Powracający do Tongan żołnierze Armii Datong maszerowali w nadziei, że tym razem, kiedy wrócą do stolicy, uda im się spędzić w domu Nowy Rok i odpocząć kilka dni dłużej w spokoju i rodzinnej atmosferze. Jednak zanim miesiąc osiągnął swój piętnasty dzień, He Chuan Lin, Gubernator Wojskowy Prowincji Chuan Shan, niespodziewanie poprowadził swe wojska ku rewolcie.
Armia strzegąca północno–zachodnich granic Imperium nieprzerwanie raportowała o kolejnych buntach i krytycznej sytuacji. Xuan Yuan Xi Cheng, który kilka dni wcześniej otrzymał nowy honorowy tytuł od samego Cesarza, oczywiście nie mógł stać z założonymi rękami i przyglądać się sytuacji. Poprosił więc Feng Zonga o wydanie pozwolenia na ponowne zebranie siły militarnej i jak najszybsze opuszczenie stolicy, aby po raz kolejny stawić czoła wojennej ekspedycji.
Wszyscy żołnierze, którzy dopiero niedawno ponownie połączyli się ze swoimi rodzinami, otwarcie mówili o swym niezadowoleniu, gdy szybko ustalono kolejną datę wymarszu. Tylko Duan Shun Jie promowany na stanowisko Wicegenerała Głównodowodzącego, a jednocześnie zastępcy Xi Chenga był jedynym, który szczerze cieszył się z kolejnej wyprawy wojennej.
Od czasu tamtej noworocznej nocy i późniejszego bankietu ani razu nie widział potem Xi Chenga. Doskonale zdawał sobie sprawę, że z pewnością cieszy się on towarzystwem swych pięknych konkubin i zatapia w przyjemnościach. Ta nagła wyprawa wojenna była jak dar z nieba, dzięki której mógł powtórne go zobaczyć.
Pomimo ogólnego niezadowolenia, nikt nie śmiał zakłócać realizacji militarnych planów. Już po kilku dniach wszyscy byli gotowi do wymarszu, jednak kłopoty Armii pojawiły się szybciej, niż można się było tego spodziewać.
Po pokonaniu zaledwie kilkunastu Li od Tongan pogoda na szlaku ekstremalnie się zmieniła. Zacinający deszcz połączony ze śniegiem zakłócił dalszy przemarsz wojska. Pomimo wielkiego zniecierpliwienia nawet Xuan Yuan Xi Cheng nie mógł wydać rozkazu swym żołnierzom, aby w tak niesprzyjających warunkach posuwali się na przód. Rozkazał więc jak najszybsze rozbicie obozu.
Po dokładnym omówieniu dalszych działań ze swymi dowódcami Siódmy Książę szybko znalazł wymówkę, aby opuścić namiot generalski i udał się prosto do namiotu Duan Shun Jie.
Była już prawie północ. Shun Jie wciąż nie spał. Siedział samotnie przy stole przy słabym blasku świecy, zatopiony w myślach.
– Co to? Jest już późno, a ty jeszcze nie śpisz? Czyżbyś czekał na mnie? – Zapytał drwiąco Xi Cheng, doskonale wiedząc, jaka będzie odpowiedź.
Shun Jie tak dawno przywykł do nikczemności kochanka, że nic nie odpowiedział, ale jego oczy zdradzały oddanie i miłość.
Bez sprzeciwu chwycił za wyciągniętą przez Xi Chenga dłoń, pozwolił zaprowadzić się do łóżka, ściągnąć swe ubrania i w ciszy kochał się z nim, na nowo stając się jednością.
Po długim czasie całowania i pieszczot poprzedzających dość ostry akt miłosny, Xi Cheng w końcu wyładował swą frustrację spowodowaną kolejną wojną i brzydką pogodą.
Delikatnie gładził zmierzwione i rozrzucone na poduszce długie włosy śpiącego Shun Jie, czując nieznane sobie poruszenie w sercu.
Od samego początku przez jego umysł nigdy nie przeszłaby myśl, że on i ten młody mężczyzna przez tak długi czas będą kontynuować ten dziwny związek. Pomimo tego, że w swoim życiu posiadł więcej niż kilku mężczyzn, to zawsze jednak byli oni dla niego jedynie przerwą od monotonii kochania się z niezliczoną ilością kobiet. Nigdy też nie poświęcił im więcej niż jedną noc, po czym szybko o nich zapominał.
Smak kochania się z mężczyzną, pomimo tego, iż nie był najgorszy, ostatecznie i tak przegrywał z delikatnym i słodkim zapachem kobiecego ciała. Xi Cheng zawsze czuł, że woli kobiety.
Niewątpliwie posłuszeństwo, pokora i miłość, jaką obdarzał go Shun Jie, dawała mu poczucie wielkiego zwycięstwa i wyzwalała nowe, dotąd nieznane uczucie. Jednak tak naprawdę nigdy nie czuł do tego chłopaka niczego wyjątkowego.
Traktował go jako zastępstwo swych konkubin w czasie wojny, narzędzie do zaspokajania swych seksualnych potrzeb i tych żądzy, które dla innych mogłyby stać się kłopotliwe, a które tak głęboko w nim tkwiły.
Zwłaszcza po tej noworocznej nocy, kiedy za sprawą jakiegoś nienazwanego impulsu, użył tak niecodziennego sposobu, aby się z nim kochać…
Wejście w ciało drugiego człowieka tak głęboko było czymś, czego sobie nigdy nawet nie wyobrażał. Tamta noc, w której zrobił to Shun Jie…
Serce mężczyzny doskonale rozumiało, że nie powinien robić czegoś takiego drugiemu człowiekowi. Xi Cheng tłumaczył sobie to jednak tym, że Shun Jie sam go do tego sprowokował, pokazując, jak bardzo jest w nim zakochany i gotowy dla niego na wszystko.
Patrząc na męskie ciało i zwyczajną twarz kochanka, Xi Cheng uśmiechnął się chłodno do swoich myśli. Jak mógł w ogóle podejrzewać, że jest w stanie żywić do tego zwykłego chłopaka jakieś nadzwyczajne uczucia. To było kompletnie niemożliwe.
Okrutny Książę przez całą noc przekonywał samego siebie, że do Shun Jie nie czuje niczego specjalnego. Z całych sił walczył, aby zabić tę kiełkującą w nim udrękę.
***
Duan Shun Jie od początku wyprawy zaciskał zęby i znosił bezwzględność kochanka. Coraz częstsze były chwile, w których nie potrafił już wytrzymać i całkowicie się poddawał, tracąc przytomność. Brutalne stosunki ciągnące się przez kolejnych kilka dni sprawiły, że prawie nie był w stanie podnieść się z łóżka. Aby podążać za kroczącym na przód wojskiem, wybierał jazdę powozem, nie będąc w stanie dosiąść konia.
Pomimo różnych trudności Armia Datong dotarła w końcu do celu podróży. Miasto Shudu było najbliżej położoną prefekturą Datong sąsiadującą z miastem Qing An, gdzie stacjonowały wojska Rodziny He.
Najwyższy rangą urzędnik prowincjonalny, gdy tylko otrzymał wieści o przybyciu Siódmego Księcia, natychmiast przygotował wytworną rezydencję, która miała stać się tymczasowym domem dla Naczelnego Dowódcy Xuan Yuan Xi Chenga i jego wysokich rangą oficerów.
Tego samego wieczoru, Książę ubrany w czarną szatę wszedł do pokoju Shun Jie.
– Xi Cheng, brałeś pod uwagę… – Chłopak przerwał nagle, całkowicie skonsternowany widokiem ubranego w czerń mężczyzny.
– Chcę, żebyś poszedł ze mną do rezydencji tego zdrajcy He Chuan Lin na małe zwiady.
Xi Cheng wypowiedział szokujące słowa, ale jego postawa i ton głosu były spokojne, jakby mówił o zwykłej przechadzce.
Shun Jie zaniemówił na chwilę. Kiedy jednak po dłuższej chwili doszedł do siebie, szybko odpowiedział:
– Xi Cheng, to niewłaściwe. Osobista infiltracja obozu wroga jest zbyt ryzykowna. To nierozsądna decyzja i może zakłócić plan bitwy!
Mężczyzna gniewnie zmarszczył brwi po usłyszeniu słów odmowy:
– Jeśli nie zgodzisz się, żeby pójść tam ze mną, to pójdę sam. Po co w ogóle mówić o jakichkolwiek planach? Jeśli naprawdę chcesz porozmawiać o podstawowych taktykach wojennych, nie zapominaj, że wojna z Pingnan… – Nagle przerwał, widząc jak twarz Shun Jie robi się trupioblada.
Okrutne słowa mężczyzny dźgały w serce chłopaka, sprawiając olbrzymi ból i zalewając je goryczą.
Xi Cheng, ach, Xi Cheng, gdyby nie to, że ciągle i ciągle czerpałeś korzyści z moich uczuć do ciebie, Pingnan absolutnie nigdy by nie upadło… Wciąż przechwalasz się tym zwycięstwem i mówisz mi to prosto w twarz. Jesteś taki okrutny!
Shun Jie wiedział, że jeśli nie będzie towarzyszył Xi Chengowi to jego kochanek i tak uda się sam na tę niebezpieczną misję. Zagryzł więc zęby, dusząc w sobie zdrowy rozsądek.
– Dobrze, pójdę z tobą tym razem.
– I tak powinno być. Skoro wiedziałeś, że tak będzie, to po co w ogóle protestowałeś? – Mężczyzna od początku był pewien, że Shun Jie ostatecznie i tak nie będzie w stanie mu odmówić. Jego serce wypełniło się uczuciem samozadowolenia. Szybko machnął dłonią, dając chłopakowi sygnał, aby za nim poszedł.
Dzisiejsza noc była wietrzna, a księżyc schował się za chmurami, okrywając mrokiem całą ziemię.
Dwoje ludzi, podążających jeden za drugim, wyszło potajemnie zza bramy miasta Shudu. Zimowy krajobraz jak okiem sięgnąć okrył dziki teren. W każdym z czterech kierunków nie widać było nikogo ani jednego ludzkiego kształtu.
Obaj, kryjąc się w ciemności, wykorzystali swe powietrzne umiejętności kung-fu, aby popędzić w stronę miasta Qing. Zarówno Xi Cheng, jak i Shun Jie byli w tym prawdziwymi mistrzami. Wystarczyły dwie godziny, by z oddali mogli dostrzec wysokie mury wrogiej twierdzy.
Nagle Xuan Yuan przystanął i się schylił. Ukrył swe ciało w gęstej i wysokiej trawie, rosnącej przy rzece, otaczającej od południa mury miasta. Shun Jie natychmiast zrobił to samo, kucając tuż przy mężczyźnie.
Korzystając z chwilowej nieuwagi gwardzistów strzegących bram, Xi Cheng pociągnął chłopaka za nadgarstek i używając kilku powietrznych podskoków, przekroczył wraz z nim rzekę, lądując kilka kroków od obronnego muru.
Słysząc delikatny odgłos za swymi plecami, strażnicy natychmiast odwrócili głowy, jednak w czarnej jak smoła nocy nie potrafili dostrzec ukrytych w cieniu dwóch postaci. Szukali jeszcze przez pewien czas, szybko jednak zrezygnowali, przypisując dziwne dźwięki swojej wyobraźni.
Shun Jie szedł cicho za Xi Chengiem. Szybko przedostali się na tylne mury miasta. Xuan Yuan naprężył swe ciało i skoczył w górę, lądując po drugiej stronie murów niczym kot. Shun Jie wkładając w to nieco więcej wysiłku, niż jego towarzysz, podążył za nim. Niczego nieświadomi strażnicy wciąż spokojnie kontynuowali swój nocny obchód.
Mężczyźni przedzierali się przez ciemne ulice. Po drodze schwytali jednego z żołnierzy rodziny He, by ustalić dokładne położenie rezydencji He Chuan Lin.
Xi Cheng przeskakiwał z łatwością dachy domostw, używając swego niebywałego powietrznego kung-fu, a Shun Jie wytrwale za nim podążał.
Rezydencja rodziny He była duża i bogato zdobiona. Pomimo tego i tak nie była w stanie doścignąć przepychem tych niezliczonych rezydencji ze stolicy Tongan.
Kiedy mężczyźni w końcu dotarli na miejsce, ukryli się w cieniu rozległego dziedzińca. Xi Cheng spokojnie i dokładnie skalkulował odległości i rozmieszczenie każdego z budynków, a w końcu wybrał jaskrawo oświetlony dom pośrodku.
W szybkim tempie obaj przeskoczyli na dach domostwa. Xi Cheng uniósł jedną z glinianych dachówek i zajrzał do środka. Na pierwszy rzut oka pokój wydawał się gabinetem, wewnątrz pomieszczenia znajdowało się kilkoro ludzi siedzących przy dużym stole.
Na honorowym miejscu siedział około czterdziestoletni mężczyzna w wytwornej szacie. Jego postawa i aparycja jasno wskazywały na to, iż jest to sam He Chuan Lin. Wśród jego gości znajdowało się ośmiu innych mężczyzn. Wszyscy z wyjątkiem jednego, noszącego na sobie generalski strój Naczelnego Dowódcy Wojsk He, odziani byli w czarne szaty z identycznym złotym emblematem.
Serce Shun Jie zamarło jednej chwili, gdy rozpoznał w wyszytym na złoto wzorze symbol potężnej i wpływowej Sekty Ping Tian z Jianghu.
Według legendy nauczali w zachodnim regionie kraju. Przez wiele lat istnienia ugruntowali swą pozycję w Datong, a ich technika walki była prawdziwą sztuką. Całkowicie opanowali tereny Jianghu, lecz jak dotąd nigdy nie ingerowali w sprawy związane z polityką i rządem. Shun Jie nigdy by nie odgadł, że He Chuan Lin i jego Armia miała jakiekolwiek powiązania z Sektą Ping Tian.
Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na Xi Chenga. Wyraz twarzy Księcia nieznacznie się zmienił. Widać było, że również jest świadomy sytuacji, a jego dzisiejsza szpiegowska wyprawa była zbyt nieostrożna i nieprzemyślana.
Oboje czuli pod skórą, że coś jest nie w porządku. Żaden z siedzących w pomieszczeniu ludzi niczego nie mówił, wszyscy milczeli, jakby czegoś wyczekiwali.
Nagle usłyszeli głośny huk tuż za swymi plecami, a jarzące się fajerwerki poszybowały wysoko w powietrze, rozświetlając niebo i ujawniając pozycję ukrytych w cieniu nocy szpiegów.
Shun Jie złapał za rękę Xi Chenga i pociągnął go za sobą, starając się jak najszybciej uciekać z rezydencji. Tuż przed jego oczami rozpętało się prawdziwe szaleństwo. Ze wszystkich stron nadbiegali uzbrojeni żołnierze, a zapalane pochodnie rozświetliły cały dziedziniec. Niezliczona liczba odzianych w czerń postaci zaczęła wybiegać z domu, ruszając w pogoń za dwoma uciekającymi mężczyznami.
Duan Shun Jie krzyczał i jęczał w duchu. Nic dziwnego, że straż miasta Qing była tak nieostrożna. Wszystko było zaplanowane, a He Chuan Lin miał wsparcie w prawdziwych mistrzach sztuki walki z Jinghu. Przedostanie się dzisiaj do miasta nie wymagało zbyt dużego zachodu, jednak wydostanie się stąd nie będzie już takie łatwe.
Twarz Xi Chenga również była bardzo poważna. Nie mieli nawet chwili, aby zamienić ze sobą choćby słowo, skupiając się desperacko na wydostaniu się z Qing. Oboje mieli znakomite zdolności w sztukach walki i zwykły wróg nie miałby szans, by ich dogonić, jednak wyszkoleni w kung-fu członkowie Sekty Ping Tian podążali za nimi jak cienie, szybko zmniejszając między nimi dystans.
– Xi Cheng, uciekaj! Pomogę ci powstrzymać ich na jakiś czas!
Świadomy sytuacji Shun Jie przeczuwał, że nie wyjdą z tego cało. Jednak schwytanie kogoś ze statusem Xi Chenga było dla niego czymś nie do pomyślenia. Wiedział, że ze swymi umiejętnościami nie będzie w stanie przeciwstawić się całej grupie wyszkolonych wojowników sekty, ale mimo to nadal pragnął bronić swego kochanka i dać mu choć odrobinę czasu na to, aby uciekł z tej niebezpiecznej sytuacji.
– Nie gadaj. Biegnij szybciej. Uważaj, żeby nie wyczerpać całego Qi! – Dostojność i duma Xi Chenga ujawniła się w tej krytycznej chwili. Strach, który wcześniej widać było na jego twarzy, teraz całkowicie zniknął. W jego słowach dało się wyczuć, że nie ma zamiaru zostawić Shun Jie i z całego serca pragnie kontynuować wspólną ucieczkę.
Serce Shun Jie, pomimo niepokoju, zalało niespodziewane słodkie uczucie. Poczuł, jak bardzo chce żyć, gdy desperacko wyzwolił swe powietrzne kung-fu do najwyższego stopnia.
Okalające miasto Qing mury obronne były już w zasięgu wzroku. Kamienne wieże oświetlono latarniami, a w ich świetle można było dostrzec w pełni uzbrojonych żołnierzy Armii He. Ich widok sprawiał, że serca obu mężczyzn zadrżały z trwogi.
Tuż za nimi podążała cała grupa wysoce wyszkolonych członków Sekty Ping Tian. Gdyby ich teraz złapano, rozpętałaby się prawdziwie ciężka walka. Mogli tylko biec na przód ku bocznej bramie, gdzie było mniej żołnierzy uzbrojonych i gotowych walczyć na śmierć.
Widząc zbliżające się w szybkim tempie dwie postacie, Armia Rodziny He zaczęła bić na alarm. Wszędzie było słychać głośne komendy, poprzedzające deszcz strzał wypuszczanych w kierunku biegnących mężczyzn.
Obaj w tej samej chwili wyzwolili swe Qi, otaczając ciała tarczą niewidocznej energii i blokując zbliżające się ostrza. Zastosowanie tej obronnej metody osłabiło ich siłę, spowalniając bieg i powodując, że podążająca za nimi grupa stopniowo zmniejszyła dystans.
Dwie pędzące postacie wpadły w końcu pomiędzy strażników starających się jeden po drugim powstrzymać uciekinierów, jednak siła Qi mężczyzn powalała na ziemię każdego z nich z osobna.
Pomimo iż wzbili się w powietrze, wysoko pędząc w stronę rzeki, to członkowie sekty Ping Tian doścignęli ich przy samym jej brzegu. Odziane w czerń postacie jedna po drugiej zaczęły dobywać swej broni i atakować. Widać było, że ciężko będzie uniknąć krwawej walki.
Shun Jie stopniowo tracił siły, jednak skupił się na tym, aby całe pozostałe w nim Qi zebrać w swych dłoniach i używając tej energii, uderzył nią w cienki strumień powietrza tuż pod stopami Xi Chenga. Mężczyzna jakby nagle dostał skrzydeł, uniósł się wysoko w powietrze i odleciał od walczących ludzi o kilkadziesiąt metrów.
W tym samym momencie Shun Jie, który nie był już w stanie się bronić, dosięgła niezliczona ilość ostrych strzał. Jego ciało wyrzucone w powietrze przeleciało kilka metrów i wpadło do wody pośrodku rzeki.
Jednak Xi Chenga nigdzie nie było widać, jakby wyparował w powietrze…
– Szybko, przynieście pochodnie i szukajcie we wszystkich kierunkach. – Lider Sekty Ping Tian wykrzyczał nagle do swych ludzi, wściekły na siebie, że pozwolił szpiegom Datong uciec wprost na swych oczach. Co więcej, cała Sekta straciłaby poważenia rodziny He, a sam He Chuan Lin zerwałby zawartą z nimi wcześniej ugodę podziału wpływów. Zbyt wiele było do stracenia!
Wielka grupa ludzi przeszukiwała teren przez całą noc, jednak nigdzie nie znaleźli nawet jednego strzępu ubrania. Kiedy He Chuan Lin otrzymał raport od Sekty Ping Tian, zaczął krzyczeć ze złości. Mężczyzna doskonale wiedział, że Xuan Yuan Xi Cheng zawsze osobiście sprawdza pole walki tuż przed bitwą. To właśnie dlatego, polegając na mistrzowskich umiejętnościach walki członków Sekty pod swoją komendą, zaaranżował tę pułapkę. Teraz po ucieczce szpiegów był ekstremalnie wściekły.
Xi Cheng wykorzystał wspomagającą energię Qi Shun Jie i bezpiecznie wylądował na drugim brzegu rzeki. Obserwował wszystko z ukrycia, gdy nagle zobaczył dryfujące nieopodal ciało swego towarzysza. Polegając na swych umiejętnościach pływackich, wszedł znowu do wody i w pośpiechu zaciągnął Shun Jie w bezpieczne miejsce. Niemal natychmiast sięgnął ręką do ukrytej w szacie skórzanej sakiewki, z której wyjął tajemniczą pigułkę i niezwłocznie podał ją chłopakowi. Po chwili odpoczynku zdecydował się podjąć próbę ucieczki. Chciał znaleźć się jak najdalej od rzeki okalającej mury miasta i od przeszukujących jej brzegi żołnierzy.
Tak niebezpieczna sytuacja nawet w Xi Chengu wywoływała strach. Dźwigając na swych plecach nieprzytomnego i bladego niczym śmierć Shun Jie, rozglądał się bacznie po nieznanym sobie terenie. W końcu zdecydował, że nie może poruszać cię w przypadkowym kierunku, by uniknąć pościgu. Wiedział, że powinien znaleźć miejsce, w którym mogliby się ukryć i przeczekać.
Teren, na którym się znaleźli, był ponury i odosobniony, na szczęście góry były wysokie, a las gęsty. Niosąc nieprzytomnego Shun Jie, wszedł jeszcze głębiej między drzewa. Po pewnym czasie znalazł czystą i wygodną jaskinię, ułożył ostrożnie Shun Jie na ziemi i dokładnie sprawdził jego obrażenia.
Jego oczom ukazał się szereg otwartych szeroko ran, z których nieustannie sączyła się krew. Widać było, że Shun Jie nie użył swego Qi, aby się bronić, kiedy do niego strzelano. Rany były bardzo głębokie. Jego prawe ramie było przestrzelone na wskroś, tworząc wielką dziurę. Gdyby nie podał mu podtrzymującej życie pigułki, chłopak już dawno by umarł.
Patrząc na ledwo wyczuwalny oddech Shun Jie, Xi Cheng poczuł smutek. Jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle nie przejąłby się jego śmiercią i po prostu zostawiłby go tam rannego. Jednakże fakt, że Shun Jie w krytycznym momencie bez wahania desperacko starał się go chronić, sprawił, że jego serce ostatecznie nieco zmiękło. Przypisał to jednak niczemu więcej jak tylko zwróceniu przysługi.
Ostrożnie podniósł Shun Jie i zdjął z niego zakrwawione ubranie, po czym podarł jego płaszcz na długie pasy i owinął nimi rany. Ze skórzanej sakiewki, wyciągnął kolejną pigułkę i włożył mu ją do ust. Niemalże w tej samej chwili ułożył dłonie na poranionej klatce piersiowej i przyciskając do niej palce, użył energii swego Qi, aby przyspieszyć działanie leku.
Po pewnym czasie twarz Shun Jie zaczęła nabierać koloru.
Xi Cheng patrzył na wciąż pogrążonego w głębokim śnie chłopaka, na jego zwiniętą w kłębek i drżącą z zimna postać. Nagle jego wzrok skupił się na miłosnych ukąszeniach i śladach, które pozostawił na ciele kochanka jeszcze kilka nocy temu. Westchnął ciężko, zdjął swój płaszcz i okrył nim Shun Jie.
***
Kiedy Duan Shun Jie w końcu przebudził się ze swego pozbawionego świadomości stanu, pierwsze, co ujrzał to profil Siódmego Księcia Datong. Mężczyzna, który zawsze przywiązywał uwagę do schludnego stroju, teraz odziany był w ubrudzoną, lekką szatę i kucał przy ognisku, piekąc mięso ze zwierzęcia, które sam upolował. Wyglądał, jakby nie przebierał się i nie kąpał od kilku długich dni.
Światło ogniska oświetlało skupioną twarz Xi Chenga. Zniszczone ubranie nie było w stanie ukryć jego dostojności. Shun Jie wpatrywał się w jego eleganckie ruchy jak oczarowany.
Już od samego początku ich znajomości miłość do tego mężczyzny zakorzeniła się w jego sercu głęboko. Dobrze wiedział, że podążanie za tym uczuciem uczyni go najżałośniejszą istotą na ziemi. Mimo to był gotów oddać całą swą przyszłość za możliwość bycia z Xi Chengiem choć kilka chwil dłużej.
Jego oczy zaszły łzami i natychmiast zagryzł wargi, starając się, aby z jego ust nie wydostał się ani jeden dźwięk. Tak bardzo nie chciał, aby Xi Cheng zobaczył jego marność i smutek.
Mężczyzna nagle odwrócił głowę, jakby wyczuwając, że oddech chłopaka nieznacznie się zmienił. W jego oczach widać było nieoczekiwaną radość.
– Obudziłeś się? – Słysząc głos Xi Chenga, Shun Jie zrozumiał, że ta radość była tylko iluzją. Słowa mężczyzny były wciąż surowe jak wcześniej, jakby wydawał mu komendy. – Spałeś przez trzy dni. Czy wiesz, ile militarnych planów zostało przez ciebie opóźnionych?
Shun Jie patrzył na niego wciąż nie do końca przytomny i świadomy sytuacji. Xi Cheng podszedł do niego, by pomóc mu usiąść. Gdy tylko chłopak poruszył ciałem, natychmiast poczuł, że jego prawa ręka kompletnie odmawia mu posłuszeństwa.
– Moja ręka…
Widząc zdziwienie na twarzy Shun Jie, Xi Cheng wykrzywił usta w nikłym uśmiechu i beznamiętnie powiedział:
– Twoje rany są rozległe. Prawdopodobnie będziesz potrzebował długiego czasu, aby całkowicie wyzdrowieć.
Prawa ręka, która trzymała miecz, była życiem wojownika… ale Duan Shun Jie zaczął się bać, że jeśli nadal będzie pytał o swe ramię, Xi Cheng może się rozzłościć. Szybko więc zmienił temat rozmowy.
– A… gdzie są moje ubrania?
– Twoje ubranie było całe przemoczone krwią, musiałem je wyrzucić. – Mężczyzna również nie dbał o zmianę tematu. Spokojnie siedział po turecku i ostrym nożem ciął na kawałki złapanego wcześniej i upieczonego w ogniu zająca.
– Zjedz coś. – Widząc, jak Shun Jie chce znowu o coś zapytać, Xi Cheng oderwał spory kawałek mięsa i wepchnął go w usta chłopaka.
Kiedy obaj powoli przeżuwali jedzenie, Książę w prosty sposób opowiedział mu o ich obecnym położeniu.
– Po tylu dniach Pei Jin Tian powinien już dawno wysłać nam na ratunek grupę ludzi. Zanim nas znajdą, twój stan powinien się nieco polepszyć. Wrócimy do Shudu razem.
Shun Jie nie pytał o nic więcej, jakby czuł, że nie powinien.
Po skończeniu posiłku obaj siedzieli jeszcze przez jakiś czas, milcząc. W końcu Xuan Yuan ugasił ognisko i położył się koło chłopaka. Na początku leżeli w dużej odległości od siebie, jednak chłód panujący w jaskini spowodował, że stopniowo zaczęli się do siebie przybliżać. Xuan Yuan wyciągnął rękę i objął Shun Jie od tyłu, po czym przykrył ich wtulone w siebie ciała swym szerokim płaszczem.
Każda rana na ciele chłopaka bolała nieustannie, jednak silne ramię oplatające jego talię i pocałunki mężczyzny, które czuł na swym karku, sprawiały, że jego serce wypełniło przyjemne ciepło. Zamknął oczy i pozwolił zwinnym palcom kochanka rozwiązać pas swych spodni i ściągnąć je poniżej swych pośladków.
Ciężki oddech Xi Chenga jasno zdradzał jego pragnienia. Shun Jie rozumiał, że jego kochanek to mężczyzna o dużych potrzebach i ogromnej lubieżności, a wymuszona trzydniowa wstrzemięźliwość była dla niego czymś nieznośnym. Pomimo swych ran Shun Jie wciąż chciał pomóc mu rozładować nagromadzoną w nim żądzę.
Xuan Yuan podniósł jedno z ud Shun Jie, jednak chłopak nie poczuł rozrywającego jak zawsze bólu. Zamiast tego mężczyzna wsunął nabrzmiałą i twardą jak żelazo męskość w wąską przestrzeń między udami kochanka, zaczynając poruszać swą talią w przód i w tył.
Shun Jie w pierwszej chwili był zdezorientowany. Ta dziwna pozycja była dla niego niezwykle zawstydzająca. Członek Xi Chenga nieustannie pocierał tył jego moszny, sprawiając, że i jego ciało w krótkim czasie zaczęło płonąć z pożądania, a jego oddech znacznie przyspieszył.
Kiedy wyciągnął lewą rękę, próbując złapać za swój nabrzmiały członek, została ona natychmiast uderzona i odepchnięta przez dłoń Xi Chenga. Mężczyzna używał sporej siły, aby poruszać talią, nagle jednak złapał w swe palce męskość Shun Jie i zaczął pocierać organ, tłocząc go w przód i w tył.
Zimne powietrze górskiej nocy, jakby w ogóle nie miało na nich wpływu. Nie potrzebowali nawet okrycia, bo ich ciała w całości rozpalało pożądanie.
Jaskinię wypełniły przytłumione dźwięki miłosnych uniesień. Shun Jie nie będąc w stanie dłużej się powstrzymywać, wytrysnął w końcu gorącą i lepką cieczą, jednak Xi Cheng potrzebował znacznie więcej czasu, aby również dojść pomiędzy udami kochanka.
Leżeli tak jeszcze przez chwilę, kiedy jednak Shun Jie z krańcową niezdarnością próbował się podnieść, aby oczyścić swe ciało, stanowczy uścisk Xi Chenga zatrzymał go i nie pozwolił na żaden ruch.
– Czy pamiętasz… nasz pierwszy raz był również w górskiej jaskini… – Głos Księcia był niski i głęboki.
– Mhm. To przez jad tego węża… – Shun Jie westchnął głęboko. – Ja…
– Co? Ty wciąż w to wierzysz? To wszystko było ukartowane, żeby cię zwieść. – Xi Cheng zaśmiał się łagodnie, śmiało wchodząc kochankowi w słowo. – Wkradłem się do waszego obozu na mały zwiad tuż przed bitwą i wówczas odkryłem, że jesteś Głównodowodzącym Armii Pingnan… Wtedy też odkryłem, że żywisz do mnie uczucia, więc zastawiłem sidła, aby oszukać cię i zrobić z ciebie głupca…
Wiejący na zewnątrz nocny wiatr, jeszcze bardziej ochładzał powietrze w jaskini. Shun Jie czuł, jak rozlane na jego udach nasienie robi się coraz zimniejsze. Lepka i lodowata ciecz dawała uczucie, jakby przyszywała chłodem do kości, wbijała się w jego serce i naznaczała całe jego życie.
– Teraz kiedy wiesz, że to wszystko było niczym więcej jak tylko pułapką… znienawidzisz mnie? – Może to ta dziwna nocna atmosfery sprawiła, że Xi Cheng zadał pytanie tak niepodobne do niego.
Shun Jie stanowczo potrząsną głową.
– Nigdy. Nigdy nie potrafiłbym cię znienawidzić.
Zawsze będę cię kochał, aż do końca mego życia. Tych słów nie wypowiedział jednak na głos. Zatrzymał je wewnątrz siebie, czując, jak ich żar zalewa mu płuca, żołądek i serce, parząc nieznośnie.
Ta miłość była jak spacer pełną smutku i bólu drogą. Podążał nią już tak długo, jednak zamiast miłości otrzymywał coraz więcej ran na swym ciele i duszy. Takie chwile jak ta, pozostaną w jego pamięci jako najszczęśliwsze ze wspomnień.
A co z tobą? Czy kiedykolwiek choć trochę mnie lubiłeś… nawet przez krótką chwilę?
Pomimo tego, że zadawał to pytanie tysiące razy w swej głowie, ostatecznie nigdy o to głośno nie zapytał. Wiedział, że odpowiedź bezlitośnie rozerwałaby jego serce na strzępy. W cierpieniu znosił to, że nigdy nie otrzyma miłości Xi Chenga i nie zostanie tym jedynym. Może śmierć pod murami miasta Qing byłaby dla niego lepszym końcem? Może wówczas Xuan Yuan choć przez chwilę by o nim pomyślał…?
Shun Jie pogrążył się w smutnych myślach, gdy nagle poczuł na swej szyi ciepłe i miękkie usta mężczyzny. Głos Xi Chenga był delikatny, prawie niesłyszalny:
– Te rzeczy… naprawdę byłem dla ciebie niesprawiedliwy. Ale prawdziwy mężczyzna, niezależnie, czy to w życiu, czy w słowach, dąży do tego, aby pozostawić po sobie niezapomniany ślad. Urodziłem się jako członek Rodziny Cesarskiej Datong, eliminowanie przeszkód dla dobra Imperium to moje przeznaczenie. Dlatego od dziś, jeśli wciąż w jakiś sposób potraktuję cię niesprawiedliwie, proszę, żebyś to przemyślał i mi wybaczył.
Shun Jie znał Xi Chenga od tak dawna, jednak teraz czuł, jakby te słowa szczerze płynęły wprost z serca mężczyzny. Stając naprzeciw tak poważnemu wyznaniu, nie potrafił niczego powiedzieć w zamian, jakby jasno rozumiał, że i tak czeka ich beznadziejny koniec…
Xi Cheng, gdybym był kobietą, czy choć trochę byś mi współczuł?
Ostatecznie wymęczony bólem poranionego ciała, wysiłkiem aktu miłosnego i wypełniającym go smutkiem, usnął w objęciach kochanka.