Kaleidoscope of Death

Rozdział 7 – Kobieta13 min. lektury

Przez wszechogarniającą ciemność nie widzieli zbyt dokładnie, co się dzieje. Jednakże ten mglisty widok był przerażający, więc wszyscy skupili na nim całą swoją uwagę i byli całkowicie pochłonięci tym, co rozgrywało się na ich oczach.

Patrzyli, jak płaskorzeźba na kolumnie zaczęła się wykrzywiać i skręcać niepokojąco, jakby coś usiłowało się z niej uwolnić. Ten stan zniekształcenia trwał krótką chwilę. Wkrótce krzywe, blade dłonie wydostały się z płaskorzeźby. Były nieporównywalnie ogromne i miały szponiaste paznokcie pomalowane na jaskrawy szkarłat. Bezcelowo macały wokół po pustej przestrzeni i ostatecznie chwyciły się pobliskiego drewnianego płotu.

Wydawało się, że gdy złapały za coś stabilnego, natychmiast skupiły się na wydostaniu. Stworzenie zaczęło wykazywać większą siłę. Mocniej szarpało za drewniany płot, dopóki leniwie nie wyciągnęło ciała i głowy z kolumny.

Cała ta scena była niezwykle groteskowa i traumatyczna. Wszyscy wstrzymali oddech.

Na co się gapicie?! Wiejemy! – Wrzask Ruan Baijie obudził wszystkich z przerażającego koszmaru, którego właśnie doświadczali. Lin Qiushi nagle otrząsnął się z oszołomienia. Gdy ponownie zerknął na kolumnę, ale odkrył, że potworna istota wycisnęła z niej już większość swojego ciała.

Uciekajcie! – ryknęła Ruan Baijie. – Szybko!

Słysząc jej ogłuszające rozkazy, oszołomiony tłum gwałtownie rozbiegł się na wszystkie strony. Lin Qiushi także nie śmiał marnować czasu; zebrał wszystkie siły i natychmiast rzucił się w kierunku domu.

Odgłosy za jego plecami stawały się coraz głośniejsze. Wydawało się, że temu stworowi udało się uwolnić i zaczął ich bezlitośnie ścigać. Słyszał odgłos czegoś pełzającego po śniegu. Wiedział, że absolutnie nie powinien w tej chwili odwracać głowy, ale zżerała go ciekawość, której nie mógł się oprzeć. Zerknął przez ramię.

Zatoczył się, przestraszony tym przerażającym widokiem. To upiorne stworzenie rzeczywiście wydostało się z kolumny. Wyglądało jak kobieta. Była naga od stóp do głów, a jej długie czarne włosy opadały na ramiona. Jej ciało było kilka razy większe niż przeciętnego człowieka, a kończyny dziwacznie długie, podobne do pająka. Pełzła po ziemi w dziwny, koślawy sposób. Jej twarzy nie było wyraźnie widać, ale to nie miało znaczenia. Najbardziej uderzającym elementem całości było to, co trzymała w dłoni – topór o długiej rączce pokryty gęstą szkarłatną cieczą.

Kurwa! – Lin Qiushi nie mógł powstrzymać się od wyplucia wulgarnego przekleństwa. Wcześniej miał pewne wątpliwości i podejrzewał, że to wszystko było jedynie wytworem jego wyobraźni, ale tym razem wszyscy widzieli tego potwora. Doświadczenie tego na własne oczy w końcu pozwoliło mu zrozumieć, jak realny był ten nienaturalny wymiar, w którym został uwięziony.

Parę innych osób również odwróciło głowy. Wszyscy, którzy zobaczyli tę rzecz, byli niemal śmiertelnie przestraszeni.

Desperacja i chęć przeżycia zmusiły ich do przyspieszenia kroku, ale prowadząca do wioski wąska ścieżka była niezwykle śliska przez długie opady śniegu. Prędkość nie miała tu wielkiego znaczenia – i tak zostaną złapani, jeśli nigdzie się nie ukryją.

Ratunku…! – Wyglądało na to, że Xiao Ke pobiegła za szybko i się poślizgnęła, wpadając w głęboką zaspę. Gorączkowo próbowała się z niej wydostać, ale ze strachu zmiękły jej nogi i uginały się pod nią kolana. Za nic nie mogła wstać, bez względu na to, jak bardzo się starała. – Bracie Xiong, ratuj mnie, aaaach!

Wszyscy myśleli, że jest już martwa. Przecież w takiej chwili nie mogli nawet zagwarantować sobie życia, więc jak mogli rozważać ratowanie innej osoby? Ale kto by pomyślał, że słysząc żałosne wołanie Xiao Ke, Xiong Qi zaciśnie zęby i zatrzyma się w miejscu? Obrócił się i podbiegł, podnosząc ją ze śniegu i stawiając na nogi.

Szybko! Chodźmy!

Bracie Xiong! – Xiao Ke dostała czkawki od mocnego łkania. Łzy płynęły jej po twarzy i kapały na ziemię. Już miała podziękować Xiong Qi, gdy nagle nad ich głowami zawisł złowieszczy cień.

Wykorzystując zamieszanie, dogoniła ich kobieta z siekierą. Spojrzała na nich protekcjonalnie – ze strachu wyglądali, jakby zamienili się w kamień. Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech i zachichotała złowieszczo. Masywne usta rozszerzyły się jeszcze bardziej, odsłaniając liczne, grube, ostre zęby. Te wydłużone, poskręcane ręce trzymały zardzewiały, zakrwawiony topór. Podniosła ramiona i brutalnie uderzyła, siekając stojące przed nią dwie osoby.

Aaaa! – Xiao Ke wydała mrożący krew w żyłach wrzask. Czekając na zbliżającą się zagładę, wyciągnęła rękę i mocno przytuliła Xiong Qi, ani na chwilę nie luzując uścisku. Nie miała odwagi patrzeć na scenę, która rozgrywała się na jej oczach.

Xiong Qi przygryzł wargę aż krwi i zamknął oczy. Najwyraźniej się poddał i po prostu zaakceptował swój żałosny los.

Jednakże w chwili, gdy topór opadł, miękkie, złote światło delikatnie otoczyło ciała obojga. Ostrze zderzyło się ze złotym światłem i rozległo się rozdzierający uszy dźwięk dwóch uderzających o siebie kawałków żelaza.

Widząc to, kobieta wydała z siebie urażony ryk, ale nie zwracała już uwagi na Xiong Qi i Xiao Ke. Zamiast tego odwróciła się, aby kontynuować pogoń za pozostałymi. Tych dwoje ledwo zdołało uciec z życiem. Wciąż przytuleni do siebie, siedzieli bezwładnie na śniegu.

Bracie Xiong, co się właśnie stało? – zapytała głupio dziewczyna, drżąc.

Xiong Qi milczał przez dłuższą chwilę, po czym ochryple odpowiedział:

Czy nadal pamiętasz posąg Buddy, do którego modliliśmy się po wejściu do świątyni?

Xiao Ke niepewnie skinęła głową.

Być może nas chronił. – Xiong Qi podniósł głowę i spojrzał w kierunku, w którym pognała kobieta.

A zatem ci, którzy weszli do środka sami… – Xiao Ke nie musiała kończyć zdania, ponieważ doskonale rozumiała znaczenie słów Xiong Qi. Przypomniała sobie, jak pewna osoba wchodząca do świątyni nie widziała życzliwego Bodhisattwy, a tę złą kobietę dzierżącą topór.

Są skazani na zagładę – zaśmiał się gorzko Xiong Qi.

Pędząc jak wiatr w tym samym kierunku, Lin Qiushi i Ruan Baijie starali się uciec przed śmiercią. Nie trwało długo, zanim oni również doświadczyli tego samego, przez co przeszli Xiao Ke i Xiong Qi. Jednak to Ruan Baijie mocno objęła wyczerpanego Lin Qiushiego w ramionach. W obliczu tej złowrogiej istoty nie okazała ani krztyny strachu. Nawet odwróciła się do niej plecami i skupiła swoją uwagę na Lin Qiushim, czule całując czubek jego głowy i zapewniając, że wszystko będzie dobrze i nie ma powodu do obaw.

Oczywiście Lin Qiushi naprawdę chciał osłonić Ruan Baijie własnymi ramionami, ale jakimś cudem stało się odwrotnie. Miał wystarczająco luzu, by się wiercić, a mimo to nie mógł się w ogóle poruszyć. Ich śmierć zbliżała się szybko, ale jedyne, co mógł zrobić, to bezradnie patrzeć, jak ten gigantyczny topór zmierza prosto na nich. Jednak tuż przed nimi cios został zablokowany przez promieniujące złote światło, które osłoniło ich ciała.

Och. – Kąciki ust Ruan Baijie uniosły się w górę.

Lin Qiushi był oszołomiony. W milczeniu patrzył, jak kobieta szybko się odwraca i pędzi za kolejną ofiarą. Stojący nieopodal mężczyzna był świadkiem tego, co im się przytrafiło, jednak niedane było mu zbyt długo być pod wrażeniem.

Czyżbyśmy byli zbawieni? – zapytał Lin Qiushiego. – To światło na naszych ciałach…

Świst. Dźwięk ciężkiej broni przecinającej jego ciało odbił się echem po całym okolicy. Nie skończył nawet zdania, kiedy jego ciało zostało rozdzielone na dwie części przez ostry jak brzytwa topór. Nawet po śmierci jego twarz wyrażała całkowity szok i niedowierzanie. Wydawało się, że nie może pojąć, dlaczego spotkał go inny los, choć również był oświetlony przez tajemnicze światło.

Siedząc na śniegu, Lin Qiushi patrzył szeroko otwartymi oczami, jak krew rozpryskuje się na wszystkie strony, zabarwiając biały śnieg na czerwono. Kobieta zachichotała z czystej radości i z toporem w dłoni rozpoczęła poszukiwania kolejnych ofiar, pozostawiając po sobie krwawy ślad.

Lin Qiushi zacisnął usta, próbując zdusić wymioty.

Jesteśmy już bezpieczni. – Ruan Baijie delikatnie poklepała go po plecach. – To już koniec.

Czy to przez to, że coś było nie tak z liczbą osób wchodzących do świątyni? – szepnął Lin Qiushi.

Ruan Baijie nie odpowiedziała.

Tylko dwie osoby weszły same. Czy oni… oni nie żyją, prawda?

Nie wiem – odparła dziewczyna.

Zgadza się, kto na tym świecie znał odpowiedź na to pytanie? Lin Qiushi podniósł się ze śniegu. Stojąc wyprostowany, wyciągnął rękę do Ruan Baijie.

Chodź, wracamy do domu.

Ruan Baijie uśmiechnęła się delikatnie i zachichotała, po czym chwyciła dłoń Lin Qiushiego.

Po jakiejś godzinie wszyscy zebrali się w domu. Liczba osób w zespole ponownie spadła. Było dokładnie tak, jak Lin Qiushi się spodziewał. Żadna z osób, które same weszły do świątyni, nie przeżyła. Zabiła ich ta przerażająca kobieta z toporem.

Zabrała ze sobą ich zwłoki. – Ktoś opisał, co widział. – Przecięła ich na pół i po prostu śmiała się przez chwilę jak szalona, po czym chwyciła ich i zaciągnęła do świątyni.

Czyli stolarz rzeczywiście nas oszukał? – wychrypiała Xiao Ke. – Gdybyśmy naprawdę weszli do świątyni zgodnie z zasadą, którą nam zdradził, to czy wszyscy byśmy umarli?

To niemożliwe. – Xiong Qi był wyczerpany i sapnął z irytacji. – Co najmniej połowa z nas by przeżyła. Raczej nie wyeliminowaliby całej grupy od razu, z pewnością zostawiliby przynajmniej część.

To wciąż na nic, nawet jeśli połowa z nas przeżyje. Kto wie, czy ona nie wróci. – Nieoczekiwanie Ruan Baijie jako pierwsza odzyskała spokój. W tym momencie oparła się plecami o krzesło i jakby od niechcenia zaczęła gryźć nasiona melona. Rozgniatając w zębach pestki, wciąż wyglądała oszałamiająco. Właściwie można nawet powiedzieć, że była z natury elegancka. – Nawet jeśli zabije jedną osobę dziennie, to i tak wystarczy.

Grupa ucichła.

Skoro złożyliśmy już wyrazy szacunku w świątyni, czy możemy zacząć budować trumnę? – zapytał ktoś w końcu.

Xiong Qi skinął głową.

Jutro pójdziemy porozmawiać ze stolarzem. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że to nie będzie łatwe.

Naturalnie, sprawa nie była taka prosta, w końcu wciąż nie napełnili studni. Coś takiego mogło być bezproblemową czynnością w prawdziwym świecie, jednakże tutaj takie zadanie było więcej niż wystarczające, aby położyć kres czyjemuś życiu.

Żaden z nich nie mógł sobie nawet wyobrazić, co z niej wyskoczy, gdy pójdą ją napełnić.

Oczywiście i tak musieli to zostawić na jutro. Dzisiaj wszyscy biegali jak szaleńcy, próbując uciec przed tym groteskowym potworem, który złośliwie ich ścigał przez całą noc. Co więcej, byli nawet świadkami tragicznej śmierci swoich towarzyszy. Nie trzeba dodawać, że wszyscy byli wyczerpani, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Rozproszyli się, wcześnie udając się do swoich pokojów. Wszyscy byli gotowi na spokojny sen. Przynajmniej nie musieli się dziś martwić, że umrą.

Lin Qiushi leżał na łóżku i zobaczył, że Ruan Baijie kładzie się obok niego.

Dziękuję za dzisiaj. Byłaś naprawdę niesamowita. Nie jestem tak silny i wspaniały jak ty.

Gdy uciekali przed śmiercią, to pierwszą osobą, która zmęczyła się biegiem, był Lin Qiushi. Ruan Baijie nawet nie dostała zadyszki i podejrzewał, że dziewczyna miała dość energii, aby pokonać sprintem całą drogę do domu.

Mężczyźni po prostu nie są tak sprawni, jeśli chodzi o siłę fizyczną i wytrzymałość – zauważyła Ruan Baijie.

Lin Qiushi zamilkł.

Nie zgadzasz się?

Uważaj, bo się zgodzę!

Ruan Baijie przechyliła głowę na bok i posłała mu szeroki uśmiech.

Myślisz, że uda nam się ujść z życiem z tego miejsca?

Lin Qiushi potrząsnął głową, dając do zrozumienia, że nie wie.

Jaka będzie pierwsza rzecz, którą zrobisz, gdy się stąd wydostaniesz? – zapytała.

Lin Qiushi zastanawiał się przez chwilę, po czym odpowiedział:

Jeśli wyjdę z tego miejsca żywy… Chyba natychmiast wrócę do rodzinnego miasta i się ożenię?

Masz dziewczynę?

Lin Qiushi roześmiał się serdecznie.

Projektant robiący nadgodziny? Gdzie na świecie taki samotny pies znalazłby dziewczynę?

Zawsze można mieć wielkie marzenia i nadzieję, że się spełnią. Nie martw się jednak. Poczekaj, aż wyjdę, a kupię ci idealną dziewczynę na AliExpress.

– …Jesteś taka wspaniałomyślna.

Och, ale to zwykła uprzejmość, mój drogi bracie.

Rozmawiali przez chwilę, po czym stopniowo zapadli w głęboki sen. Tej nocy Lin Qiushi nie miał żadnych snów. Wydawało się, że przyzwyczaił się już do tego okrutnego i bezlitosnego świata.

Oślepiające słońce i czyste niebo zwiastowały początek następnego dnia.

Tłumaczenie: Ashi

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.