Little Mushroom

Ekstra 5 – Mamrotanie10 min. lektury

1.

An Zhe siedział w samochodzie.

Poranne światło oświetlało opancerzony pojazd przez szyberdach. To była ich czwarta wyprawa do Otchłani.

Obudził się, ale nie wstawał. Nie mógł wstać. Owinął się kołdrą i nawet nie próbował wystawić spod niej nosa, dopóki Lu Feng nie postawił obok łóżka szklanki z mlekiem.

Lepiej ci? – zapytał pułkownik.

An Zhe przytaknął.

Jeszcze cię boli?

Chłopak najpierw potrząsnął przecząco głową, lecz po chwili przytaknął. Lu Feng zmarszczył lekko brwi i podszedł bliżej. Sięgnął po kołdrę, a An Zhe pozwolił mu ją zabrać. Została wykonana z delikatnego materiału, który był gładki i miękki, lecz w porównaniu z alabastrową skórą chłopaka wydawał się niezwykle szorstki.

Ciało An Zhe pokryte było śladami. Na dolnej części jego piersi widać było zaczerwienienie. Pierwotnie wszystko było w porządku, lecz gdy wstał rano i nałożył bluzę, to materiał otarł się o ranę. Zabolało, więc wydał z siebie bolesne jęknięcie.

Lu Feng otworzył szufladę, z której wyjął gazik i alkohol, aplikując go na skórę. Z tego powodu skóra jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Była zbyt delikatna, jak rosnący w porze deszczowej biały grzyb, którego soki wypływały po najdrobniejszym uszczypnięciu.

Lekarstwo ochłodziło ranę, więc An Zhe znowu owinął się kołdrą. Lu Feng objął go poprzez materiał, więc oparł głowę o jego ramię.

Nagle chłopak uświadomił sobie, że to właśnie ten mężczyzna jest głównym winowajcą, więc nie powinien z nim przebywać w jednym pokoju. Próbował się wyrwać, lecz było już za późno. Szarpanie nic nie dało, poza ponownym podrażnieniem rany.

Nie ruszaj się – rozkazał Lu Feng.

An Zhe milczał. Mężczyzna nie tylko nie czuł ani grama poczucia winy, ale krytykował też go za ruszanie się. Był wstrętny.

Gdy tylko uniósł wzrok, zauważył szyję Lu Fenga z wyraźnie odznaczającą się grdyką i natychmiast się w nią wgryzł. Mężczyzna po prostu chwycił go mocniej, całkowicie go unieruchamiając. An Zhe wciąż był niezadowolony i to uczucie nie wynikało z ostatnich wydarzeń, lecz narastało przez wiele dni. Chciał spędzać czas z Lu Fengiem, lecz nie spodziewał się, że w związku z tym zostanie ranny.

Jesteś zbyt dziki – oznajmił ponuro.

Naprawdę?

Tak.

Nie. – Lu Feng przyciągnął go jeszcze bliżej. – Po prostu zwracam na ciebie uwagę.

Skoro to były konsekwencje zwracania uwagi, to co robił, gdy kogoś ignorował? Chciał rozerwać tę osobę na strzępy i ją pożreć?

Niemożliwe. – An Zhe zmarszczył brwi.

Hmm?

Stawiam się za każdym razem, gdy posuwasz się za daleko. – Po chwili dodał: – I płaczę.

Lu Feng obserwował go bez słowa.

A wtedy ty mnie ignorujesz. Często też stajesz się bardziej okrutny.

Nowy dzień zaczął się od bycia krytykowanym przez grzybka. Lu Feng spojrzał na tę małą istotkę spoczywającą w jego ramionach. Jej głos był miękki i słodki, gdy mamrotała swoje skargi. An Zhe już skończył, lecz Lu Feng chciał usłyszeć jeszcze więcej, więc zapytał:

Czy coś jeszcze?

An Zhe łypnął na niego, spojrzeniem mówiąc „to tyle nie wystarczy?”.

Myślałem, że to w ten sposób powinno się o ciebie dbać.

Naprawdę? – zdziwił się An Zhe.

Tak. – odparł Lu Feng. – Powinieneś się kontrolować.

An Zhe zaniemówił. To niemożliwe, by zrobił coś nie tak.

Masz ze sobą problem – powiedział chłodno po chwili, wpatrując się w mężczyznę.

No i widzisz, znowu zachowujesz się jak kokietka.

An Zhe upewnił się w przekonaniu, że naprawdę byli z Lu Fengiem całkiem odrębnymi gatunkami. Gdyby mógł dosięgnąć poduszki, to pułkownik oberwałby prosto w twarz. Jednak obie jego ręce były w potrzasku, więc mógł wyrazić swoje niezadowolenie jedynie za pomocą oczu.

Po dłuższej chwili Lu Feng się uśmiechnął i pochylił, by pocałować chłopaka w kącik ust. An Zhe odwrócił głowę, by uniknąć tego ataku, lecz wciąż nie mógł się wyrwać. Został chwycony za podbródek i pocałowany tak mocno, że aż nie był w stanie oddychać. Następnie pułkownik delikatnie musnął ustami kącik jego oczu.

Lu Feng przestał dotykać go przez kołdrę, zamiast tego wsuwając dłonie pod nią i obejmując go w talii. Czerwony ślad z zeszłej nocy wciąż zapewne tam był.

Nie – szepnął chłopak, drżąc.

Nie słyszę cię.

A nie widzisz, jak płaczę?

Nie biję cię, więc po co płaczesz?

I tak kolejny dzień zaczął się od wyklinania pułkownika.

2.

An Zhe wciąż siedział w samochodzie.

Poprzez szyberdach widać było nocne niebo. To była ich czwarta wyprawa do Otchłani.

Po trzykrotnym wysłuchaniu pełnego pretensji mamrotania An Zhe pułkownik zaproponował rozwiązanie. Jego twarz pozbawiona była wszelkiego wyrazu, gdy oparł się wygodnie o łóżko.

Sam to zrób – powiedział beznamiętnym tonem, jakby wciąż był u bram miasta przy urządzeniu sprawdzającym geny.

An Zhe zwrócił się w jego stronę. Po chwili wahania biała grzybnia zaczęła skradać się w stronę mężczyzny. Następnie pochylił się, całując go w szyję. Całował i całował, zastanawiając się nad kolejnym krokiem.

Nagle zorientował się, że miał na sobie tylko luźną, białą piżamę, podczas gdy pułkownik był w pełni ubrany. Z tego powodu rozpoczął walkę z guzikami koszuli.

Był zaznajomiony z tą koszulą. W końcu pełnił rolę bezdusznej pralki. Jednak pomimo ich bliskich relacji guziki odmówiły posłuszeństwa. Ze względu na kąt rozpięcie ich stało się prawie niemożliwe.

Sam to zrób – powiedział po rozprawieniu się z pierwszym.

Tak samo czasami odzywał się do niego Lu Feng. Mężczyzna jednak był niewzruszony. Grzybnia wspięła się trochę wyżej, a pułkownik w końcu ustąpił i rozpiął drugi guzik. W międzyczasie An Zhe myślał dalej.

Osoba z trzeciego piętra podziemnego – rozległ się lekko ochrypnięty głos Lu Fenga, w którym dało się wyczuć lekką kpinę – powinna być bardziej wykwalifikowana.

Nic się tam nie nauczyłem – wyszeptał An Zhe.

To nie tak, że mógł się wrócić i zacząć teraz naukę.

Widzę – odparł pułkownik. W jego głosie rozbrzmiał wyraźny magnetyzm, a kiedy nachylił się do chłopaka, po plecach An Zhe przeszły dreszcze.

Dzięki temu przypomniał sobie wydarzenia z tego roku. Podczas jednego z ich pierwszych spotkań powiedział, że pracuje na trzecim piętrze podziemnym. Wtedy pułkownik odpowiedział tylko „och”. An Zhe teraz był ciekawy, co mężczyzna wtedy sobie o nim pomyślał.

Pułkownik najwyraźniej odczytał jego myśli, bo powiedział:

Wtedy nie wiedziałem, że jesteś grzybem. Myślałem, że jeśli nie będziesz robił tych rzeczy na trzecim piętrze podziemnym, to nie uda ci się przeżyć w bazie. – Spojrzał na An Zhe i kontynuował: – Wygląda na to, że teraz też nie jesteś w stanie się utrzymać.

Pojawiło się więcej strzępek grzybni.

Pułkownik przestał mówić. Największym marzeniem An Zhe było, by mężczyzna zamilkł na zawsze, tak jak jego lalka.

Smukłe palce chłopaka opierały się o pierś Lu Fenga. Chciał chwycić jego dłoń po tym, jak skończył rozpinać guziki, lecz zauważył, że Sędzia ma zamyśloną minę. Wyglądał w ten sposób tylko, kiedy zastanawiał się nad ważnymi sprawami.

Chwilę później Lu Feng oznajmił:

Nabrałeś mnie wtedy.

An Zhe przechylił głowę na bok.

Nie wiedziałeś, że istnieje coś takiego jak dopuszczenie się nieobyczajnego wybryku, a do tego byłeś nielegalnym pracownikiem zarabiającym poniżej minimalnej – wyliczał w zamyśleniu mężczyzna. – Tego nie da się wyjaśnić ograniczoną inteligencją.

Przestań – rozkazał An Zhe.

Jednak jasne było, że pułkownik słyszał tylko to, co chciał.

Tamta noc też była dziwna. Zaprosiłeś mnie do siebie na noc.

Nie miałeś gdzie się podziać.

Problemem jest to, że dałeś mi swoją szczoteczkę do zębów. W ogóle nie rozumiałeś ludzkiej etykiety.

An Zhe nic nie odpowiedział, tak jakby i jego słuch stał się wybiórczy.

Chyba że to była kiepska metoda flirtu, której nauczyłeś się na trzecim piętrze. Jednak tej nocy i tak byłeś niezły.

Chłopak wiedział, że pułkownik mówił teraz o nocy w Dniu Sądu. Zaprosił go wtedy do swojego pokoju.

Przytulił mężczyznę, opierając czoło o jego pierś. Poprzez materiał czuł ciepło ciała, a w jego uszach rozbrzmiewało rytmiczne bicie serca. Przeszłość była jak sen.

An Zhe wyobraził sobie inny scenariusz.

No to… – Zawahał się przez chwilę. – Gdybyś wtedy…

Gdyby wtedy popełnił błąd…

Jeśli naprawdę byłby pracownikiem trzeciego piętra podziemnego albo bezmyślnym grzybem, ślepo podążającym za radą szefa Shaw i próbującym zbliżyć się do Sędziego – co w takiej sytuacji Lu Feng zrobiłby tamtej nocy?

Heterogeniczny z ukrytym motywem i pułkownik, który nie miał gdzie się podziać.

Wtedy nie znali się zbyt dobrze i zachowywali wobec siebie bezpieczny dystans. Były to czasy śmierci, protestów i zdrad. Co by było, gdyby wtedy An Zhe pochylił się, by pocałować Lu Fenga lub zaczął rozpinać jego koszulę?

Nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że dzisiaj, gdy myślał o Lu Fengu z Dnia Sądu, jego serce waliło jak oszalałe. Zatopił się w zielonych oczach, wracając do tamtego wieczoru, gdy krwawy wiatr szalał po mieście.

Ta mina znowu pojawiła się na jego twarzy. Ta cicha, smutna mina.

Bóg kochał świat.

Bóg nie kochał świata.

Łóżko, biurko i pozostałe meble w opancerzonym pojeździe były takie same jak w pokojach w bazie. Nocą w środku było ciemno. Wiatr nadszedł z nieznanego miejsca, tak jak wtedy. An Zhe również był taki sam. Siedział w miękkiej, białej piżamie, wyglądając jak nie z tego świata.

Palce Lu Fenga nacisnęły na ramiona chłopaka, przez co ten powrócił do tu i teraz. An Zhe przymknął lekko oczy, po czym uniósł wzrok, napotykając spojrzenie pułkownika. Jego rzęsy drżały lekko, jak liść lub płatek falujący pod ciężarem motyla.

Lu Feng patrzył na niego przez dłuższą chwilę, jakby wpatrywał się w zmierzch, stojąc pośród śniegu.

An Zhe pochylił się i lekko go pocałował. Milcząco całował te usta raz za razem.

Przeszłość zadrżała, znikając.

Tłumaczenie: Ashi

One Comment

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.