Wei Wuxian chciał umyć twarz, by zobaczyć pośmiertny wizerunek właściciela tego ciała, ale nigdzie nie widział wody, nawet przeznaczonej do picia. Jedynym podobnym do misy naczyniem było coś, co prawdopodobnie służyło do wypróżniania się, a nie mycia. Spróbował otworzyć drzwi, ale były zamknięte na zasuwę, pewnie specjalnie, by nie wyszedł na zewnątrz.
Żadna z tych rzeczy nie sprawiła, by poczuł jakąkolwiek radość z reinkarnacji!
Zdecydował, że równie dobrze może usiąść w pozycji lotosu1 i przyzwyczaić się do nowego domu. Czas płynął, a dzień powoli mijał. Kiedy otworzył oczy, promienie słoneczne przebijały się przez szpary drzwi i okien. Choć był już w stanie wstać i chodzić, to nadal czuł się słabo.
Wei Wuxian był zdziwiony. Siła duchowa Mo Xuanyu była tak nieznaczna, że można było ją zignorować, więc dlaczego nie jestem w stanie odpowiednio kontrolować tego ciała? Dlaczego to nie działa?
W tym momencie jego brzuch wydał z siebie głośny dźwięk. Zdał sobie sprawę, że to wcale nie miało nic wspólnego z siłą duchową. Był głodny, bo to ciało nie trenowało poszczenia. Jeśli nie znajdzie niczego do jedzenia, to może zostać pierwszym nikczemnym upiorem, który umarł z głodu tuż po przybyciu. Wei Wuxian uniósł nogę i już miał otworzyć kopniakiem drzwi, kiedy nagle usłyszał dźwięk kroków. Ktoś puknął i warknął:
– Pora posiłku!
Jednak nic nie wskazywało na to, że drzwi zostaną otwarte. Wei Wuxian pochylił głowę i przy ziemi zobaczył niewielką furtkę, przez którą ktoś wsunął małą miskę. Stojący na zewnątrz służący krzyknął ponownie:
– Ruchy! Na co czekasz? Wystaw miskę, gdy skończysz!
Furtka była odrobinę mniejsza od drzwiczek przeznaczonych dla psów – człowiek się przez nią nie przeciśnie, ale miska bez problemu może zostać wsunięta do środka. Jego posiłek składał się z dwóch potraw i porcji ryżu, co wyglądało dość niesmacznie.
Pobawił się chwilę pałeczkami, które zostały wbite w ryż2, czując gorycz w sercu. Patriarcha Yiling powrócił do świata żywych i na przywitanie dostał kopniaka z opierdolem, a jako posiłek powitalny podano mu resztki. Gdzie krew i flaki? Bezlitosna rzeź? Absolutne zniszczenie? Kto mu uwierzy? Był jak tygrys na równinie, smok w płytkim jeziorze, feniks bez piór, tracący przewagę i poniżany przez słabszych od niego.
Stojący na dworze sługa ponownie się odezwał, jednak tym razem ze śmiechem w głosie:
– A-Ding3! Chodź tutaj!
– A-Tong, znowu dostarczasz mu jedzenie?
– A co innego robiłbym na tym złowieszczym dziedzińcu?
Głos A-Ding zabrzmiał bliżej, jakby stała tuż przed drzwiami.
– Dostarczasz tylko jeden posiłek dziennie i nikogo nie obchodzi, że się lenisz. To takie proste zadanie, a ty uważasz je za niewdzięczne. Spójrz na mnie! Jestem tak zajęta, że nawet nie mogę pójść na dwór się bawić.
– Nie tylko dostarczam jego posiłki! Zresztą skąd masz odwagę, by wyjść w tych czasach na dwór? Wokół krąży tyle żywych trupów, że każdy zamyka się w domu – narzekał służący.
Wei Wuxian kucnął przy drzwiach i jadł, podsłuchując.
Wyglądało na to, że od jakiegoś czasu w wiosce Mo nie było zbyt spokojnie. Żywe trupy, jak sama nazwa na to wskazywała, są martwymi ludźmi, którzy mogą się ruszać – rodzajem zmodyfikowanych zwłok niskiego poziomu. Były ospałe, a ich wzrok pusty, o ile zmarła osoba nie skrywała w duszy silnej urazy. Nie stanowiły wielkiego zagrożenia, ale wystarczały, by wystraszyć przeciętną osobę – szczególnie przyczyniał się do tego ich wywołujący wymioty zapach.
Jednak dla Wei Wuxiana były najbardziej posłusznymi marionetkami. Kiedy usłyszał, że o nich wspomniano, to poczuł, że znajduje się na znajomym gruncie.
A-Tong prawdopodobnie wykrzywił twarz w grymasie.
– Jeśli chcesz wyjść na dwór, to musisz wziąć mnie ze sobą, żebym cię ochronił…
– Ty? Ochronić mnie? Przestań się przechwalać. Na pewno jesteś w stanie pokonać te bestie? – odpowiedziała A-Ding.
– Jeśli ja nie mogę ich pokonać, to inni także – powiedział gorzko A-Tong.
A-Ding zaśmiała się.
– Skąd wiesz, że inni nie mogą? Coś ci powiem. Dzisiaj do wioski Mo przybyli kultywatorzy. Słyszałam, że są z prominentnej sekty. Pani rozmawia teraz z nimi w sali głównej, a całe miasto obserwuje. Nie słyszysz hałasu? Nie mam czasu się z tobą bawić. Później mogą dowalić mi roboty!
Wei Wuxian słuchał uważnie. Rzeczywiście ze wschodu dało się słyszeć dźwięk krzątaniny. Zastanowił się przez chwilę, po czym wstał i kopnął drzwi. Pękły z trzaskiem.
Flirtujący ze sobą A-Ding i A-Tong wrzasnęli, kiedy drzwi nagle się otworzyły. Wei Wuxian odrzucił miskę i wyszedł na zewnątrz, wzdrygając się przed blaskiem słońca. Na chwilę przyłożył rękę do czoła, przymykając oczy. A-Tong pisnął głośniej od A-Ding, ale odzyskał odwagę, kiedy zdał sobie sprawę, że to tylko Mo Xuanyu, ktoś, kogo wszyscy mogli poniżać. Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie zbłaźnił się przed dziewczyną, więc chciał to naprawić. Podskoczył bliżej i pomachał dłonią, jakby karcił psa.
– Sio, sio! Idź stąd! Po co wylazłeś?
A-Tong traktował go gorzej niż żebraka albo muchę. Przez większość czasu wszyscy służący rodziny Mo zachowywali się tak przy Mo Xuanyu, bo nigdy nie stawiał oporu. Wei Wuxian kopnął lekko służącego i się zaśmiał.
– Jak zwykłe dziecko na posyłki śmie poniżać w ten sposób innych?
Z tymi słowami skierował się w stronę zamieszania. Wiele osób zebrało się we wschodniej hali i jak tylko wszedł na dziedziniec, jakaś kobieta przemówiła głosem o kilka tonów głośniejszym od pozostałych:
– Członek młodszego pokolenia naszej rodziny także był kultywatorem…
To musiała być pani Mo, która próbowała ponownie nawiązać stosunki z rodziną kultywacyjną. Wei Wuxian nie czekał, aż skończy mówić – szybko przecisnął się przez tłum do środka i uśmiechnął się szeroko.
– Idę, idę! Tu jestem!
Zadbana kobieta w średnim wieku siedziała w sali. Była ubrana w ekstrawaganckie ubrania. To była pani Mo, a niżej siedział jej mąż. Naprzeciw nich przycupnęło kilku młodzieńców ubranych w białe szaty.
Do środka nagle wdarł się zaniedbany dziwak, więc gwar natychmiast ucichł, ale Wei Wuxian kontynuował bez wstydu, jakby wcale nie zauważył zamarłej atmosfery.
– Kto mnie wcześniej wołał? To ja byłem kultywatorem!
Na jego twarzy było zbyt wiele pudru, który skruszył się, gdy tylko się uśmiechnął. Jeden z kultywatorów prawie się roześmiał, tłumiąc ciche pfft. Jego mina na powrót spoważniała, gdy jego towarzysz, prawdopodobnie przywódca ich grupy, spojrzał na niego z dezaprobatą.
Wei Wuxian dokładnie się im przyjrzał. Myślał, że służący byli ignorantami i na pewno wyolbrzymili sytuację, ale został mile zaskoczony. To naprawdę byli uczniowie „prominentnej sekty”.
Mieli na sobie szaty z głębokimi rękawami i szerokim pasem, jawiąc się bardzo przystojnie, jak balsam na zmęczone oczy. Po ich stroju łatwo było wywnioskować, że są z sekty GusuLan. Na ich czołach przewiązane były białe wąskie wstążki z wyhaftowanym wzorem dryfujących chmur, co oznaczało, że są młodszym pokoleniem bezpośrednio spokrewnionym z rodziną Lan.
Mottem klanu GusuLan było „prawość”. Wstążka na czoło sugerowała, by „odpowiednio się zachowywać”, a haft z chmur był oficjalnym wzorem rodziny Lan, którego nie mieli prawa nosić inni kultywatorzy. Na widok ludzi tej sekty Wei Wuxiana zabolały zęby. W poprzednim życiu zawsze uważał ten strój za „żałobny”, więc nigdy by go z żadnym innym nie pomylił.
Pani Mo dawno nie widziała swojego siostrzeńca i otrząsnęła się z osłupienia dopiero po chwili, kiedy zdała sobie sprawę, kim jest ta osoba z tapetą na twarzy. Była wściekła, ale nie chciała stracić nad sobą panowania i źle wypaść, więc ściszyła ton głosu i wyszeptała do męża:
– Kto go wypuścił? Zamknijcie go znowu!
Jej mąż natychmiast uśmiechnął się, by ją uspokoić i podszedł z nieprzyjemnym wyrazem twarzy, gotów by go stąd wywlec. Jednak Wei Wuxian nagle padł na podłogę i mocno się jej złapał. Nikt nie mógł go podnieść, nawet gdy wezwano więcej służących do pomocy. Twarz pani Mo ciemniała coraz bardziej, a nawet jej mąż zaczął się pocić.
– Ty… Szaleńcze! Jeśli teraz nie wrócisz do siebie, to zostań, a zobaczysz, jak cię ukarzę! – złajał siostrzeńca.
Choć wszyscy w wiosce wiedzieli, że w rodzinie Mo jest młody panicz, który postradał zmysły, to Mo Xuanyu skrywał się w tamtym ciemnym pokoju od kilku lat, bojąc się wyjść na zewnątrz. Po zobaczeniu, że jego twarz i czyny były potworne, ludzie zaczęli między sobą szeptać, nie mogąc się doczekać świetnego widowiska.
– Mógłbym wrócić, gdybym chciał – powiedział Wei Wuxian, po czym wskazał palcem na Mo Ziyuana. – Ale niech najpierw odda rzeczy, które mi ukradł.
Mo Ziyuan nie spodziewał się, że ten nieudacznik będzie miał jaja sprawiać mu problemy, szczególnie po wczorajszej porcji dyscypliny. Natychmiast pobladł.
– Bzdury! Kiedy coś ci ukradłem? C-czy potrzebowałbym coś od ciebie kraść?
– Tak, tak. Nic nie ukradłeś, zrabowałeś!
Pani Mo jeszcze nic nie powiedziała, ale Mo Ziyuan był wściekły. Uniósł nogę, by kopnąć leżącego, ale jeden z ubranych na biało młodzieńców kiwnął palcem, a Mo Ziyuan natychmiast się potknął. Stopa chłopaka tylko go drasnęła, ale Wei Wuxian i tak przeturlał się po podłodze, jakby naprawdę został kopnięty, po czym rozsunął poły szaty, pokazując siniak w kształcie buta, który Mo Ziyuan zostawił wczoraj.
Inni pomyśleli, że Mo Xuanyu przecież nie mógł sam się kopnąć. A do tego Mo Ziyuan zawsze był arogancki i pyszny, więc kto inny mógł to zrobić? Rodzina Mo była taka okrutna wobec swojego własnego krewnego! Gołym okiem widać było, że nie był aż tak szalony, kiedy wrócił z sekty, więc musiało mu się pogorszyć przez ich traktowanie. Cóż, ale to wszystko w porządku, o ile widowisko będzie dobre do zobaczenia. To było o wiele bardziej interesujące od jakichś kultywatorów!
Wcześniej pani Mo go ignorowała, nie próbując nawet kłócić się z chorą osobą. Wolała kazać innym go wynieść. Teraz wiedziała, że Mo Xuanyu przyszedł przygotowany. Jego umysł był przejrzyście czysty, więc specjalnie zhańbił ich honor.
– Specjalnie robisz taką aferę, prawda? – zapytała, czując jednocześnie niedowierzanie i nienawiść.
– Ukradł moje rzeczy, więc przyszedłem je odzyskać. Czy to się liczy jako robienie afery? – odpowiedział beznamiętnie Wei Wuxian.
Obserwowało ich wiele par oczu, więc pani Mo nie mogła go ani wyrzucić, ani uderzyć. Aż kipiała ze złości, ale mogła tylko spróbować siłą udobruchać obie strony.
– Kradzież? Rabunek? Według mnie brak ci szacunku. Jesteśmy częścią jednej rodziny, a on tylko chciał się tym rzeczom przyjrzeć. A-Yuan to twój młodszy brat, więc co jest złego we wzięciu paru twoich rzeczy? Czy jako starszy brat nie powinieneś bez oporu pożyczać mu zabawek? To nie tak, że ich nie odda.
Młodzieńcy z sekty Lan patrzyli na siebie oniemieli. Dorośli w sekcie kultywacyjnej i byli przyzwyczajeni do splendoru. Prawdopodobnie nigdy nie widzieli takich fars, ani nie słyszeli takiego rodzaju logicznego myślenia. Wei Wuxian zaśmiał się histerycznie w myślach, po czym wyciągnął rękę.
– No to niech je odda.
Oczywiście Mo Ziyuan nie mógł nic oddać, bo albo wyrzucił jego rzeczy, albo je zniszczył. A nawet gdyby mógł, to duma by mu na to nie pozwoliła. Jego twarz stała się purpurowa ze złości.
– …Mamo! – wrzasnął, a w jego wzroku dało się odczytać „naprawdę pozwalasz, by mnie tak traktował?”.
Pani Mo łypnęła na niego, dając mu znać, żeby nie pogarszał sytuacji. Jednak Wei Wuxian znowu się odezwał:
– Nie tylko nie powinien kraść moich rzeczy, ale nie powinien też robić tego w środku nocy. Każdy wie, że kręcą mnie mężczyźni. Choć nie było mu wstyd, to i tak wyglądał podejrzanie.
Pani Mo sapnęła i wykrzyknęła:
– O czym ty mówisz przy mieszkańcach wioski? Bezwstydnik! A-Yuan to twój kuzyn!
Jeśli chodzi o bisurmanienie, to Wei Wuxian zdecydowanie był w nim mistrzem. W przeszłości, jeśli chciał zaszaleć, to musiał mieć na względzie swój status, ale teraz i tak uważano go za szaleńca, więc mógł robić to, co mu się żywnie podobało. Wyprostował plecy i buńczucznie się kłócił:
– Nie unikał mnie, choć wie, że jestem jego kuzynem, więc niby kto jest bardziej bezwstydny? Nie obchodzi mnie twoja reputacja, ale nie niszcz mojej niewinności! Nadal chcę znaleźć dobrego mężczyznę!
Mo Ziyuan wrzasnął głośno i zaczął wymachiwać w jego stronę krzesłem. Jak tylko Wei Wuxian zobaczył, że ten stracił nad sobą panowanie, to przeturlał się i wstał, unikając uderzenia krzesłem, które trzasnęło o podłogę, rozpadając się na kawałki. Zebrani w sali ludzie pierwotnie nabijali się z hańby rodziny Mo, ale natychmiast uciekli z początkiem bójki. Wei Wuxian pobiegł w kierunku gapiących się na tę scenę młodzieńców z sekty Lan i krzyknął:
– Wszyscy to widzieli? Hej? Ten rabuś także kogoś bije! Jest bez serca!
Mo Ziyuan gonił za nim i prawie go dopadł, kiedy lider kultywatorów go zatrzymał.
– Proszę się uspokoić. Słowa są najsilniejszą bronią.
Pani Mo zobaczyła, że chłopak celowo ochrania szaleńca i ostrożnie się uśmiechnęła.
– To syn mojej młodszej siostry. Nie jest zbyt bystry. Wszyscy w wiosce wiedzą, że jest szaleńcem i często mówi dziwne rzeczy, których nie powinno się brać na poważnie. Kultywatorze, proszę…
Zanim skończyła mówić, Wei Wuxian wyjrzał zza pleców młodzieńca i na nią łypnął.
– Kto powiedział, że moich słów nie można brać na poważnie? Spróbujcie znowu coś ode mnie ukraść! Jeszcze raz, a obetnę złodziejowi rękę!
Mo Ziyuan był przytrzymywany przez ojca, ale kiedy to usłyszał, to ponownie stracił nad sobą kontrolę. Wei Wuxian szybko wyskoczył na zewnątrz, a młodzieniec z sekty Lan natychmiast zasłonił wyjście, poważnym tonem zmieniając temat.
– W takim razie nocą skorzystamy z zachodniego dziedzińca. Proszę pamiętać, o czym rozmawialiśmy. Po zmroku zamknijcie wszystkie okna i nie wychodźcie na dwór , a tym bardziej nie idźcie na dziedziniec.
Pani Mo trzęsła się ze złości.
– Tak, tak, proszę…
– Mamo! Ten szaleniec obraził mnie na oczach tylu osób i nic z tym nie zrobisz? Mówiłaś mi wcześniej! Mówiłaś, że jest tylko… – Mo Ziyuan nie był w stanie w to uwierzyć.
– Cicho bądź. Nie możesz poczekać, aż będziemy sami? – rozkazała jego matka.
Mo Ziyuan nigdy nie wypadł tak niekorzystnie ani nie został tak zhańbiony, a bura jego matki tylko pogorszyła sytuację. Będąc wypełnionym nienawiścią, pomyślał: Ten szaleniec dzisiaj zginie!
Po zrobieniu zamieszania Wei Wuxian wyszedł z posiadłości rodziny Mo i połaził po wiosce. Choć zaskoczyła go ogromna ilość kręcących się ludzi, to kochał każdą sekundę i poznał, jak wspaniale jest być uważanym za szalonego. Zaczął nawet akceptować makijaż, dzięki któremu wyglądał jak duch wisielca i dość niechętnie myślał o zmyciu go. Poprawił włosy i przyjrzał się swoim przedramionom. Nacięcia się nie goiły, więc zakazana technika nie akceptowała tak drobnej zemsty.
Czy naprawdę będzie musiał wyeliminować rodzinę Mo?
Szczerze mówiąc, to nie będzie zbyt wielkim wyzwaniem.
Wei Wuxian spacerkiem wrócił na zachodni dziedziniec. Uczniowie z sekty Lan stali na dachu, rozmawiając o czymś z poważnym wyrazem twarzy.
Choć sekta GusuLan znacznie się przyczyniła podczas oblężenia Kopców Pogrzebowych, to wtedy ci adepci albo jeszcze się nie urodzili, albo byli bardzo młodzi. Nie powinien ich za to nienawidzić, więc zdecydował się pokręcić po okolicy i poobserwować, co będą robić. Po chwili poczuł, że coś jest nie tak.
Dlaczego te trzepoczące na dachach czarne flagi wydawały mu się tak znajome?
Ten rodzaj flagi nazywany był flagą przyciągania duchów. Jeśli przyczepi się ją do żywej osoby, to przyciągnie wszystkie zjawy, duchy, żywe trupy i złe istoty będące w konkretnej odległości. Zamienia się wtedy w żywy cel, dlatego wynalazek ten nazywa się także flagą celu. Można ją również powiesić na fasadzie budynku, ale w środku muszą być żywi ludzie. W takim wypadku ranga ataku rozszerzy się na wszystkich mieszkańców. Mówiono na nią także flaga czarnego wiatru, bo miejsce, w którym ją ustawiano, zawsze otaczała mroczna aura, wyglądająca jak wirujący czarny wiatr. Ustawienie formacji flag na zachodnim dziedzińcu i zakaz zbliżania musiały oznaczać, że planowali zwabić tutaj żywe trupy i złapać je za jednym razem.
Odnośnie tego, dlaczego wyglądały znajomo… Jak mogły tak nie wyglądać? Wynalazcą flagi przyciągania duchów był nikt inny jak Patriarcha Yiling! Wyglądało na to, że choć powierzchownie świat kultywacji go nienawidził, to nadal korzystali z jego wynalazków.
Jeden z uczniów stojących na dachu go zauważył i powiedział:
– Proszę, wróć do domu. Nie powinieneś tu przychodzić.
Choć go wyganiał, to było to zrobione z dobroci i jego ton był inny niż służących rodziny Mo. Wei Wuxian wprawił go w osłupienie, szybko podskakując i łapiąc jedną z flag.
Młodzieniec był zaskoczony i zeskoczył na dół, by go złapać.
– Nie ruszaj się. To nie jest coś, co możesz zabrać.
– Nie oddam, nie oddam! Chcę tę rzecz! Chcę! – krzyczał Wei Wuxian, wyglądając jak prawdziwy wariat. Machał ramionami, a jego włosy były rozczochrane.
Uczeń dogonił go w kilku susach i złapał za ramię.
– Jeśli tego nie oddasz, to cię uderzę!
Wei Wuxian trzymał mocno czarny materiał, nie chcąc go puścić. Przywódca grupy, który do tej pory ustawiał formację flag, zeskoczył lekko na ziemię, kiedy usłyszał zamieszanie.
– Jingyi, przestań. Nie rób zamieszania i po prostu zabierz mu flagę.
– Sizhui, wcale go nie uderzyłem! Spójrz na niego, niszczy naszą formację! – powiedział Lan Jingyi.
Podczas szarpaniny Wei Wuxian zdążył sprawdzić flagę, którą trzymał w dłoniach. Motywy zostały narysowane poprawnie, a inkantacje były kompletne. Nie było żadnych błędów, więc nic nie powinno pójść nie tak. Jednak osoba, która narysowała flagę, nie miała doświadczenia, więc za jej pomocą można przywołać tylko złe duchy będące w zasięgu pięciu li3. Ale to powinno wystarczyć. W tak małej wiosce raczej nie ma żadnych złośliwych istot.
Lan Sizhui uśmiechnął się do niego.
– Paniczu Mo, niebo się ściemnia i niedługo zaczniemy łapać chodzące trupy. W nocy będzie niebezpiecznie, więc najlepiej będzie, jeśli wrócisz do swojego pokoju.
Wei Wuxian mu się przyjrzał. Był przystojny, delikatny i dostojny, kiedy lekko się uśmiechał. W duchu wyraził względem niego aprobatę. Formacja flag ustawiona była w zorganizowany sposób i zachowywał się z szacunkiem, co czyniło z niego ucznia o ogromnym potencjale. Nie wiedział, kto w tak konserwatywnej rodzinie jak klan Lan wychował tak wspaniałego młodzieńca. Lan Sizhui ponownie się odezwał:
– Ta flaga…
Jednak zanim skończył, Wei Wuxian rzucił flagę na ziemię i mlasnął językiem.
– To tylko flaga, więc o co wam chodzi? Potrafię o wiele lepiej rysować!
Uciekł, gdy tylko przedmiot uderzył o ziemię. Chłopcy, którzy przyglądali się zamieszaniu z dachów, prawie pospadali ze śmiechu po usłyszeniu jego niedorzecznych słów. Lan Jingyi, który trząsł się lekko ze złości, podniósł szybko flagę.
– Co za maniak!
Wei Wuxian dalej kręcił się po okolicy, nic nie robiąc, ale w końcu wrócił na mały dziedziniec należący do Mo Xuanyu.
Zignorował pękniętą zasuwę i bałagan na podłodze, znalazł czyste miejsce i ponownie usiadł w pozycji lotosu. Jednak przed świtem hałas z zewnątrz wyrwał go z medytacji.
Zbliżyła się seria chaotycznych kroków, wymieszanych z płaczem i krzykami. Wei Wuxian z kakofonii dźwięków wyłonił jedynie pojedyncze zdania: „Wbiegnij i go wywlecz!”, „Powiadomcie żołnierzy!”, „Jak to żołnierzy? Zatłuczcie go na śmierć!”.
Kiedy otworzył oczy, to paru służących już stało w środku. Cały dziedziniec oświetlony był pochodniami. Ktoś krzyknął:
– Zawleczcie tego szalonego mordercę do sali głównej, niech zapłaci za to życiem!
1. Pozycja lotosu – pozycja stosowana przy medytacji, znana już w starożytnych Indiach. Pozycja lotosu to specyficzny rodzaj siadu skrzyżnego, w którym lewa stopa znajduje się na prawym udzie oraz prawa stopa na lewym udzie. Podeszwy stóp powinny być skierowane do góry, a kręgosłup i plecy wyprostowane.
2. Pałeczki wbite w ryż – w większości azjatyckich kultur jest to uważane za ogromne tabu, gdyż normalnie pałeczki wbija się w jedzenie tylko podczas składania ofiar przodkom. Zwyczaj ten nazywa się „posiłkiem zmarłego” (死人饭, sǐrén fàn). Podanie w ten sposób jedzenia żywej osobie jest oznaką ogromnego braku szacunku i niewerbalnym sposobem na wskazanie, że życzy się jej śmierci. W niektórych miejscach jest to także utożsamiane z kadzidłami, których używa się podczas modlitw za zmarłych.
3. A, Ah – prefiks używany ze skróconym imieniem danej osoby w celu wyrażenia bliskości.
4. Li – chińska miara odległości mierząca 500 m. Pięć li to około 2,5 km.
Tłumaczenie: Ashi
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Tom II
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Tom III
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Tom IV
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106
Rozdział 107
Rozdział 108
Rozdział 109
Rozdział 110
Rozdział 111
Rozdział 112
Rozdział 113
Posłowie autorki I Posłowie autorki II
Dodatki
Ekstra 1
Ekstra 2
Ekstra 3
Ekstra 4
Ekstra 5
Ekstra 6
Dziękuję!
mi przeczytanie zajeło 10 min
Nikt nie pytał.
:blabla:
:zachwyt:
:ekscytacja:
<3 <3 <3