Kaleidoscope of Death

Rozdział 3 – Piekielna noc21 min. lektury

Wytrzymując ostry wiatr i opady śniegu, cała czwórka maszerowała bezkresną ścieżką. Jakimś cudem nie spotkały ich na drodze żadne niefortunne czy dziwne zdarzenia i wreszcie bezpiecznie wrócili do swojego miejsca zamieszkania.

Jednak kiedy weszli do środka, zauważyli, że atmosfera w pomieszczeniu nie była najlepsza. W salonie siedziało kilka osób; twarze mieli blade i ściągnięte, i byli zupełnie nieruchomi. W powietrzu wisiała śmiertelna cisza, a nastrój wydawał się jeszcze poważniejszy niż w chwili ich przybycia.

Lin Qiushi omiótł wszystkich wzrokiem i szybko ich policzył. Dopiero gdy upewnił się, że liczba osób nie zmniejszyła się, odetchnął z ulgą.

Co się stało? – zapytał Xiong Qi.

Zwłoki zniknęły – odpowiedział jeden z mężczyzn, trzęsąc się.

Zniknęły zwłoki? I co z tego? – warknął Xiong Qi. – Jesteście nowicjuszami? Dlaczego tak was to przestraszyło?

Coś je zjadło – wybełkotała dziewczyna, a po jej policzkach bez przerwy płynęły łzy. – Wszędzie jest krew…

Xiong Qi i Xiao Ke spojrzeli po sobie. Wiedzieli, że z ust tych ludzi nie będą w stanie uzyskać żadnej przydatnej informacji. Cała czwórka zdecydowała się udać na trzecie piętro, aby na własne oczy obejrzeć sytuację.

Zaczęli wchodzić po schodach. Po dotarciu na drugie piętro Lin Qiushi natychmiast zauważył, że coś jest nie tak – ściany drugiego piętra również były umazane krwią.

Dom był zbudowany z drewna, więc miał ściany w kolorze mahoniowym. Lin Qiushi zauważył jednak na tych ścianach czarne smugi, jakby coś zostało tam rozpryskane.

Uważajcie, to może być coś niebezpiecznego – ostrzegł ich Xiong Qi, który szedł z przodu.

W końcu dotarli na trzecie piętro i Lin Qiushi zdał sobie sprawę, co inni mieli na myśli, mówiąc „zjedzony”. Nigdzie nie było zwłok, które wcześniej tu leżały. Ale to nie wszystko – zwłoki zniknęły, ale zamiast nich pojawiło się coś innego. Cała podłoga była pokryta resztkami mięsa i kości, jakby coś brutalnie je rozerwało i rozgryzło na kawałki, pozostawiając po sobie jedynie nierozpoznawalne resztki.

Twarz Lin Qiushiego automatycznie pobladła na ten widok, a jego żołądek zaczął się skręcać.

Pochłonął wszystko aż do kości. – Xiao Ke była do tego przyzwyczajona. – Nie mam pojęcia, co to jest.

Xiong Qi westchnął.

Pospieszmy się i zablokujmy trzecie piętro. Od dzisiaj wszyscy będziemy spać niżej.

Dobra – zamruczała Xiao Ke. – Zapytajmy ich o szczegóły.

Wrócili na pierwsze piętro i przepytali wszystkich odnośnie tego, co wydarzyło się podczas ich nieobecności. Tym razem szybko się dowiedzieli.

Gdy wyszli do stolarza, pozostali zaczęli przeszukiwać budynek. W trakcie szperania po drugim piętrze usłyszeli niezwykle dziwny hałas dochodzący z góry – brzmiało to tak, jakby ktoś coś przeżuwał, pożerał łapczywie i połykał.

Natychmiast po przeliczeniu osób i upewnieniu się, że nikt nie przebywa na trzecim piętrze, oblali się zimnym potem. Żadne z nich nie odważyło się wejść na górę i popatrzeć; wszyscy stali sztywno i obserwowali sytuację z drugiego piętra. Dopiero gdy ucichły odgłosy żucia, odważyli się wejść po schodach i to sprawdzić – ale jedyne, co zobaczyli, to resztki rozgryzionego mięsa i roztrzaskanych kości.

To jest okropne. – Najstarsza kobieta w ich grupie wyglądała, jakby straciła chęci do życia. Załkała: – To już trzeci raz, kiedy wchodzę w te drzwi. Jak mogłam trafić na taki świat? Czy w ogóle uda nam się ujść z życiem? Co to do cholery było…

Żadna osoba nie była w stanie odpowiedzieć na jej pytania. W pokoju było cicho.

Po chwili Xiong Qi westchnął słabo i oznajmił, że jest głodny. Chciał znaleźć coś do jedzenia i zapytał, czy ktoś jeszcze pójdzie z nim do kuchni.

Ja pójdę – zaproponował Lin Qiushi.

Ruan Baijie, która siedziała obok Lin Qiushiego, cicho wymamrotała:

Qiushi, ja też jestem głodna. Chcę zjeść makaron.

Zobaczę, czy coś jest. Jeśli tak, przyszykuję ci porcję.

Dobrze. – Ruan Baijie przymrużyła oczy i czule spojrzała na chłopaka. – Uważaj na siebie, dobrze?

Lin Qiushi skinął głową.

Kuchnia znajdowała się na lewo od salonu. Nie było tu gazu ani prądu, tylko naturalne drewno opałowe.

Zarówno Xiong Qi, jak i Lin Qiushi nie powiedzieli ani słowa po drodze. Kiedy w końcu dotarli do kuchni, Xiong Qi opuścił głowę, aby rozpalić ogień i wyjawił:

Nie mam zamiaru ich o tym informować.

Co masz na myśli? – Lin Qiushi zamrugał ze zdziwienia.

Xiong Qi w milczeniu zerknął na drzwi i upewnił się, że nikogo nie ma na zewnątrz, po czym szepnął:

Nie sądzę, by wszyscy z nas byli ludźmi.

Lin Qiushi dostał gęsiej skórki.

Coś takiego miało już miejsce wcześniej – dodał Xiong Qi. – Ludzie, których uważaliśmy za część zespołu, w rzeczywistości nimi nie byli. Raczej to były te… rzeczy.

Dlaczego w takim razie mnie nie podejrzewasz? A co jeśli ja też jestem jedną z tych rzeczy?

Xiong Qi spojrzał na niego.

Nie wyglądasz na takiego.

Lin Qiushi zamilkł.

Co więcej, pozostali nie zachowują się jak ludzie, którzy doświadczyli tego świata po kilka razy. Zbyt łatwo wpadają w panikę i są zbyt przestraszeni, o wiele bardziej niż ty.

Lin Qiushi poczuł się nieco zawstydzony jego uznaniem.

Szczerze mówiąc, też się bardzo boję.

Xiong Qi uśmiechnął się ironicznie, słysząc te słowa.

Czego się boisz? Kiedy po raz pierwszy przekroczyłem drzwi, to w ciągu jednej nocy zsikałem się w spodnie trzy razy.

Lin Qiushi pomyślał o tej widzianej wczoraj wieczorem przerażającej kobiecie i bez słowa spojrzał na swoje krocze. Miał szczęście, że udało mu się powstrzymać…

Sugeruję też, abyś zachował pewne wskazówki dla siebie i nie dzielił się wszystkim.

Lin Qiushi skinął głową.

Rozumiem. Dziękuję za przypomnienie. Czy mogę zapytać, ile razy przez coś takiego przechodziłeś?

Sześć razy.

Och… – Lin Qiushi próbował przetrawić wszystkie informacje na temat drzwi, zespołu i innych ukrytych wskazówek, które dał mu Xiong Qi.

Nie ma sensu tyle nad tym myśleć. Po prostu postaraj się uciec stąd w całości. – Xiong Qi kpiąco zachichotał sam do siebie. – Chociaż osobiście uważam, że jesteśmy tu skazani na zagładę.

W końcu udało im się rozpalić ogień i nastawić w garnku wodę.

Lin Qiushi znalazł obok siebie kosz z jedzeniem i produktami spożywczymi. W środku był makaron, jajka i trochę zielonych warzyw. Ugotował makaron i usmażył jajka, a aromat jedzenia rozniósł się po kuchni, rozwiewając strach.

Dobrze gotujesz – pochwalił go Xiong Qi.

Na szczęście. – Lin Qiushi się uśmiechnął.

Ugotował cztery porcje makaronu, po jednej dla Xiong Qi, Xiao Ke, Ruan Baijie i dla siebie. Jeśli chodzi o pozostałych, Lin Qiushi wolał się tym nie przejmować, bo nie potrafił gotować aż tak dużych ilości na raz.

Ruan Baijie umierała z głodu. Ujęła miskę w dłonie i od razu zaczęła wciągać makaron. Większość ludzi często wydawała jakieś dźwięki podczas jedzenia, jednakże ona po cichu zjadła całą porcję, nie mlaskając ani nie pozostawiając nawet kropli zupy. Gdy skończyła jeść, po prostu odwróciła głowę i spojrzała wyczekująco na Lin Qiushiego.

Widząc jej żarliwe spojrzenie, Lin Qiushi poczuł się bezradny.

Nie najadłaś się?

Najadłam się. – Gdy padły te słowa, jej brzuch zaburczał głośno.

– …Zjedz moją porcję. Pójdę po coś innego.

Nie musisz, to w porządku.

Naprawdę? – Postanowił kontynuować jedzenie, ale zauważył, że duże oczy Ruan Baijie stają się coraz większe. Wyglądała tak uroczo, że Lin Qiushi nie mógł powstrzymać się od śmiechu. – No dobrze, zjedz to. Ja już więcej nie chcę.

Niech ci będzie. –Tym razem Ruan Baijie nie była tak uprzejma.

Po spożyciu dwóch misek ciepłego makaronu chłód wywołany wyjściem na zewnątrz w końcu zniknął. Jedząc, Xiong Qi przekazał wszystkim informacje, które uzyskali od starego stolarza. Oczywiście nie powiedział im o wszystkim i ostatnią wskazówkę dotyczącą napełnienia studni zachował dla siebie.

Czy klucz jest w trumnie? – W zespole było jeszcze kilku stosunkowo spokojnych ludzi, a wśród nich był mężczyzna o imieniu Zhang Zishuang. To właśnie on teraz się wypowiadał. – Najważniejsza wskazówka dotyczy trumny, więc uważam to za bardzo prawdopodobne.

Haha, mam taką nadzieję. – Xiong Qi odetchnął. – Jutro rano planuję pójść w góry, żeby ściąć kilka drzew. Wszyscy mężczyźni pójdą ze mną, choć kobiety też mogą, jeśli chcą. Możecie zostać w środku, by schronić się przed zimnem, ale gdyby coś się stało, to nie będziemy w stanie pomóc.

Po zakończeniu dyskusji wszyscy zgodzili się na propozycję Xiong Qi. Chociaż byli tacy, którzy uważali, że wspinanie się na górę w tak burzliwą pogodę jest niebezpieczne, to najgroźniejszą rzeczą na tym świecie nie była pogoda, ale raczej te potwory, które pojawiały się w najbardziej nieprzewidywalnych momentach. Najszybszym rozwiązaniem było oczywiście zbudowanie trumny tak wcześnie, jak to możliwe, aby opuścić to miejsce.

Czas mijał i niebo znów pociemniało.

Gdy zapadła noc, szybko się umyli i położyli. Nie mieli i tak nic innego do roboty, więc po prostu wcześniej udali się do swoich pokoi. Lin Qiushi zapytał, dlaczego nie mogą wszyscy spędzić nocy w salonie, a Xiong Qi odpowiedział:

Bo jeśli będziemy spędzać czas razem, to wszyscy zaśniemy o określonej porze.

Co masz na myśli? – Lin Qiushi był nieco zakłopotany. – Chcesz powiedzieć, że wszyscy zasną?

Tak – wyjaśnił Xiong Qi. –Być może to tylko jeden z mechanizmów tego świata, ale jeżeli liczba osób obecnych w jednym pomieszczeniu przekroczy konkretną wartość, wszyscy zasną o określonej godzinie. A kiedy nadejdzie ten czas, niezależnie od tego, co się stanie, nic nie można na to poradzić.

Czy w takim razie nie pozostanie nam nic innego, jak tylko umrzeć bez podejmowania walki? – Lin Qiushi zmarszczył brwi.

Prawdę mówiąc, te istoty też nie mogą zabijać, jak im się podoba – powiedział Xiong Qi. – Muszą zostać spełnione konkretne wymagania, aby mogły mordować ludzi. Im bardziej problematyczny jest świat za drzwiami, tym mniej restrykcyjne stają się te warunki, a niektóre z nich są dość… trudne do zrozumienia.

Na przykład?

Na przykład wolno im zabijać tylko ludzi noszących buty na nogach.

Lin Qiushi w milczeniu spojrzał na swoje obuwie.

Xiong Qi zauważył jego wzrok i parsknął śmiechem.

To był tylko przykład. Gdyby jednym z wymogów tego świata było zabijanie ludzi, którzy nie noszą butów, to umarłbyś po zdjęciu ich. Poza tym przeważnie jest wiele zasad, często ze sobą połączonych. Podsumowując, bezpieczniej jest po prostu spać od nocy do świtu. – Po tym stwierdzeniu zrobił krótką pauzę. – Oczywiście pod warunkiem, że będziesz w stanie zasnąć.

Dzięki słowom Xiong Qi Lin Qiushi przypomniał sobie wydarzenia z zeszłej nocy. Rzucił okiem w bok, na obojętną Ruan Baijie, która ściskała w dłoni garść nasion melona i jakby od niechcenia je rozłupywała. Podejrzewał, że zeszłej nocy przeżył krótkie spotkanie ze śmiercią. Wydawało się, że jeśli nie będzie wystarczająco ostrożny, wkrótce dołączy do schrupanych trupów z trzeciego piętra.

Idź do łóżka – powiedział Xiong Qi. – Dobranoc.

Lin Qiushi skinął głową.

Dobranoc.

Zawołał Ruan Baijie i powiedział jej, że powinni iść spać. Dziewczyna ziewnęła i nonszalancko położyła na stole pozostałe pestki melona. Przetarła oczy i wymamrotała:

Jestem taka zmęczona. Połóżmy się dzisiaj wcześnie spać.

Dobrze, tak zrobimy.

Trzecie piętro było całkowicie bezużyteczne ze względu na wczorajsze wydarzenia, dlatego wszyscy, którzy tam zamieszkali, przenieśli się niżej.

Tak jak poprzednio, Lin Qiushi i Ruan Baijie spali w jednym łóżku. Tym razem mężczyzna był przygotowany i postanowił najpierw zamknąć okna. Zamierzał zasunąć też zasłony, ale sprawiały wrażenie, jakby nie były używane od dłuższego czasu. Nieważne jak mocno ciągnął, ani trochę nie drgnęły.

Ruan Baijie, ubrana w piżamę i leżąca rozciągnięta na pościeli, wierciła się i narzekała:

Qiushi, jest tak zimno!

Lin Qiushi wciąż przyglądał się zasłonom. Nawet nie odwrócił głowy, słysząc jej skargi.

Ubierz się cieplej, jeśli jest ci zimno.

– …Nie masz dziewczyny, prawda?

Lin Qiushi był całkowicie zaskoczony.

Dziewczyny? Do czego niby potrzebuję dziewczyny?

Ruan Baijie zamilkła. Gdy Lin Qiushi odwrócił się, żeby się w końcu położyć, to zauważył, że leży jak zdechła ryba. Po prostu nie potrafił jej zrozumieć.

Co z tobą nie tak?

Głos Ruan Baijie był niezwykle cichy, gdy rzuciła:

Ty… nie masz mi nic do powiedzenia?

Lin Qiushi pogrążył się w zadumie. Patrzył na piękną twarz Ruan Baijie, aż w końcu doznał objawienia.

Właściwie to mam – oznajmił.

Zachwycona dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem.

Co chcesz mi powiedzieć?

Jest jedna rzecz… Jeśli dzisiaj spotkamy kolejnego ducha, czy możesz biec wolniej?

Mina Ruan Baijie zobojętniała.

Nie ma mowy.

Lin Qiushi był wściekły.

Więc dlaczego, do cholery, pytasz mnie, co chcę powiedzieć?! Idź spać!

W ten sposób każde wróciło na swoją stronę. Znaleźli swoje koce i odwróceni do siebie plecami zaczęli przygotowywać się do snu.

Według Xiong Qi najlepszym sposobem na przetrwanie nocy był spokojny i cichy sen. Jednakże umysł Lin Qiushiego był wypełniony niezliczonymi myślami i w ogóle nie był w stanie zasnąć. Ruan Baijie chrapała jak świnia. Usnęła, gdy tylko zamknęła oczy. Lin Qiushi był tak wściekły, że bolały go zęby od zbyt mocnego zgrzytania nimi.

Noc stawała się coraz głębsza, a temperatura spadała. Na szczęście koc był gruby, a za jego plecami spała ciepła, żywa osoba, więc nie było to specjalnie uciążliwe.

Lin Qiushi zamknął oczy i powtórzył wskazówki, które otrzymał w ciągu dnia. Jego świadomość stopniowo zaczęła się zamazywać i niewiele brakowało, aby pogrążył się w śnie. Ale kiedy już zaczynał zasypiać, usłyszał dziwny, niewyraźny dźwięk. W przeciwieństwie do wczorajszych postukiwańhałas ten dochodził z sufitu nad nimi. Brzmiało to tak, jakby coś lepkiego i ciężkiego leniwie wlokło się po suficie. Zmysł słuchu Lin Qiushi był wyjątkowo wyostrzony i jego senność natychmiast zniknęła. Wstrzymał oddech i ostrożnie otworzył oczy, powoli spoglądając w górę.

Nie było widać nic poza starym drewnem.

Niemniej jednak przenikliwy chłód wkrótce ogarnął ciało Lin Qiushi, gdyż wyraźnie słyszał, jak ruchy ustały bezpośrednio nad jego głową.

Bam, bam. Wibracje spowodowane tymi oślizgłymi dźwiękami pobudziły jego bębenki, a odgłosy pukania nasilały się, przybierając na sile i powodując, że wszystkie włosy na ciele Lin Qiushiego się zjeżyły. Zacisnął zęby i już miał usiąść, ale w tej samej chwili ktoś chwycił go w talii.

Co robisz? – To był zaspany głos Ruan Baijie.

Słyszałaś ten dziwny dźwięk? – Lin Qiushi zniżył głos. – Z góry?

Dźwięk? Jaki dźwięk? – wymamrotała Ruan Baijie. – Nic nie słyszałam. Przestań się ruszać, marznę.

Delikatnie wdmuchnęła mu do ucha powietrze, a jej delikatny oddech niósł zapach lodu i śniegu.

Ty… – Lin Qiushi wciąż chciał coś powiedzieć, ale poczuł, że Ruan Baijie przyciąga go do siebie i mocno przytula.

Śpij – rozkazała dziewczyna.

Lin Qiushi nie miał innego wyjścia, jak tylko zamknąć oczy.

Ruan Baijie delikatnie owinęła ramionami jego talię i kojąco ją gładziła. Jej gesty były prawdopodobnie dwuznaczne i zawoalowane, ale w tej chwili jedynie go relaksowały i pocieszały.

Odgłosy bębnienia na górze trwały nadal, ale Lin Qiushi nie był tak przestraszony jak wcześniej. Po raz kolejny ogarnęła go senność i w końcu jej uległ.

Następnego ranka Lin Qiushi obudził się w objęciach Ruan Baijie. Dziewczyna jeszcze mocniej przytuliła całe swoje ciało do towarzysza, a jej podbródek spoczywał na czubku jego głowy. Po przebudzeniu była lekko zdenerwowana i leniwie mruknęła:

Przestań sprawiać kłopoty. Śpij trochę dłużej.

Lin Qiushi zdębiał. Co do cholery – pomyślał.

Położył się jeszcze na chwilę, ale widząc, że Ruan Baijie planowała dalej spać, musiał ją pospieszyć.

Musimy wstawać.

Mhm…

Ruan Baijie?

Wczoraj wieczorem mówiłeś mi „kochanie”, a dziś znowu jestem tylko Ruan Baijie.

Mimo tych słów Ruan Baijie rozluźniła uścisk, a następnie oparła się o wezgłowie, żeby popatrzeć na Lin Qiushiego, gdy ten się ubierał. Wkładając koszulę, Lin Qiushi miał wrażenie, że atmosfera jest nieco dziwna. Po chwili zastanowienia w końcu odwrócił się i spojrzał na dziewczynę.

Czy mogłabyś przestać patrzeć na mnie takim wzrokiem?

Jakim wzrokiem? Pieniądze są na stole. Weź je ze sobą i podaj mi papierosy, chcę jednego.

Lin Qiushi milczał ze zdziwienia. Coś zjarała, czy co?

Co? Nadal nie chcesz wyjść? Wczoraj zgodziliśmy się na równe pięćset. Nawet sobie nie myśl, że dostaniesz więcej.

Lin Qiushiemu zabrakło słów, więc ubrał się i zszedł po schodach.

Pozostali siedzieli już w salonie i jedli śniadanie, które przynieśli wieśniacy. Jak zwykle Lin Qiushi ich przeliczył. Odkrył, że oprócz Ruan Baijie w pokoju brakowało jeszcze trzech osób.

Xiong Qi dostrzegł go i gestem nakazał mu zająć miejsce.

W nocy nic się nie wydarzyło? – zapytał Lin Qiushi.

Nic – odpowiedział Xiong Qi. – Nikt nie umarł.

Cóż, dobrze, że nikt nie zginął. Lin Qiushi zrelaksował się i odetchnął z ulgą.

Prawdę mówiąc, wczorajsza noc była tak spokojna, że pozostali przespali ją bez problemu. Lin Qiushi od razu zapytał, czy słyszeli jakiś hałas z góry, ale odpowiedzi pozostałych były spójne – noc była wyjątkowo cicha i nie było żadnych innych dźwięków poza wiatrem na zewnątrz.

Gdy skończymy jeść, pójdziemy ściąć kilka drzew i zaniesiemy drewno do stolarza. Musimy się spieszyć – podkreślił Xiong Qi. – Spójrzcie na pogodę, z każdą minutą będzie tylko zimniej. Do tego zeszłej nocy nie było żadnego incydentu…

Jego słowa pełne były podejrzeń i wątpliwości.

Racja – wypalił Lin Qiushi.

Jedna po drugiej pozostałe trzy osoby zeszły po schodach. Ruan Baijie dotarła na dół jako ostatnia. Nadal miała na sobie tę swoją śliczną sukienkę, ale dodała na wierzch dwa stosunkowo grube płaszcze, a pod spód założyła zimowe spodnie. Miała dość długą spódnicę, więc szła niezwykle wolno, ale mimo to jej postawa była niezrównanie elegancka.

Kiedy Lin Qiushi zauważył jej nadejście, niezdarnie odwrócił wzrok.

Qiushi – zawołała go Ruan Baijie.

Lin Qiushi bezradnie mruknął.

Dlaczego mnie ignorujesz? Chcę zjeść ugotowany przez ciebie makaron.

Przygotuję go dla ciebie w południe. Teraz jest już za późno.

Nie to powiedziałeś wczoraj wieczorem w łóżku.

Słysząc to, Xiao Ke, która siorbała owsiankę, prawie się udławiła. Wyraz twarzy Xiong Qi był również dość niejednoznaczny i wręcz nie do opisania. Może nie robił tego świadomie, ale jego wzrok szybko przeskakiwał między Lin Qiushim i Ruan Baijie.

Lin Qiushi nie wiedział, czy ma płakać, czy się śmiać.

Dobra, przestań. Naprawdę dziękuję za ostatnią noc. W południe ugotuję ci makaron i usmażę do niego dwa jajka.

Dobrze. – Ruan Baijie poszła na kompromis. – Och, i byłoby jeszcze ładniej, gdyby było też trochę posiekanej zielonej cebulki.

Powinni się cieszyć, że mieli chociaż te zielone warzywa, więc o zielonej cebulce i tak mogła zapomnieć.

Po skończeniu śniadania i założeniu ciepłych ubrań grupa wzięła topory i była gotowa do wyjścia.

Planowali ściąć drzewa w górskim lesie położonym na obrzeżach wsi. Do tego miejsca prowadził tylko jeden szlak. Z powodu opadów śniegu ścieżka stała się węższa i mogli iść jedynie gęsiego.

Wspinaczka pod górę była dość łatwa, ale zejście na dół, gdy będą nieśli nieporęczne drewno, na pewno będzie trudniejsze. Lin Qiushi rozmyślał nad tym, spacerując wąską ścieżką.

Wśród nich była jedna osoba, która zawodowo zajmowała się obróbką drewna – mężczyzna w średnim wieku, około trzydziestki. Podawał się za cieślę i twierdził, że potrafi rąbać drzewa, aby stworzyć proste meble. Jednak budowanie trumny nie było czymś, o czym miał dużą wiedzę. Wybrał kilka drzew i zaczął ich uczyć, jak je ściąć.

Większość z nich wcześniej nie robiła czegoś takiego. Choć dostawali cenne wskazówki, to jednak zupełnie nie byli z tym zaznajomieni i nie potrafili tego opanować za pierwszym razem.

Lin Qiushi chwycił topór i dwukrotnie uderzył w drzewo. Jego pierwsza próba pozostawiła jedynie słaby ślad na pniu.

Twoja technika jest nadal zła. – Ruan Baijie stała spokojnie u jego boku. Ręce miała w kieszeniach, a jej oddech stał się biały w zimnym powietrzu. – Musisz włożyć w uderzenie całą swoją masę. W przeciwnym razie jak zamachniesz się tak ciężkim toporem?

Czy kiedykolwiek ścinałaś drzewo?

Widziałam, jak robili to inni.

Och.

Bądź ostrożny, dobrze? Nie zrób sobie krzywdy.

Lin Qiushi skinął głową i kontynuował ciosy. Było to jeszcze bardziej kłopotliwe, niż początkowo przypuszczali. Przez cały ranek kilku dużych mężczyzn na zmianę uderzało toporem. Gdy jedni pracowali, drudzy robili sobie przerwę.

Co powinniśmy zrobić, bracie Xiong? – Ktoś zapytał. – Co powinniśmy zrobić?

Xiong Qi spojrzał na pogodę i zacisnął zęby.

Chodźmy. Zabierzmy to jedno drzewo z powrotem i będziemy kontynuować jutro.

Chociaż była dopiero trzecia po południu, ciemność już pokryła niebo czernią. Ponadto z chmur zaczęły spadać ogromne białe płatki. Wyglądało na to, że wieczorem mogą się spodziewać obfitych opadów śniegu.

Ile kłód potrzeba w sumie na trumnę?

Sołtys powiedział, że około trzech – odpowiedział Xiong Qi. – Dwa dni ciężkiej pracy powinny wystarczyć. A teraz chodź, niech ktoś ci pomoże.

Lin Qiushi właśnie podszedł do przodu, aby unieść z jednej strony kłodę, kiedy usłyszał, jak Ruan Baijie woła:

Ach, wygląda na to, że skręciłam stopę. Zanieś mnie w dół góry, Qiushi.

Ech?

Jakie „ech”? No pospiesz się, nie ma tu zbyt wielu ludzi. Po co robisz zamieszanie?

Lin Qiushi już miał odpowiedzieć coś niemiłego, ale Xiong Qi poklepał go po ramieniu i zachęcił:

No dalej.

Chłopak spojrzał na wyraz twarzy Ruan Baijie, ale nie mógł dostrzec niczego więcej w jej delikatnym i żałosnym wyglądzie. Jednak jego wrażliwy nos wywęszył podstęp. Jego bystra intuicja podpowiadała mu, że nagła, niewytłumaczalna prośba Ruan Baijie nie była tak prostolinijna, jak sobie wyobrażał.

Tłumaczenie: Ashi

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.