Kaleidoscope of Death

Rozdział 10 – Wykopywanie zwłok11 min. lektury

Nastroje w grupie pogarszały się z każdą sekundą ze względu na narzucony im trzydniowy termin. Następnego dnia po południu powstał kolejny konflikt. Co zaskakujące, to Xiong Qi i Xiao Ke wdali się w ostrą kłótnię, i to z powodu niedobrego jedzenia. Xiong Qi stracił panowanie nad sobą i ze złości rzucił talerz na dwór, a wściekła Xiao Ke trzasnęła drzwiami i odeszła.

Cynizm i wrogość przenikały atmosferę. Członkowie drużyny, których kiedyś uważano za niezawodnych, byli teraz przedmiotem podejrzeń. Jedno słowo, niewielki ruch, a nawet szybkie spojrzenie spowodowałoby, że rozpętało się piekło.

To był pierwszy raz, kiedy Lin Qiushi wyraźnie wyczuł, że pozostali mają dość. Wszyscy byli u kresu wytrzymałości. Przytłaczająca presja zbliżającej się śmierci i szkodliwa paranoja, która ich ogarnęła, przelały ostatnią kroplę.

Ruan Baijie zdawała się już przewidzieć taką sytuację, więc nie była ani trochę zaskoczona. Nonszalancko znalazła kąt, w którym mogła usiąść i przyglądać się, jak osoby w salonie stawały się coraz bardziej zdenerwowane i pobudzone. Nagle rozchyliła usta i delikatnie przypomniała:

Zapomnieliście już, że jest tutaj pewne miejsce, w którym możemy znaleźć zwłoki?

To jedno zdanie było jak pierwsze krople deszczu spadające na jałową ziemię, nawilżające przesuszony nastrój i łagodzące napięcie.

Gdzie? – zapytał Xiong Qi.

Chodzi ci o cmentarz? – domyślił się Lin Qiushi. – Ale już wcześniej go szukałem. Po prostu nie wiem, gdzie znajdują się groby w tej wsi i nigdy ich nie znalazłem.

Oczywiście, że nie chodzi mi o cmentarz – powiedziała Ruan Baijie. – W tym świecie miejsce chowania zmarłych nie jest tak proste, jak sobie wyobrażamy.

Więc gdzie? – zastanawiał się Lin Qiushi.

Pamiętacie tych mężczyzn, którzy zostali zmiażdżeni podczas niesienia kłody?

Lin Qiushi nagle wszystko zrozumiał.

Zgadza się, spełniają wszystkie wymogi! Masz rację!

Chodźmy. Musimy szybko odkopać ich zwłoki, wówczas sprawa zasypania studni zostanie rozwiązana. Nie musicie już tak się zachowywać.

W chwili, gdy padły te słowa, atmosfera natychmiast się uspokoiła, ale nadal była trochę spięta. Przecież nikt nie wiedział, czy uda się znaleźć tamte zwłoki. Od czasu incydentu z kłodą ciągle padał śnieg, który na pewno głęboko je zasypał. Dostanie się do nich z pewnością nie było łatwe.

Jednak mimo tego, to rozwiązanie było niewątpliwie mniej kłopotliwe niż zabicie kogoś.

Wszyscy wiedzieli, że brakuje im czasu. Kiedy padła ta propozycja, od razu zgodzili się, że najlepiej jak najszybciej odkopać zwłoki, aby się zabezpieczyć.

Lin Qiushi nie spodziewał się, że wszyscy zaakceptują ten pomysł bez żadnych skrupułów. Od początku nikt nie zgłaszał zastrzeżeń.

Jednak po dokładnym przemyśleniu był to rzeczywiście najlepszy plan, jaki mogli w tej chwili wymyślić. Choć odkopywanie zwłok w tym śniegu z pewnością nie było spacerkiem po parku, to jednak dało wszystkim wspólny cel. Poza tym nawet jeśli w trakcie tej czynności doszłoby do kolejnego zgonu, po prostu pokrywało się to z ich celami – przynajmniej nie musieliby brudzić sobie rąk, żeby zdobyć zwłoki do napełnienia studni.

Pół godziny później wszyscy zebrali się przed drzwiami domu. Każdy trzymał w ręku łopatę.

Chodźmy. – Papieros zwisał z kącika ust Xiong Qi. To był ostatni, którego wziął ze sobą na ten świat, więc palił go powoli. – Musimy dzisiaj skończyć.

Cheng Wen, mężczyzna, który wczoraj chciał zabić Wang Xiaoyi, miał czerwone oczy. Były przekrwione tak bardzo, że można było zauważyć każdą żyłkę. Przypominał neurotyka, który nie spał od wieków.

Jeśli ich nie odkopiemy, wszyscy będziemy musieli umrzeć – mówiąc to, rzucił wściekłe spojrzenie na Wang Xiaoyi i Lin Qiushiego.

Lin Qiushi nie chciał być gorszy, odpowiadając mu gniewnym spojrzeniem.

Pospiesz się – zawołała Ruan Baijie.

Xiong Qi poprowadził grupę na górski szlak. Od kilku dni w dzień i w nocy padał śnieg. Ziemię pokrywała gruba warstwa puchu, a każdy ich krok zostawiał głęboki ślad.

Około dziesięciu minut później wszyscy dotarli do znajomej górskiej ścieżki, a następnie udali się do lasu.

Powinny być gdzieś tutaj. – Nie było żadnych śladów wskazujących dokładną lokalizację, więc Xiong Qi mógł to jedynie oszacować. – Zacznijmy kopać tutaj.

Lin Qiushi skinął głową. Trzymając łopatę w dłoniach, zaczął przekopywać śnieg.

Ścieżka nie była zbyt szeroka, ale bardzo długa, więc mieli wiele do przeszukania. Znalezienie zwłok było dość trudne, jednak wszyscy byli poważni i zdeterminowani.

Ruan Baijie usiadła na pobliskim kamieniu i spokojnie obierała nasiona melona. Jej wyluzowany wyraz twarzy kontrastował z przemęczonym wyglądem Xiao Ke. Najwyraźniej nie mogąc dłużej znieść rażącego braku zainteresowania ze strony Ruan Baijie, Xiao Ke nagle zapytała:

Nie boisz się śmierci? Wiesz, że jeśli umrzesz w tym świecie, umrzesz także w prawdziwym.

Tak, boję się – odparła leniwie Ruan Baijie.

Jak możesz mówić, że się boisz, skoro masz taki wyraz twarzy?

Ruan Baijie nawet nie zadała sobie trudu, żeby na nią spojrzeć. Traktowała ją jak powietrze, choć można by to równie dobrze nazwać pogardą.

Każdy reaguje inaczej, gdy się boi. Niektórzy ludzie mają tendencję do płaczu, inni mogą się uśmiechać i śmiać. Osobiście lubię żuć pestki melona. – Wyciągnęła rękę i rozsypała trzymane w dłoniach łupiny na śnieg. – A nawet lubię śmiecić.

Xiao Ke doskonale zdawała sobie sprawę, że Ruan Baijie robi z niej głupka, ale przez chwilę nie wiedziała, jak odpowiedzieć. W końcu mogła jedynie wykrzywić wargi w pogardzie, przekląć z nienawiścią pod nosem, odwrócić się na pięcie i odejść.

Na ustach Ruan Baijie pojawił się fałszywy uśmiech. Odkąd tu przybyli, jej wzrok nie odrywał się od postaci Lin Qiushiego. Miała wrażenie, że było w nim coś głęboko fascynującego.

Lin Qiushi zaś nawet na nią nie spojrzał. Opuścił głowę i odgarniał śnieg, modląc się w sercu, aby jak najszybciej odnaleźć te dwa ciała.

Niestety, zdarzały się sytuacje, w których żaden bóg nie wysłuchiwał modlitw wiernych. Było już późno, gdy wyruszyli. Po godzinie kopania noc zapadła nad wioską i znów zaczął padać śnieg. Ręce Lin Qiushiego zmarzły. Chuchnął na nie kilka razy, po czym spojrzał na niebo.

Dzisiejszego wieczoru światło księżyca było dość jasne. Ogromna tarcza wisiała wysoko na nocnym niebie, a jej miękkie światło odbijało się od białego śniegu. Dzięki temu w lesie nie było zbyt ciemno.

Xiong Qi stał obok niego i rozmawiał z Xiao Ke, odgarniając śnieg. Zrzędliwy Cheng Wen również się nie odprężył. Przyspieszając tempa, wypluwał z ust szereg wulgarnych przekleństw. Pozostałe trzy dziewczyny stały z boku. Nie rozmawiały, po prostu w milczeniu patrzyły na kopiących mężczyzn.

Po dłuższej chwili Lin Qiushi nagle wyczuł, że coś jest nie tak. Podniósł głowę i zerknął w kierunku Ruan Baijie, upewniając się, czy na pewno stały z nią dwie kobiety.

Zauważył jedną wysoką i dwie niskie osoby. Te niższe stały obok siebie i trzymały się za ręce, wydając się być bliskimi przyjaciółmi.

Widząc to, Lin Qiushi natychmiast zamarł.

O co chodzi? – Xiong Qi, który stał nieopodal, natychmiast zauważył w nim zmianę. – Lin Qiushi?

To trochę dziwne…

Co jest dziwnego? – To był głos Xiao Ke.

Po usłyszeniu jej głosu Lin Qiushi w końcu zrozumiał, co było nie tak. Zostało tylko sześć osób: Xiong Qi, Xiao Ke, Wang Xiaoyi, Cheng Wen, Ruan Baijie i on sam.

Jeśli Xiao Ke stała obok Xiong Qi, jak to możliwe, że obok Ruan Baijie były dodatkowe dwie osoby, które trzymały się za ręce?

Lin Qiushi wstrzymał oddech, a w gardle uformowała mu się gula. Przełknął gęstą ślinę. Od niechcenia zaczął machać łopatą w tę i z powrotem, kopiąc dalej i udając, że nic się nie stało. Następnie zawołał:

Ruan Baijie, podejdź tutaj. Jest coś, co chcę ci powiedzieć.

Dziewczyn wstała ze swojego miejsca. Podchodząc do Lin Qiushi, zapytała:

Co się dzieje? – zapytała, podchodząc bliżej.

Lin Qiushi nie powiedział ani słowa. Kątem oka uważnie przyglądał się dwóm osobom trzymającym się za ręce. Stały w cieniu drzew, więc nie widział ich zbyt wyraźnie. Miały podobny wzrost, a ich dłonie były ciasno splecione, jakby łączyła ich silna więź, której nie można było rozdzielić. Ale w tej chwili taka podnosząca na duchu scena wywoływała jedynie dreszcze.

Lin Qiushi? – zapytała ponownie Ruan Baijie. – Coś jest nie tak?

Mężczyzna nadal się nie odezwał. Planował zaczekać, aż Ruan Baijie podejdzie bliżej, zanim zacznie mówić, ale nagle łopata utknęła; wydawało się, że podczas kopania uderzył w coś twardego.

Ruan Baijie w końcu stanęła obok niego. Spuściła wzrok i zauważyła zamarznięte zwłoki pod łopatą.

Znalazłeś je?

Hę? – Lin Qiushi przez chwilę nie mógł zrozumieć, co Ruan Baijie ma na myśli.

Znalazłeś ciało? – Ton głosu Ruan Baijie był lekki i spokojny. – Świetnie, masz całkiem niezłe szczęście.

Lin Qiushi nagle zdał sobie sprawę, że coś wykopał. Pochylił głowę, żeby spojrzeć w dół i dostrzegł zamarznięte zwłoki. Obecnie widoczne były tylko blade dłonie trupa, był jednak pewien, że znalazł jednego z ich zasypanych śniegiem towarzyszy.

Znalazłem! – krzyknął ile sił w płucach. Po tym jak to oznajmił, spojrzał znowu w miejsce, gdzie widział te dwie osoby, lecz nagle zlały się w jedno ciało. Postać powoli zbliżała się do nich, aż weszła w światło księżyca, ukazując się w pełni. W końcu Lin Qiushi ją rozpoznał. To była Wang Xiaoyi.

Wang Xiaoyi stopniowo zmniejszyła między nimi dystans i wkrótce stanęła u jego boku. Pomyślała, że wyraz jego twarzy był dość dziwny.

Czemu się na mnie gapisz? Coś nie tak?

Lin Qiushi potrząsnął głową.

Bez powodu, nic się nie stało.

Dziękuję. Jesteś naprawdę niesamowity. – wyraziła swoją wdzięczność Wang Xiaoyi. Spojrzała w dół, by popatrzeć na odkopane zwłoki, a wyraz jej oczu był pełen czułości. – Gdyby nie ty, umarłabym wczoraj. I nawet udało ci się znaleźć trupa.

Po prostu mi się poszczęściło. – Gwałtownie wyciągnął rękę i chwycił Ruan Baijie, przyciągając ją do siebie. – Chodź tutaj.

Dziewczyna lekko uniosła brwi, słysząc słowa Lin Qiushiego. Już miała coś powiedzieć, gdy nagle poczuła, jak jego palce delikatnie rysują wzór na jej dłoni.

Napisał imię. Wang.

W tym momencie serca i umysły obojga były zsynchronizowane. Słowa były zbędne, wszystko zostało milcząco zrozumiane. Ruan Baijie ścisnęła jego dłoń, sygnalizując, że otrzymała wiadomość. Spojrzała na zwłoki i powiedziała:

Skoro znaleźliśmy ciało, szybko je przenieśmy.

Świetny plan – zgodziła się Wang Xiaoyi, śmiejąc się głośno. – Pospieszmy się.

Tłumaczenie: Ashi

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.