Jego wklęsłe policzki, wypełnione ogniem oczy, a nawet ulubiona marka papierosów nie uległy zmianie. Jednak, pomyślał Fei Long, mijając powoli wieczorne tłumy, Yoh wydawał się bardziej męski niż kiedyś.
Nie zadawał niepotrzebnych pytań. W końcu osoba, która zachowuje ciszę i nie miesza się w nie swoje sprawy, jest bardziej godna zaufania niż ktokolwiek inny. Już od zamierzchłych czasów, mysz udaje się upolować tylko tym kotom, które nie robią hałasu – w końcu tak podpowiadał zdrowy rozsądek.
Ta osoba musi zostać wyeliminowana.
Tym razem Fei Long nie wziął ze sobą obstawy. Jego ciche pojawienie się na Tajwanie zostało specjalnie zaaranżowane. Bo jeśli cel tej podróży zostanie poznany przez Baishe, to ucierpi na tym nie tylko jego pozycja jako lidera, ale prawdopodobnie wstrząśnie to także całą grupą.
Ta sytuacja zaczęła się już siedem lat temu, tamtej deszczowej nocy. Kiedy poprzedni lider Baishe – przybrany ojciec Fei Longa – został zabity, to organizacja rozpadła się w ciągu kilku godzin. A to wszystko z winy Asamiego. Yan Tsui został ranny, Fei Longa aresztowała policja Hongkongu, a jego biologiczny ojciec został zastrzelony. W tę jedną noc stracił wszystko.
Dopiero w więzieniu dowiedział się, że kule, które zabiły pana Liu i Toha, zostały wystrzelone z broni o różnych kalibrach. Toh na pewno został zabity przez Asamiego, ale Liu został zastrzelony przez swojego własnego syna, Yana Tsui. Policja jednak jawnie obrała stronę japońskiego biznesmena i chciała skazać Yana za podwójne morderstwo. Podejrzany zniknął z powierzchni ziemi, a plotki na temat jego śmierci szybko rozeszły się po kraju.
Ale Yan Tsui nadal żyje.
Fei Long dowiedział się o tym dopiero po tym, jak wyszedł z więzienia, odbudował Baishe i został nowym liderem tej organizacji. Zwrot „był kompletnie zszokowany” nie jest w stanie wyrazić pełni jego uczuć wywołanych tą wiadomością. Zabił ich ojca i wiódł spokojne życie? To doprowadzało Fei Longa do szewskiej pasji. Szczerze mówiąc, nie pragnął niczego bardziej niż konfrontacji z Yanem. Nawet przyśniło mu się, że zaciskał dłonie na jego szyi, ale mimo wszystko Yan Tsui nadal był jego bratem. W chińskiej kulturze bratobójstwo było bardzo źle postrzegane. Poza tym nadal przestrzegał rad swojego ojca: zwrócenie broni w kierunku własnego brata jest niewybaczalne, nieważne, z jakiego powodu byś tego nie robił.
Proszę, wybacz Yanowi – tak brzmiało ostatnie życzenie pana Liu. To jedno krótkie zdanie było jak sznur, który został mocno przywiązany do serca Fei Longa. Chociaż Yan go zabił, to Liu i tak by mu wybaczył. Nie dlatego, że to jego syn, tylko dlatego, że był ojcem. Jednak Yan Tsui uciekł z podkulonym ogonem, zmienił imię i zaczął prowadzić jakąś sekretną organizację na Tajwanie.
Jego brat nie tylko zrezygnował ze wskrzeszenia Baishe, ale pozwolił komuś spoza rodziny zająć pozycję lidera i wygonić się ze swojego terytorium – tak jakby pragnął zatrzeć swoją przeszłość.
Fei Long pierwotnie postanowił zaczekać i zobaczyć jak Yan zamierza wykorzystać swoją nową pozycję. Jeśli nie zrobi niczego, co mogłoby zagrozić Baishe, to niech sobie robi, co chce. Chociaż nie da się go porównać do Asamiego, to i tak zajmował się tą samą rzeczą – w pewnym sensie było to zagrożeniem samym w sobie.
Z ostatnich raportów od jego szpiega wynikało, że rosyjska mafia wsparła jego przybranego brata. Pomimo ostatnich słów jego ojca, Fei Long wiedział, że nie może już dłużej odwlekać tej sprawy. To, co łączyło Yana Tsui i Mikhaila Arbatova nadal było niejasne, ale pomimo tego, jak bardzo się stoczył, Yan nadal był jedyną osobą, którą z poprzednim liderem Baishe łączyły więzy krwi. Niektórzy po dziś dzień uważają, że to Yan jest prawowitym dziedzicem organizacji i jeśli się dowiedzą, że nadal żyje, to nie uda się uniknąć buntu. Wszystkie zagrożenia dla Baishe muszą zostać wyeliminowane – Fei Long podjął tę decyzję nie jako brat Yana, lecz jako lider ogromnej grupy ludzi, którzy na nim polegali.
Fei Long zatrzymał się na środku ulicy. Jego uwagę przyciągnął stolik rozstawiony na uboczu. Siedziała przy nim dwójka braci, którzy czytali książki oparte na kolanach, korzystając ze świateł marketu. Ich rodzice na pewno byli niedaleko, zapewne ciężko pracując, by zapewnić potomstwu jak najlepsze warunki. Możliwe, że chłopcy odrabiali lekcje. Starszy z nich wyglądał, jakby był właśnie w wieku szkolnym, choć młodszemu raczej nadal tylko zabawa była w głowie. Przy wielu innych podobnych stolikach zbierali się różni ludzie, wypełniając noc gwarem i śmiechem.
Przez chwilę Fei Long zagłębił się w bolesnych wspomnieniach. Kiedy był młody, to bardzo podziwiał swojego brata. Często towarzyszył mu podczas nauki, nie opuszczając boku ich ojca nawet na chwilę. Za każdym razem, kiedy musiał ściąć włosy, Yan stał tuż obok i ze smutkiem wpatrywał się w spadające na ziemię jedwabiste pasma. Nigdy nie zapomni, jak siadali wieczorem przy kominku i Yan Tsui głaskał go po włosach.
Zaszedłem tak daleko, więc dlaczego nadal się waham?
Zadaniem, które przydzieli Yohowi, jest zabicie Yana. Chociaż wypełniała go ogromna żądza zemsty, to i tak nie był pewny, czy to właściwa droga. Jednak ta niepewność wynikała nie tylko z tych wspomnień pełnych ciepła. Tao… Chłopiec, którego przygarnął, ciągle zaprzątał jego myśli. Jego niewinny uśmiech potrafi rozświetlić cały pokój. Tak naprawdę Tao był biologicznym synem Yana Tsui.
Tylko Fei Long znał sekret Tao i tak musiało pozostać. Nawet chłopiec nic o tym nie wiedział. Jego matką była żona jednego z niższych rangą członków Baishe, jednak zmarła podczas porodu. Jej mąż zniknął z powierzchni ziemi, więc małym Tao zajęli się dziadkowie – jednak niedługo później zmarli, zostawiając chłopca samego. Takie sytuacje są normalne w mafijnych kręgach. Sieroty są zwykle ignorowane, ale to dziecko było wyjątkowe, bo w jego żyłach płynęła krew Yana.
Fei Long pomimo tego, że został zaadoptowany i nie utrzymywał kontaktu z bratem, uważał się za prawdziwego wuja Tao. W końcu chłopiec był niewinny i swoim dziecięcym zachowaniem pomagał uleczyć rany na jego sercu. Rodzina była najważniejsza.
Kiedy po raz pierwszy zobaczył chłopca, ten wyglądał jak porzucony kot. Prawdopodobnie nie przeżyłby ani dnia dłużej na ulicy, gdyby Fei Long pod wpływem chwilowego kaprysu go nie przygarnął. W dzisiejszych czasach życie sieroty nie jest łatwe, ale gdy jej rodzice byli członkami organizacji przestępczej, trud ten był wprost niewyobrażalny. Fei ukrył prawdziwą tożsamość Tao i zostawił go samemu sobie, ale chłopiec szybko stał się źródłem ukojenia dla jego starganych nerwów.
Tao nie był złym dzieckiem. Dzień w dzień Fei Long obawiał się zdrady i nie ufał nikomu z wyjątkiem tego chłopca. Stał się on nieodzownym elementem w jego życiu, jednak fakt, że chłopiec nic nie wiedział o swoim pochodzeniu, wywoływał w nim ogromne poczucie winy. Tak naprawdę, to Tao był prawowitym dziedzicem rodu Liu. Ktoś taki powinien być traktowany z czcią, a nie jak zwykły służący. Jednak lider Baishe kochał go jak własnego syna i nie chciał, by ten miał do czynienia ze światkiem przestępczym.
Ten niewinny Tao, którego zachowanie z roku na rok nabierało coraz więcej przebiegłości, był istnym balsamem leczącym czarne serce Fei Longa. Za każdym razem, gdy Fei patrzył chłopcu w oczy, pochłaniała go ogromna fala sprzecznych uczuć. Czy na pewno powinien wychowywać chłopca w świecie mafijnych porachunków? Tutaj ludzie zdradzają się i walczą ze sobą bez prowokacji. Nie chciał, by Tao musiał niepotrzebnie doświadczyć tylu krwawych bitew.
Może jeszcze nie jest za późno, by to zmienić.
Gdyby Tao dowiedział się teraz o istnieniu Yana… Kiedy Fei Long wybierał się do Tajwanu, to chłopiec błagał, by móc pojechać razem z nim. Jednak to nie była jakaś dziecięca zachcianka – usłyszał, że Fei planował pojechać bez ochroniarzy. Największym pragnieniem chłopca była ochrona jego opiekuna.
Gdyby ta wizyta była zwykłą podróżą w sprawach biznesowych, to nie miałby nic przeciwko dodatkowemu towarzystwu. Jednak głównym celem było wyeliminowanie Yana, niebezpiecznego mężczyzny, który jednocześnie jest ojcem chłopca.
Tao nie mógł się o tym dowiedzieć, ale niestety wbrew rozkazowi podążył w tajemnicy za liderem Baishe.
W końcu chłopiec nie pozostanie na zawsze małym i naiwnym dzieckiem. Stawał się coraz mądrzejszy i niedługo będzie dorosły. Wkrótce ukrywanie prawdy o ciężkim mafijnym życiu może stać się niemożliwe, ale Fei Long zrobi wszystko, by chronić go przed tym jak najdłużej. Nie był do końca pewien, czy postępuje dobrze. Tao miał już trzynaście lat i nadal nie wiedział nic o prawdziwym świecie. Czy to na pewno w porządku?
Nie. To nie tylko jest nie w porządku. Ja go po prostu oszukuję.
Szczerze mówiąc, ta naiwność mogła doprowadzić do jeszcze gorszej sytuacji. Szczególnie teraz, gdy niebezpieczeństwo było realnym zagrożeniem. Dla dobra Tao i Baishe Fei Long musiał pozbyć się swojego brata i zlikwidować wszystkie jego pozostałości. Zrobi wszystko, by umocnić pozycję swojej organizacji, nieważne, ile miałoby go to kosztować. I musiał to wszystko zrobić, zanim Tao dowie się prawdy.
Odwracając się tyłem do hałaśliwego tłumu, Fei Long ponownie zniknął w ciemnościach tajwańskiej nocy.
***
Na dzisiejsze spotkanie z Yohem nie nałożył krawatu. Czarna limuzyna podstawiona przez hotel już czekała pod wejściem i jak tylko Fei Long wszedł do środka, kierowca zamknął za nim drzwi. Gdyby nie przyjechał tu w konkretnym celu, to właśnie zwiedzałby zatłoczone uliczki Tajwanu razem z Tao. Młody lider Baishe był w stanie zrozumieć, dlaczego chłopiec sprzeciwił się rozkazom i podążył za nim w sekrecie.
Kiedy wrócił do domu po ostatniej wyprawie do Japonii z raną postrzałową, Tao cierpiał, jakby to on oberwał. Chłopiec nie wiedział, gdzie się wtedy udał, ale i tak ciągle się zamartwiał. Czuł się bezsilny, kiedy mógł tylko siedzieć w domu i czekać na jego powrót. Fei Long obiecał sobie, że postara się go zabrać na następny wyjazd. Wtedy na pewno poprawi mu się humor.
Z zamyślenia wyrwało go wibrowanie telefonu, oznajmiające nową wiadomość od Akihito – wypełnioną po brzegi skargami na Asamiego. Przypomniało mu się, że Tao chciał odwiedzić swojego nowego przyjaciela. Tak, wycieczka do Japonii na pewno ucieszy chłopca. Na samą myśl o uszczęśliwieniu swojego małego podopiecznego Fei Long trochę się rozluźnił.
– Zaparkuj za rogiem – powiedział Fei Long do mikrofonu połączonego z kabiną kierowcy. Limuzyny zbyt bardzo przyciągały wzrok, szczególnie w tak biednej okolicy. Na szczęście kierowca zrozumiał, o co mu chodzi i pozwolił swojemu klientowi przejść resztę drogi na piechotę. W porównaniu do wczorajszego wieczoru ulice były o wiele mniej zatłoczone, prawdopodobnie dlatego, że jeszcze było dość wcześnie. Zamiast głosów właścicieli okolicznych knajpek, hałas powodował dość duży ruch rowerowy.
Yoh już na niego czekał, tak jak wczoraj opierając się o ścianę, paląc papierosa i patrząc się w przestrzeń. Mimo jego usilnych starań wtopienia się w tłum uważny człowiek mógł zauważyć, że końce jego palców drgały w napięciu.
– Panie Fei Long. – Mówiąc to, Yoh rzucił na ziemię peta i zgasił go butem. Żar buchał z rozgrzanego asfaltu i w połączeniu z dymem papierosa rozmywał lekko rzeczywistość, przez co Yoh wyglądał jak jakiś miraż.
– Długo czekałeś?
– Nie, przyszedłem przed chwilą.
Rozmawiali w cieniu budynku, wyglądając jak dwójka starych kochanków, podczas gdy właściciele restauracji, w której pracuje Yoh, przygotowywali się do pracowitej nocy. I to właśnie w tej wąskiej uliczce Fei Long zadał pytanie, które cały dzień krzątało się po jego myślach.
– Przekonałeś Tao?
– Zgodził się wrócić do domu, ale wyraźnie było widać, że mu się to nie podoba.
– Tego się spodziewałem.
Skoro się zgodził, to wszystko powinno być w porządku. Nigdzie go dzisiaj nie widział, więc chłopiec pewnie wrócił już do Hongkongu.
Fei Long zdjął okulary przeciwsłoneczne i schował je w kieszeni marynarki, przygotowując się do ciężkiej rozmowy. Jednak zanim zaczęli dyskusję, po uliczce rozległ się donośny dźwięk kroków. Nadal było zbyt wcześnie na otwarcie nocnego targu, a w dzień niewiele ludzi tędy przechodziło.
Atmosfera była napięta. Z tylnego wejścia do jednego z pobliskich sklepików wybiegła mała dziewczynka, która wyraźnie czegoś szukała.
Może się zgubiła.
Yoh już otworzył usta, by to powiedzieć, ale właśnie w tym momencie spojrzała się w ich stronę. Na jej małej buzi pojawił się szeroki uśmiech, tak jakby cieszyła się ze znalezienia swojego celu. Nie tracąc tego niewinnego uśmiechu, podbiegła i stanęła tuż przed Fei Longiem.
– Proszę! – krzyknęła mała, wyciągając z kieszeni białą kopertę. Fei Long rzucił Yohowi przeciągłe spojrzenie, zastanawiając się, czy jej nie zna. Jednak już po jego minie można było wywnioskować, że po raz pierwszy widział ją na oczy. Możliwe, że mieszkała w okolicy, ale w sumie dzieciak się prawie niczym nie wyróżniał z tłumu.
– Co to jest…? – Miał złe przeczucie, ale i tak wziął kopertę do ręki. I od razu pobladł, widząc widniejący na niej znak. Drżącymi rękami szybko ją otworzył, a z jej wnętrza wypadł kosmyk czarnych włosów.
– Fei Long… – zaczął niepewnie Yoh, ale nie udało mu się przyciągnąć uwagi swojego byłego pana.
Umysł młodego lidera Baishe ogarnęła pustka, gdy dotknął opuszkiem palca ten niespodziewany prezent. Jednak to nie jedyna rzecz, która znajdowała się w kopercie. W samym rogu była wykaligrafowana krótka notka z adresem i… Wiadomością.
Przyjdziesz sam, jeśli nie chcesz, by stała mu się krzywda.
Fei Long obrzucił dziewczynę ostrym spojrzeniem.
– Co się dzieje? Kto ci kazał to dostarczyć…?! – Chociaż bardzo się starał opanować swoje wzburzone emocje, to ból i tak był wyraźnie wyczuwalny w jego głosie, przez co niewinnie wyglądająca dziewczynka skuliła się ze strachu.
– K-ktoś kazał mi to przynieść długowłosemu mężczyźnie, który stoi na tyłach tej restauracji…
– Kto? Jak wyglądał?
Dziewczynka potrząsnęła głową, starając się powstrzymać łzy.
– N-nie wiem, nigdy wcześniej go nie widziałam. Dał mi pieniążki i kazał to doręczyć.
– Fei Long. – Nie mogąc już dłużej znieść strachu w oczach dziewczynki, Yoh zwrócił na siebie uwagę swojego byłego pana.
Podziałało. Fei złapał głęboki oddech i odwrócił się tyłem do dziecka, które od razu uciekło, korzystając z okazji. Wyglądało na to, że była tylko niewinnym kurierem, który chciał sobie trochę zarobić.
Jak tylko ucichł dźwięk kroków, Yoh z poważnym wyrazem twarzy podszedł bliżej.
– Co takiego napisali?
– A jak myślisz? Ale od razu zaznaczę, że to nie jest zwykłe porwanie. – Fei Long powiedział żartem, podając list drugiemu mężczyźnie. Po tym kosmyku włosów nie dało się poznać, czy Tao jeszcze żył. Nawet jeśli jego serce nadal biło, to prawdopodobnie został pobity i odurzony. Niekoniecznie w tej kolejności. W końcu Yan nie wiedział, że Tao jest jego synem.
Spoglądając na dzwoniącego gdzieś Yoha, Fei zmarszczył brwi. Dlaczego? Kto ich wydał? Nie wspominając już nawet o tym, że ten wyjazd był otoczony tajemnicą.
Nie spodziewał się, że Tao zostanie wciągnięty w to bagno. Możliwe, że każdy ich ruch był obserwowany już od momentu ich przybycia.
Kończąc rozmowę, Yoh skierował swoje kroki w kierunku Fei Longa. Nie powinien był zostawiać Tao samego. Dlaczego nie odprowadził go wczoraj do hotelu? Dlaczego nie zapakował go prosto do samolotu? Gdyby nie zaniedbał swoich obowiązków, to Tao pewnie już dawno byłby w domu. Jego własna głupota ponownie zraniła mężczyznę, na którym mu zależało.
– Przepraszam. Powinienem był dopilnować, by Tao bezpiecznie dostał się na pokład samolotu. – Yoh skłonił się głęboko. Przez telefon dowiedział się, że Tao dzisiaj rano wymeldował się z hotelu, więc prawdopodobnie został porwany w drodze na lotnisko.
– Nie obwiniaj się, bo nikt nie byłby w stanie przewidzieć czegoś takiego. Uratowanie Tao jest teraz naszym największym priorytetem.
Nie mogli się już dłużej wahać. Porwanie nastąpiło około sześciu godzin temu, a w tym czasie wiele się mogło wydarzyć. Życie chłopca było w niebezpieczeństwie.
– Ten wzór… – Grafika przedstawiająca czarny płomień złowieszczo kontrastowała z bielą koperty. To był znak używany przez organizację przestępczą Yana i możliwe było, że Yoh coś o nich wiedział.
Krótkowłosy mężczyzna nie do końca wiedział, co to oznacza. Bo dlaczego taka mała i nowa organizacja próbowała zadrzeć z liderem Hongkondzkiej mafii? To, że przewodził nią syn byłego lidera Baishe (i brat aktualnego), nie było powszechnie znane. Jednak trzeba przyznać Yanowi, że wspaniale udało mu się ukryć swoje pochodzenie. Fei Long uśmiechnął się lekko i wyszeptał:
– Szef tej organizacji jest tym, którego chciałem, żebyś dla mnie wyeliminował. To Yan Tsui.
Yoh wytrzeszczył oczy. Czyli Fei Long przybył do Tajwanu, by zabić własnego brata. Nigdy by na to nie wpadł.
– Yan Tsui?! Syn poprzedniego lidera? Ale…
– Ukrywa się teraz pod pseudonimem. Mimo wszystko Yan nie jest głupcem.
Nikt nie połączyłby Yana z Baishe z Yanem babrającym się w tajwańskim światku przestępczym. Dopiero po poznaniu prawdy zrozumiał, że liczy się każda minuta.
– Wybacz, ale nie mam czasu na wyjaśnienia. Sytuacja się zmieniła. Sam się tym zajmę, a ty zapomnij, że w ogóle mnie widziałeś.
Yoh złapał go za ramię, jak tylko Fei Long skończył mówić.
– Nie mów, że zamierzasz tam pójść.
– Oczywiście. Wzięli coś, co należy do mnie. Myślisz, że im tak po prostu odpuszczę?
– To pułapka!
– Skąd wiesz? – Odwracając się, by spojrzeć w te ciemne oczy, Fei Long nieświadomie się uśmiechnął.
Wiedział, że to pułapka. To już się raz zdarzyło, kiedy Asami próbował powstrzymać go przed odwiedzeniem umierającego ojca. Nie mógł się wtedy powstrzymać i wpadł w pułapkę zastawioną na niego przez Yana. Tym razem ocalenie ukochanej osoby nie było jego jedynym celem – chciał pokazać bratu, że nie jest już zwykłym pionkiem w jego rękach.
– Jeśli coś stanie się Tao, to zabiję tego mężczyznę własnymi rękoma! – powiedział przez zaciśnięte zęby. Podjął już decyzję. W tej chwili nie obchodziły go rzeczy takie jak duma czy honor. Nie ma znaczenia, kim dla niego jest Yan – nigdy nie wybaczy mu zrobienia krzywdy komuś, kto jest mu tak bliski.
– Rozumiem – odpowiedział na to Yoh. Widząc Fei Longa w takim stanie, nie mógł mu się sprzeciwić. Powoli wypuścił z uścisku ramię drugiego mężczyzny i cofnął się o kilka kroków, nie będąc nawet do końca pewnym, kiedy podszedł aż tak blisko. – Postaram się nazbierać jak najwięcej informacji, więc proszę, nie rób nic pochopnie.
Ramię, które jeszcze chwilę temu trzymał w mocnym uścisku Yoh, stopniowo traciło zyskane dzięki dotykowi ciepło. Fei Long kiwnął głową na zgodę i szybkim krokiem rozpoczął drogę powrotną. O tej porze złapanie taksówki powinno być łatwe.
Powolnemu zachodowi słońca towarzyszył charakterystyczny zapach. Tajwańskie ulice pachniały jak wilgotna ziemia, tak jakby zapowiadały nadejście burzy.
Przed wejściem do taksówki spojrzał na niebo. Mocne promienie słoneczne przenikały warstwę szarych chmur i smogu ulicznego. Wyglądało to tak, jakby czerwony potwór wreszcie pokazał pazurki, otwierając swoją paszczę wystarczająco szeroko, by w całości pochłonąć tajwańskie życie. Widok wcale nie poprawił stanu jego nerwów.
Podając taksówkarzowi adres z koperty i hojny napiwek, Fei Long poprosił, by ten jechał najszybciej, jak się da. Zdenerwowanie lub złość najwyraźniej były wyraźnie nakreślone na jego twarzy, bo kierowca tylko na niego zerknął, zadrżał i śmignął w dół ulicy. Fei rozsiadł się wygodnie i, zakładając nogę na nogę, obserwował, jak pojazd zgrabnie wymija przeszkody uliczne.
Miał nadzieję, że Tao był cały i zdrowy. Ta sytuacja jeszcze bardziej stargała jego wrażliwe nerwy, dodając do tego nutkę zniecierpliwienia. Starając się uspokoić trochę swoje rozbiegane myśli, młody mężczyzna postanowił dokładnie przemyśleć sytuację, w której się znalazł.
Jak do tego doszło? Co jest prawdziwym celem Yana?
Na pewno nie odkrył naszego planu. To niemożliwe.
To, że wykorzystał Tao, by zwrócić na siebie uwagę, było wystarczającym dowodem, że to nie chłopiec był ich głównym celem. Yan nadal nie wiedział, że ma syna. Prawdopodobnie członkowie jego grupy uznali, że porwanie Fei Longa jest zbyt trudne i dlatego zaatakowali niewinne dziecko. Wiedzieli, że zmusi go to do zareagowania.
To dlatego, że często zabieram go ze sobą. Przez to stał się celem.
Wypełniły go wyrzuty sumienia. Wyglądało na to, że Yan nadal żywił wobec niego urazę. Fei Long zrekonstruował Baishe od podstaw i zajął pozycję lidera, na którą zasłużył sobie ciężką pracą, jaką włożył w tę organizację. Według Yana on tylko zabrał to, co mu się nie należało. Kiedy ojciec nadal żył, to jego brat zmuszał go do spania z dziesiątkami mężczyzn, oczywiście dla dobra Baishe, ale potem zawsze wykorzystywał to przeciwko niemu.
Kiedyś Fei Long był tylko narzędziem, które robiło wszystko, co mu kazano. Nie miało znaczenia, czy przyznane mu zadanie było krwawe, czy też wymagało, by nadstawił tyłka jakiemuś bogaczowi. Robił to ze względu na „rozkaz” brata lub by zyskać „aprobatę” ojca.
Fei Long zebrał się w sobie i wypchnął z myśli te niemiłe przeżycia, jednocześnie wycierając pot, który zebrał się na jego czole. Przeszłość nie miała już znaczenia. W tej chwili najważniejsze było bezpieczeństwo Tao. Nie spodziewał się, że chłopiec zostanie w to wplątany. Jednak nie miał teraz czasu na wspominki i wyrzuty sumienia, bo musiał przeprowadzić misję ratunkową.
Jechali ponurą ulicą w rytm deszczu stukającego o karoserię. Okazjonalnie niebo przecinały białe błyskawice w akompaniamencie grzmotów pioruna, wystarczająco silnych, by wstrząsnąć oknami pojazdu. Spływająca po szybach woda odbijała światła pędzących z naprzeciwka samochodów.
Kiedy nareszcie dotarli do celu, natura zamilkła, tak jakby zatrzymał się w tym miejscu czas. Yan chowa się w jednym z tych magazynów, pomyślał Fei Long. Dystans, który oddzielał go od brata, nadal był nie do pokonania.
Fei Long wysiadł z samochodu i skierował się w kierunku najbliższego magazynu, nie zwracając uwagi na ulewę i otaczającą go ciszę. To małe, czerwone światełko przy wejściu na pewno należało do kamery. Sądząc po architekturze budynku, służył on prawdopodobnie jako magazyn do składowania przemyconych towarów bądź nawet kwatera główna. Albo i to, i to.
Stanął tuż przed wejściem. Nie wykrywał w środku żadnej obecności, więc powoli otworzył drzwi. Nie były zamknięte; zawiasy zaskrzypiały, tak jakby zapraszały go do środka. Oczywiste było, że to pułapka, ale nie miał czasu na wahanie.
Tao…
Wszedł do środka, starając się zwolnić bicie swojego serca. Pomieszczenie nie było zbyt dobrze oświetlone, więc kiedy zamknął drzwi, wszystko spowił lekki mrok. Fei Long wstrzymał oddech i rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nic oprócz brudnego ręcznika, wózka widłowego i przykrytych płachtą pudeł w rogu.
To są…
Spod grubej warstwy kurzu okrywającej pudła, udało mu się odczytać jedno, ruskie słowo – Władywostok. Czyli najwyraźniej ten magazyn był używany przez Rosjan do przemycania narkotyków i broni. Pomimo ciekawości, Fei Long ruszył w kierunku uchylonych drzwi. W pomieszczeniu, którego strzegły, było zapalone światło.
Zatrzymał się na chwilę i zerknął przez okno. Wokół okrągłego stołu zebrało się kilku dobrze zbudowanych mężczyzn, grających w pokera i żujących betel1. Widać było, że nie podchodzili do swojej roboty na poważnie, skoro bardziej od strzeżenia terenu interesowały ich gry karciane. Było ich pięciu i wylegiwali się, jakby to było ich najważniejszym zadaniem w życiu. Tej organizacji wyraźnie brakowało dyscypliny, więc Fei Long bez wahania otworzył szeroko drzwi i wszedł do środka, tak jakby był panem tego zamku.
Słysząc skrzyp zawiasów, banda brutali od razu poderwała się z miejsc, panikując.
– Kto idzie?! – Wrzeszczeli jak opętani, ale uspokoili się, jak tylko zobaczyli Fei Longa. Wymienili się spojrzeniami i podeszli bliżej, nie przestając żuć narkotyku. Największy z nich, którego ciało było całe pokryte tatuażami, dokładnie przyjrzał się swojemu gościowi, tak jakby go oceniał.
– Co taka piękna dama robi w takim miejscu? – powiedział arogancko, spluwając jednocześnie na podłogę.
Jak tylko się odezwał, wzrok młodego lidera Baishe przyciągnęły zabarwione betelem zęby. Fei Long skrzywił się na ten widok. To niby miała być śmietanka światka przestępczego Tajwanu? Ta banda bezużytecznych szczurów?
– Zaprowadźcie mnie do waszego szefa.
– Słyszycie? Powiedziała, że chce zobaczyć szefa. – Mężczyzna obrzucił go spojrzeniem pełnym pogardy. Jeśli byliby w Hongkongu, to Fei Long już dawno przestrzeliłby go na wylot, ale to niestety musiało poczekać.
Najwyraźniej żaden z nich go nie rozpoznał, choć przyglądali mu się bardzo dokładnie z wyraźnym pragnieniem w oczach. Dryblas z dialektem fujiańskim2, który wyglądał na ich lidera, podszedł bliżej.
Unieś rączki, bo muszę sprawdzić, czy się nadajesz, panienko. Nasz szef nie przyjmuje byle kogo.
Otoczyli go, rechocząc i uśmiechając się obrzydliwie. Mężczyzna z dialektem wyciągnął dłonie w jego kierunku.
Nic nie idzie po mojej myśli, ale w sumie się tego spodziewałem…
Gdy ta brudna ręka prawie dotknęła jego ramienia, Fei Long błyskawicznym ruchem kopnął jej właściciela w szczękę. Przeciągły jęk i dźwięk pękających kości zabrzmiały równocześnie z głośnym klaśnięciem, jakie wydało uderzające o podłogę ciało.
– Nie spoufalaj się ze mną.
Mężczyzna zajęczał głośniej, ale zanim miał okazję zrozumieć, co się stało, jego ramię zostało wygięte w nienaturalnym kierunku. Teraz już był w stanie tylko zwijać się z bólu na podłodze.
– Ej…
Reszta otaczającej Fei Longa bandy nie zdążyła jeszcze zarejestrować, co właśnie zobaczyli, ale automatycznie cofnęli się o kilka kroków w tył. Nie poświęcając uwagi ścierwu, które brudziło podłogę, lider Baishe odwrócił się w ich kierunku.
– Jeszcze jedno słowo, a do niego dołączycie. – Groźbie towarzyszyło ostre spojrzenie, potwierdzając powagę jego słów.
– Ej, ten facet… Czy to nie jest ten gość, o którym wspominał szef?
Nareszcie ktoś go rozpoznał i najwyraźniej wszyscy przypomnieli sobie rozkazy Yana, bo tłum dryblasów rozstąpił się przed nim jak Morze Czerwone przed Mojżeszem.
– Zaprowadźcie mnie do niego – powiedział Fei Long, wysoko unosząc głowę.
***
Zapach kadzidła roznosił się po podziemnym pokoju. W porównaniu do tych mężczyzn i wielkości organizacji to miejsce wydawało się luksusowe. Przestronne wnętrze było udekorowane meblami w stylu dynastii Tang. W wypełnionym barwioną na niebiesko wodą akwarium pływała czerwona arowana3. Całość udekorowana była właśnie w tej kompozycji kolorystycznej. Trudno powiedzieć, czy kryły się tu jakieś ukryte przejścia łączące inne pomieszczenia piwniczne. Obserwował swoje otoczenie z ogromną precyzją, starając się zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy detal, gdy jego oględziny przerwał znajomy głos.
– Nie mogę w to uwierzyć, Fei. Przyszedłeś, tak jak rozkazał ci starszy braciszek? – Właściciel głosu zaśmiał się lekko, wylegując się na wspaniale wykonanym szezlongu.
Fei Long zesztywniał, jak tylko usłyszał pierwszą sylabę, która wydobyła się z tych zdradzieckich ust.
Czy to jest… Yan?
Na twarzy mężczyzny wyraźnie było widać arogancję i pewność swojej wyższości. Jednak osoba, która tam leżała, już nie była jego bratem. Brud świata przestępczego odcisnął na nim wyraźne piętno. W cieniach rysujących się na jego twarzy widać było jak, daleko się posunął.
Starając się powstrzymać swoje trzęsące dłonie, Fei Long spojrzał mu w oczy.
– Yan…
Pomimo ubrań widać było, że jego ciało jest słabe i wychudzone. Tylko jego oczy nadal wyglądały znajomo, bo reszta przypominała zwłoki narkomana. Ten fakt potwierdzały tylko siniaki spowodowane wielokrotnymi zastrzykami, które były widoczne spod podwiniętych rękawów.
Fei Long o tym wiedział, bo dokładnie przestudiował wszystkie raporty, jakie otrzymał na temat tego mężczyzny. Jednak czytanie, a zobaczenie czegoś na własne oczy, to dwie odmienne rzeczy. A do tego otaczała go aura ciemności, która była wprost nie do opisania. Długotrwałe zażywanie opium i heroiny dogłębnie wpływało na ciało, wysysając siły witalne i młodość.
Czyli wybrał tę ścieżkę…
Yana wspierał ktoś, kogo się nie spodziewał, czyli lider rosyjskiej mafii, Mikhail Arbatov. Wyglądało na to, że dziedzic Liu babrał się nie tylko w przemycie broni i narkotyków. To było dość zabawne – w przeszłości Yan zawsze nazywał Fei Longa swoim psem, ale teraz sam stał się kundlem jakiegoś blond ruska.
Yan Tsui nie był w stanie nic odczytać z oczu swojego brata. Wiedział, że lider nowego Baishe przybył do Tajwanu, by go wyeliminować. Wkrótce się dowiedzą, kto wyjdzie z tej potyczki cały i zdrowy.
– Kiedyś nazywałeś mnie „braciszkiem”. Nie zrobisz tego znowu? – Yan, sam nie wiedząc czemu, zachichotał.
Fei Long opanował się w ostatniej chwili. Gdyby zareagował na tę prowokację, to zrobiłby dokładnie to, co chciał od niego ten narkoman. Mężczyźni, którzy go przyprowadzili, stali pod ścianą. Niektórym z nich najwyraźniej nie podobał się ich nowy szef, ale zamiłowanie do rozlewu krwi zdominowało ich preferencje.
Najważniejsze było to, że nigdzie nie widział Tao.
Może trzymali go gdzieś indziej. Może już nie żył, ale nie mógł postępować pochopnie, dopóki nie upewni się, że chłopiec jest bezpieczny. Szybko stłumił ogarniającą go panikę i kontynuował swoje ciche oględziny.
– Ech, jak zwykle trudno się z tobą rozmawia – skomentował Yan. – Zostawcie nas samych.
Wszyscy z wyjątkiem jednego dryblasa wykonali jego rozkaz. Po jego czujnym spojrzeniu można było poznać, że miał w posiadaniu broń i nie zawaha się jej użyć, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Przyszedłem sam, tak jak prosiłeś. Więc wypuść Tao.
– Tao?
– Dziecko, które porwałeś.
– Ach, chodzi o tego bachora. – Yan zaśmiał się ochryple, powoli podnosząc się z na nogi i podchodząc do Fei Longa. Stali teraz tak blisko siebie, że prawie się dotykali. Oddech zamarł Feiowi w piersi.
Czujnie przyglądając się reakcji swojego młodszego brata, Yan Tsui uśmiechnął się delikatnie.
– Widzę, że bardzo go kochasz. I wygląda na to, że dobrze go wytresowałeś.
– Yan… Ty…!
Nie przejmując się skierowanym w jego stronę morderczym spojrzeniem, dziedzic Liu powoli uniósł swoją kościstą dłoń i dotknął twarzy Fei Longa.
– Twoja twarz też się nie zmieniła. Nadal wyglądasz jak baba.
Fei skrzywił się pod jego dotykiem. Przyniósł on ze sobą wiele negatywnych wspomnień.
– Nie dotykaj mnie.
Podświadomie odepchnął dłoń brata, przez co na chwilę stał się otwarty na atak. Yan wykorzystał ten moment i złapał jego szczękę w miażdżącym uścisku. Długowłosy mężczyzna próbował się wyrwać, wijąc się we wszystkie możliwe strony, ale był praktycznie unieruchomiony.
– Jeśli będziesz mi się sprzeciwiać, to nie ręczę za to, co się stanie tamtemu gówniarzowi.
Dzięki temu stwierdzeniu mógł założyć, że Tao nadal żył. Jednak Yan zaczął kombinować od chwili, gdy przed nim stanął, więc nigdy nie wiadomo, w jaki sposób postanowi wykorzystać chłopca. Jednak wolał dmuchać na zimne i nie denerwować brata, dopóki nie zapewni Tao bezpieczeństwa.
– Dokładnie. Wystarczy, że będziesz grzeczny. – Yan uśmiechnął się kpiąco, zwalniając uścisk. Wykorzystując fakt, że Fei mu się teraz nie sprzeciwi, podszedł do niego od tyłu i mocno go przytulił.
– Co ty knujesz?
– Muszę zobaczyć, czy nie wniosłeś ze sobą czegoś niebezpiecznego. – Jego ręce zaczęły zjeżdżać w dół, dokładnie śledząc kształt jego ciała.
Znowu…
Kiedyś Yan często to robił, szczególnie przy swoich ludziach, próbując zdegradować swojego brata na ich oczach. Ignorując uczucie déjà vu, Fei Long nawet nie zareagował na jego dotyk, bo znudziła go już ta powtarzająca się sytuacja.
– Rób, co chcesz.
Zresztą odepchnięcie go dolałoby tylko oliwy do ognia.
Odsuwając długie włosy na bok, Yan dotknął ustami odsłoniętą szyję. Po chwili zaczął ją lizać i całować, a Fei Long poczuł, jak wszystkie włosy stają mu dęba. Rozpinając marynarkę, Yan zaczął pieścić go dłońmi po piersi.
Chociaż ich skórę rozdzielała warstwa materiału, to i tak ten dwuznaczny gest nie został zbyt dobrze odebrany. Niezbyt delikatny dotyk i zapach jego starszego brata przywołały w nim uczucia, które siedem lat temu głęboko zakopał w swojej pamięci. Poczuł także odrobinę nostalgii i dużą dawkę urazy. Zimne spojrzenie nieopodal stojącego ochroniarza przeszywało go na wskroś. Jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu był głośny oddech Yana, który nie przestawał wgryzać się w jego szyję.
– Wygląda na to, że tylko ta część ciebie się nie zmieniła – powiedział Fei Long.
– Haha. Powiedz mi, czy podnieca cię dotyk twojego brata? – Yan przełknął głośno i skupił swoją uwagę na jego uchu. Fei Longa przeszły ciarki, kiedy poczuł dotyk mokrego języka na swojej skórze.
– Nie wygłupiaj się – odpowiedział z obrzydzeniem.
– Nie krępuj się, możesz być szczery.
Dłoń, która lubieżnie dobierała się do kolejnych połaci jego ciała, nagle zsunęła się niżej. O wiele niżej.
Nogi Fei Longa były jak z waty. Yan nie przestawał pieścić go przez materiał spodni, poruszając dłonią w górę i w dół. Sapanie jego brata stało się głośniejsze, gdy ten zaczął rytmicznie ocierać się kroczem o jego ciało.
– Yan…
Lider Baishe wyraźnie czuł rosnące pragnienie drugiego mężczyzny. Wstrzymał oddech i starał się uspokoić, by jakoś przetrwać ten atak i nie zrobić czegoś głupiego. Obrzydzało go zachowanie jego starszego brata. To, że tak naprawdę nie byli spokrewnieni, nie miało tu znaczenia. Miał wrażenie, że się dusi. Nie chcąc wydać z siebie żadnego dźwięku, zacisnął mocno zęby, tłumiąc w źródle wszystkie jęki, które cisnęły mu się na usta. Jednak choć potrafił zapanować nad swoim umysłem, to ciało pozostawało poza jego władzą. Spróbował wyrwać się Yanowi, ale dwie silne dłonie przyciągnęły go z powrotem.
Fei Long sapnął, gdy został pchnięty na coś miękkiego. Nie podobała mu się ta pozycja, bo miał mocno ograniczone ruchy, a jego plecy były wystawione na potencjalny atak. Yan to wykorzystał i koniuszkami palców gładził pośladki brata, który drżał z przerażenia, wstrząśnięty wulgarnością tego czynu. Młodszy mężczyzna starał się nie myśleć o tym, co się dzieje, ale musiał ponownie skupić się na poczynaniach Yana, kiedy jego język i głos znowu skupiły się na jego uchu.
– Nic tutaj nie ukrywasz, prawda Fei? – powiedział Yan, przesuwając palcami po materiale i nagle wsuwając dłoń w jego spodnie.
– Yan!
– Och, patrz, co znalazłem.
Fei Long odwrócił się i zobaczył, że jest twarzą w twarz z lufą pistoletu wyjętego z kabury ukrytej pod jego marynarką. Yan od dawna wiedział, że chowa tam broń… Zacisnął mocniej zęby i obrzucił go ostrym spojrzeniem.
– Tyle chyba ci wystarczy, prawda?! Chcę zobaczyć Tao!
– Coś ty taki niecierpliwy. Noc jest jeszcze młoda.
Grzebiąc przy broni Fei Longa, Yan odrzucił głowę do tyłu i zaczął się śmiać. Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, przez co serce lidera Baishe zaczęło szybciej bić z niepewności.
Wreszcie Yan odsunął się od niego i podniósł pilot leżący na stole.
– Umowa to umowa – powiedział, naciskając jakiś przycisk. Jedna ze ścian zaczęła się przesuwać, odsłaniając kolejne pomieszczenie wyglądające na sypialnię. Udekorowana była w podobnym stylu co miejsce, w którym się znajdowali.
Fei Long szybko przeczesał pokój wzrokiem. Oddech zamarł mu w piersi, gdy w samym rogu zobaczył drobną osobę siedzącą na krześle.
– Tao!
Jego głowa bezwładnie zwisała w dół i jedyną rzeczą, która trzymała go w pozycji siedzącej, był gruby sznur. Chłopiec miał zawiązane oczy, a jego policzki były całe pokryte siniakami. Na widok zalanej krwią koszulki dziecka, krew w nim zawrzała.
– Ty bydlaku…
– Nie ruszaj się! – wykrzyknął Yan.
Fei Long znieruchomiał i pobladł jak duch, gdy jego własna broń została skierowana w stronę jego podopiecznego. I to wystarczyło, by jeden z dryblasów go unieruchomił.
– Puszczaj!
– On tylko stracił przytomność, ale to się może zmienić, jeśli nie będziesz grzeczny.
– Podły… Co ty mu zrobiłeś?! – wykrzyknął Fei.
Yan wzruszył ramionami. Był zadowolony, że udało mu się wyprowadzić brata z równowagi.
– Nie chciał się uspokoić, więc trochę mu w tym pomogłem. A nawet zawiązałem mu oczy. To było bardzo hojne z mojej strony, nie uważasz?
Złość ogarnęła Fei Longa. Jak Yan mógł być taki bezduszny względem małego dziecka? Miał ochotę rozerwać drugiego mężczyznę na strzępy, ale nie mógł tego teraz zrobić. Wiedział, że ten nie zawaha się wystrzelić przy najmniejszej prowokacji.
– Nie rób mu krzywdy!
To syn Yana…
Nieważne, co by się nie działo, Yan nie mógł zranić Tao. Jeśli młody na własne oczy zobaczy śmierć swojego własnego ojca, to na pewno nie będzie już taki sam, jak kiedyś. Nie chciał, by chłopiec przeszedł to samo, co on. Jednak jego desperacja i złość wydawały się tylko bardziej podniecać Yana.
– Zaciśnijcie łapy na szyi gówniarza i mocno go przytrzymajcie – krzyknął Yan do swoich popleczników, śmiejąc się gardłowo i wymachując bronią w kierunku Tao.
Odszedł od Fei Longa od razu po wydaniu rozkazu, ale nadal bacznie go obserwował. Wyciągnął z kieszeni balisong4 i pewnym ruchem dłoni przyłożył ostrze do delikatnej skóry na szyi chłopca. Wystarczy odrobinę przycisnąć, by nóż wbił się w aortę, skutecznie zabijając.
– Przestań!
– Ale nareszcie jesteśmy razem, Fei. Powinniśmy cieszyć się tą chwilą.
Oddał nóż mężczyźnie, który trzymał Tao i rozsiadł się wygodnie na łóżku. Z aroganckim wyrazem twarzy skinął głową w kierunku Fei Longa.
– Chodź tutaj, Fei.
– Co tym razem knujesz?
– Chcę cię kochać. Poprzednim razem ojciec przerwał nam w połowie, ale teraz nie musimy się o to martwić.
Ohydny uśmiech Yana był idealnym odbiciem jego chorych pragnień i sczerniałej duszy.
Nie mogę mu pokazać, jak bardzo to na mnie wpływa, pomyślał Fei Long, zamykając emocje głęboko w swoim sercu.
– Wystarczy, Fei. Chodź tutaj. – Yan skierował na niego jego własną broń, zmuszając go do podejścia.
Fei Long nareszcie w pełni zrozumiał, co Yan chciał osiągnąć. Pragnął znowu mieć go pod sobą i doszczętnie zdominować. Od samego początku w oczach brata był tylko przedmiotem, ponieważ nie łączyły ich prawdziwe więzy krwi. Przez to nie nadawał się do prowadzenia żadnej samodzielnej działalności pod szyldem Baishe ani nie mógł zostać oficjalnie nazwanym jednym z dziedziców. Jednak oczywiste było, że zazdrościł Fei Longowi inteligencji i zdolności. Zżerało go to od środka. Jego wentylem bezpieczeństwa było poniżanie swojego młodszego brata i wykorzystywanie go jako chłopca na posługi. A teraz znowu tego pragnął, tej władzy nad jego życiem.
Wykorzystał małego i niewinnego chłopca z tak egoistycznego powodu.
Fei Long nie wytrzymał i zaczął trząść się ze złości. Jednak nadal nie mógł się przeciwstawić, bo wiedział, że Yan się nie zawaha i jak tylko coś mu się nie spodoba, to Tao skończy z podciętym gardłem. Nie mając wyboru, podszedł do łóżka, cały czas rzucając leżącemu na nim mężczyźnie wściekłe spojrzenia.
– Na kolana – powiedział Yan, arogancko rozstawiając nogi.
W myślach podziękował niebiosom, że Tao jest nieprzytomny i nie może zobaczyć swojego opiekuna klęczącego między nogami jego własnego brata.
– Ssij. – Yan niecierpliwie zerwał z siebie bieliznę, odsłaniając genitalia. Z zaczerwienionego penisa już wydobywał się białawy płyn. Fei Long miał ochotę się porzygać na myśl, że sam akt klęczenia aż tak podniecił jego brata.
Fei Long odwrócił się od tego odrzucającego widoku, ale Yan natychmiast chwycił go za włosy i brutalnie przyciągnął bliżej, po czym wsunął część swojego penisa pomiędzy jego miękkie usta. Lider Baishe wbił mocno paznokcie w uda brata, kiedy ten oślizgły organ wbił się głębiej.
– Ałć!
Możliwe, że ta odrobina bólu jeszcze bardziej podnieciła Yana, ale nawet jeśli tak… Jego ciało i tak odmawiało mu posłuszeństwa, więc nie był w stanie powstrzymać takich odruchów. Ta sytuacja była wprost nie do zniesienia.
Uśmiechając się z wyższością, Yan zignorował wyraźne obrzydzenie Fei Longa.
– Będziesz mi służył swoimi ustami, ale jeśli choć raz poczuję twoje zęby, to tego pożałujesz. – Złapał Fei Longa za szczękę i siłą otworzył jego mocno zaciśnięte usta. Choć był to jedyny sposób na uratowanie Tao, to długowłosy mężczyzna nie był w stanie zakończyć swojego cichego buntu. Często zerkał w kierunku chłopca, żeby sprawdzić, czy nadal oddychał.
Ochroniarz Yana stał pod ścianą, obserwując tyraniczne czyny swojego szefa z absolutną obojętnością, nie przestając przyciskać ostrza noża do szyi Tao. Chłopiec nadal się nie ocknął i pozostawał nieświadomy tego, co działo się w pomieszczeniu. A także tego, że zaraz mógł umrzeć.
– No dalej, do roboty. Chyba że pragniesz jego śmierci.
Te słowa spotęgowały tylko rosnącą w Fei Longu nienawiść i rozpacz, ale musiał stłumić te uczucia. Jeśli jedynym sposobem ochronienia Tao było upokorzenie, to nie miał innego wyboru. Przymykając oczy, powoli i niechętnie rozchylił usta, pozwalając temu nieprzyjemnemu ciepłu wtargnąć do środka. Jego szczęka zaprotestowała temu nagłemu wtargnięciu – Yan był większy, niż się tego spodziewał.
Jak tylko jego członek dotarł do końca gardła Fei Longa, ten pod wpływem refleksu zacisnął zęby. Yan odskoczył do tyłu, uciekając od źródła bólu i z pogardą spojrzał na swojego młodszego brata, który kaszlał jak opętany.
– Co ci mówiłem o gryzieniu?
Płyny, o których nie chciał myśleć i przełknąć, pociekły po jego podbródku, ale Fei Long się nie przejął. Uniósł głowę i rzucił Yanowi równie pogardliwe spojrzenie. Tolerował to tylko ze względu na Tao, ale to nie wystarczy, by się ugiął. Zawsze będzie pełen dumy.
– Dlaczego się tak na mnie patrzysz? – zapytał Yan. W jego głosie dało się wyczuć niezadowolenie.
Spokój, który pojawił się nagle w oczach Fei Longa, sprawił, że Yan zaczął się trząść, kiedy przyłożył lufę pistoletu do jego czoła. Nie był pewny, czy to wynikało z nerwów, czy z głodu narkotykowego. Palec, który trzymał na spuście, drżał lekko, tak jakby nie mógł się doczekać momentu, w którym wreszcie go naciśnie.
– Aż tak się zatracasz, Yan?
– Zamknij się! Czy ty jesteś świadom gówna, w jakim się znalazłeś?! – krzyknął Yan, szarpiąc go za włosy i ponownie ustawiając w odpowiedniej pozycji. Wpadając w szał, wbił się mocno w usta brata i wściekle poruszał biodrami, upewniając się, że za każdym razem uderzał w tył jego gardła.
Fei Long próbował wypchnąć go językiem, ale jego członek był zbyt duży, więc jego wysiłek nic nie dał. Za każdym razem ślina wymieszana z nasieniem była wpychana w głąb jego gardła, ale starał się to wytrzymać, choć jego oczy już dawno zaszły niechcianymi łzami.
– Poczuj smak upokorzenia.
Przytłaczający zapach mężczyzny, połączony z ocieraniem się szorstkich włosów łonowych o jego usta i gorzkim smakiem płynów ustrojowych rozlewających się po jego języku, wywołał u Fei Longa lekki odruch wymiotny, ale na szczęście udało mu się go powstrzymać. Yan na pewno nie byłby zadowolony, gdyby obrzygał jego krocze.
Nawet po siedmiu latach obsesja Yana nie wyblakła. Łzy polały się spod mocno zaciśniętych powiek Fei Longa, gdy w dół jego gardła spłynęła gęsta sperma.
– Nareszcie… Od dawna chciałem to zrobić.
Fei Long zaczął się krztusić. Jego drogi oddechowe były częściowo zatamowane przez sztywnego penisa, ale i tak udało mu się rzucić Yanowi spojrzenie pełne litości i pogardy.
Jeśli właśnie tego chciałeś, to możesz sobie myśleć, że ci się poddałem, pomyślał Fei Long, ale nie odważył się wymówić tych słów na głos. Yan wydawał się niestabilny. Żal mu było tego mężczyzny z przekrwionymi oczami i nierównym oddechem.
– To twoja wina, Fei. To wszystko twoja wina. Zostawiłeś mnie! Przez ciebie wszystko straciłem… To twoja wina… Wystarczy, że będziesz się mnie słuchał, Fei!
Jeszcze przed jego wygnaniem z Baishe… Nie, jeszcze zanim odszedł z Baishe, Yan zawsze obwiniał go o wszystkie niepowodzenia.
Jedną dłonią Yan znowu złapał Fei Longa za włosy i zaczął poruszać jego głową w górę i w dół, wkładając w ten ruch całą swoją nienawiść i zboczone pragnienia.
– Nie jestem tak miły, jak ojciec. Wytrenuję cię i już nigdy mi się nie sprzeciwisz! – Zauważył grymas na twarzy Feia, więc wysunął swojego członka z jego ust.
– Za dobre czyny nie ma kary, Yan. Ojciec…
Nie miał szansy na dokończenie zdania, bo nagle został przygwożdżony do łóżka z dłonią zasłaniającą jego usta, a guziki od jego koszuli rozleciały się po całym pokoju.
– Ojciec zawsze cię rozpieszczał, podczas gdy ja nic nie dostawałem. Nawet obwiniał mnie za to, że wtedy nas porzuciłeś dla tego Japończyka! Więc go zabiłem. Już rozumiesz, Fei? Ojciec umarł przez ciebie.
Fei Long zamarł po usłyszeniu tych słów.
Zabił własnego ojca z tak błahego powodu…
Jak jakaś dzika bestia Yan rzucił się na Fei Longa i zachłannym wzrokiem przeskanował każdy milimetr jego alabastrowej skóry.
Fei Long przyjrzał się szalonej rzeczywistości, która patrzyła mu w oczy. Zazdrości i pożądaniu połączonym w jeden wyraz na twarzy jego brata… Był świadkiem jego stopniowego popadnięcia w obłęd. Nagle przed sobą zobaczył twarz ich ojca. Przeprosił go. Naprawdę chciał dotrzymać obietnicę daną temu kochanemu staruszkowi, ale teraz już był pewien, że to niemożliwe. Yan już był poza granicami przebaczenia. Ciemność pochłonęła całe jego istnienie.
Tamtego deszczowego dnia, kiedy ojciec skonał w jego ramionach… Stracił wtedy także brata. Bo ta górująca nad nim osoba na pewno nim nie była. Ten mężczyzna już nie nazywał się Liu Yan Tsui i był zwykłym śmieciem, któremu udało się zostać liderem tajwańskiej mafii. I był ojcem Tao.
Fei Long powoli otworzył oczy. Jego dezorientacja i wewnętrzny konflikt zniknęły, nie pozostawiając nawet śladu po swojej obecności. Jego twarz ponownie przyjęła ten beznamiętny wyraz twarzy, z którego tak słynął.
Jego chłodne spojrzenie skierowało się na Yana.
– To koniec, Yan.
Pomimo tego, że Yan był już tylko cieniem dawnego siebie, ten sam wyraz szalonej zazdrości co kiedyś, pojawił się na jego wychudzonej twarzy. A do tego, dzięki latom nadużywania narkotyków, jego negatywne emocje stały się silniejsze i o wiele bardziej pokręcone. Pewne było, że jego ciało i umysł nie wytrzymają długo tego napięcia.
– Dlaczego się tak na mnie patrzysz? Zawsze tego nienawidziłem.
Nie mogąc wytrzymać tego pełnego litości spojrzenia ani chwili dłużej, Yan zacisnął dłoń na broni, a jego oddech znacznie przyspieszył.
Fei Long automatycznie zamknął oczy, jak zauważył rozmazany obiekt pędzący w kierunku jego twarzy. Po pokoju rozległ się przytłumiony huk. Poczuł tętniący ból w skroni i zaczęło mu głośno dzwonić w uszach. Yan przywalił mu uchwytem pistoletu.
Metaliczny posmak krwi rozlał mu się po języku, kiedy powoli otworzył oczy.
Jednak widok jego brata plującego krwią jeszcze bardziej podniecił Yana. Otworzył usta, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Zamiast tego szyderczy uśmiech rozciągnął się po jego wychudzonej twarzy.
– Hej, co tam u tego twojego japońca?
Brwi Fei Longa poruszyły się niespokojnie.
Yan uniósł głowę brata wyżej, używając czubka broni. Zimna lufa skierowała się niżej, w kierunku blizny postrzałowej sprzed siedmiu lat.
– Ta blizna… Czyja to sprawka? – zapytał Yan, głaskając skórę bronią. – A ta druga? On to zrobił?
– …
– Skoro nie odpowiadasz, to pewnie mam rację. Ale… Ta jest dość świeża.
Chłodny metal przejechał po jego skórze, dopóki nie dosięgnął nowszej blizny, tej na jego boku.
– Na pewno próbowałeś go sprowokować, ale ci nie wyszło.
Asami Ryuuichi.
Nigdy nie zapomni tego człowieka. Przypominał sobie o nim za każdym razem, gdy słyszał jego imię. A w tym biznesie często ktoś je wymawiał.
Kiedy został postrzelony, to on też oberwał. Ich rany nawet nie były kompletnie wyleczone podczas ich ponownego spotkania na statku. Fei Long czasami się zastanawiał, czy Asami wiedział jakie emocje pokazały się na jego twarzy, gdy zobaczył, że Akihito został postrzelony – ogromna złość i rozpacz.
– Ilu mężczyzn oprócz niego kusiłeś tym nieprzyzwoitym ciałem? – zapytał Yan, kontynuując niechciane pieszczoty.
Twarz lidera Baishe wykrzywiła się w niezadowoleniu, kiedy jego nowa blizna została tak podrażniona, że aż się zaczerwieniła i zaczęła puchnąć. Dotyk jego brata stawał się coraz bardziej brutalny, a na jego ustach pojawił się okrutny uśmieszek.
– To niemożliwe, że tak szybko na własną rękę postawiłeś Baishe na nogi. Na pewno puściłeś się z kilkoma facetami. Ty ohydna dziwko…
Lufa broni zsunęła się niżej i obscenicznie potarła o jego odziane krocze. Fei Long wzdrygnął się od tego niechcianego dotyku, ale szybko na powrót przywdział niewzruszoną maskę. To tylko wzmogło pogardę widoczną na twarzy Yana.
– No i co z tego? To nie twoja sprawa – odparł Fei Long, a jego lekceważący ton przyprawił jego brata o niekontrolowane drgawki.
To prawda, że kiedyś tak robił. Wykorzystywał swoje ciało jako narzędzie do wyrywania chwastów, które nie nadawały się w Baishe. Ale wtedy był pod kontrolą swojego brata.
Starał się mu odmówić, ale wtedy zmuszano go siłą do uwodzenia mężczyzn dla dobra organizacji. Jednak szystko miało swoje granice – tej nocy, kiedy Yan zerwał z niego ubrania, nareszcie udało mu się uwolnić spod jego presji. Tej samej nocy spotkał Asamiego, który skutecznie zmienił jego los. I tej samej nocy Fei Long przyrzekł sobie, że już nigdy nie wykorzysta w ten sposób swojego ciała.
Na samo wspomnienie oporu stawianego bratu, na twarzy Fei Longa pojawił się pełen pewności siebie uśmiech.
– Mogę się założyć, że tamten Japończyk też zasmakował twojego tyłka. Opowiedz mi o tym, jak cię rżnął. – Yan zaśmiał się głęboko, spoglądając z góry na młodszego mężczyznę. Nie miała znaczenia pogarda, jaką Fei wobec niego czuł – po prostu nie mógł zignorować tej docinki. Yan chyba zauważył zmianę w jego zachowaniu. Lufa została mocniej wbita pomiędzy dwa zgrabne uda.
– …
Fei Long wiedział, że ten próbuje go sprowokować i naprawdę chciał odpowiedzieć. Jednak nie mógł tego zrobić ze względu na Tao. Zamknął oczy i uspokoił swój oddech.
– Jakie dźwięki z siebie wydasz, kiedy wbiję się w twoje ciało?
Nawet z zamkniętymi oczami lider Baishe czuł, co się dzieje. Słyszał brzęk metalu uderzającego o metal i szelest wysuwanego paska. I dźwięk, jaki powstał wskutek rozerwania jego spodni.
Dłonie Yana lekko przesunęły się po jego bieliźnie. Powoli pomasowały kryjącego się pod materiałem miękkiego członka, tak jakby chciały przypomnieć sobie jego kształt. Fei Long wiedział, że zareagowanie na ten dotyk będzie traktowane jak jego przegrana, ale trudno było mu się powstrzymać.
– Nie… – zakwilił cichutko pod nosem, starając się zapanować nad reakcją swojego ciała.
– Nie słyszę, co mówisz, Fei. Głośniej.
Paznokcie wbiły się w delikatną skórę i długowłosy mężczyzna nie mógł już dłużej wytrzymać, rzucając się na boki, by uciec od bólu. Yan wykręcił trzymany w dłoni ciężar w drugą stronę i mocno szarpnął w górę, tak jakby chciał go oderwać.
– Nigdy… Nie zrobiłem tego… Z Asamim…
– Nie kłam! – wrzasnął Yan, odrzucając pistolet na bok. Rzucił się Fei Longowi do gardła i z całej siły zacisnął na nim ręce.
– Ugh…
Krew wrzała w jego żyłach, a ciało stawało się coraz gorętsze. Z trudem starał się złapać oddech. Jego oczy przekrwiły się od nagłego wzrostu ciśnienia.
Nie… Nie kłamię…
W obliczu śmierci przypomniała mu się tamta noc…
Ta noc, kiedy czyny Yana zmusiły go do opuszczenia domu, i to właśnie Asami zaoferował mu schronienie. To właśnie Asami wykorzystał jego kruchy stan psychiczny, by rozpalić w nim zgubne pożądanie.
Zapłakany, pozbawiony swojej niewzruszonej maski, paskudny, słaby i złamany. Nikt tego nie widział, poza tym jednym mężczyzną.
Nic nie zrobiłem z Asamim.
Jednak gdyby naprawdę pragnął seksu z tym mężczyzną, to wtedy nic nie stało na przeszkodzie, ale tamtej nocy nie zachowywał się racjonalnie. Więc Asami zaoferował tylko delikatne pocałunki, które pomogły ukoić jego skołatany umysł.
To właśnie dlatego nigdy nie będę mu równy.
Gdyby doznał cielesnych rozkoszy z Asamim, to i tak nadal nie byliby sobie równi. Japończyk byłby tylko jednym z wielu mężczyzn, którzy wpadli w sidła jego uwodzicielskiego czaru i jego wieloletnia obsesja nie miałaby prawa bytu.
Seks był tylko formą posiadania czyjegoś ciała i duszy.
– Nadal jesteś tak kobiecy, jak kiedyś?
Nie przestając walczyć o każdy zaczerpnięty oddech, Fei Long powrócił myślami do dnia, kiedy porwał Akihito. Miał szansę ponownie zobaczyć wtedy Asamiego i zabrać mu coś, co było dla niego ważne. Pełne złości spojrzenie, jakim został wtedy uraczony, na zawsze zapadło mu w pamięć. Na samo wspomnienie ogarnęła go maniacka przyjemność.
– Nghhh… – stęknął Fei Long ostatkiem sił.
Choć nie miał okazji strzelić mu prosto w jego kamienne serce, to sam fakt, że udało mu się odebrać i zranić coś ważnego dla Asamiego, mu wystarczał.
– Ojoj, boli cię szyjka? Jednak mojego cierpienia nawet nie da się do tego porównać, Fei – wysyczał sfrustrowany Yan.
Jego serce biło jak oszalałe, a płuca bolały niemiłosiernie. Powoli zaczął tracić przytomność. Fei Long otworzył oczy i ujrzał swoje odbicie w ciemnych oczach brata. Jednak nagle twarz Yana zniknęła i jak przez mgłę zobaczył szyderczy uśmiech Asamiego.
Chcesz… Mnie zabić, Asami?
Jego drżące, zwilżone łzami oczy nagle się rozszerzyły. Przez ciało Fei Longa przeszły niekontrolowane drgawki, a jego umysł pochłonęły strach i przyjemność – a pewność siebie wykruszała się w zadziwiającym tempie.
Nagle ciężar uciskający jego drogi oddechowe zniknął. Gorące łzy spływały po jego policzkach, kiedy kaszlał, ukrywając twarz w pościeli. Jego płuca piekły od czerpanego wielkimi haustami powietrza, a zamglone spojrzenie nadal utkwione było w przeszłości.
– Twoje ciało zareagowało na samą wzmiankę o Japończyku. Przynajmniej ono jest szczere – zakpił sobie Yan, ponownie przesuwając dłoń po bieliźnie drugiego mężczyzny.
Fei nawet nie zauważył, kiedy jego penis zaczął napierać na wysokiej jakości materiał bokserek. Jednak to nie potrwało długo, bo krępująca odzież szybko została z niego zsunięta, odkrywając prężnie wyginającą się erekcję.
– Ach… Ach! – Fei Long jęczał z rozkoszy, którą przyniosła mu duża dłoń posuwiście poruszająca się po najdelikatniejszej części jego ciała.
Wiedział, że Yan się nim bawi, ale dźwięk jego cichych jęków i tak wypełnił pomieszczenie. Chciał uciec, ale nieposłuszne ciało nie było w stanie zignorować stymulacji. Znowu przypomniała mu się ta noc.
Ja… Pod wpływem dotyku mężczyzny…
Pieszczoty Asamiego były tak wspaniałe, że prawie zapomniał o swoim celu.
– Czy tamten Japończyk też się tak tobą bawił? – zapytał drżącym głosem Yan. Jego oddech stawał się coraz cięższy.
Członek Fei Longa szybko zrobił się cały mokry – preejakulat kleił się do palców Yana, sprawiając, że błyszczały się w półmroku. Drżał niekontrolowanie, gdy oddech brata muskał jego wrażliwą skórę.
Na piersi poczuł dotyk szorstkich ust. Każdy kolejny pocałunek wyrywał z niego przeciągłe jęki. Wkrótce jego ciało zaczęło mrowić od tego dziwnego uczucia. Ciepły język zaczepił o sterczące sutki. Te rytmiczne liźnięcia odzwierciedlały szybkie bicie jego serca, tak jakby razem tworzyły jakąś nową pieśń.
Aaach… Asami…
Zacisnął dłonie na pościeli, dając się w pełni pochłonąć przyjemności. Nie był pewny, kiedy osoba, która molestowała jego ciało, zamieniła się w Asamiego. Granica między przeszłością i teraźniejszością wyraźnie się zatarła.
Ciężar leżącego na nim ciała, dotyk muskających ust i ciepło pieszczących go palców… Ta stymulacja wypchnęła na wierzch wspomnienia tamtej nocy. Emocje z „teraz” i „wtedy” przemieszały się, tworząc jeszcze silniejsze cierpienie niż kiedykolwiek.
W pewnym objęciu Asamiego otworzył przed drugim mężczyzną swoje ciało, pokazując mu wszystko – nawet najczarniejsze i najskryciej chowane myśli. Kiedy dłoń Japończyka przeczesała jego długie włosy, Fei Long przypomniał sobie, że nigdy mu nie powiedział o tym, co czuł wobec swojej rodziny.
Gęsty płyn podobny do rzeki łez zaczął płynąć niepowstrzymanie, kiedy nienasycone pragnienie wyrwało się z niego pod wpływem przyjemności. Splątane włosy rozłożyły się wokół niego jak czarna aureola, a ciało błyszczało od potu.
Halucynacje wywołane niedoborem tlenu, powolna gra wstępna i nieoczekiwana przyjemność sprawiły, że jego przerywany oddech nabrał pędu. Jego penis zamrowił. W tej chwili jego największym marzeniem było osiągnięcie spełnienia.
– Ach…!
Jego plecy wygięły się w łuk. Fei Long zajęczał przeciągle, gdy wstęgi białego płynu przecięły powietrze, by osiąść na pościeli i jego brzuchu. Gwałtownie łapał powietrze, czekając, aż opadną emocje wywołane tak intensywnym orgazmem. Powoli się uspokoił i spojrzał na drugiego mężczyznę, starając się ukryć swoje zaróżowione policzki.
Za dłonią, która wypuściła zmęczony członek, pociągnęła się kleista maź.
– Zastanawiam się, jaką robisz minę, kiedy pozwalasz facetom wsuwać się tutaj… – powiedział Yan, głaskając lekko policzek swojego adoptowanego brata. Jego druga ręka powoli wdarła się między zgrabne uda i dotknęła kolejne sekretne miejsce.
Oczy Fei Longa otworzyły się szeroko i zajęczał od tego dziwnego uczucia. Jego nogi drżały, kiedy próbował odsunąć się od niechcianego intruza, ale sprawiło mu to tylko ból. W jednej chwili wszystkie iluzje i fantazje prysły.
– Jak na mnie zareagujesz? Powiedz mi.
Wzrok Fei Longa powoli zyskał na ostrości i ciemna bryła, która się nad nim pochylała, nareszcie nabrała kształtu. Czuł oślizgły palec, który w każdej chwili mógł się w niego wbić i nagle twarz górującego nad nim mężczyzny stała się wyraźna. To na pewno nie był Asami.
– Yan…! – wykrzyknął młody lider Baishe. W pełni świadomy rozejrzał się po pomieszczeniu. Sytuacja, w jakiej był Tao, wcale się nie zmieniła. Chłopiec nadal był nieprzytomny i związany, ale teraz z rozcięcia na jego szyi płynęła krew.
– Yan… Błagam cię, zostaw Tao…
– Zostaw Tao w spokoju, tak?
Widać było, że cała ta sytuacja sprawiała Yanowi masę przyjemności. Nie wiedzieli, kiedy Tao się obudzi, ale oczywiste było, że Fei Long nie chciał, by chłopiec go takiego zobaczył – półnagiego i molestowanego. Błagającego.
– Odmawiam. – Yan zaśmiał się gardłowo i przekręcił młodszego mężczyznę na brzuch. Za każdym razem, kiedy Fei starał się wyrwać, jego brat wciskał jego głowę w materac, tak jakby był zwykłym psem. Robił to wystarczająco mocno, by go poddusić.
Z głową wbitą w pościel i tyłkiem wysoko w górze Fei Long czuł się upokorzony. A do tego najwyraźniej od samego początku Yan planował pozwolić Tao zobaczyć go w tej poniżającej pozycji.
– Obudźcie bachora.
Wykonując rozkaz, mężczyźni stojący wokół Tao zaczęli go rozwiązywać. Brudny materiał zasłaniający oczy chłopca został zdjęty.
– Nie rób tego Yan…! – Fei Long wołał dobrowolnie oddać się bratu, niż pozwolić mu na wybudzenie w tej chwili Tao. Nie chciał, by jego psychika doznała jeszcze większego urazu.
Yan, chwytając wyrywającego mu się Fei Longa za kark jak bestia ciesząca się swoim zwycięstwem, przekręcił go tak, że teraz mógł bez przeszkód patrzeć na skrępowanego chłopca.
– Aż tak ci na nim zależy? – zapytał Yan. Wykrzywił usta w pogardzie, widząc, że jego brat jakoś nie był zbyt skory do odpowiedzi. – Jeśli zrobisz wszystko, co ci rozkażę i szeroko rozstawisz nóżki… To go nie obudzę.
Szorstkie dłonie masowały jego biodra, dotykając każdego skrawka skóry z pożądaniem. Obrzydzało to Fei Longa, a jego ciało pokryło się gęsią skórką. Jeśli sprzeciwi się Yanowi, to jego sługusy bez wątpienia obudzą Tao. Nie miał wyboru. Z mocno zaciśniętymi zębami powoli zaczął rozsuwać uda.
– Nic nie widzę. Szerzej.
– Ty bydlaku! – zaklął Fei Long, ale po minie jego brata widać było, że obelgi na niego nie działają.
Szelest materiału jeszcze bardziej przytłoczył młodego lidera Baishe. Yan podniecił się jeszcze bardziej na myśl o spełnieniu swojego największego marzenia. Z dumą pokazał więźniowi swój nabrzmiały członek.
– A teraz tak cię wyrucham, że przez miesiąc nie wstaniesz.
Nawet najdrobniejszy dźwięk mógł obudzić Tao. Fei Long zacisnął zęby na pościeli, by temu zapobiec. Nieważne, co by się działo, chłopiec nie mógł tego zobaczyć.
Yan pochylił się nad młodszym mężczyzną, ocierając o niego narzędzie zbrodni. Nie mając pod ręką niczego lepszego, wysmarował penis spermą Fei Longa i ustawił się w odpowiedniej pozycji.
Jeszcze chwila i ta oślizgła rzecz wbije się w jego ciało, ale to nie miało dla niego zbyt wielkiego znaczenia. Nie łączyły ich żadne więzi emocjonalne i nie był kobietą, więc nie mogło się to zakończyć ciążą. Upokorzenie, cierpienie i strach znikną, jak tylko ta sprawa się zakończy.
Fei Long czekał w napięciu, ale Yan się nie ruszał. Czy to jakiś celowy zabieg, by jeszcze bardziej go zestresować? Zdezorientowany spojrzał w tył i zdziwił się, widząc, że penis jego brata kompletnie opadł.
– Kurwa! – zaklął wściekle Yan.
Zdezorientowany Fei Long patrzył się na tę scenę, nie mogąc zrozumieć, co tak właściwie się stało. Chyba że to impotencja spowodowana ćpaniem heroiny. W końcu to jeden ze skutków ubocznych tego narkotyku.
Yan zaczął się szybko masturbować, ale to nie robiło żadnej różnicy – organ pozostawał wiotki.
– Kurwa! Przynieś mi tamto! – padł rozkaz skierowany ku jednemu z dryblasów. Pewnie chciał, żeby mu przynieśli więcej zgubnego narkotyku.
Mężczyźni odwrócili się od Tao i spojrzeli na półnagiego Fei Longa leżącego żałośnie na łóżku. Niepewne spojrzeli po sobie. W końcu ten, który trzymał przy szyi chłopca nóż, wycofał się, by wykonać rozkaz.
Fei Long postanowił wykorzystać tę okazję, jednak zanim miał szansę się poruszyć, cały budynek zaczął się trząść. Głośne kroki rozległy się z góry. Światła zamigotały i nagle zgasły.
– Co tu się cholera dzieje?! Korki wysiadły?! – wykrzyknął zniecierpliwiony Yan.
– Może piorun trzasnął w akumulator – odpowiedział mu jeden z dryblasów. – Ale z towarem powinno być wszystko w porządku.
Jednak Yan nie był tego taki pewny. Szybko zsunął się z łóżka, by sprawdzić sytuację. W tej samej chwili młodszy mężczyzna poczuł czyjąś obecność w pomieszczeniu, a powietrze wypełniło się zapachem prochu strzelniczego. Wstrzymał oddech, wyczekując.
Jedna sekunda, dwie, trzy, cztery, pięć…
Powietrze zadrżało w nieregularnych odstępach czasu.
Jego wyćwiczone uszy wykryły dźwięk nabijanej broni. Ciszę wypełniły jęki i głuche uderzenia ciał o podłogę. Coś metalowego odbiło się od paneli.
Kilka dziwnych dźwięków rozbrzmiało w pomieszczeniu i nagle wszystko ucichło, a światło na powrót zostało zapalone.
Ludzie Yana leżeli martwi, ale ich pan nadal oddychał – wstał szybko i odsunął się od wejścia, krzycząc:
– Kim jesteś?!
Fei Long usiadł powoli. Przy drzwiach stał uzbrojony po zęby Yoh. Jego mokre włosy wskazywały na to, że wykorzystał burzę, by niepostrzeżenie wedrzeć się do budynku.
– Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać – powiedział Yoh. Ubrany był cały na czarno, a jedynym kolorowym elementem była krew rozbryzgana po jego policzkach. Czyli ten cały hałas, który rozległ się przed chwilą po magazynie, był jego sprawką.
– Ty… – wyrzucił z siebie rozjuszony Yan. Już sam widok intruza rozpalił w nim chęć mordu, ale kiedy uniósł broń z zamiarem pozbycia się go, Yoh zaatakował. – Ach!
Pistolet został wytrącony z jego dłoni, a Yan runął na ziemię, przyciskając do siebie ramię.
– Nie ruszaj się – ostrzegł go Yoh i wycelował w niego broń, powoli wchodząc w głąb pomieszczenia.
Facet, który wcześniej przyłożył nóż do gardła Tao, teraz leżał martwy na podłodze. Przez szeroko otwarte drzwi można było zobaczyć trupy strażników. Wyglądało na to, że nawet nie zdążyli krzyknąć, zanim oberwali kulką w łeb.
– Nic ci nie jest? – zapytał Yoh.
– Nie – odpowiedział, kończąc zakładać ubrania. Wstał z łóżka i, nie marnując czasu, podbiegł do związanego i nadal nieprzytomnego chłopca. – Tao…
Nie spuszczając wzroku z Yana, Yoh rzucił Fei Longowi nóż.
– Jesteś już bezpieczny, Tao.
Długowłosy mężczyzna przeciął więzy i objął mocno chłopca. Chociaż nadal się nie ocknął, to jego oddech był w normie. Pewne było, że próbował wyrwać się swoim oprawcom – krew i siniaki pokrywające jego twarz były wystarczającym dowodem. Aż trząsł się z ogarniającej go nienawiści, ale także czuł ulgę, że najważniejsza osoba w jego życiu nareszcie bezpiecznie spoczywała w jego ramionach.
– Spójrz, co zrobiłeś! – wrzasnął Yoh, starając się powstrzymać złość. Nie musiał pytać, co się stało. Dało się to wywnioskować po nagości jego byłego pana i siniakach na twarzy Tao. Obrzucił Yana morderczym spojrzeniem i przyłożył mu lufę do czoła.
Winny całego zamieszania wzdrygnął się i próbował uciec od gorącego metalu, ale za sobą miał ścianę.
– Czekaj, czekaj! Czy ty wiesz, kim ja jestem?!
– Zamordowałeś Toha i uciekłeś z Hongkongu, a teraz zrobiłeś coś takiego własnemu bratu! Nie wstyd ci?
Yan trząsł się od zimnego spojrzenia, jakim został uraczony, kiedy wreszcie zrozumiał, z kim ma do czynienia. Stojący przed nim mężczyzna był synem poprzedniego lidera grupy. Nagle szaleńczy śmiech rozległ się po pomieszczeniu.
– To nie ja go zabiłem! To on! – Yan wskazał palcem w stronę Fei Longa. – A potem zwalił całą winę na mnie i zmusił do ucieczki! To ja powinienem być liderem Baishe!
– Zamknij się! – krzyknął Yoh, wbijając lufę w czoło wrzeszczącego mężczyzny. Skutecznie go to uciszyło.
Dla Yoha był on tylko zwykłym uzurpatorem, który wykorzystał Fei Longa do zaspokojenia swoich niecnych żądzy. Yan szybko zrozumiał, że jego słowa nie mają na niego żadnego wpływu.
– Czekaj! Myślisz, że tak będzie najlepiej? Zastanów się. Baishe tak naprawdę powinno należeć do mnie. Członkowie grupy nie mają prawa zabijać się nawzajem, szczególnie gdy są spokrewnieni. Nie zapominaj, komu jesteś winien swoją lojalność i nie myl rodziny z wrogiem. – Yan wytarł rękawem pot z czoła.
Yoh patrzył na Yana, jakby był jakimś robalem – en pomimo niskiej temperatury cały się kleił od potu. Jego ciało i umysł w obliczu śmierci widocznie nie wytrzymały napięcia.
– Zapytam jeszcze raz. Wstydu nie masz? Nigdy nie byłem częścią Baishe. Mam tylko jednego pana i jest nim Fei Long.
– Łał, hahaha!
Yan nie przestawał rechotać jak szalony. Palec Yoha zaczął naciskać na spust.
– Yoh, przestań! – rozkazał Fei Long.
Zdziwiony mężczyzna powstrzymał się przed wystrzeleniem i spojrzał na lidera Baishe.
– Dlaczego? On ci… On… – zająknął się Yoh. Przecież mężczyzna osobiście zlecił mu zabicie tego człowieka. Dlaczego go powstrzymał?
– Jeszcze nie teraz – powiedział Fei z irytacją wymalowaną na twarzy. Skinął głową w kierunku spoczywającego w jego ramionach chłopca.
Nie przy Tao.
Kiedy Tao był mały, to prawie w ogóle go nie przypominał, ale z wiekiem podobieństwo do ojca stawało się coraz bardziej wyraźne. Tak jakby Tao był kopią młodego Yana, ale teraz dzięki kiepskiej diecie i narkotykom, twarz Yana się zmieniła. Za to chłopiec wyrastał na jego sobowtór. Co za ironia.
– Ten mężczyzna… – zaczął niepewnie Fei Long. – Yan jest ojcem Tao.
– Jak to możliwe?! – Yoh wytrzeszczył oczy i w ogłupieniu gapił się na długowłosego mężczyznę.
– To prawda – przyznał Fei z bólem w głosie.
Chociaż nie chciał go zabić osobiście, to i tak wydał mu karę śmierci. Rezultat był taki sam. Jednak nie chciał zabić Yana w obecności jego syna. Może to tylko głupie mrzonki, ale zrobi wszystko, by Tao nie został sam z bolesnymi wspomnieniami.
– Rozumiem – powiedział Yoh. Nie musiał pytać, by wiedzieć, o czym myśli Fei. Opuścił broń, jednak nie zmienił pozycji i nadal stał pomiędzy braćmi.
Yan chyba nie zauważył zmiany w swojej sytuacji. Nadal pocił się jak prosię i najwyraźniej porzygał się podczas tej krótkiej wymiany zdań.
Fei Long przybył na Tajwan w tajemnicy, by chronić ten sekret. Siedem lat temu był świadkiem śmierci swojego ojca i mógł uwolnić się z okowów swojej przeszłości, mszcząc się na Asamim. Yoh oczywiście o tym wszystkim wiedział, więc nie obawiał się, że mężczyzna go zdradzi.
– Panie Fei… – Słaby głosik przerwał ciszę.
– Tao?! – Ciało Fei Long zdrętwiało. Chłopiec wszystko słyszał. Choć dzięki temu powstrzymał Yoha, to i tak żałował, że był aż tak nieostrożny.
– Panie Fei… Czy to, co przed chwilą powiedziałeś… To prawda?
– To… – Widząc stan, w jakim był Yan, Fei Long bał się powiedzieć prawdę, ale nie mógł tego już dłużej ukrywać.
– Jestem… Jego synem? – zapytał Tao, widząc wahanie swojego opiekuna. Jego czarne oczy zaszkliły się od łez, kiedy wyrwał się z objęć Fei Longa. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że ten brutalny mężczyzna, który go porwał, może być jego biologicznym ojcem. Był też zagrożeniem dla Fei Longa – jego pana i lidera organizacji, której służył. Trudno było mu w to uwierzyć.
Yan zawył w tym momencie ze śmiechu, kopnął Yoha, wyjął z kieszeni zapasową broń i wycelował ją w Fei Longa, korzystając z powstałego zamieszania.
– Zabiję cię!
– Tao, padnij!
Tuż przed pierwszym wystrzałem Yoh zasłonił Feia własnym ciałem i popchnął go za łóżko. Yan złapał Tao, strzelając ślepo we wszystkie strony.
– Tao!
Słysząc cierpienie w głosie brata, Yan z satysfakcją mocniej zacisnął dłoń na szyi wyrywającego się chłopca.
– Rzućcie broń w moją stronę albo go zabiję!
Widząc lufę pistoletu wbijającą się mocno w skroń chłopca, Fei Long krzyknął:
– Ale Yan! To jest twoje dziecko!
– I co z tego? – wysyczał wściekle Yan, na co zszokowany Fei Long wytrzeszczył oczy. Mężczyzna nawet nie opuścił broni, nie wspominając już o wypuszczeniu chłopca. Nie obchodził go los jego własnego syna.
– Wykorzystujesz własne dziecko jako tarczę? Bydlak.
– I kto to mówi. Pamiętasz, jak wycelowałeś we mnie broń siedem lat temu? Nie mów mi, że zapomniałeś.
Nie trudno było Yanowi zapamiętać to wydarzenie. Fei Long zawsze był mu niezwykle posłuszny, ale wtedy miał już dosyć jego tyranii. Młodszy mężczyzna nie był świadomy chęci mordu, jaka go wtedy ogarnęła, ale gdyby nie przeszkodzili mu ochroniarze, to na pewno pociągnąłby za spust.
– To nie to samo. Jestem człowiekiem i jak człowiek odczuwam różne emocje. I to nas od siebie odróżnia.
Fei Long nie chciał, by Tao wspominał swoje błędy. Nie chciał, by czuł tę samą urazę, co on. Tę urazę i nienawiść, które go ogarnęły, kiedy się zorientował, że Asami go postrzelił. Potem dowiedział się, że zrobił to Toh, ale przez te wszystkie lata niewiedzy cała jego nienawiść była skierowana ku Asamiemu, więc było już za późno.
– Bestia czy człowiek, jakie to ma znaczenie? Wygrywa ten, któremu uda się przeżyć. Jeśli nie chcesz, żeby dzieciak umarł, to złóżcie broń!
Fei Long zerknął na Yoha i to wystarczyło, by mężczyzna zrozumiał jego cichy rozkaz.
– Jak sobie życzysz. – Yoh powoli położył pistolet na podłodze. Równie powoli uniósł w górę ręce i delikatnie kopnął broń w kierunku Yana, który pchnął ją nogą pod łóżko.
Nie odrywając lufy od głowy chłopca, Yan zaczął wycofywać się w kierunku drzwi. Nie przestawał używać Tao jako tarczy.
– Puść Tao! – krzyknął zdesperowany Fei Long.
– Zamknij się! A ty przybieraj nogami, gówniarzu!
Ten sam Yan, który zabił swojego ojca, teraz groził własnemu synowi, tak jakby wcale nie obchodziło go życie chłopca. W tym momencie lidera Baishe uderzyła gorzka prawda – Yana naprawdę nie obchodziło, co stanie się z Tao.
– Słyszałeś mnie, dzieciaku?! – wrzasnął Yan.
Tao nie ruszał się z miejsca. Yan ciągnął go coraz mocniej, ale chłopiec najwyraźniej wrósł w podłogę, bo nic nie było w stanie go ruszyć. Jego oczy były szeroko otwarte z szoku.
– Mężczyzna, który sprawił Feiowi ból… Ten mężczyzna jest moim ojcem? – wymamrotał cichutko chłopiec. Mężczyzna, który próbował zabić Fei Longa, był jego ojcem. Dla niewinnego Tao ta prawda była ciężka do przyjęcia.
– Skoro jesteś moim synem, to rób, co ci karzę!
Patrząc na krzyczącego mężczyznę, Tao otworzył buzię, pokazując swoje białe ząbki, i mocno się wgryzł w trzymające go ramię. Zaskoczony Yan pisnął i wypuścił chłopca z uścisku.
– Cholerny bachor! – wrzasnął i mocno go uderzył, posyłając na podłogę. Nie marnując nawet sekundy, Yan wycelował broń w bezbronnego chłopca.
– Przestań! – krzyknął Yoh i wyskoczył przed dziecko, osłaniając je własnym ciałem.
– Yoh…!
Jęk Tao i stukot łusek po nabojach rozbrzmiały jednocześnie w pomieszczeniu.
Wyciągając z kieszeni mały rewolwer, Yoh wycelował i strzelił w Yana, trafiając w niego za pierwszym razem, po czym przyklęknął na podłodze, uciskając swoją ranę. Krople szkarłatu uciekały spod zaciśniętej mocno dłoni, plamiąc jego ubrania i podłogę.
Na widok krwi Yoha, Fei Longa ogarnął szał. Podniósł leżący na ziemi pistolet i skierował go w stronę swojego brata.
– Znowu we mnie celujesz, Fei?
– Żałuję, że się wtedy zawahałem… – W oczach Fei Longa płonęła nienawiść. Powoli zaczął naciskać na spust.
– Co… – Yan nigdy wcześniej nie bał się swojego młodszego brata tak jak teraz.
Fei Long nic nie czuł, kiedy patrzył na to żałosne stworzenie stojące przed nim. Jego umysł ogarnęła fala spokoju. Był gotowy pożegnać Yana na zawsze.
– Fei Long – zawołał Yoh.
Długowłosy mężczyzna wyrwał się z transu i spojrzał na niego.
– To nie jest twoje zadanie. – Yoh, ranny i osłaniający swoim ciałem Tao, uniósł wyżej głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
Fei Long spojrzał na Tao, którego drobna twarz pokryta była łzami. Widząc chłopca w takim stanie, jego żądny krwi umysł zaczął się uspokajać.
Co ja… Co ja prawie zrobiłem…?
Prawie zabił Yana na oczach Tao. Fei Long przełknął głośno i opuścił broń, patrząc, jak jego brat wstaje. Palec, który trzymał na spuście, był zimny jak lód.
– Jeszcze was dorwę i wtedy zobaczysz, jak to jest być z prawdziwym facetem! Ten dzieciak też! – obiecał Yan, wybiegając z pokoju.
Fei Long zmarszczył brwi, ale nie pobiegł za Yanem. Chciałby wytłumaczyć to brakiem sił, ale to raczej była nienawiść wobec samego siebie – nie chciał znowu wycelować w niego broni. Tak bardzo pragnął ochronić Tao przed tym, co spotkało go siedem lat temu, ale zawiódł.
Jego palce zaczęły mrowić, więc zdjął palec ze spustu i odłożył broń.
Choć tak naprawdę nie byli spokrewnieni, to i tak wychowali się razem – więc byli do siebie bardzo podobni. Jego bestialska strona skryła się głęboko, ale i tak było mu niedobrze na myśl, że mają ze sobą coś wspólnego.
Z zamyślenia wyrwało go głuche uderzenie.
– Yoh?! Yoh, trzymaj się!
Słysząc zdesperowany krzyk Tao, Fei Long natychmiast powrócił myślami do tu i teraz. Spoglądając za siebie, zobaczył, jak chłopiec próbuje zatrzymać krwawienie starszego mężczyzny. Drobna dłoń bezskutecznie uciskająca ranę szybko pokryła się krwią.
– Tao, ja się tym zajmę.
Na dźwięk swojego imienia chłopiec spojrzał przerażonym wzrokiem na Fei Longa. Lider Baishe po raz pierwszy widział go w takim stanie. Oczywiste było, że Tao jeszcze nie przetrawił usłyszanej informacji. Już z jego przestraszonego wzroku widać było, że prawda głęboko zraniła jego delikatne serce. Chłopiec potrzebował pocieszenia, ale teraz nie było na to czasu.
Fei Long przyjrzał się ranie Yoha. Na szczęście pocisk przeleciał na wylot.
– Nie martwcie się. To nic poważnego – poinformował ich Yoh.
Ignorując opinię rannego, długowłosy mężczyzna oderwał kawałek swojej koszuli i przywiązał go tuż nad raną, ale krew i tak natychmiast zabarwiła śnieżnobiały materiał czerwienią.
Kiedy pociski wdzierają się w ciało, to rozrywają stojące im na drodze mięśnie. Innymi słowy – bolało jak cholera, ale Yoh i tak starał się robić dobrą minę do złej gry.
– Przepraszam, to wszystko moja wina… A teraz Yoh… Yoh też umrze… – Zestresowany Tao zaczął łkać, nadal spoglądając pełnym przerażenia wzrokiem na Fei Longa.
– Nie marnuj łez. Taka mała rana jeszcze nikogo nie zabiła. – Yoh pocieszył chłopca. Nie skłamał, ale jego życie i tak było zagrożone od utraty tak dużej ilości krwi.
– Najpierw musimy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Wtedy będziemy mogli w odpowiedni sposób zająć się twoją raną. – Fei Long westchnął, szybko wstając z klęczek.
Choć było to mało prawdopodobne, to ludzie Yana niedługo mogą zacząć szukać zemsty. Więc cichutko zwinęli się z magazynu, planując skryć się w mieszkaniu Yoha.
1. Betel – rodzaj używki na bazie pieprzu żuwnego. Substancja ma działanie orzeźwiające, lekko podniecające i lecznicze. Skutkiem ubocznym jest barwienie zębów na czarno, a śliny na czerwono.
2. Dialekt fujiański – dmiana jednego z dialektów języka tajwańskiego. Charakteryzuje się kończeniem zdań na „haù”.
3. Arowana – najdroższa ryba akwariowa na świecie (kosztuje około 280 tys. zł); gatunek zagrożony wyginięciem.
4. Balisong – rodzaj niewielkiego składanego noża do walki. Potocznie zwany motylkiem.