Little Mushroom

Rozdział 697 min. lektury

Hubbard. On… – wymamrotał Tang Lan. Wyglądało na to, że zaniemówił. Dopiero po tuzinie sekund znowu otworzył usta, a jego głos był lekko zachrypnięty: – Czy wszystko z nim w porządku?

An Zhe przypomniał sobie, co wiedział o Hubbardzie.

Gdy trwał okres lęgowy insektów, a Dzielnica Szósta została zbombardowana, Hubbard był na misji poza bazą. Był to dobrze przemyślany ruch. Nie tylko uniknął eksterminacji całej populacji Miasta Zewnętrznego, ale również aresztowania za „nielegalną kradzież danych sędziego”. Później z powodzeniem zapewnił swojemu zespołowi bezpieczeństwo i został powitany w Głównym Mieście, gdzie spotkał Lu Fenga. Razem z pułkownikiem udali się PL1109 do Podziemnej Bazy Miejskiej z misją ratunkową. Podczas pobytu w kopalni An Zhe i Lu Feng okazjonalnie rozmawiali. Dzięki temu wiedział, że Hubbard wrócił z tej wyprawy cały i zdrowy.

Nic mu nie jest – odparł An Zhe.

Tang Lan przymknął lekko oczy i się uśmiechnął. Nie pytał o nic więcej, mówiąc tylko:

To dobrze.

An Zhe uważnie się w niego wpatrywał.

Po raz pierwszy usłyszał o nim w pracowni szefa Shaw, gdy zobaczył piękną, wyglądającą jak prawdziwy człowiek lalkę. Jego pracodawca powiedział, że wykonał ją dla Hubbarda, który wydał na nią połowę swojego majątku. Najemnik był kapitanem najlepszej w Mieście Zewnętrznym drużyny, a Tang Lan niegdyś pełnił funkcję jego zastępcy. Łączyła ich niezwykle silna przyjaźń, lecz Tang Lan nie powrócił z jednej wyprawy. Nie znaleziono nawet jego ciała.

Obok lalki stała plakietka z różnymi informacjami. W pierwszej linijce znajdowało się imię – Tang Lan.

Teraz prawdziwy człowiek stał naprzeciwko An Zhe. Był bezpieczny i nie wyglądał na rannego. Udało mu się przeżyć w zabójczej Otchłani i najwyraźniej miał się całkiem dobrze.

Przeżyłeś – stwierdził An Zhe. – Dlaczego nie wróciłeś?

Na twarzy mężczyzny pojawił się bezradny uśmiech.

Nie mogę wrócić.

Wbił oznaczony kamień głęboko w ziemię.

Mam mapę. Potrzebujesz jej?

Nie. Nie jestem już człowiekiem.

– …

Tang Lan wyjął błyszczący sztylet, robiąc nim znak w kształcie strzały na drzewie, po czym zapytał:

Czy wiesz, co robię?

Nie mam pojęcia – odparł An Zhe.

Większość ludzi po zainfekowaniu ma pecha i zamienia się w potwora. Jednak jedna na dziesięć tysięcy osób ma szczęście i czasami staje się taka, jak ja. Wskazuję im drogę, tak jak mnie ją wskazano.

An Zhe nic nie powiedział. Odkrył, że z łatwością rozpoznawał osobę, która chciała opowiedzieć jakąś historię. Jednak opowieść Tang Lana nie była zbyt długa.

Tamtego dnia pokłóciłem się z Hubbardem. Chciał zapuścić się głębiej, podczas gdy ja wolałem wrócić już do bazy. Nie była to przyjemna dyskusja. Nie widziałem go już tej nocy, wybierając wartę w drugim samochodzie. Otchłań nigdy nie śpi. O północy odkrył nas potwór. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak niebezpiecznego. – Tang Lan skończył znakować drzewo i schował sztylet. Jego głos był czysty i ostry. – Ostrzegłem pozostałych, wabiąc mutanta w przeciwnym kierunku. Później zginąłem. A przynajmniej powinienem był umrzeć w ogromnych katuszach. Nie wiem dlaczego, ale znowu się przebudziłem, stając się czymś potężnym. Połączyłem się z tym potworem, lecz wciąż byłem świadomy. A ty?

An Zha zastanowił się przez chwilę.

Tang Lan nagle się odwrócił, kierując swoje spojrzenie w stronę środka lasu, skąd rozlegał się głośny szelest.

Uciekaj – wyszeptał do An Zhe.

Gdy tylko skończył mówić, ogromny cień wyłonił się spomiędzy drzew.

Tang Lan złapał chłopaka za ramię i zarzucił go sobie na plecy z ogromną siłą. W następnej chwili rozległ się głośny trzask, a z łopatek mężczyzny rozpostarły się czarne skrzydła.

Nagle wzbili się w powietrze. Tuż za nimi w ziemię uderzyły szpony ogromnego potwora, lecz Tang Lan był szybszy, w mgnieniu oka opuszczając gęsty las. Ziemia oddalała się, a znajdujące się na południu wysokie góry były coraz bliżej.

Gdzie lecimy? – zapytał An Zhe, choć jego głos został stłumiony przez silny wiatr.

Słyszałeś o zwolennikach fuzji?

Wzbijał się coraz wyżej, stopniowo zbliżając się do najwyższego szczytu. Średniogórze mieniło się na czerwono i złoto w promieniach zachodzącego słońca. Biały budynek powoli wyłonił się z oddali, wyróżniając się na tle niebieskiego nieba i szarej góry.

Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła spojrzenie An Zhe, były dwie cylindryczne białe wieże o gładkiej fasadzie z łącznikiem na środku. Pomiędzy nimi znajdował się główny, trzypiętrowy budynek w kształcie owalu, otoczony mniejszymi budowlami. Na otwartej przestrzeni przed nimi postawiono różne dziwne urządzenia. Za głównym budynkiem można było zobaczyć płaski teren z tuzinami wysokich wież elektrowni wiatrowych. Śnieżnobiałe łopaty turbin obracały się szybko na wietrze.

Ogromne, ciemnozielone pnącze wiło się wokół wszystkiego. Jego odnogi oplatały ogrodzenie i jedną z wieżyczek. Gdy Tang Lan i An Zhe wylądowali, jedna z gałązek podpełzła bliżej, powąchała ich i odeszła.

Ogromne, czarne skrzydła powoli zwinęły się z powrotem. Tang Lan zatrząsł się lekko i zacisnął pięści, a na jego twarzy wymalował się ból. An Zhe obserwował go uważnie, dopóki mężczyzna nie otworzył znowu oczu.

Pierwotnie jego tęczówki były ciemne i widać było w nich coś nieludzkiego, lecz w ciągu kilku sekund wróciły do normalnego wyglądu.

Proces przemiany jest trochę dziwny i niekomfortowy, ale i tak mam szczęście – wytłumaczył Tang Lan i spojrzał na pnącze. – Ten koleś nie może już przybrać ludzkiej postaci.

Czy wciąż ma ludzką świadomość?

Częściowo.

Tang Lan zaczął iść, więc An Zhe poszedł za nim. Silny, górski wiatr rozwiewał ich ubrania, gdy stopniowo zbliżali się do największego białego budynku.

Szósta po południu zwiastowała najpiękniejszy moment zachodu słońca.

Na południowo-zachodnim niebie chmury kotłowały się na tle ogromnego, czerwonego słońca, które powoli chowało się za horyzontem. Szkarłatno-złote światło rozświetliło otwarte drzwi i stojącą w progu postać.

An Zhe nie był pewny, ile ten człowiek mógł mieć lat, lecz wyglądał, jakby był w podobnym wieku do szefa Shaw. Miał przynajmniej 60 lub 70 lat, lecz nie było tego po nim tak bardzo widać. Gdy się zbliżyli, chłopak zauważył, że miał na sobie czarne spodnie od garnituru, srebrzystoszarą koszulę i muszkę. Jego białe włosy były zaczesane do tyłu, a twarz niezwykle spokojna i dobroduszna z szaroniebieskimi oczami. Wpatrując się w nie, An Zhe poczuł, jakby ta osoba doświadczyła wszystkich zmian i problemów na świecie.

Proszę pana – Tang Lan stanął przed nim, zachowując pełny szacunek – przyprowadziłem nowego członka.

Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał na An Zhe. Ciepło widoczne w jego szaroniebieskich oczach wywoływało w ludziach poczucie bliskości. Chłopak obserwował, jak podaje mu prawą rękę. Zawahał się przez chwilę, po czym potrząsnął jego dłoń. Była ciepła i sucha, a jego uścisk delikatny, lecz dało się w nim wyczuć powstrzymywaną siłę.

Witaj w Górskim Instytucie Badawczym. Śmiemy mówić o sobie jako o piątej bazie ludzkości – powiedział mężczyzna. – Jestem Polly Joan.

Tłumaczenie: Ashi

2 Comments

  1. Anonim

    :zachwyt: Czyżby nasz grzybek będzie nadal istniał :WeiMądruś: fajnie by było :zachwyt2: Ashi ślicznie dziękuje za rozdział :ekscytacja:

    Odpowiedz

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.