

Baza w ciebie wierzy. Wiesz, co musisz zrobić.

Tak. Myśliwiec PL1109 miał awarię i nie może wyruszyć na misję. Zaaplikuję o zamianę.

Zmiana zaakceptowana.

***

Szybko nastał zmierzch. An Zhe nie wiedział, gdzie leciała pszczoła, lecz jeszcze chwila, a wiatr wysuszyłby go na wiór. Jak tylko owad wylądował, by chwilę odpocząć, na nowo zamienił się w grzybnię i pokrył nią jej całą głowę.

Nie zdziwiło go, gdy pszczoła usnęła.

To miejsce było bardzo suche. Znajdowali się na płaskiej pustyni, której warunki nie sprzyjały rozwojowi grzybów. An Zhe wyjął z plecaka ludzkie ubrania i je nałożył, zjadł parę biszkoptów i napił się wody. Następnie skulił się przy pszczole, by schronić się przed wiatrem, planując się przespać.

Z nieba doszedł go ryk silników. An Zhe spojrzał w górę, obserwując samolot lecący na południe. Dzisiaj ponad dziesięć poleciało w tamtą stronę. Chłopak zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu zrozumiał.

Czarne pszczoły także leciały na południe. Zapewne miały jakiś cel, kierując się do miejsca, które było idealne dla ich gatunku. Samoloty za nimi leciały, gdyż zdobyły ludzkie geny i musiały zostać wyeliminowane. Owady były łatwym celem w dziczy. Jeśli nie zostaną zabite, to ludzkie geny rozniosą się po wszystkich bestiach ze względu na łańcuch pokarmowy. Sytuacja byłaby bardzo niebezpieczna, gdyby te potwory złączyły w przyszłości siły i zaatakowały bazę.

Nie wiedział, w jaki sposób ludzie śledzili pszczoły, lecz wyglądało na to, że jego owad nie był ścigany.

An Zhe spojrzał na samolot. Był mały i wyglądał na jakiś rodzaj myśliwca. Leciał niepewnie, trzęsąc się co chwila. Chłopak zmarszczył brwi i obserwował milcząco, jak po mocniejszym wstrząsie wybuchł i zaczął spadać.

To drugi raz, gdy zobaczył tę scenę. Ludzkie samoloty miewały częste awarie, choć nie wiedział dlaczego.

An Zhe owinął się mocno ubraniami i zamknął oczy. Ryki silników nieprzerwanie dochodziły z góry, lecz on nieustannie ukrywał się pod ciałem pszczoły. Była noc, więc ludzie nie powinni go zauważyć. Prawie usnął, gdy głośny hałas zmusił go do otworzenia oczu.

Wiatr był bardzo silny, a dźwięk przybierał na sile. Był tak głośny, że było to aż dziwne. Chłopak rozejrzał się za jego źródłem, zauważając jakieś sto metrów od niego niewielki myśliwiec, który nagle się zatrząsł, a jego dziób skierował w dół. Następnie uderzył o ziemię, w wyniku czego odłamało się jedno skrzydło, a cała konstrukcja przekoziołkowała.

Ziemia zadrżała, a z samolotu wydobywał się czarny dym.

Chłopak jeszcze mocniej zmarszczył brwi i wstał, idąc w tamtą stronę. Czasami nie potrafił wytłumaczyć swoich własnych działań, tak jak wtedy, gdy zawlókł umierającego An Ze do swojej jaskini.

Drzwi do kabiny pilota były wygięte i popękane. Chłopak pociągnął je z całych sił, a gdy udało mu się je otworzyć, na zewnątrz wypadł człowiek. Miał na sobie granatowy mundur pilota wojskowego pokryty krwią i mocno zamknięte oczy. An Zhe schylił się, sprawdzając jego oddech.

Był martwy. Chłopak wszedł do kokpitu, zauważając kolejnego mężczyznę, który zginął na miejscu. Pomyślał, że choć nie może ich już uratować, to przynajmniej może uda mu się znaleźć jakieś przydatne materiały.

Z tego powodu wszedł do kabiny pasażerskiej i zamarł. Przed nim znajdował się nieruchomy mężczyzna z głową opartą o oparcie przedniego siedzenia. Chłopak prawie zadławił się oddechem. Szybko podbiegł bliżej i uniósł tors nieznajomego, by bliżej przyjrzeć się jego twarzy.

Był to Lu Feng. Martwy Lu Feng. An Zhe nie był w stanie opisać swoich uczuć. Lu Feng… był martwy? Nie miał czasu zastanowić się, co pułkownik tutaj robił i mógł tylko drżąco sprawdzić, czy oddycha.

Uczucia chłopaka zmieniały się jak w kalejdoskopie. Lu Feng oddychał. Ta część samolotu była w dobrym stanie, mężczyzny nic nie uderzyło i miał zapięte pasy. Pewnie po prostu zemdlał.

Zapach spalenizny był wyjątkowo silny w tej małej przestrzeni, a z kokpitu wydobywały się kłęby dymu. Wiedział, że nie mogą tutaj dłużej zostać.

Broń Lu Fenga przyczepiona była do jego pasa. An Zhe zabrał ją i podciągnął pułkownika do góry, zarzucając sobie jego rękę na ramiona.

Jednak ucieczka nie była taka prosta. Przejście między siedzeniami a ścianą było bardzo wąskie, a smród spalenizny stawał się coraz mocniejszy. Z komunikatora dochodziły trzaski i syki wymieszane z krzykami operatora:

Centrum Zjednoczonego Frontu wzywa pułkownika Lu, proszę odpowiedzieć.

Centrum Zjednoczonego Frontu wzywa myśliwiec PJ103, proszę odpowiedzieć.

Dym wciąż gęstniał, a silnik ryczał coraz głośniej. An Zhe zacisnął zęby i mocno pociągnął.

Nagle zobaczył, jak Lu Feng otwiera oczy.

Mężczyzna od razu się przekręcił i złapał go mocno w pasie. Następnie kopniakiem otworzył wyjście awaryjne, powodując, że na ziemię posypało się mnóstwo stalowych odłamków, a dym znalazł nowe ujście. Wyskoczył, ciągnąc za sobą chłopaka i twardo lądując na ziemi. Jednak Lu Feng na tym nie poprzestał. Jedną dłonią złapał za przegub An Zhe, a drugą mocno ścisnął jego ramię, pchając go przed sobą i biegnąc. Wpadli w niewielki dołek nieopodal.

Chłopak poczuł odrobinę bólu i podświadomie przytulił się do Lu Fenga. W następnej sekundzie do jego uszu dotarła ogłuszająca eksplozja.

Ziemia się zatrzęsła i kamienie poturlały się do zagłębienia, w którym się ukryli. An Zhe spojrzał w górę, zauważając jasne i intensywne eksplozje na nocnym niebie. Nieokiełznane płomienie otoczyły myśliwiec, buchając żarem. Były jak piorun, szybko pochłaniając wszystko, co napotkały na swojej drodze. Fragmenty samolotu poleciały na wszystkie strony. Oderwana ludzka ręka wzniosła się wysoko, po czym spadła niedaleko nich, wzniecając tuman pyłu.

Myśliwiec eksplodował sam z siebie, tak jak w poprzednich dwóch wypadkach, których An Zhe był świadkiem.

Trzy sekundy później dźwięki wybuchów ustały, a otaczająca ich dzicz była cicha. Dało się usłyszeć jedynie szum wiatru i trzask płomieni.

Było blisko. Gdyby nie wszedł wtedy do samolotu, to możliwe, że Lu Feng zginąłby w tym wypadku, choć wtedy by nie poznał tożsamości zmarłych. Albo obaj by umarli, gdyby pułkownik nie ocknął się w samą porę.

Jego serce było odrętwiałe po tak bliskim spotkaniu ze śmiercią. Dzwoniło mu w uszach, przez co słyszał tylko głośne oddechy. Po długiej chwili usłyszał także szept Lu Fenga:

– …Dziękuję.

An Zhe wziął kilka krótkich oddechów, czując ból ze wszystkich stron. Miejsca, które bolały go po upadku z samolotu, to był drobiazg. Poważniejsze były następstwa po elektrowstrząsach i brutalnym traktowaniu przez żołnierzy.

Chłopak spojrzał w górę, patrząc Lu Fengowi w oczy. W ciągu kilku sekund od ponownego spotkania przeszywający ból wybił się na front świadomości An Zhe. Znowu był w lodowatej sali przesłuchań, lecz tym razem jego oprawcą był Sędzia. W końcu pułkownik był bardziej niebezpieczny i przerażający od innych.

Lu Feng obserwował go przez długą chwilę, lecz chłopak nie był w stanie zrozumieć jego miny.

An Zhe? – powiedział cicho mężczyzna.

Młodzieniec nie odpowiedział.

Na identyfikatorze widniało imię „An Ze”, lecz on sam nazywał się „An Zhe”. Nawet jeśli przypadki nieautoryzowanej zmiany imienia ze względu na brak satysfakcji z odgórnie nadanych danych były częste, to tego nie dało się ukryć.

Te oczy zdawały się widzieć wszystko. To spojrzenie było identyczne jak podczas ich pierwszego spotkania. Tamtego dnia, gdy po raz pierwszy stanął przed bramą miasta, był gotów umrzeć od strzału Sędziego, lecz ten puścił go wolno. Wtedy mu się upiekło, opóźniając wyrok o dwa miesiące.

Gdzie jest próbka? – zapytał chłodno Lu Feng.

An Zhe nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie, lecz ton i siła Sędziego były o wiele bardziej przerażające od elektrowstrząsów. Przygryzł mocno wargę, po czym odparł:

Zjadłem ją… Już jej nie ma.

Palce mężczyzny dotknęły jego brzucha, przyciskając delikatnie. Nawet poprzez warstwę ubrań ten dotyk był wyraźny i okropny. An Zhe zdrętwiał z przerażenia i zdał sobie sprawę, że gdyby Lu Feng wiedział, że zarodnik wciąż da się wyjąć, to nie miałby oporów przed rozcięciem jego ciała, tak jak sześć miesięcy temu nożem kroił grzybnię.

Nie myślał. Jego umysł wypełniała pustka. Mógł tylko obserwować Lu Fenga, którego oświetlona księżycem twarz była pozbawiona wyrazu. Jego cienkie brwi i chłodne, zielone oczy nie okazywały żadnych emocji, czy nawet odrobiny ciepła. Nie było ani odrobiny wahania. Ta osoba zawsze będzie bez skazy, chłodna i bezlitosna.

An Zhe dyszał lekko. Pierwotnie ukrył za sobą broń Lu Fenga, a teraz cicho ją pchnął, starając się schować ją jeszcze bardziej. Bez niej pułkownik nie mógł… Nie mógł nic mu zrobić.

Jednak przez ten ruch mężczyzna odkrył istnienie pistoletu. Patrzył na niego, a jego ruchy były niezwykle silne, nie pozwalając na jakikolwiek opór. Jedną ręką przytrzymał mocno An Zhe, a drugą szybko złapał za kolbę.

Chłopak sapnął głośno, starając się mu wyrwać.

Bang!

Rozległ się dźwięk wystrzału.

Umysł An Zhe był przez chwilę pusty, po czym odkrył, że wciąż żyje. Usłyszał odległy dźwięk ciężkiego obiektu padającego na ziemię i ryk potwora. Odwrócił się w tamtą stronę, widząc postrzelonego jaszczura. Potwór wił się przez chwilę, po czym zamarł.

Chłopak poczuł lodowate zimno. Wiedział, że był taki sam jak ta istota, co czyniło go śmiertelnym wrogiem Lu Fenga. Nigdy nie mogli się pojednać.

W tej chwili z komunikatora pułkownika znowu dało się słyszeć przerywane i zniekształcone dźwięki.

Uwaga… Tu Centrum Zjednoczonego Frontu… Myśliwiec 03, proszę o odpowiedź…

Tu PJ103. Myśliwiec się rozbił, piloci nie żyją.

Proszę… Postęp zadania… Wysłać… współrzędne.

Dźwięk stawał się coraz bardziej zniekształcony. Jeśli z komunikatorem wszystko było w porządku, to najwyraźniej sieć znowu zawodziła w dziczy. Podczas miesiąca spędzonego w Mieście Zewnętrznym An Zhe często wysłuchiwał najemników narzekających na zasięg.

Cel jest pod kontrolą – odparł Lu Feng.

Rozkaz… Potwierdź… Typ mutacji… Zaginiony… Wskazówki… Zabić. Proszę…

Zrozumiano. – Głos pułkownika był ochrypły i lekko zadrżał pod koniec słowa, po czym znowu stał się sztywny i obojętny. – Potwierdzam przyjęcie rozkazu.

Zimna lufa dotknęła czoła An Zhe. Po raz pierwszy w życiu chłopak poczuł, że jest bliski śmierci. Zawładnął nim strach. Zawahał się przez chwilę, po czym powiedział:

Nie… Nie.

PJ103, proszę natychmiast…

Transmisja z komunikatora wybiła wszystkie emocje na szczyt. W następnej chwili wszystko zamilkło.

Bzzz.

Szum prądu stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu rozległ się trzask, po którym nastąpił długi pisk. Ostatecznie urządzenie zamilkło po nagłym sygnale dźwiękowym o wysokiej częstotliwości.

Zamiast tego dało się słyszeć delikatny damski głos:

Przepraszamy, sygnał został przerwany ze względu na silny wiatr słoneczny w jonosferze. To normalna sytuacja, więc proszę nie panikować. Wszystkie czynności będą kontynuowane jak zwykle, a sygnał od czasu do czasu powróci. Wkrótce nadamy transmisję publiczną, proszę jej nasłuchiwać. Przepraszamy, sygnał został przerwany ze względu na silny wiatr słoneczny…

An Zhe wciąż był w bliskim kontakcie z pułkownikiem. Tak bliskim, że jego poczucie zagrożenia osiągnęło limit. Lu Feng był w stanie zabić go w każdej chwili, lecz czuł jego oddech i bicie serca. Może i mina Sędziego była spokojna, lecz tętno wyraźnie miał przyspieszone.

Palce mężczyzny zacisnęły się na ramieniu chłopaka, prosto na jednej z ran odniesionych podczas przesłuchania. Oczy An Zhe zaszły łzami, gdy sapnął, drżąc z bólu.

Zimna lufa wciąż dotykała jego czoła, a w jego ciele nie pozostała nawet odrobina ciepła. Strach i zagrożenie nie ustępowały. An Zhe otworzył usta, lecz nie był w stanie nawet się wysłowić. Wiedział, że był w głębokim szoku, o ile grzyby były w stanie coś takiego odczuć.

Wszystkie wspomnienia błysnęły mu przed oczami, choć nie był ich w pełni świadomy. Jeszcze zeszłej nocy myślał, jak skłamać, by ochronić pułkownika.

Nie… nie dam ci tego. – Zasłonił dłońmi brzuch, a jego głos drżał. – Nienawidzę… cię.

Lufa się zatrzęsła.

– …Proszę jej nasłuchiwać.

Ostatnie powtórzenie transmisji się zakończyło i zapadła cisza. Pożar wraku wygasł, a głos ucichł, ucinając wszystkie źródła kontaktu. Na pustkowiu nie było żadnego śladu ludzkiej egzystencji. Otaczała ich dzicz, a nieskończona pustynia w oddali ginęła w mroku nocy. Tak jakby ludzie nigdy nie istnieli. Zero człowieka, zero cywilizacji, zero baz. Wszystkie zmagania i uwikłania zniknęły razem z sygnałem komunikatora. Tylko oni zostali na tej przedwiecznej pustyni.

Nagle rozległ się głuchy dźwięk – broń upadła na piasek. Lu Feng zamknął oczy i objął An Zhe.

Tłumaczenie: Ashi

4 Comments

  1. Anonim

    Na kurczaki co się właśnie stało Lu Feng zmiękł :cooo: :WeiMądruś: Ashi jak tu cię nie kochać za takie smakołyki i taki fajny rozdział dziękuje ślicznie :zachwyt2: :ekscytacja:

    Odpowiedz

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.