Mo Dao Zu Shi

Rozdział 36 – Trawy IV20 min. lektury

Chłopcy czuli, jakby serca miały zaraz wyrwać im się z piersi. Bali się o Wei Wuxiana, który wyglądał na zewnątrz – martwili się, że lada chwila padnie na ziemię, zasłaniając oczy. Kiedy z jego ust wyrwało się zaskoczone „ach”, bicie ich serc zamarło na chwilę, a włosy stanęły im dęba.

Co się stało?!

Cii. Nic nie mówcie. Patrzę na to – wyszeptał Wei Wuxian najciszej jak potrafił.

Jin Ling zniżył głos, mówiąc jeszcze ciszej od starszego mężczyzny.

A co widzisz? Co tam jest?

Hmm… Tak… To wspaniałe. Naprawdę wspaniałe. – Wei Wuxian nie odwrócił wzroku ani nie dał jasnej odpowiedzi.

Mina, która rozkwitła na jego twarzy, była pełna zachwytu, a w jego tonie dźwięczały pochwała i zaskoczenie, brzmiąc, jakby wydobywały się z głębi jego serca. Ciekawość uczniów szybko przerosła zdenerwowanie. Lan Sizhui nie mógł się powstrzymać przed zadaniem pytania:

Seniorze Mo, co jest naprawdę wspaniałe?

Łał! To takie ładne. Cicho bądźcie. Nie przestraszcie tego, bo jeszcze się nie napatrzyłem.

Przesuń się! Chcę zobaczyć – oznajmił Jin Ling.

Ja też!

Jesteście pewni?

Tak!

Wei Wuxian nie spieszył się, przesuwając się na bok, jakby robił to bardzo niechętnie. Jin Ling jako pierwszy zajął jego miejsce, wyglądając przez cienką w szparę w drewnianych deskach.

Zapadła już noc. W tej zimnej atmosferze nawet mgła w mieście Yi częściowo zniknęła, pozwalając ledwo co zobaczyć oddaloną o kilka metrów ulicę. Jin Ling patrzył i patrzył, nie mogąc znaleźć tej „wspaniałej” i „ładnej” rzeczy. Nie wystraszyłem tego głośnym gadaniem, prawda? – pomyślał rozczarowany.

Już miał się poddać, kiedy mała, sucha postać nagle błysnęła przez szparę.

Bez przygotowania widząc pojawienie się tej istoty, zszokowany Jin Ling dostał gęsiej skórki. Prawie krzyknął, ale jakoś udało mu się stłumić dźwięk w zarodku i nie odskoczyć, milcząco pochylając się przed szparą w deskach. Kiedy dreszcze minęły, to wbrew sobie odwrócił się do Wei Wuxiana. Winowajca opierał się plecami o okno obok drzwi. Z jednym kącikiem ust wykrzywionym w górę, uniósł brew i uśmiechnął się przebiegle do Jin Linga.

Ładne, prawda?

Jin Ling łypnął na niego. Wiedząc, że specjalnie się z niego nabija, chłopak zacisnął zęby.

…Tak. – Zmieniając nastawienie, szybko się wyprostował i dodał: – Jest takie sobie. Prawie niewarte spojrzenia!

Po tym komentarzu odsunął się na bok, czekając na następną osobę, która zostanie wrobiona. Ich słowa sprawiły, że ciekawość reszty chłopców sięgnęła szczytu. Lan Sizhui nie mógł się powstrzymać i podszedł bliżej. Kiedy zerknął przez szparę, wypalił głośne „ach!”, ale w pełni szczerze w przeciwieństwie do poprzedniej dwójki. Z twarzą wypełnioną paniką, odskoczył szybko w tył. Dopiero po kilku chwilach zobaczył Wei Wuxiana, narzekając:

Seniorze Mo! To… to…

To to, prawda? Nie musisz tego mówić na głos i psuć miłej niespodzianki. Niech każdy sam zobaczy – odpowiedział świadomie Wei Wuxian.

To niemożliwe, by inni nadal mieli odwagę podejść po zobaczeniu przerażonej reakcji Lan Sizhuiego. Miła niespodzianka? Bardziej straszne przerażenie. Wszyscy zamachali rękami w odmowie.

Dzięki, ale nie.

Sytuacja i tak jest nieciekawa, a ty wciąż płatasz figle. Coś ty sobie myślał? – wypluł Jin Ling.

Pomogłeś mi, prawda? Nie imituj tonu swojego wuja. Sizhui, czy to było straszne?

Tak. – Przytaknął grzecznie Lan Sizhui.

Świetnie. To idealna okazja dla waszej kultywacji. Dlaczego duchy straszą ludzi? Kiedy człowiek się boi, to jego świadomość zanika, a duch się wzmacnia, przez co wtedy najłatwiej wyssać energię yang ofiary. Dlatego duchy najbardziej boją się osób nieustraszonych, które się nimi nie przejmują. Nie mają wtedy możliwości połknięcia energii, więc takim ludziom nic nie mo zrobić. Więc waszym głównym celem jako uczniów sztuki kultywacji jest stanie się odważniejszymi!

Ciesząc się, że nie zerknął za okno, bo nie może się ruszać, Lan Jingyi wymamrotał:

Odwaga jest ustalona przy narodzinach. Co można zrobić, jeśli ktoś urodził się tchórzem?

Czy urodziliście się, wiedząc jak latać na mieczach? Ludzie opanowują tę sztukę dopiero po wielu próbach. Tak samo można się przyzwyczaić do niektórych rzeczy, które są przerażające. Czy w wygódce capi? Czy to obrzydliwe? Uwierzcie mi, gdybyście mieszkali w niej miesiąc, to bylibyście w stanie nawet zjeść w środku obiad.

Chłopcy byli przerażeni. Jednogłośnie się sprzeciwili:

Nie, nie! To niemożliwe!

To tylko przykład. Okej, muszę przyznać, że w wygódce jeszcze nie mieszkałem. Nie wiem, czy dałoby radę tam coś zjeść. Nie mam na to dowodów. Jednak musicie teraz się odważyć. Nie tylko spojrzeć za okno, ale też dokładnie się przyjrzeć. Szukać szczegółów, a dzięki nim jak najszybciej odkryć ukryte słabości. Musicie spokojnie ocenić sytuację i wyglądać idealnego momentu na atak. Dobra, czy powiedziałem wystarczająco wiele, byście zrozumieli? Większość ludzi nie ma okazji, bym ich nauczał, więc to wykorzystajcie. Nie odsuwajcie się i ustawcie w rzędzie, proszę. Patrzcie pojedynczo.

Naprawdę musimy?

Oczywiście. Nigdy nie żartuję i nie robię nikogo w bambuko. Zacznijmy od Jingyiego. Jin Ling i Sizhui już patrzyli.

Co? Nie muszę patrzeć, prawda? Zatruci nie mogą się ruszać. Sam tak powiedziałeś.

Pokaż język, aaa.

Aaa.

Gratulacje, jesteś zdrowy. Odważnie zrób krok w przód. No dalej!

Już jestem zdrowy?! Żartujesz, prawda?!

Jego protesty zostały zignorowane, więc mógł tylko zebrać się w sobie i podejść do okna. Wyjrzał raz, po czym się odwrócił. Zerknął jeszcze raz i znowu skierował wzrok w inną stronę. Wei Wuxian stuknął w deskę.

Czego się boisz? Stoję tutaj. Nie przebije się przez deski, nie wspominając o zjedzeniu twoich gałek ocznych.

Skończyłem patrzeć! – Lan Jingyi szybko się odsunął.

Każda kolejna osoba wydawała z siebie cichy odgłos przerażenia. Kiedy wszyscy już zerknęli, Wei Wuxian ponownie się odezwał:

Napatrzyliście się? No dobrze, opowiedzcie grupie, jakie szczegóły zauważyliście. Podsumujmy to.

Białe oczy. Kobieta. Niska i szczupła. Ładna. Trzyma bambusowy kij – wypalił jako pierwszy Jin Ling.

Lan Sizhui zastanowił się przez chwilę.

Sięgała mi do piersi. Miała na sobie szmaty i nie wyglądała zbyt czysto, bardziej jak uliczny żebrak. Ten bambusowy kij wydawał się białą laską. Możliwe, że jej oczy nie wybielały po śmierci, ale już wcześniej była ślepa.

Jin Ling zauważył więcej, ale Lan Sizhui odkrył ważniejsze rzeczy – skomentował Wei Wuxian.

Usta Jin Linga zadrżały w niezadowoleniu.

Ma około piętnastu lub szesnastu lat i owalną twarz z delikatnymi rysami otoczoną żywą atmosferą. Długie włosy spięła drewnianą spinką, na której wyryto tylko głowę lisa z jednej strony. Nie tylko jest mała, ale także bardzo szczupła. Choć jej ubrania nie czyste, to sama nie jest jakoś specjalnie brudna. Po porządnej kąpieli na pewno okazałoby się, że jest śliczną dziewczyną.

Słysząc to, Wei Wuxian natychmiast poczuł, że tego chłopaka czeka obiecująca przyszłość.

Bardzo dobrze. Twoje obserwacje są szczegółowe i wyjątkowe. Dziecko, jak dorośniesz, to na pewno będziesz bardzo sentymentalną osobą.

Chłopiec zarumienił się i odwrócił w stronę ściany, ignorując śmiech kolegów.

Wygląda na to, że to ona podczas marszu stukała laską o ziemię i stąd właśnie pochodził ten dźwięk. Jeśli nawet przed śmiercią była ślepa, to teraz także jest, więc musi polegać na tym kiju – powiedział inny chłopak.

Ale jak to możliwe? Wszyscy widzieliśmy ślepych ludzi, prawda? Nie mogą korzystać ze swoich oczu, więc idą powoli, by na nic nie wpaść, jednak ona porusza się sprawnie. Nigdy nie wiedziałem tak zwinnej ślepej osoby – kłócił się ktoś inny.

Dobra robota. Brawo, że o tym pomyślałeś. Właśnie tak powinno się analizować takie kwestie. Nie odrzucajcie żadnych podejrzeń. A teraz zaprośmy ją do środka, by poznać odpowiedzi na nasze pytania – powiedział Wei Wuxian, uśmiechając się. Jak tylko skończył mówić, natychmiast zerwał jedną z desek. Nie tylko chłopcy odskoczyli w tył; duch także to zrobił, ostrożnie unosząc swoją laskę. Starszy mężczyzna najpierw ją powitał, a później zapytał: – Panienko, czy masz do nich jakąś sprawę, skoro ciągle za nimi podążasz?

Oczy dziewczyny się rozszerzyły. Gdyby była żywą osobą, to na pewno wyglądałaby bardzo uroczo. Jednak nie miała źrenic, a z jej oczodołów wypływały dwa strumienie krwi, wyglądając straszniej niż wcześniej. Kilka osób sapnęło z przerażenia.

Czego się boicie? Musicie się przyzwyczaić do widoku ludzi krwawiących ze wszystkich otworów. Teraz krew leje się tylko z dwóch, a wy nie jesteście w stanie tego znieść? Dlatego mówię wam, że musicie doświadczyć więcej nowych rzeczy i się znieczulić.

Wcześniej dziewczyna z irytacją kręciła się przed oknem, stukając laską o ziemię, tupiąc głośno, łypiąc na wszystkich i machając ramionami. Teraz jej zachowanie uległo zmianie. Wskazała ręką, jakby chciała coś powiedzieć.

Dziwne, nie może mówić? – zastanawiał się Jin Ling.

Słysząc to, dziewczyna otworzyła usta. Krew polała się strumieniem. Najwyraźniej jej język został wyrwany.

Ciała uczniów pokryła gęsia skórka, ale jednocześnie odczuwali sympatię. Więc to dlatego nic nie mówiła. Ślepa i niema – co za nieszczęście!

Czy ona używa języka migowego? Ktoś z was rozumie? – zapytał Wei Wuxian.

Nikt nie rozumiał. Dziewczyna była tak zdenerwowana, że tupnęła mocno i za pomocą laski napisała coś na ziemi. Jednak wyraźnie było widać, że nie jest z uczonej rodziny. Nie umiała pisać i czytać, więc nikt nie rozumiał, co oznaczały jej dziwne zapiski z patykowatych ludzików.

Nagle z drugiego końca ulicy dobiegł ich dźwięk kroków i ludzkiego dyszenia. Duch zniknął, ale na pewno wróci, więc Wei Wuxian się nie martwił. Przybił z powrotem deskę i zerkał na zewnątrz przez pozostawiony otwór. Uczniowie także chcieli widzieć, co się dzieje, więc ścisnęli się przy drzwiach. Rządek głów ustawionych od góry do dołu zasłaniał całą szparę.

Choć mgła zelżała, to teraz na nowo zaczęła gęstnieć. Samotna postać przebiła się przez nią i niezdarnie pobiegła w tę stronę. Ubrana była na czarno. Biegnąc, kulała, jakby była ranna. Owinięty czarnym materiałem miecz wisiał u jej pasa.

Czy to mężczyzna z twarzą okrytą czarną mgłą? – zapytał Lan Jingyi.

Raczej nie. Tamten człowiek poruszał się w inny sposób – wyszeptał Lan Sizhui.

Za nieznajomym szła grupa żywych trupów. Poruszali się sprawnie i szybko go dogonili. Stawił czoła ich atakom, natychmiast dobywając miecza. Jasny rozbłysk ostrza przeciął mgłę. Co za dobry ruch! – dopingował w duchu Wei Wuxian.

Jednak po ataku dało się słyszeć znajome, chluszczące dźwięki. Czarnoczerwony pył wystrzelił z odciętych kończyn trupów. Mężczyzna był nimi otoczony i nie miał się gdzie schować, więc proszek natychmiast go pochłonął. Lan Sizhui był zszokowany tą sceną.

Seniorze Mo, ten mężczyzna… – ponaglił stłumionym głosem.

Podeszła kolejna grupa trupów i otoczyła nieznajomego. Krąg się zacieśniał. Ostrze znowu mignęło, a w powietrze uniosło się więcej pyłu. Wciągnął go jeszcze więcej do płuc, wyglądając, jakby już tracił równowagę.

Musimy mu pomóc – powiedział Wei Wuxian.

Jak chcesz to zrobić? Nie możemy tam teraz wyjść. Trupi pył jest wszędzie, zatrujemy się, jeśli się zbliżymy – przypomniał mu Jin Ling.

Po chwili namysłu Wei Wuxian odszedł od okna i wszedł do głównej izby. Chłopcy podążyli za nim wzrokiem. Pomiędzy dwoma wieńcami stały papierowe manekiny. Wei Wuxian do nich podszedł, zatrzymując się przed dwoma kobietami.

Każdy manekin wyglądał inaczej, jednak te dwa wyglądały jak bliźniaczki. Ich makijaż, ubrania i rysy twarzy były identyczne. Miały łukowate brwi i uśmiechnięte miny, prawie można było usłyszeć ich zadziorny śmiech. Ich włosy były upięte w dwa koki, nosiły czerwone kolczyki, złote bransoletki i haftowane buty, przypominając parę pokojówek z bogatej rodziny.

Czy te się nadadzą? – mruknął Wei Wuxian.

Lekko przejechał dłonią po mieczu jednego z chłopców, raniąc się w kciuk. Odwrócił się i krwią narysował dwie pary oczu, cztery źrenice, na manekinach. Cofnął się o krok i z lekkim uśmiechem zaintonował:

Oczy skryte za długimi rzęsami, rozchylone usta, uśmiechające się złośliwie. Nie zwracając uwagi na zło i dobro, przyzywam was rozmazanymi oczyma.

Nagle przez cały sklep powiał chłodny wiatr. Chłopcy mocno złapali za rękojeści swoich mieczy.

Bliźniaczki zadrżały. Chwilę później chichot naprawdę wydostał się z ich jaskrawo pomalowanych ust. To przywołanie namalowanych oczu!

Manekiny śmiały się bez przerwy, jakby zobaczyły lub usłyszały coś zabawnego. Jednocześnie ich namalowane ludzką krwią oczy kręciły się szybko w oczodołach. Ten widok był naprawdę powalający, a jednocześnie przerażający. Stojąc przed nimi, Wei Wuxian pochylił głowę w powitaniu. Manekiny skłoniły się lekko, z szacunkiem odwzajemniając gest.

Zabierzcie żywą osobę do środka, a resztę wyeliminujcie – powiedział mężczyzna, wskazując na wyjście ze sklepu. Piskliwy śmiech rozbrzmiał z ust bliźniaczek, a straszny powiew wiatru otworzył drzwi na oścież.

Ramię w ramię dziewczyny wybiegły na zewnątrz i wdarły się między żywe trupy. To zadziwiające, jak silne były manekiny zrobione z pulpy papierowej. Z filigranowymi butami na stopach i szerokimi rękawami, odcięły jednym machnięciem ręki ramię trupa, a kolejnym oderwały mu pół głowy – tak jakby ich papierowe rękawy zamieniły się w ostrza. Flirtujące chichoty roznosiły się echem po całej ulicy, jednocześnie kusząc i wywołując przestrach.

Niedługo później z ponad tuzina żywych trupów została leżąca na ziemi sieczka.

Dwie pokojówki odniosły całkowite zwycięstwo. Słuchając rozkazu, wniosły osłabionego nieznajomego do środka i z powrotem wyskoczyły na zewnątrz, a drzwi same się za nimi zamknęły. Każda strzegła jednej strony drzwi, jak kamienne lwy stojące u wejścia do posiadłości, nareszcie milknąc.

Uczniowie zaniemówili z szoku.

Słyszeli o nieodpowiednich metodach kultywacji wyłącznie od swoich seniorów lub przeczytali o nich w książkach. Skoro to nieodpowiednie metody, to dlaczego tyle osób chciało się ich nauczyć? Dlaczego aż tylu imitowało patriarchę Yiling? Wtedy nie potrafili tego zrozumieć, a teraz, kiedy zobaczyli to na własne oczy, wreszcie pojęli fascynację, która otaczała ten rodzaj praktyk. Do tego przywołanie namalowanych oczu były wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej. Kiedy chłopcy otrząsnęli się z szoku, na ich twarzach nie było obrzydzenia, ale podekscytowanie, którego nie dało się ukryć. Czuli, że to wzbogaciło ich doświadczenia, dając więcej tematów do rozmowy z uczniami młodszymi od nich. Jedynie Jin Ling nie wyglądał najlepiej.

Lan Sizhui poszedł pomóc Wei Wuxianowi z nieznajomym.

Nie podchodźcie. Uważajcie, by nie dotknąć trującego pyłu. Możliwe, że może być skuteczny nawet poprzez zwykły kontakt – powiedział Wei Wuxian.

Kiedy mężczyzna został wniesiony przez manekiny, to już był tylko na wpół przytomny, wyglądając, jakby zostało mu niewiele energii. Teraz jego umysł się oczyścił. Kaszlnął kilka razy, zasłaniając usta, by wypluty przez niego pył nie zaszkodził innym.

Kim jesteście? – zapytał niskim tonem głosu. Brzmiał na zmęczonego. Zapytał, bo nie tylko nie znał nikogo z obecnych, ale również dlatego, że nic nie widział. Wokół jego głowy owinięta była gruba warstwa białych bandaży. Prawdopodobnie był ślepy.

Był niewidomy, ale wyglądał całkiem nieźle. Z prostym nosem i cienkimi ustami zabarwionymi czerwienią mógł nawet zostać nazwany przystojnym. A do tego wyglądał dość młodo, jakby będąc pomiędzy wiekiem chłopięcym a męskim, naturalnie zyskując sympatię wszystkich napotkanych. Dlaczego ostatnio spotykam tylu ślepców? Widzę ich i słyszę o nich, niektórzy są martwi, inni żywi – pomyślał Wei Wuxian.

Ej, nadal nie wiemy, kim jest. To wróg czy przyjaciel? Dlaczego mielibyśmy go ratować bez zachowania ostrożności? Czy nie wpuszczamy między nas węża, jeśli to zły facet? – zawołał nagle Jin Ling.

Choć miał rację, to brzmiał dość niezręcznie, mówiąc coś tak szczerego na temat obecnej wśród nich osoby. Co dziwne, nieznajomy nie był zły i nie wyglądał na zmartwionego, że go wyrzucą. Uśmiechnął się, odsłaniając czubki dwóch kłów.

Paniczu, masz rację. Będzie najlepiej, jeśli sobie pójdę.

Nie oczekując takiej reakcji, Jin Ling zamarł na chwilę. Nie mając pojęcia, co powiedzieć, pospiesznie prychnął. Lan Sizhui szybko między nich wkroczył.

Ale też możliwe, że nie jest złą osobą. Tak czy siak, nieudzielenie pomocy umierającemu jest wbrew zasadom naszej sekty.

Dobra. To wy jesteście dobrymi gośćmi. To nie moja wina, jeśli ktoś umrze – powiedział uparcie Jin Ling.

Ty… – fuknął Lan Jingyi, ale zanim mógł skończyć to zdanie, zamilkł, jakby mowę mu odjęło. To dlatego, że zobaczył miecz, który mężczyzna oparł o stół. Owinięty wokół niego czarny materiał trochę się zsunął, więc wszystko było widoczne.

Miecz został wykuty z niezrównaną zdolnością. Pochwa była koloru brązowego z wyżłobionymi zawiłymi wzorami szronu. Przez zdobienia prześwitywało ostrze, jakby zostało zrobione ze srebrnych gwiazd, błyszcząc się od wydzielających światło plamek kształtem przypominających śnieżynki. Był piękny w czysty i intensywny sposób.

Lan Jingyi otworzył szeroko oczy, jakby zaraz miał coś wypalić. Choć Wei Wuxian nie miał pojęcia co, to ten mężczyzna najwyraźniej nie chciał, by ktoś zobaczył ten miecz, skoro go zakrył. Instynktownie czuł, że nie powinni zwracać uwagi nieznajomego, więc zakrył ręką usta chłopaka, a palec wskazujący drugiej dłoni przytknął do swoich warg, dając zdziwionym uczniom znać, by zachowali ciszę.

Jin Ling bezdźwięcznie coś do niego powiedział, a potem palcem na pokrytym kurzem stole napisał Shuanghua.

…Miecz Shuanghua?

Shuanghua, miecz Xiao Xingchena? – zapytał bezdźwięcznie Wei Wuxian.

Chłopcy przytaknęli. Nigdy nie widzieli Xiao Xingchena, ale miecz Shuanghua była dobrze znany. Nie tylko miał potężną siłę duchową, ale także był porażająco piękny. Zilustrowano go w niezliczonych katalogach mieczy, dlatego każdy go znał. Skoro to jest Shuanghua, a on jest ślepy… – rozważał Wei Wuxian.

Jeden z chłopców też o tym pomyślał. Nie mógł się powstrzymać przed sięgnięciem w stronę bandaży owijających głowę nieznajomego w nadziei, że po zdjęciu ich będzie mógł zobaczyć, czy nadal miał oczy. Jednak jego dłoń ledwo dotknęła materiału, gdy wyraz bólu pojawił się na twarzy mężczyzny, który cofnął się trochę, jakby bał się dotyku.

Zauważając własną nieuprzejmość, chłopak natychmiast zabrał dłoń.

Wybacz, wybacz… Nie zrobiłem tego specjalnie.

Nieznajomy uniósł rękę ubraną w cienką, czarną rękawicę. Chciał zasłonić oczy, ale bał się tego zrobić. Możliwe, że nawet delikatny dotyk przynosił ze sobą ból – na jego czole już pojawiła się cienka warstwa potu.

To w porządku… – powiedział z trudem. Jego głos drżał lekko.

Po tym zachowaniu można było być prawie pewnym, że to Xiao Xingchen, który zniknął po akcji z klanem YueyangChang. Mężczyzna nie wiedział, że jego tożsamość została ujawniona. Kiedy ból minął, zaczął szukać miecza, więc Wei Wuxian szybko z powrotem zakrył go materiałem.

Dziękuję za pomoc. Pójdę już – powiedział Xiao Xingchen, trzymając Shuanghuę.

Zostań tu na razie. Strułeś się trupem – odrzekł Wei Wuxian.

Czy to poważne?

Dość.

Skoro tak, to po co mam zostać? Już nie ma dla mnie nadziei. Wolę zabić jeszcze parę trupów, zanim sam stanę się jednym z nich.

Słysząc, że nie interesuje się własnym życiem, w chłopcach aż coś się zagotowało z oburzenia.

Kto powiedział, że nie ma nadziei? Zostań tutaj! On cię wyleczy! – wypalił Lan Jingyi.

Ale że ja? Wybacz, ale mówisz o mnie? – zapytał Wei Wuxian. Nie mógł powiedzieć prawdy. Xiao Xingchen wciągnął już zbyt wiele zatrutego pyłu. Jego cera miała czerwonawy odcień, więc prawdopodobnie był zbyt chory, by owsianka ryżowa coś dała.

Zabiłem już wiele trupów w tym mieście. Ciągle za mną łażą, a po śmierci jednych pojawiają się drugie. Jeśli zostanę, to prędzej czy później zatoniecie w morzu zmarłych.

Czy wiesz, dlaczego miasto Yi takie się stało?

Xiao Xingchen potrząsnął głową.

Nie. Jestem tylko wędrownym kul… Wędruję w tej okolicy. Usłyszałem o dziwnych wydarzeniach i zdecydowałem się udać tutaj na nocne łowy. Nie widzieliście, ile ich jest i jak silne są tutejsze żyjące i żywe trupy. Niektóre poruszają się zbyt szybko, by się obronić. Inne po zabiciu wydalają pył, który zatruwa przy najmniejszym kontakcie. Jednak jeśli się ich nie zabije, to szybko zaatakują. I to, i to kończy się zatruciem, przez co ciężko się ich pozbyć. Oceniając po waszych głosach, jest wśród was sporo młodych osób, prawda? Najlepiej będzie, jeśli odejdę najszybciej, jak to możliwe.

Jak tylko skończył mówić, zza drzwi rozległ się złowrogi chichot manekinów. Tym razem ich śmiech był ostrzejszy niż przedtem.

Tłumaczenie: Ashi

Tom I
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36

Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57

Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83

Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I
Posłowie autorki II

Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6

6 Comments

Skomentuj Śmieciuszek baraluszek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.