Wreszcie nadszedł dzień, w którym mieli wrócić do Hongkongu.
Choć Fei Long poinformował swoich podwładnych o tej podróży, to nie mógł już dłużej odwlekać swojego powrotu.
Yoh zdecydował się odprowadzić ich na lotnisko – także po to, by ich chronić. Bo pomimo tego, że Fei Long ubrał się skromnie i zasłonił pół twarzy okularami przeciwsłonecznymi, to i tak wyraźnie rzucał się w oczy ze względu na swoje długie włosy i piękną sylwetkę.
– A co z Yohem? Wraca z nami? – zapytał Tao z trudną do rozgryzienia miną.
– On… – zaczął mówić Fei Long. Nie dziwił się chłopcu, że ten zdecydował się o to zapytać. W końcu nigdy nie dowiedział się o zdradzie Yoha. Kiedy Tao był w szpitalu, to jego najbardziej zaufany podwładny namówił go do oddania mu klucza do skrytki, w której schowane było prawo własności kasyna i przekazał je Asamiemu. Gdyby chłopiec się o tym dowiedział, to na pewno poczułby się źle. Fei Long i tak w końcu odzyskał dokument, więc wspominanie o tym chłopcu nie miało sensu.
– Jest jeszcze kilka rzeczy, którymi się muszę zająć – wtrącił Yoh, zanim drugi mężczyzna mógł dokończyć.
– Och… Skoro tak…
Chociaż jego twarz wyrażała tylko rozczarowanie, to czuł też odrobinę spokoju, wiedząc, że Yoh z nimi nie wraca, ale może umysł płatał mu figle. Jednak Tao zrozumiał, co tak naprawdę czuje i dlaczego. Nienawidził się za to.
Odkąd dowiedział się prawdy o swoim ojcu, to twarz normalnie wesołego Tao coraz częściej przybierała zamyślony wyraz. Nowością był także sposób, w jaki się odnosił do Yoha i to, że starał się utrzymać do niego pewien dystans. Możliwe, że kiedyś wróci do dawnego siebie, ale to może nie być łatwe.
– Tao, nie masz ochoty się rozejrzeć? Mamy jeszcze trochę czasu przed odlotem – powiedział Fei Long, wskazując na otaczające ich sklepy.
– Naprawdę mogę? – Twarz chłopca rozjaśniła się natychmiast. Dla Tao, który po raz pierwszy opuścił Hongkong, atmosfera panująca na lotnisku była fascynująca. Jak tutaj przyjechał, to skupił się głównie na podążaniu za Fei Longiem, więc nie miał czasu na podziwianie widoków.
Fei Long przytaknął.
– Tylko nie odchodź za daleko.
– Okej!
Długowłosy mężczyzna uśmiechnął się, patrząc, jak jego podopieczny pobiegł w stronę jednego z wielu sklepów bezcłowych. Skłamałby, mówiąc, że się nie martwi. Jednak na tak zatłoczonym lotnisku niebezpieczeństwo było o wiele mniejsze. Poza tym Tao nie był już tym niewinnym dzieckiem i trochę bardziej się pilnował.
Choć to wydarzenie zmieniło światopogląd chłopca, to nareszcie wiedział wszystko o swoim pochodzeniu. Nie był już głodującą sierotą, która próbowała odkryć swoje korzenie. Teraz nareszcie mógł dumnie stanąć u boku Fei Longa.
– Yoh… – powiedział Fei Long, kiedy chłopiec się oddalił.
– Jestem tutaj. – Yoh powoli się przybliżył, chcąc usłyszeć każde wyszeptane słowo.
– Po tym… Czy chcesz wrócić do Hongkongu… Wrócić do mnie?
Lider Baishe chciał, by Yoh wrócił do niego, nie jako szpieg Asamiego, ale jako lojalny podwładny. Choć na lotnisku był straszny zgiełk, to i tak słyszał bicie własnego serca, kiedy czekał na odpowiedź.
– Nie.
Serce Fei Longa zadrżało, ale nie było tego po nim widać. Opuścił głowę i odpowiedział potępiającym siebie samego tonem:
– Tak przypuszczałem.
Zdziwił się, że jego serce nie zatrzymało na zawsze swojego rytmu, tylko powróciło do normalnych, apatycznych uderzeń. Mężczyźni spojrzeli na siebie. Oko w oko, ciesząc się z tej cichej wymiany.
Jeśli Yoh chciał żyć pod swoim własnym niebem i nie spędzić reszty swoich dni jako podwładny, to Fei Long uszanuje jego decyzję. W końcu był wolny po tym, jak odszedł z Baishe. I od tamtej pory nic nie zdołało go uwięzić. Ani Baishe, ani Asami. To wszystko było już tylko przeszłością.
– Panie Fei!
Słysząc wesoły głos Tao, Fei Long zerwał kontakt wzrokowy.
Chłopiec biegł w ich kierunku, ale zatrzymał się, tak jakby wyczuł panującą między nimi atmosferę.
– Czy coś się stało? – zapytał zdziwiony Tao.
– Nic takiego. Tylko rozmawialiśmy.
– Naprawdę? – Chłopiec wyglądał, jakby mu nie wierzył.
Długowłosy mężczyzna spojrzał na zegarek. Zbliżał się czas odlotu.
– Yoh, niedługo spotkamy się ponownie, prawda? – zapytał Tao.
– Raczej nie tak niedługo.
– No to kiedy? Jak zagoi się twoja rana?
– Nie wiem, ale kiedyś się spotkamy, okej?
Dwuznaczne słowa Yoha były sposobem dorosłych na ominięcie niewygodnego tematu, ale chłopiec zrozumiał ukrytą wiadomość i zamilkł w zamyśleniu. Chwilę potem, tak jakby sobie coś przypomniał, Tao znowu spojrzał na starszego mężczyznę.
– Wyciągnij rękę, Yoh.
– Jasne – powiedział Yoh, robiąc to, o co poprosił go chłopiec. Ten sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął fioletową sakiewkę, po czym położył ją w wyciągniętej ręce mężczyzny.
– To dla ciebie – powiedział. – Przed chwilą to kupiłem.
Yoh otworzył sakiewkę i w środku zobaczył jasnozielony kamień. Był to delikatny amulet z jadeitu w kształcie tygrysa, używany do ochrony przed złem i klęskami. Podziękował chłopcu z wymuszonym uśmiechem.
W tym małym przedmiocie kryło się życzenie Tao – chłopiec nie chciał, by znowu został ranny. Mężczyzna schował go ostrożnie, nie chcąc zniszczyć prezentu.
Tao wziął głęboki oddech i z poważnym wyrazem twarzy powiedział:
– Będę ochraniał pana Fei Longa, kiedy ciebie z nami nie będzie.
Yoh patrzył się niedowierzającym wzrokiem na chłopca. Nie oczekiwał od niego żadnych obietnic.
– Dobrze, więc pozostawiam ci to zadanie.
– Następnym razem, kiedy się spotkamy, to na pewno będę silniejszy. Może nawet urosnę wyższy od ciebie. – Tao zmusił się, by zachować spokojny ton głosu. W jego oczach zbierało się coraz więcej łez. – Nie kłamię. Ostatnio coraz szybciej rosnę.
Yoh nie przytaknął chłopcu, nie wyraził też żadnych oznak sprzeciwu. Obserwował go tylko w ciszy, lekko się uśmiechając. Nie chciał rozwiewać marzeń chłopca.
– Więc… Musisz się pospieszyć albo stracisz pracę.
Fei Long westchnął. Wiedział, że drugi mężczyzna po prostu nie chciał znowu okłamać jego podopiecznego.
– Musimy już iść, Tao.
Pospieszając chłopca, długowłosy mężczyzna spojrzał Yohowi w oczy. W chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, Yoh zaczął:
– Proszę, dbaj o siebie. A także…
Przerwała mu informacja nadana przez interkom. Yoh bezradnie wzruszył ramionami. Nie był wystarczająco silny, by to powtórzyć.
– Ty także dbaj o siebie. – Fei Long nie prosił Yoha o dokończenie. Wiedział, że i tak już nigdy się nie dowie, co ten chciał mu powiedzieć.
Ich rozstanie nie wymagało zbędnej dawki żalu. Głęboko w swoim sercu ukrył wspomnienie tamtej nocy i wszedł na pokład samolotu.
Ich losy znowu się rozeszły, ale nadal istniało przyrzeczone „niedługo”, kiedy znowu będą mogli chwycić się za ręce.
Rozdział 5
Pokój przesiąkł zapachem krwi.
– Ty bydlaku…
Yan, blady i mocno związany, leżał na podłodze i patrzył się morderczym wzrokiem na Yoha. Kałuża krwi błyszczała w bladym świetle, powoli się powiększając.
Od zdarzenia w magazynie minęło kilka tygodni. Przez cały ten czas Yan ukrywał się w Tajpeju. Najwyraźniej podczas tego zamieszania stracił wszystkich swoich podwładnych i właśnie tutaj planował odbudować swoją organizację. Jednak jakoś nie było chętnych, by podążać za facetem, który ciągle truł się narkotykami.
– Cz-czekaj!
Yoh nie był pewny, czy jego wzrok nie mógł się skupić w jednym miejscu ze strachu, czy raczej chodziło tu o przedawkowanie. Patrząc na drugiego mężczyznę, który trząsł się w kałuży własnej krwi, Yoh bez słowa wycelował w niego broń. Yan zastygł.
Nie chciał zakończyć żywotu tej marnej istoty jednym strzałem. To byłoby zbyt łatwe. Chciał, by zasmakował bólu, jaki sprawił Fei Longowi.
– T-ty… Fei Long cię odrzucił, prawda? Pracuj dla mnie. Współpracuję z rosyjską mafią. Będziesz mógł żyć w bogactwie…
Yoh patrzył się na Yana, który najwyraźniej stracił cały honor i teraz błagał go na kolanach. Powoli pociągnął za spust.
Stłumionemu dźwiękowi wystrzału towarzyszyła krew rozbryzgująca się wokoło.
Ciało Yana leżało na podłodze, a jego szeroko rozłożone ręce wyglądały tak, jakby tuż przed śmiercią szukał przebaczenia. Yoh obrzucił go zimnym spojrzeniem.
Ucieszyłbym się, gdyby to ukoiło twoje cierpienie.
Fei Long poprosił go, by w sekrecie zabił jego brata, Yana Tsui.
Podjąłeś dobrą decyzję.
Bo dopóki Yan Tsui żył, to stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa Baishe. Więc decyzja Fei Longa, decyzja lidera Baishe, była najlepszą, jaką można było w takiej sytuacji podjąć.
Może to okrutne, ale Fei Long nigdy nie miał problemu z podejmowaniem decyzji w obliczu zagrożenia. Poświęcenie swojego własnego brata, by chronić coś, co jest dla niego ważne, nie było błędem.
To najlepsze rozwiązanie – także dla Yana, który był już tak uzależniony od narkotyków, że jego ciało i umysł gniły żywcem. Nie był w stanie prowadzić normalnego życia. Prędzej czy później straciłby przydatność dla Rosjan i zostałby zostawiony na pastwę losu jak jakiś śmieć. A tak przynajmniej umarł jako lider tajwańskiej mafii z rąk nieznanego skrytobójcy.
Rozkaz został wykonany.
Po potwierdzeniu zgonu Yoh zniszczył dowody i skierował się w drogę powrotną do domu.
Śmierć Yana prawdopodobnie nawet nie trafi do gazet. Pewnie zostanie potraktowana jako rezultat wewnętrznych zamieszek w światku przestępczym, co nie było niczym nowym, ale Fei Long szybko się o tym dowie.
W Chinach więzy rodzinne są cenione ponad wszelką miarę. Choć sam go nie zamordował, to śmierć brata i tak na zawsze pozostawi skazę na sercu Fei Longa.
Fei Long był teraz niezaprzeczalnie jedynym liderem światka przestępczego w Hongkongu, więc nie mógł przejmować się takimi uczuciami. Musi sukcesywnie eliminować wszystkie przeszkody, by się nigdy nie potknąć i zawsze iść naprzód.
Tym razem Yoh tylko kopnął kamień, zanim Fei Long mógł się o niego potknąć. To coś, co sam zdecydował się zrobić.
Pewnego dnia… Pełna determinacji twarz Tao mignęła mu przed oczami.
Po wyjściu z budynku Yoh spojrzał na bezchmurne niebo. Popołudniowe słońce świeciło jasno, a samolot przecinał szeroką połać błękitu.
Jeśli pewnego dnia znowu się spotkają, to i tak to nie on będzie stał u boku Fei Longa.
Nie będzie przetrzymywać takich głupiutkich oczekiwań. Po prostu jest to niemożliwe. Odszedł z organizacji, więc nareszcie mógł być mu równy. Więc w duchu będą mogli iść ramię w ramię.
Będzie w pełni zadowolony, jeśli w trakcie wspólnie spędzonego czasu udało mu się ugasić trochę obaw Fei Longa. To mu wystarczy.
Wspomnienie ich splecionych dłoni i słodkich jęków zostało szczelnie zamknięte. Nie żałował wybranej ścieżki, nawet jeśli ich drogi miałyby się już nigdy nie spotkać.
Bo wiedział, że ta odrobina czułości wystarczy mu na długie lata.