Mo Dao Zu Shi

Rozdział 32 -Rosa V18 min. lektury

Tym razem Wei Wuxian nie zmrużył oka przez całą noc. Z otwartymi oczami udało mu się wytrzymać do rana. Kiedy minęło poczucie odrętwienia i mógł znowu się poruszyć, spokojnie zdjął koszulę i rzucił ją pod łóżko. Później rozwiązał pas od szaty Lan Zhana i częściowo ją z niego zsunął. Początkowo planował całkiem mu ją zdjąć, ale powstrzymał się po zobaczeniu blizny pod jego obojczykiem. Przypomniało mu się, że na plecach miał ślady od bicza dyscyplinującego. Wiedział, że nie powinien się dalej posuwać i nawet chciał znowu go ubrać, ale z powodu zwłoki Lan Wangji najwyraźniej poczuł zimny powiew na skórze. Wiercąc się lekko, otworzył oczy i zmarszczył brwi.

Po czym natychmiast spadł z łóżka.

Brak elegancji po takim szoku naprawdę nie był winą normalnie wyrafinowanego Hanguanga-jun. Każdy, kto obudziłby się z kacem i zobaczył obok siebie w łóżku półnagiego mężczyznę, kiedy jego własne ubrania były rozchełstane, a do tego odkryłby, że całą noc przytulali się pod jedną kołdrą, nawet nie próbowałby być elegancki.

Wei Wuxian częściowo zakrył się kocem, pozostawiając na widoku tylko swoje gładkie ramiona.

Ty…

Hmm? – wymruczał Wei Wuxian.

Zeszłej nocy…

Zeszłej nocy byłeś taki zuchwały, Hanguang-jun. – Wei Wuxian puścił mu oczko, uśmiechając się tajemniczo i przykładając dłoń do policzka.

Naprawdę nie pamiętasz nic, co przydarzyło się zeszłej nocy?

Wyglądało na to, że Lan Wangji nic nie pamiętał. Jego twarz była blada jak śnieg.

To dobrze. Inaczej pamiętałby, że wymknął się w nocy, by zobaczyć Wen Ninga i o to zapytał, a ani powiedzenie prawdy, ani skłamanie nie polepszyłoby sytuacji.

Po tylu nieudanych próbach droczenia się z Lan Wangjim, kiedy podnosił kamień, który zaraz spadał mu na stopę, Wei Wuxian odnalazł część swoich przeszłych zdolności. Choć pragnął kontynuować swoje zwycięstwo, to w przyszłości nadal chciał namówić mężczyznę na picie z nim, więc raczej nie powinien go tak straszyć, bo następnym razem będzie ostrożniejszy. Wei Wuxian odsunął koc i pokazał mu, że nadal miał na sobie spodnie.

Co za mężczyzna! Hanguang-jun, to był żart. Zdjąłem tylko twoje ubrania, twoja cnota nie została naruszona. Nie splamiłem cię. Nie martw się.

Lan Wangji nadal trwał w bezruchu i nie odpowiedział. Ze środka pokoju dobiegł ich głośny trzask.

Ten dźwięk był im znajomy – w końcu słyszeli go już drugi raz. Sakiewki qiankun, które leżały na stole, znowu stawały się niespokojne, zrzucając na ziemię imbryk i filiżanki. Tym razem ruchy były jeszcze dziksze, bo obok siebie leżały trzy fragmenty ciała. Zeszłej nocy jeden z nich był beznadziejnie pijany, a drugi równie beznadziejnie zadręczany, więc oczywiście całkiem zapomnieli o swoim duecie. Wei Wuxian martwił się, że Lan Wangji był tak zszokowany, że impulsywnie przygwoździ go mieczem do łóżka, więc szybko powiedział:

Poważna sprawa. Chodź, chodź. Najpierw załatwmy tę poważną sprawę.

Zarzucił na siebie koszulę, zeskoczył z łóżka i wyciągnął rękę w stronę Lan Wangjiego, który właśnie stanął na nogach. Chciał pomóc mu wstać, ale to prawie wyglądało, jakby planował zedrzeć z niego ciuchy. Lan Wangji nadal nie otrząsnął się z szoku, więc cofnął się o krok i potknął o coś, co leżało na ziemi. Zerknął w dół, by zobaczyć Bichena, który całą noc przeleżał na zimnych deskach.

W tej chwili poluzowały się sznury, którymi związane były sakiewki. Pół bladego ramienia wyczołgało się już z małego otworu. Wei Wuxian wsunął dłoń między poły wciąż rozchełstanej szaty Lan Wangjiego i chwilę pogrzebał, wyjmując flet.

Hanguang-jun, nie bój się, dobrze? Nic ci nie zrobię. Po prostu zeszłej nocy zabrałeś mi flet, a ja go potrzebuję.

Po swoim komentarzu nawet poprawił kołnierz Lan Wangjiego i porządnie zawiązał mu pas. Ten spojrzał się na niego ze skomplikowanym wyrazem twarzy, jakby naprawdę chciał zapytać, co się wydarzyło, kiedy był pijany. Jednak przyzwyczaił się do zaczynania od rzeczy ważniejszych, więc stłumił swoje pytania w zarodku, przybrał poważną minę i wyjął guqin. Łącznie były trzy sakiewki – jedna z lewym ramieniem, druga z nogami i ostatnia z torsem. Te części mogły uformować spory kawał ciała. Wpływały na siebie wzajemnie, więc energia urazy się pomnożyła, przez co ciężej było się nimi zająć. Uspokoiły się, dopiero kiedy Odpoczynek został zagrany trzy razy z rzędu.

Wei Wuxian schował flet. Już miał zebrać porozrzucane po ziemi części ciała, kiedy nagle powiedział:

Nasz przyjaciel nie stronił od treningów.

Pas szaty pogrzebowej, w którą odziany był tors, się poluzował, odsłaniając silne, masywne ciało mężczyzny w kwiecie wieku. Szerokie ramiona, wąska talia i ostro zarysowane mięśnie brzucha – to figura, której pragnęła rzesza mężczyzn. Obserwując sześciopak z kilku stron, Wei Wuxian nie mógł się powstrzymać przed klepnięciem go kilka razy.

Hanguang-jun, spójrz na niego. Gdyby był nadal żywy, to moja ręka odbiłaby się od tego uderzenia i mnie zraniła. Rany, jak on trenował?

Końcówki brwi Lan Wangjiego zadrżały, ale nic nie powiedział. Jednak niespodziewanie Wei Wuxian klepnął trupa jeszcze dwa razy. W końcu Lan Wangji zabrał mu sakiewki i beznamiętnie zaczął chować do nich zwłoki, a jego figlarny towarzysz natychmiast się odsunął. Praca szybko została skończona, a sznurki zawiązane na kilka dodatkowych supełków. Wei Wuxian nie zastanawiał się nad tym. Spojrzał po sobie, zmarszczył brwi i zawiązał pas. Spoglądając w bok, zauważył, że po schowaniu sakiewek Lan Wangji nadal patrzył na niego z niepewnością.

Hanguang-jun, dlaczego tak na mnie patrzysz? Nadal się martwisz? Uwierz mi, naprawdę nic ci nie zrobiłem zeszłej nocy. Oczywiście ty też mi nic nie zrobiłeś.

Lan Wangji zastanowił się przez chwilę. W końcu podjął jakąś decyzję, bo powiedział cicho:

Zeszłej nocy oprócz zabrania twojego fletu…

Co? Co zrobiłeś? Naprawdę nic. Tylko dużo mówiłeś.

Co mówiłem? – Śnieżnobiała szyja mężczyzny zadrżała, kiedy przełknął ślinę.

Nic ważnego. Głównie, że lubisz to i owo, na przykład…

Lan Wangji zdębiał.

Króliki.

Mężczyzna zamknął oczy i odwrócił głowę w bok. Wei Wuxian z rozwagą dodał:

To w porządku! Króliki są takie urocze! Kto nie lubi królików? Też je lubię, na przykład w formie potrawki, hahaha! Hanguang-jun, zeszłej nocy tyle wypiłeś… Uch, w sumie to niewiele. Ale byłeś bardzo pijany, więc pewnie źle się czujesz. Umyj twarz, napij się i odpocznij, zanim wyruszymy dalej. Tym razem wskazuje na południowy zachód. Kupię na dole śniadanie i nie będę ci przeszkadzał.

Czekaj – powiedział chłodno Lan Wangji, kiedy jego towarzysz wychodził z pomieszczenia.

Co? – Wei Wuxian odwrócił się w jego stronę.

Lan Wangji wpatrywał się w niego uparcie. W końcu zapytał:

Masz pieniądze?

Wei Wuxian wyszczerzył się w uśmiechu.

Tak! Myślisz, że nie wiem, gdzie trzymasz gotówkę? Tobie też wezmę coś do jedzenia. Hanguang-jun, możesz spokojnie odpocząć, nie spieszy się nam.

Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Na korytarzu zgiął się w pół i przez chwilę cicho śmiał się pod nosem.

Lan Wangji wyglądał, jakby doznał silnego szoku. Zamknął się w pokoju i długo nie wychodził. Czekając na niego, Wei Wuxian wyszedł z gospody i łaził po okolicy, kupując po drodze przekąski. Usiadł na schodach i jedząc, cieszył się słońcem. Po chwili grupa około trzynastoletnich dzieci przebiegła przez ulicę.

Pierwsze dziecko wyglądało, jakby leciało, trzymając w ręku długi sznurek. Na jego drugim końcu w powietrzu tańczył latawiec. Goniący go przyjaciele mieli zabawkowe łuki i strzały, krzycząc, kiedy próbowali trafić w latający cel.

Wei Wuxian też kochał się w to bawić, kiedy był młody. Łucznictwo to wymagana umiejętność pośród uczniów prominentnych sekt, jednak większość z nich nie lubiła strzelać do tarczy. Pomijając złe istoty podczas nocnych łowów, najwięcej frajdy przynosiło im zestrzeliwanie latawców. Każdy miał swój, a wygrywał ten, który wzniósł go najwyżej i najdalej, trafiając jak najdokładniej. Ta gra pierwotnie była popularna tylko wśród adeptów sekt. Kiedy dowiedzieli się o niej inni, to dzieci ze zwykłych rodzin także ją pokochały, ale ich małe strzały nie wywoływały tylu szkód, co te od doświadczonych uczniów.

W czasach, gdy Wei Wuxian żył w Przystani Lotosów i bawił się w to z uczniami sekty YunmengJiang, wielokrotnie zajmował pierwsze miejsce, Jiang Cheng zaś zawsze był drugi. Jego latawiec albo odlatywał zbyt daleko, by go trafić, albo bliżej, niż gdy puszczał go Wei Wuxian. Ich latawiec był prawie dwukrotnie większy od zabawek innych ludzi. Miał kształt latającej bestii pomalowanej na jasne, przesadzone kolory, szeroko otwartą paszczę i kilka ostro zakończonych ogonów, które powiewały na wietrze. Z daleka wyglądał bardzo żywo i barwnie, nie do końca przerażająco, a nawet trochę głupiutko. Szkielet został złożony przez Jiang Fengmiana, a potem pomalowany przez Jiang Yanl, więc podczas każdej zabawy odczuwali z niego dumę.

Usta Wei Wuxiana wygięły się w uśmiechu pod naporem wspomnień. Nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem głowy, by sprawdzić, jak wyglądał latawiec tych dzieci. Był złoty i okrągły. Zastanowił się. Co to takiego? Naleśnik? A może jakaś nieznana mi bestia?

Nagle powiał silny wiatr. Latawiec nie unosił się zbyt wysoko i nie byli na otwartej przestrzeni, więc natychmiast zmiotło go na ziemię.

O nie, słońce spadło! – krzyknęło jedno z dzieci.

Wei Wuxian natychmiast zrozumiał. Te dzieci prawdopodobnie odgrywały Kampanię Zestrzelenia Słońca.

Znajdowali się w Yueyang. Kiedy klan QishanWen prosperował, wszędzie nadużywał swojej władzy. Ta wioska zlokalizowana była niedaleko Qishan, więc jej mieszkańcy na pewno wiele wycierpieli z rąk wypuszczanych przez nich bestii bądź aroganckich uczniów. W trakcie Kampanii Zestrzelenia Słońca klan Wen został unicestwiony przez połączone siły wielu sekt, a mające wiele setek lat fundamenty się wykruszyły. W okolicy Qishan wiele wiosek lubiło aktywności, które celebrowały zniszczenie Wenów, a niektóre z nich stały się tradycją. Ta gra prawdopodobnie była jedną z nich.

Dzieci zatrzymały pogoń i zaczęły się naradzać.

Co robimy? Nawet nie zestrzeliliśmy słońca, bo samo spadło. Kto jest teraz liderem?

Ktoś podniósł rękę.

Pewnie, że ja! Jestem Jin Guangyao. Zabiłem wielkiego łotra z klanu Wen!

Wei Wuxian obserwował ich z ciekawością, siedząc na schodach gospody.

W takich grach lider wszystkich kultywatorów, Lianfang-zun, który odniósł największy sukces, był oczywiście najpopularniejszą postacią. Choć jego pochodzenie było niechlubne, to był szanowany właśnie dlatego, że pomimo swojej przeszłości udało mu się tyle osiągnąć. Podczas Kampanii Zestrzelenia Słońca był ich wtyką w klanie QishanWen, oszukując wielu członków sekty i bez ich wiedzy wynosząc informacje. Później dzięki pochlebstwom, inteligencji i wielu innym metodom udało mu się zostać Naczelnym Kultywatorem, w pełni zasługując na ten tytuł. Można go wręcz uznać za żywą legendę. Gdyby Wei Wuxian się z nimi bawił, to też chciałby spróbować zostać Jin Guangyao. Wybranie tego chłopca na lidera wydawało się rozsądną decyzją!

Ktoś zaprotestował.

Ale jestem Nie Mingjue! Wygrałem najwięcej bitew i złapałem wielu jeńców. To ja powinienem być liderem!

Ale to ja jestem Naczelnym Kultywatorem!

I co z tego? Nadal jesteś moim najmłodszym bratem. I tak będziesz musiał uciekać na mój widok. – Nie Mingjue pogroził mu pięścią.

Jin Guangyao wczuł się w swoją rolę, kuląc się w sobie i szybko uciekając.

Ty krótko żyjący idioto – powiedział ktoś inny.

Wybranie kultywatora, w którego się wcielą, musiał oznaczać, że go podziwiali.

Jin Zixuan, zmarłeś wcześniej ode mnie, więc jesteś bardziej krótko żyjący! – wściekał się „Nie Mingjue”.

Co jest złego w byciu krótko żyjącym? Jestem trzeci w rankingu – odparł defensywnie Jin Zixuan”.

Trzeci dzięki twarzy!

Jedno z dzieci wydawało się zmęczone całym tym bieganiem i staniem, więc usiadło na schodach obok Wei Wuxiana. Chłopiec zamachał dłońmi, starając się załagodzić kłótnię.

Okej, okej. Przestańcie się sprzeczać. Jako patriarcha Yiling jestem najsilniejszy z was. Skoro tak nalegacie, to mogę zostać liderem.

Wei Wuxian zaniemówił i spojrzał w dół. W pas szaty chłopca wetknięty był krótki kij – prawdopodobnie odgrywający rolę Chenqinga. Tylko dzieci chciałyby odgrywać patriarchę Yiling, oceniając po sile i nie biorąc pod uwagę kategorii dobra i zła.

Nie. Jestem Sandu Shengshou1. To ja jestem najsilniejszy – wtrącił się ktoś inny.

Jiang Cheng, niby jak mógłbyś być lepszy ode mnie? Czy choć raz ze mną wygrałeś? Jak śmiesz mówić, że jesteś najsilniejszy? Nie wstyd ci? – odpowiedział patriarcha Yiling”, jakby wszystko rozumiał.

Hmph, nie mogę cię pokonać? Pamiętasz, jak umarłeś?

Lekki uśmiech natychmiast zniknął z twarzy Wei Wuxiana. Poczuł się, jakby nagle został ukłuty przez igłę zanurzoną w truciźnie. Słaby, ale ostry ból rozszedł się po jego ciele.

Siedzący obok Wei Wuxiana patriarcha Yiling” zaklaskał.

Spójrz na mnie! Chenqing po mojej lewej, pieczęć tygrysa po prawej, a do tego Upiorny Generał. Jestem niepokonany! Hahaha… – Śmiał się przez chwilę, w jednej dłoni trzymając patyk, a w drugiej kamień. – Gdzie Wen Ning? Chodź tu!

Dziecko stojące za tłumem uniosło dłoń do góry i niepewnie odpowiedziało:

Tu jestem… Uch… Tak tylko mówię, ale… Podczas Kampanii Zestrzelenia Słońca nie byłem jeszcze martwy…

Wei Wuxian poczuł, że naprawdę musi im przerwać.

Kultywatorzy, czy mogę o coś zapytać?

Do tej pory nigdy żaden dorosły nie wtrącił się w ich zabawę. A do tego nie chciał ich zbesztać, ale zwrócił się do nich z powagą! „Patriarcha Yiling” spojrzał na niego ze zdziwieniem i przezornością jednocześnie.

O co chcesz zapytać?

Dlaczego nie ma nikogo z sekty GusuLan?

Jest!

Gdzie?

Patriarcha Yiling wskazał palcem na dziecko, które do tej pory nie odezwało się ani słowem.

To on.

Wei Wuxian spojrzał w tamtą stronę. Chłopiec miał delikatne rysy twarzy, będąc zalążkiem czarującego i przystojnego mężczyzny. Na czole miał przewiązany biały sznurek, który imitował wstążkę.

Kim on jest? – zapytał Wei Wuxian.

To Lan Wangji. – Patriarcha Yiling” wykrzywił usta w niesmaku.

…Dobra. Te dzieciaki łapały esencję zabawy. Ktoś udający Lan Wangjiego rzeczywiście powinien siedzieć cicho!

Nagle usta Wei Wuxiana znowu wygięły się w uśmiechu. Trująca igła została wyjęta i rzucona w kąt. Całe cierpienie natychmiast zniknęło.

Jakie to dziwne. Dlaczego ktoś tak nudny zawsze mnie uszczęśliwia? – wymamrotał do siebie Wei Wuxian.

Kiedy Lan Wangji wreszcie zszedł na dół, zobaczył siedzącego na schodach Wei Wuxiana. Otaczała go grupka dzieci jedzących gotowane na parze mięsne bułeczki. Wei Wuxian też się zajadał, wydając instrukcje dwóm chłopcom, którzy stali zwróceni do siebie plecami tuż przed nim.

Teraz otaczają was setki kultywatorów z klanu Wen. Każdy z nich jest uzbrojony po zęby i stoją tak blisko siebie, że nawet kropla wody by się nie przecisnęła. Wasze spojrzenia powinny być ostrzejsze. Tak, dokładnie. Okej, Lan Wangji, uważaj. Nie zachowujesz się jak zwykle. Jesteś cały we krwi! Otacza cię mordercza aura! Wyglądasz naprawdę przerażająco! Wei Wuxian, stań bliżej niego. Wiesz, jak zakręcić fletem? Pokaż, zakręć nim jedną ręką. Bądź bardziej super. Wiesz, jak wyglądać super? Daj, pokażę ci.

Wei Wuxian” przytaknął i przekazał mu patyk. Mężczyzna umiejętnie zakręcił Chenqing” między palcami. Dzieci podeszły bliżej, wydając okrzyki zachwytu.

Lan Wangji w milczeniu podszedł bliżej. Widząc go, Wei Wuxian strzepnął kurz ze spodni i pożegnał się z dziećmi. Kiedy w końcu udało mu się wstać, śmiał się, idąc, jakby przyjął jakąś dziwną truciznę.

Hahaha, przepraszam, Hanguang-jun. Oddałem im całe twoje śniadanie. Później kupimy więcej.

Mnn.

Co o tym myślisz? Te dwa dzieciaki były urocze, prawda? Zgadnij, kogo udawał ten ze sznurem przewiązanym wokół głowy, hahaha…

Lan Wangji otrząsnął się z szoku i po chwili nie mógł dłużej tego w sobie tłumić.

…Co tak naprawdę zrobiłem jeszcze zeszłej nocy?

To na pewno nie było nic prostego. Inaczej dlaczego Wei Wuxian nadal był rozbawiony?

Nie, nie, nie. Nic nie zrobiłeś. Po prostu się wygłupiam, hahaha… Okej. Ahem. Hanguang-jun, porozmawiajmy o czymś poważniejszym. – Wei Wuxian zamachał dłonią.

Mów.

Na cmentarzu Changów od dziesięciu lat panowała cisza. To nie przypadek, że trzaskanie o wieka trumien na nowo się rozpoczęło. Musi być ku temu jakiś powód.

Myślisz, że o co chodzi?

Dobre pytanie. Myślę, że chodzi o to wykopane ciało.

Mnn.

Lan Wangji słuchał go uważnie, co przypomniało Wei Wuxianowi jego szczerą minę, kiedy zeszłej nocy po pijaku trzymał go za ręce. Boleśnie powstrzymując śmiech, kontynuował z powagą.

Myślę, że ciała nie rozczłonkowano z chęci zemsty i by dać upust nienawiści, ale jako metoda złowrogiego stłumienia. Winowajca specjalnie wybrał miejsca nawiedzane przez złe istoty, by ukryć części ciała.

Walczenie trucizną z trucizną. Równoważą się i wzajemnie pilnują.

Dokładnie. Grabieżca wykopał wczoraj tors, więc nie było niczego, co tłumiłoby pełne urazy duchy klanu Chang, więc dźwięki na nowo rozbrzmiały. To ten sam sposób, z którego korzysta sekta Nie w swojej hali szabli. Może w ogóle od nich ściągnięto tę technikę. Najwyraźniej ta osoba ma coś wspólnego z sektami QingheNie i GusuLan. Obawiam się, że to nie jest łatwy przeciwnik.

Jest tylko kilka takich osób.

No. Prawda powoli wychodzi na światło dzienne. Skoro wróg zaczął przenosić fragmenty ciała, to znaczy, że zaczyna odczuwać niepokój. Niedługo z pewnością wykona kolejny ruch. Nawet jeśli nie będziemy go szukać, on poszuka nas. W trakcie tych poszukiwań na pewno zostawi więcej wskazówek, a dłoń naszego przyjaciela wskaże nam drogę, ale chyba będziemy musieli się pospieszyć. Brakuje nam tylko prawej ręki i głowy, więc i tym razem musimy do nich dotrzeć przed nim.

Wyruszyli na południowy zachód. Tym razem ramię wskazywało na rejon Shudong, miejsce znane z gęstej mgły.

Znajdowało się tam nawiedzone miasto, do którego nikt z okolicznych mieszkańców nie śmiał się zbliżać.


1. Przyp. tłum. Sandu Shengshou (三毒圣手, Sāndú Shèngshǒu) to tytuł Jiang Chenga. Sandu to także imię jego miecza i dosłownie oznacza „trzy cierpienia”. To buddyjski zwrot odnoszący się do korzeni zła – chciwości, złości i ignorancji. Shengshou zaś to „zdolny adept”.

Tłumaczenie: Ashi

Tom I
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36

Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57

Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83

Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I
Posłowie autorki II

Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6

7 Comments

Skomentuj Black Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.