Księżyc świecił już wysoko, a noc przybrała niebo w ciemnogranatowy kolor.
Duan Shun Jie siedział samotnie wewnątrz namiotu, wpatrując się w płomień świecy. Pogrążony w śnie na jawie patrzył na małą głupią ćmę. Wyglądała jakby oślepiona blaskiem migoczącego płomienia i, trzepocząc swymi delikatnymi skrzydełkami, zamierzała wlecieć wprost w jego środek.
Nie potrafiąc się powstrzymać, westchnął ciężko i zamachał dłonią, starając się odgonić ćmę…
– Shun Jie. – Znajomy głos wstrzymał jego ruchy. Kiedy na nowo przypomniał sobie o ćmie, zdążył jedynie zobaczyć, jak mały nocny motyl zbliża się do płomienia i zmaga się z nim przez chwilę, przed zamienieniem się w spalony czarny punkt, po czym spada na ziemię, znikając całkowicie ze śmiertelnego świata.
– O co chodzi, nie śpisz jeszcze? – Uśmiech na twarzy Xi Chenga pozostawał tak samo świeży i jasny jak wtedy, kiedy ukrywał swój prawdziwy status przed Shun Jie. Wydawało się, jakby nie trapiły go żadne przyziemne sprawy.
W oczach chłopaka ten uśmiech był jak rzucone na duszę zaklęcie, gdzie mieszała się odrobina uczucia i cierpienia.
Shun Jie milczał, zagryzając usta. Spojrzał na Xi Chenga, starając się pokazać spokój na twarzy.
Minął już miesiąc od ataku na buntowniczą Armię Jiang Rong, zajmującą strategiczny, południowo-zachodni obszar kraju. Szybko zdążyli pokonać wojsko, a niedobitki stłoczyli w małym mieście Tian. Teraz czekali, od dziesięciu dni nie wykonując żadnego ruchu.
Wielkie zwycięstwo było w zasięgu wzroku, jednak na radość wciąż było za wcześnie.
Niezależnie od toczących się spraw wewnątrz Armii Datong, Shun Jie wciąż czuł się, jakby nie należał do tego miejsca, jakby był obcy.
Gdziekolwiek szedł, mógł wyraźnie czuć na swych plecach dziwne spojrzenia ludzi. Dla żołnierzy Datong był zwykłym zdrajcą Pingnan, który z obawy przed śmiercią wolał sprzedać swych przyjaciół.
Gdzieś w podświadomości wiedział, że obawa o bezpieczeństwo Si Qi, to tylko wymówka, aby jak najdłużej zostać przy boku Xi Chenga. Z każdym mijającym dniem coraz bardziej desperacko pragnął tej miłości, jednak nie miał przy sobie nikogo, komu mógłby opowiedzieć o swej przygnębiającej samotności.
Mężczyzna prawdopodobnie dostrzegł smutek w oczach Shun Jie. Nie powiedział już nic więcej, tylko powoli zbliżył się do chłopaka i spokojnie położył dłonie na jego ramionach.
– Chodź spać. Jutro po południu, wydam rozkaz do ataku. Dziś wieczorem my… – Ostatnie słowo wypowiedział szeptem, a potem swymi smukłymi palcami zaczął głaskać kark Shun Jie, sprawiając, że chłopak zadrżał.
Xi Cheng zaśmiał się łagodnie rozbawiony wrażliwością kochanka. W naturalny i niewymuszony sposób przechylił swe ciało i całym jego ciężarem oparł się o plecy Shun Jie. Parę swych ciepłych dłoni natychmiast owinął wokół jego szyi i cicho dodał:
– Zawstydziłeś się? Chodźmy do łóżka, jestem taki zmęczony…
Shun Jie wyczuł w słowach mężczyzny odrobinę prowokacji. Chciał odmówić, ale drżące ciało i stęsknione za bliskością serce, uczyniły go niezdolnym do sklecenia choćby jednego zdania. Ostatecznie pozwolił mężczyźnie pchnąć się na małe łóżko stojące z boku.
– Xi Cheng, jutro mamy zaatakować… dziś wieczorem… – Nie śmiał używać zbyt dużej siły, aby odepchnąć kochanka, który właśnie zaczął rozwiązywać jego pas. Shun Jie zdecydował się na użycie werbalnej odmowy. Jednakże jego słowa stały się tylko niewyraźnym bełkotem w kontakcie z ustami mężczyzny.
W głowie czuł kompletny zamęt. Jego szyja i klatka piersiowa całowane były namiętnie i zachłannie, aż cały płonął jakby był w gorączce. Mógł tylko mocno wtulić się w Xi Chenga, pozwalając mu wykręcać i wyginać swe ciało w najróżniejsze dziwne pozycje.
Stosunek w tych pozycjach sprawiał Shun Jie taki ból, aż oblewał go pot, jednak wolał ściskać z całych sił leżące pod nim prześcieradło i znosić nieokrzesane ruchy kochanka, niż wywołać w nim gniew.
Nieprzygotowane wcześnie ciało chłopaka było zbyt ciasne i ciężko było w nie wejść. Xi Cheng przeklnął siarczyście i z nagłą siłą wyciągnął swą na wpół już penetrującą męskość.
Shun Jie wypuścił z siebie cichy syk, kiedy nagle zimny jak lód, perfumowany olejek został wepchnięty z okrutną siłą w ciasny krąg mięśni. Xi Cheng ordynarnie poruszał palcem, przez chwilę rozluźniając wejście, po czym bez wahania znowu umieścił tam swój członek.
Miejsce, w którym byli połączeni, stało się gorące, jednak serce Shun Jie pozostawało zimne.
Całym sobą czuł, że ta bliskość między nimi była dla Xi Chenga zaledwie sposobem na rozładowanie swych potrzeb i pragnień, ponieważ podczas kampanii wojennej nie mógł znaleźć w pobliżu żadnej kobiety.
To była okrutna i fatalna gra, a on tak bardzo nie chciał przegrać i zostać z niczym. Tak długo, jak ma szanse, aby być razem z ukochanym, jest gotów użyć wszystkich kart przetargowych, jakie ma w swej ręce.
Ich wzajemne oddechy stawały się coraz głośniejsze i szybsze. Shun Jie odczuwał coraz silniejsze pchnięcia, w końcu niezdolny do powstrzymania się zaczął prowokująco jęczeć. Przyjemność połączona z bólem sprawiała, że omal tonął we wzrastającej fali pragnienia.
Jego ramiona stopniowo słabły, w końcu nie były już w stanie utrzymać dłużej jego ciała. Mógł jedynie leżeć bezwładnie, pozwalając Xi Chengowi na energiczne i nieprzerwane ruchy. Wśród głośnych jęków zabarwionych bólem i pożądaniem, oboje powoli zaczęli szczytować…
Fala przyjemności nie została jeszcze do końca przygaszona, kiedy Xi Cheng wyszedł z kochanka bez okazania jakichkolwiek uczuć.
Słysząc za swymi plecami trzepoczący odgłos podnoszonego ubrania, Shun Jie wciąż nie miał odwagi, aby odwrócić się i spojrzeć na mężczyznę. Bał się ujrzeć tę pozbawioną wszelkich emocji twarz, ale jeszcze bardziej lękał się rzeczywistości, że w tym związku tylko on był tym, który cokolwiek czuje.
– Jutro podczas ataku daj najlepszy popis, na jaki cię stać. – Xuan Yuan zawiązał pas swej szaty. Szeptał zadowolonym głosem, jak kot po dobrym posiłku, po czym poklepał obnażony pośladek Shun Jie i dodał: – Odpocznij, ja wracam do siebie.
W przyćmionym światłe świecy długi cień opuścił namiot i w końcu zniknął. Shun Jie powoli zwinął się na łóżku, podkurczając nogi i oplatając je ramionami. Tak bardzo chciał ogrzać swe serce otoczone przez chłód i samotność.
Armia Jian Rong nie była wcale tak waleczna, jakby się to mogło wydawać. Uwięzione w małym mieście przez ponad dziesięć dni i odcięte od dostaw żywności buntownicze wojsko, nie było w stanie oprzeć się gwałtownemu atakowi Armii Datong i poddało się w niespełna dwie godziny. Ich główny dowódca Jiang Rong, gdy tylko zobaczył, iż sytuacji nie da się już odwrócić, targnął się na własne życie.
Xuan Yuan Xi Cheng ze swymi niezrównanymi militarnymi zdolnościami i siłą jeszcze raz udowodnił, że jest niezastąpionym największym Generałem Dynastii Datong.
Kiedy raport o zwycięstwie dotarł w końcu do stolicy Tongan, radość Cesarza Feng Zonga nie miała końca. Zaczynając od pokonania i rozproszenia wojsk Pingnan, stosunkowo duża władza i wpływy buntowniczych Armii w narodzie jedna po drugiej zostały tłumione. Podupadająca pierwotnie dominacja Imperialnej Dynastii Datong stawała się na nowo silna i niepokonana.
Szokujące umiejętności dowodzenia Siódmego Księcia sprawiły, że Feng Zong jeszcze bardziej zaczął cenić swego syna i tęsknić za nim. Wydał nawet dekret rozkazujący Księciu wrócić do stolicy, by świętować wraz z nim Chiński Nowy Rok.
Żołnierze Armii Datong, wymęczeni nieprzerwanymi wyprawami wojennymi po usłyszeniu wieści, iż mogą na jakiś czas odpocząć i spędzić czas w domu ze swymi rodzinami, przyjęli je owacjami i podekscytowaniem.
Nawet doświadczony Generał Pei Jin Tian na możliwość ponownego spotkania swej rodziny był sekretnie poruszony.
Jedynym, który nie okazał radości po usłyszeniu dobrych nowin, był Duan Shun Jie.
– Co? Nie cieszysz się z możliwości zobaczenia Ouyang Si Qi? – Zapytał Xi Cheng, wchodząc niespodziewanie do namiotu Shun Jie wprost z uczty, którą wyprawili w obozie.
Jego twarz jak zawsze była chłodna i spokojna. Nie widać było na niej żadnych oznak zadowolenia z chwilowej przerwy od ciągłych ekspedycji wojennych i możliwości odpoczynku. Wydawało się również, że tylko niechcący wspomniał to imię, które tak bolenie mogło urazić uczucia Duan Shun Jie.
Chłopak wiedział, że ten okrutny mężczyzna poczułby się niezwykle zadowolony, gdyby zobaczył teraz cierpienie na jego twarz. Shun Jie powstrzymał się od odpowiedzi i tylko gorzko się uśmiechnął.
To prawda, Si Qi była jedyną osobą na świecie, z którą łączyły go więzy krwi, jednakże nie chciał patrzeć na kobietę, która nienawidziła go i uważała za zdrajcę, a do tego nosiła w swym łonie dziecko Xi Chenga.
– Widzę, że nie jesteś całkiem szczęśliwy? Nie chcesz jej zobaczyć? – Mężczyzna podniósł kubek wina stojący na stoliku i niedbale zaczął je sączyć, po czym szyderczym tonem mówił dalej: – Słyszałem, że ona i inne kobiety z mojego haremu nie dogadują się najlepiej. Zdaje się, że jej temperament jest tak wielki, jak jej brzuch.
Po usłyszeniu tych słów Shun Jie natychmiast zrozumiał, że nie ma żadnej pozycji ani prawa do tego, aby czuć się zazdrosnym. Jego serce owładnięte przez ból i gorycz coraz bardziej bolało.
Uczucia Xi Chenga były jak picie wspaniałego zatrutego wina. Kiedy bierzesz pierwszy łyk, jego słodycz aż rozpływa się w ustach. Kiedy wino dotrze do żołądka, staje się coraz bardziej gorzkie i cierpkie, aż w końcu rozlewa się po brzuchu i sprawia, że zaczynasz gnić od środka. To była cena za chęć skosztowania tej słodyczy.
– Bądź spokojny! Ich i twój smak jest całkiem inny. Po dotarciu do Tongan, mówiąc szczerze, wciąż mogę być w nastroju, aby cię odwiedzić. – Delikatnie uszczypnął policzek Shun Jie, jednak nie ukrywał szyderczego tonu.
Świadomość, że mężczyzna kpi z niego i traktuje go jak bezwartościową osobę, która przychodzi na zawołanie i wychodzi, kiedy tylko się jej każe, sprawiła, że Shun Jie wolał milczeć niż ujawnić swe cierpienie w drżącym głosie.
Przed Xi Chengiem czuł strach. Niezależnie od tego, jak bardzo mężczyzna by go zmuszał lub ośmieszał, mógł tylko stać i milczeć, uparcie i w cierpieniu znosić to wszystko, dopóki nie zostanie całkowicie pokonany i wdeptany w ziemię.
Słowa Xi Cheng były tylko kolejną grą. Tak naprawdę odkąd Armia Datong wyruszyła do stolicy ani razu nie dotknął Shun Jie. Kiedy oboje przypadkiem się spotykali, w ogóle na niego nie patrzył.
Dla chłopaka było to zrozumiałe, że im bliżej będą Tongan, tym bardziej Xi Cheng będzie się od niego oddalał. Przez cały ten czas znosił to i milczał, mimowolnie podążając za wojskiem.
Shun Jie rozumiał w swym sercu, że Xi Cheng wcale go nie kocha. Prawdopodobnie nigdy nikogo nie kochał.
Mężczyzna zabiegał o ich związek tylko wtedy, kiedy chodziło o pomoc w przygotowaniu militarnej strategii. Chłopak był też użytecznym obiektem, do rozładowania pożądania podczas wojskowych kampanii.
To zrozumiałe, że po powrocie do Tongan wszystkie te potrzeby znikną. Z pewnością znajdzie nowy obiekt pożądania i stopniowo zapomni o nim.
Czuł się w tej chwili jak nic nieznaczący przechodzień, który pojawił się na krótką chwilę we wspaniałym życiu Siódmego Księcia Datong. Nawet gdyby teraz odszedł, nie miałoby to dla mężczyzny żadnego znaczenia, nie pozostawiłoby w jego pamięci żadnego śladu po sobie.
Nawet jeśli Xi Cheng był dla niego całym niebem, całym światem, całym sensem życia, to dla samego Okrutnego Księcia, Shun Jie był nikim, niegodnym nawet, aby na niego spojrzeć.
Po ponad dziesięciu dniach marszu Armia Datong w końcu dotarła do bram Tongan.
Duan Shun Jie, jako poddańczy Generał Armii rebeliantów, w ogóle nie otrzymał szansy na spotkanie z rodziną Xuan Yuan Xi Chenga.
Po przelotnym i pośpiesznym powitaniu Feng Zong przyznał mu ponownie tytuł Generała Pingnan i niemal natychmiast ulokował w rezydencji oddalonej od miasta. Dla Siódmego Księcia Xuan Yuan Xi Chenga wyznaczył Imperialny Pałac niedaleko Zakazanego Miasta. Obaj byli oddaleni od siebie o kilkadziesiąt grubych i długich murów stolicy.
Z wyjątkiem kilku przyjęć z okazji nadania honorowych tytułów wojennych, praktycznie nie widział Xi Chenga.
Te dni, kiedy nie był w stanie chociaż przez chwilę popatrzeć na kochanka, były wypełnione pustką i samotnością. Shun Jie jednak czuł, że nie ma prawa, aby iść i przeszkodzić mężczyźnie w spotkaniu z tak dawno niewidzianymi członkami rodziny, ojcem, braćmi i konkubinami.
Każdy dzień spędzał samotnie w swej zimnej rezydencji, rozmyślając. Jego tęsknota za ujrzeniem Xi Chenga była coraz silniejsza, jednak desperacko się powstrzymywał.
Ciągnące się dni były nie do wytrzymania, w końcu jednak nadszedł wieczór Księżycowego Nowego Roku.
Shun Jie rozkazał wszystkim służącym opuścić rezydencję i udać się do swych domów, nie mogąc patrzeć na ich odzwierciedlone w oczach pragnienie spotkania ze swymi rodzinami w ten wyjątkowy czas. W domostwie został prawie sam z wyjątkiem giermka i kilku starych służących, którzy nie mieli dokąd pójść.
Całe miasto wypełnione było atmosferą radości. Każdy dom w Tongan wydawał ucztę, a na stołach gościły wiosenne świąteczne dania.
Shun Jie wcale jednak nie czuł tej panującej wkoło noworocznej radości. Zimne ściany rezydencji i pustka, jaką miał w sercu sprawiały, że czuł się jak duch snujący po pokojach. W końcu wszedł do gabinetu i usiadł za dużym stołem, zamykając oczy. Modlił się, aby czas świąteczny jak najszybciej minął.
– Generale… – Ostrożny i pełen szacunku głos przerwał nagle zastój wypełniający pokój. Młody giermek Fu Yue stanął przy drzwiach i nawoływał go. Chłopiec przypominał Chang Er, był bardzo ciekawski i sekretnie spoglądał na swego Pana.
– Generale, Imperialna Konkubina Siódmego Księcia Ouyang Si Qi przyszła z wizytą. Generale?
Ciało Shun Jie skamieniało w jednej chwili, słysząc te słowa, lecz w jego klatce piersiowej serce biło ze strachu jak oszalałe.
Ciężkie do wytłumaczenia poczucie winy i zdenerwowanie sprawiły, że nie potrafił wydobyć z siebie słowa. W końcu jednak zebrał w sobie na tyle odwagi, aby się przełamać i odważnie spojrzeć w twarz swej jedynej na tym świecie siostry.
– Generale, czy chcesz zjeść coś, zanim udasz się na spotkanie? – Fu Yue po raz kolejny użył swego wyraźnie zaciekawionego spojrzenia, gdy zapytał Shun Jie. Mężczyzna szybko pokręcił głową. Zdawał sobie sprawę, że i tak nie jest w stanie ukryć obawy, którą tak wyraźnie było teraz widać na jego twarzy. Pomimo tego, że dziś niczego jeszcze nie jadł, nie byłby w stanie przełknąć nawet jednego ziarenka ryżu. Jego serce, płuca i żołądek wypełnione były nienazwanymi uczuciami, na jedzenie nie było już miejsca.
– Pośpiesz się, pozwól Imperialnej Konkubinie wejść.
Nawet psychiczne przygotowanie nie było w stanie powstrzymać szoku, jaki przeżył Shun Jie po ujrzeniu ogromnego, ciążowego brzucha Si Qi. Niegdysiejsza figura delikatnej i ładnej młodej dziewczyny całkowicie zniknęła. Ouyang Si Qi, która stanęła teraz przed jego oczami, odziana była w jedwab i klejnoty. Z prawej i lewej strony wspierały ją służące. Jej twarz była sztywna i surowa, nawet jej naturalny wdzięk gdzieś zniknął, sprawiając, że wyglądała na znacznie starszą.
– Gdyby Xuan Yuan Xi Cheng nie zmusił mnie do tego, nigdy bym tu nie przyszła. – Pierwsze słowa dziewczyny były oschłe i sztywne. Powoli usiadła i machnęła dłonią na swe służce, każąc im wyjść.
Shun Jie wiedział, że nie może liczyć na jej uprzejmość, jednak jej pełne gniewu słowa kompletnie nim wstrząsnęły.
– Dawno się nie widzieliśmy… On… Xuan Yuan, czy dobrze cię traktuje? – Chłopaka nie wiedział, jaki wyraz twarzy powinien przybrać, kiedy pytał o związek jej i Xi Chenga. Czuł jednak gdzieś wewnątrz siebie, jakby jego słowa wypełnione były ironią.
– A jak myślisz? – Twarz Ouyang Si Qi stała się jeszcze bardziej surowa. – Odkąd znalazłam się w Imperialnym Pałacu, widziałam go zaledwie pięć razy. W porządku starszeństwa jestem jego siedemnastą Konkubiną. Pomijając to, że jest on wrogiem, który zabił mego ojca. Powiedz więc, czy traktuje mnie dobrze, czy też nie?
Shun Jie milczał, kompletnie nie wiedząc jak odpowiedzieć i ulżyć cierpieniom siostry. Nawet jego własne rany nie były w stanie się zagoić, skąd miałby zdobyć dodatkową energię na pocieszenie kogoś innego?
– Si Qi błagam cię, proszę, nie wiń mnie… – Milczący przez cały czas Shun Jie w końcu otworzył usta i szczerze prosił o wybaczenie. Tak bardzo skrzywdził swą siostrę, szukając własnego szczęścia. Był największym głupcem na świecie.
Dziewczyna spojrzała na brata błagającego ją o wybaczenie, jednak w odpowiedzi użyła palców swej dłoni, które z potężną siłą wylądowały na jego policzku. Jej oczy wyrażały gniew, a jej słowa były zimne jak lód:
– Duan Shun Jie, o czym ty mówisz?! Wciąż masz śmiałość patrzeć mi w twarz i prosić, abym cię nie obwiniała? Sprzymierzyłeś się z wrogiem, aby zabić mego ojca i zniszczyć mój dom, moje Pingnan, oszukałeś mnie… Moje życie się skończyło, wszystko zostało zniszczone przez twoje obłudne ręce!!! Najdroższy Bracie, nawet po tym, ty wciąż prosisz mnie, żebym cię nie winiła?! Ahahahahhaha….
Jej śmiech był bardzo ostry. Był jak ostrze noża, które raz za razem godziło serce Shun Jie.
Ouyang Si Qi w końcu przestała się śmiać. Shun Jie myślał, że zaraz zacznie płakać, jednak po dziewczynie, która kiedyś zalewała się łzami, nie pozostał ślad. W jej oczach nie pojawiła się ani jedna łza, zamiast łez była w nich nienawiść i pogarda.
– Si Qi, nie bądź taka… – Shun Jie przybrał zbolały wyraz twarzy. Myślał, że pozwalając jej stać się żoną Xi Chenga, uczyni ją szczęśliwą, ale wyglądało na to, że popchnął ją w jeszcze gorszą i bardziej tragiczną sytuację. – Zmarli odeszli…
– Duan Shun Jie jesteś głupcem! Zdradziłeś swych krewnych dla wysokiej pozycji i bogactwa. Jak wciąż masz czelność mówić o zmarłych! Duan Shun Jie jesteś tak bezwstydną osobą! Przeklinam cię, abyś nie był w stanie zaznać spokojnej śmierci! – Ouyang Si Qi zimno rzuciła zatrute słowa, po czym przywołała do siebie służące, aby pomogły jej wyjść. Nie odwróciła ani razu głowy, aby spojrzeć na Shun Jie, który został sam w pokoju, jak kamienny posąg bez duszy, bez energii…
Odgłosy fajerwerków nadchodzące z oddali zbudziły go ze stanu zadumy. Nie wiedział, od jak wielu godzin siedział bez ruchu wpatrzony w przestrzeń. Rozejrzał się po pokoju. Wszędzie było ciemno, a panujący w powietrzu chłód jeszcze bardziej czynił atmosferę żałosną. Był sam, nawet Fu Yue gdzieś zniknął.
Wstał z krzesła i wyszedł z gabinetu, udając się do znajdującej tuż obok sypialni. Jego kroki były powolne i ciężkie.
W poprzednich latach noworoczne wieczory spędzał razem z Lordem Zhongnan. Pomimo tego, że nie miał przy sobie matki i ojca, opieka jego Mistrza i Braterska miłość towarzyszy była wystarczające, aby zapomnieć o samotności i nieszczęśliwym życiu sieroty.
Nigdy by nie pomyślał, że kiedy stanie się całkowicie dorosłym człowiekiem, głęboko zrozumie, co oznacza bycie samotnym w takim dniu.
– Xi Cheng, bardzo za tobą tęsknię… – Ogarnięta mrokiem sypialnia jeszcze mocniej podkreślała jego smutek.
Shun Jie podszedł do stolika i zapalił świecę. Wypełnione tęsknotą serce w jednej chwili pękło i wylało się strumieniem srebrnych łez. Jego szept zmieszał się z lodowatym powietrzem pokoju.