Kaleidoscope of Death

Rozdział 14 – Powrót do rzeczywistości11 min. lektury

W miarę jak Lin Qiushi przed siebie, światło stawało się coraz silniejsze. Musiał zmrużyć oczy, bo jasność prawie go oślepiała. Na szczęście ścieżka pod jego stopami nie była nierówna, więc kontynuowanie marszu nie było dla niego zbyt trudne.

Zaczynał się powoli zastanawiać, czy daleko jeszcze będzie musiał tak iść, gdy zakręciło mu się w głowie. Odruchowo zacisnął powieki i miał ochotę oprzeć się o ścianę, ale jego dłoń nieoczekiwanie dotknęła zimnego betonu. Jego oczy otworzyły się szeroko pod wpływem przeszywającego chłodu i natychmiast zamarł, widząc rozciągającą się przed nim scenerię.

Zwykły korytarz, zwykłe mieszkanie, słaby biały blask wydobywający się ze szczytu abażuru. Wszystko wokół niego było aż nazbyt znajome – wrócił do swojego własnego przedpokoju.

Ale czy na pewno? Lin Qiushi nie wiedział, co powinien dalej zrobić. Po chwili namysłu wyciągnął z kieszeni telefon.

Piątek, 17 lipca, godzina 20:00. Wrócił dokładnie do momentu, w którym opuścił ten świat.

Pamiętał to bardzo wyraźnie. Wieczorem planował z przyjacielem zjeść poza domem. Już wychodził, ale kiedy pchnął drzwi do przedpokoju, zamiast niego natknął się na niewyobrażalną scenę.

Zwykłe pomieszczenie nagle zamieniło się w korytarz z dwunastoma czarnymi, żelaznymi drzwiami. W tamtym momencie Lin Qiushi prawie zsikał się w spodnie ze strachu na ten widok. Stał przez dłuższą chwilę bez ruchu i wydawało mu się, że ma halucynacje. Jednak chłód wydobywający się z tych drzwi przekonał go, że to, co widzi, nie jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Lin Qiushi rozejrzał się po otoczeniu i odkrył, że wszystkie jego rzeczy zniknęły, łącznie z drzwiami, przez które tu wszedł.

Nie widział końca tego ciemnego korytarza. Śmiertelna cisza nękała go jak pasożyt, stopniowo pożerając jego duszę.

Następnie próbował otworzyć drzwi. Jednakże były szczelnie zamknięte i ani drgnęły, niezależnie od tego, ile siły użył. Natychmiast zaczął sprawdzać pozostałe, aż w końcu dotarł do ostatnich.

Te nieoczekiwanie otworzyły się bez żadnych problemów, a gdy tylko się rozchyliły, potężna siła pociągnęła ciało Lin Qiushiego do środka. W następnej chwili pojawił się w tej strasznej małej górskiej wiosce.

Ale teraz w końcu wrócił, po raz kolejny znajdując się w swoim własnym korytarzu. Stał przez dłuższą chwilę w miejscu, wątpiąc, czy to wszystko nie było jedynie dziwnym snem, ale nagle coś sobie przypomniał. Wyciągnął rękę, dotknął płatka ucha, a potem kieszeni… znajdowały się tam mały kolczyk w kształcie sztyftu i biała kartka papieru.

Lin Qiushi w tym momencie wszystko zrozumiał. Naprawdę nie śnił. Faktycznie przeżył straszliwą historię, znacznie bardziej przerażającą niż jakikolwiek koszmar.

Nagle zadzwonił jego telefon komórkowy. Lin Qiushi podniósł go i spojrzał na ekran, widząc numer swojego przyjaciela.

Hej, Lin Qiushi, co robisz? – Jego przyjaciel nazywał się Wu Qi. Pracowali razem. – Dlaczego jeszcze nie jesteś na dole?

Lin Qiushi był nieco roztargniony. W końcu otrząsnął się z oszołomienia i zareagował. Wu Qi czekał na niego na dole i zamierzali razem zjeść na mieście. Przejrzał zapisy ich rozmów i odkrył, że minął zaledwie kwadrans – jeśli liczył to na podstawie czasu rzeczywistego, przebywał w tej wiosce tylko około piętnastu minut.

Lin Qiushi? – Wu Qi był trochę zmartwiony. – Dlaczego nie mówisz?

Och, to nic takiego – odpowiedział Lin Qiushi. – Miałem lekkie opóźnienie. Zaraz zejdę na dół.

Okej – odparł jego przyjaciel i zakończył połączenie.

Lin Qiushi zbiegł po schodach. Był lipiec, szczyt lata i temperatura sięgała zenitu. Chociaż była ósma, słońce jeszcze nie zaszło, a płonące promienie przecinały horyzont, malując niebo jaskrawym szkarłatem. Piesi spokojnie spacerowali poboczem, trzepocząc wachlarzami. Wszystko wokół niego było przepełnione witalnością.

Napięte mięśnie Lin Qiushiego wkrótce się rozluźniły. Wu Qi stał u bramy osiedla i na niego czekał. Widząc, jak wychodzi, szybko go przywołał i skomentował, że Lin Qiushi był dzisiaj taki powolny, jakby robił sobie makijaż.

Lin Qiushi zachichotał, ale nie odpowiedział.

Idąc, obaj mężczyźni rozmawiali, a ich celem była pobliska restauracja z grillem. Wu Qi skarżył się, że na osiedlu Lin Qiushiego jest zbyt wiele komarów. Stał tam przez pół godziny i został cały pogryziony. Mówiąc to, odsłonił swoją łydkę, aby jego przyjaciel mógł ją zobaczyć.

Lin Qiushi spojrzał na niego.

Nic nie widać przez te twoje kłaki.

Walić to, nawet takiej pierdoły się uczepisz. Myślisz, że czekałbym tak długo, gdyby nie te wszystkie włosy, które mnie chroniły?

– …To musiało być bardzo ciężkie. Ja stawiam.

No i super.

Biznes w restauracji kwitł. Obaj zamówili szaszłyki i po piwie. Zaczęli rozmawiać przy jedzeniu.

Czy naprawdę zamierzasz złożyć wypowiedzenie i wrócić do swojego rodzinnego miasta? – zapytał Wu Qi.

Hę?

Wu Qi był zdziwiony.

Co się z tobą dzisiaj dzieje? Źle się czujesz? Czy nie chciałeś się spotkać, żeby mi to powiedzieć?

Lin Qiushi przełknął łyk schłodzonego piwa i pobieżnie odpowiedział:

Nic się nie dzieje. Po południu śnił mi się koszmar, z którego nadal nie mogę się otrząsnąć.

Jego myśli wciąż były skupione na tym, co wydarzyło się za drzwiami. Miał niejasne przeczucie, że ta sprawa nie jest jeszcze zakończona.

Widzę – powiedział Wu Qi. –Nie wyglądasz zbyt dobrze. Byłeś w końcu w szpitalu na badaniach?

Byłem, ale jeszcze nie ma wyników.

Wu Qi westchnął.

W naszej branży łatwo jest o wypadek. Pamiętasz tego dyrektora, który zrezygnował kilka miesięcy temu? Najwyraźniej odszedł, bo prawie umarł.

Och…

Rozmawiali o byle czym, kiedy nagle usłyszeli głośny hałas dochodzący z boku. Wszystko wskazywało na to, że doszło do wypadku samochodowego. Restauracja znajdowała się tuż przy głównej arterii. Wszyscy klienci usłyszeli ten dźwięk i ktoś w końcu wstał. Pozostali jeden po drugim podążyli za nimi i odwracali głowy, aby spojrzeć na zewnątrz. Wu Qi siedział przy oknie, więc wyjrzał przez nie i ze zdziwieniem zauważył:

To wypadek samochodowy.

Lin Qiushi wstał i podążył za tłumem do drzwi, aby dobrze zobaczyć źródło głośnego hałasu na zewnątrz.

Co dziwne, samochód wjechał w drzewo. Nikt nie wiedział, jak szybko jechał, ale cały przód pojazdu został całkowicie zniszczony wskutek uderzenia. Kierowca po tak katastrofalnym wypadku nie miał szans.

Świadkowie zaczęli pomagać, ktoś zadzwonił pod numer alarmowy, a na miejsce wkrótce przyjechały radiowozy i karetka pogotowia.

Wu Qi miał naprawdę silne nerwy. Oglądając tętniące życiem widowisko, z zapałem przeżuwał pieczone wieprzowe serce. Połykając je z największą przyjemnością, zauważył:

Ten koleś zdecydowanie jechał za szybko. Żeby przód samochodu tak bardzo uległ zniszczeniu po zderzeniu z drzewem, musiał jechać ponad sto kilometrów na godzinę, prawda?

Lin Qiushi nie zgodził się z nim.

To centrum miasta. Jak mógłby jechać tutaj z taką prędkością?

Co więcej, piątkowy wieczór był jednym z najbardziej ruchliwych momentów dnia. Wszędzie były samochody, więc prawie niemożliwe było, aby przyspieszyć tak mocno od poprzedniego skrzyżowania.

Kto wie. – Wu Qi wzruszył ramionami. – Nie gap się i siadaj. Właśnie przynieśli twoją grillowaną rybę.

Lin Qiushi skinął głową. Jednak zanim się odwrócił, po raz ostatni rzucił okiem na miejsce wypadku. Przez to jedno spojrzenie miał wrażenie, że coś mu się przywidziało. Osoba, która została wyjęta z siedzenia kierowcy przez policję, była cała poharatana i zakrwawiona, ale jej ubiór wydawał mu się dość znajomy.

Po chwili zastanowienia w końcu przypomniał sobie, gdzie już wcześniej widział te ubrania. Kiedy przybył do tamtej górskiej wioski, nie wszyscy od razu przebrali się w zimowy strój. W grupie była jedna osoba ubrana dokładnie tak samo. Lin Qiushi jak przez mgłę pamiętał imię tej osoby… wydawało się, że nazywano go Zhang Zishuang.

Nagły dreszcz przebiegł po jego plecach. Nie śmiał już dłużej patrzeć na tę scenę. Odwrócił się i wrócił na miejsce, ale nie był w nastroju, by jeść dalej.

Powiedz mi wprost, co się z tobą dzieje? Przez cały wieczór zachowujesz się, jakbyś zwariował.

Lin Qiushi potrząsnął głową.

I kiedy przekłułeś ucho? – Wyciągnął rękę, żeby dotknąć kolczyka, ale Lin Qiushi instynktownie uniknął jego dłoni. – Łał, naprawdę się zmieniłeś. Dawniej pozwalałeś mi się dotykać.

Do cholery, kiedy niby pozwoliłem ci się dotknąć?

Zapomniałeś o tej jednej nocy…

Lin Qiushi wiedział, że Wu Qi zaraz palnie coś głupiego, więc szybko mu przerwał. Wyjaśnił, że ucho wciąż go boli i obawia się, że może dojść do zakażenia, jeśli ktoś dotknie miejsce przekłucia brudnymi rękoma.

Wu Qi postanowił porzucić ten temat, ale wciąż zastanawiał się nad paroma rzeczami.

Ale powiedz, dlaczego przekłułeś ucho? Nie mów mi, że planujesz zacząć się z kimś umawiać?

Niby kto by się ze mną umówił, kiedy jestem otoczony przez grupę krzepkich mężczyzn? Chyba nie myślisz, że zarywam do ciebie?

Nie musisz mówić o tym tak bezpośrednio. Rozważę to bardzo dokładnie, dobrze? – odparł nieśmiało Wu Qi.

Lin Qiushi był bezlitosny.

Spadaj.

Podczas gdy obaj mężczyźni wygłupiali się, żartowali i naśmiewali się z siebie, niebo stopniowo pociemniało. Gdyby Lin Qiushi widział nadejście zmierzchu w jakimkolwiek innym dniu, mógłby być na to obojętny, ale właśnie dzisiaj wrócił z tamtego miejsca. Widząc zapadającą ciemność, wpadł w lekką panikę. Do tego słowa z notatki, którą przeczytał wcześniej, wzbudziły w nim niewytłumaczalne uczucie niepokoju. Chciał wcześniej wrócić do domu.

Wu Qi go nie powstrzymywał. Wielokrotnie podkreślał, że Lin Qiushi musi o siebie dbać i lepiej się wysypiać. Dodał też, że szczerze mówiąc, obecnie jego cera nie wygląda najlepiej.

Pożegnali się przy bramie osiedla, po czym Lin Qiushi natychmiast pobiegł z powrotem do swojego domu.

Odetchnął z ulgą, dopiero gdy wyciągnął klucz z kieszeni, otworzył drzwi wejściowe i wszedł do środka. Zapalił światło w salonie i dostrzegł swojego ukochanego kota, Kasztana, posłusznie odpoczywającego na swoim miejscu i miauczącego do niego.

Kasztan! – Lin Qiushi podbiegł do niego, chcąc go przytulić, ale zwierzak się odwrócił. Demonstrując swoje całkowite obrzydzenie do niego, odszedł dumnie, wymachując w powietrzu puszystym ogonem.

Kasztan… Niech tata cię przytuli…

Kot miauknął, z wdziękiem wskoczył na drapak, który Lin Qiushi dla niego ustawił i uniósł nos, protekcjonalnie patrząc na swojego pana.

Nadal nie pozwalasz mi się przytulić… Lin Qiushi westchnął.

Kasztan była dwuletnią angorą turecką. Choć wyglądał potężnie, miał bardzo dobry charakter. Zwykle tulił się do niego uroczo, miauczał cały dzień, zachowywał się kokieteryjnie i pragnął, żeby go rozpieszczano. Było to najdroższe i najbardziej kochane dziecko Lin Qiushiego.

Ostatnio jednak nie wiedział, co się dzieje. Kasztan zaczął nim gardzić. Nie tylko nie pozwalał mu się przytulić, ale nawet zaczął syczeć i drapać go ze złością. Gdyby Lin Qiushi w ogóle próbował go podnieść, z pewnością odniósłby poważne rany.

Jednak mężczyzna po prostu nie rozumiał dlaczego. Na szczęście dzisiaj stosunek Kasztana do niego był nieco lepszy – przynajmniej nie wyciągał pazurów. Wzdychając ponownie, Lin Qiushi przewrócił oczami, po czym zdecydował się wziąć kąpiel, zanim spróbuje zrozumieć całą tę sytuację.

Tłumaczenie: Ashi

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.